Rozdział 56
-Witajcie! W końcu was znalazłem! - Zaśmiał się Brandon Hurt. - Mam dla was propozycję. Nie do odrzucenia. Chcę tylko dziewczynę, wam mogę odpuścić, ale nie jej! Kiedy ją dostanę, odejdę w pokoju i już nigdy się nie spotkamy. Frank, Hans, dzecyzja należy do was.
Helen zadrżała. Spojrzała na towarzyszy.
-Chyba śnisz, jeśli myślisz... - Zaczął Hans, ale silne uderzenie w głowę przerwało potok słów i powaliło go na ziemię.
-Zamknij mordę, dziadu... Pan Brandon składa bardzo chojną propozycję, na którą przystaję, zresztą, to dzięki mnie tu dotarł. -Frank potarł opatrunek na dłoni. - Kiedy w więzieniu wypchnąłem go przez okno, pp pierwsze, wycelowałem w leżący materac, po drugie wepchnąłem mu do ręki wiadomość: MAMY TEN SAM CEL, SPOTKAJMY SIĘ W NEPALU. PODĄŻAJ ZA KRWIĄ. Zostawiałem mu krwawe ślady, kiedy tylko mogłem, i oto jesteśmy...
-A... Ale po co? Po co to wszystko... - Spytała skonfundowana Luck.
-BO TAK! NIGDY MU NIE WYBACZYŁEM... Zabił najpierw ojca, potem mnie... DWADZIEŚCIA DWA LATA MI ZMARNOWAŁ... Nie mogę go puścić... Umówiłem się z Hurtem, że on weźmie ciebie, a ja Hansa... I tak się stanie. -Wysyczał Frank, złapał Hansa za kark i poprowadził pod ścianę. Kiedy Helen chciała za nimi pójść, Brandon nieoczekiwanie wycelował w nią pistolet.
- A A A... Ani kroku dalej, dziewczynko... Załatwmy to szybko... - Mruknął Hurt i przeładował pistolet. - Pożegnaj się szybko.
-Żegnaj. - Powiedziała Helen i odpięła zawleczkę od granatu i rzuciła go w stronę łysola. Granat trafił prosto w głowę, ogłuszając mężczyznę, który nie zdołał odskoczyć na bezpieczną odległość. Odłamki ładunku uszkodziły nogi, rdzeń kręgowy, ręce i jeden odłamek siedział w czaszce.
Dziewczyna podeszła wolno do pełzającego Brandona i wbiła mu sztylet w gardło.
-To za mojego brata... - szepnęła mu do ucha i słuchała, jak dławi się krwią.
Tymczasem Frank postawił Hansa pod ścianą i wyjął pistolet.
-No... Teraz ci odpłacę... - Peterson pokazał na trzy blizny ma klatce piersiowej. - Tobie zrobię takie same, chcesz? Zresztą, kto cię pyta o zdanie?
Rozległ się strzał. Frank przeładował rewolwer, a Fledder upadł na kolana. Frank przystawił mu lufę do czoła.
-Jakieś ostatnie słowa?
W tym momencie Helen wbiła sztylet w plecy Petersona, który nacisnął spust, jednak kula trafiła w ramię Fleddera, który mimo to się dźwignął na nogi. Dziewczyna cofnęła się na bezpieczną odległość, podczas gdy Peterson strzelał w stronę Hansa. Strzelił trzy razy, aż skończyły mu się naboje.
Krew ciekła z rozerwanego munduru na nieskazitelnie czysty lód. Fledder upadł na plecy i zaczął czołgać się w stronę ściany. Frank zwrócił się w stronę dziewczyny. Wycelował w głowę
Zamek szczęknął głucho.
-Cholera... -Mruknął Peterson drżącymi palcami próbował załadować naboje do bębenka. Helen to wykorzystała i wbiła nóż w brzuch oponenta. Następnie pociągnęła w górę, rozcinając klatkę piersiową. Potem wbiła ostrze w gardło Franka.
Wtem przyszła wizja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro