Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 46

W ciągu dwóch tygodni Peterson (syn) doszedł do Teheranu.

Nadwyrężyło to jego zdrowie fizyczne i psychiczne do tego stopnia, że ostatni kawałek drogi szedł machinalnie, bez emocji, bezmyślnie.

Teheran okazał się nad wyraz rozwiniętym miastem portowym. Transoprtowano tędy towary z Morza Kaspijskiego w głąb lądu długimi wielbłądzimi karawanami.

To podsunęło Frankowi pomysł.

Przepychając się, dotarł do jednego człowieka w turbanie, który wyglądał na w miarę ogarniętego w tym handlowym zamęcie.

-Idziecie może do Kairu?! -Przekrzyczał tłum Peterson mówiąc przez elektronicznego tłumacza.

-Kairu już dawno nie ma... Idziemy do Bagdadu, potem do Damszku z towarami. Jak chcesz, możesz się dołączyć. Będziesz prowadził wielbłąda z tkaninami. Dobra? -Odparł nieznajomy.

-Pasuje! Kiedy ruszacie?

-Właściwie to zaraz. Przygotuj się szybko i jedziemy.

Frank czuł pewien dyskomfort siedząc na dwu głowym wielbłądzie, ale darowanemu koniowi się w zęby nie zagląda... Grunt, że miał w miarę szybki transport. Tylko to się liczyło -odrobić stracony czas i dotrzeć do Egiptu przed Hansem.

Po kilku dniach Peterson poznał ważniejszych członków karawany:

Abdul Khubal -przewodnik i człowiek, który przyjął gościa do kompanii.

Abdul Alhazed - kronikarz i poeta.

Baltazar Hissur -nawigator i matematyk

Emanuel -poganiacz wielbłądów, plotkarz i malarz.

Wszystkich serdecznie polubił, z wzajemnością.

Z zachwytem wysłuchuwali jego historii o wszystkim, przez co przeszedł.

Szóstego dnia dotarli do Bagdadu. 

Była to wielka metropolia pełna dzieł sztuki, architektury i przepychu.

Na każdym rogu stały stragany, a na ogromnych placach głoszono kazania w jakiś zapomnianych religiach...

Karawana zabawiła tam jeden dzień, po czym ruszyła dalej w stronę Damaszku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro