Rozdział 33
-...potem dotarłem na bezpieczną odległość od obozu i oto jesteśmy... -Hans rozpostarł ramiona pokazując okolicę.
-A co z Marleną?
-Pewnie nie żyje... Nic na to nie poradzę. -Odparł ze smutkiem.
-Dobra... To gdzie my właściwie jesteśmy? -Spytał zdezorientowany Frank.
-Już mówię... -Fledder wyjął mapę. -Jesteśmy na wysokości Jakutska, tam płynie Lena. -wskazał na wodę w oddali. -Możemy iść z jej biegiem do jeziora Bajkał... Iść, albo przepłynąć.
-Po tej karawanie... Nie mam siły się tyle włóczyć... Do tego jestem osłabiony... Popłyńmy. -Powiedział Peterson.
-Ha! Super! Zawsze chciałem popływać łódką! Ostatnio pływałem ze dwadzieścia lat temu... -Zaczął Hans.
-Ejejejejej! Nie rozgaduj się... Głowa mi pęka... Ale skąd ty chcesz wytrzasnąć łódź?
-A z tamtąd. -Pokazał mały porcik rybacki.
-One są na sprzedaż?
-Niee... Ale nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy jedną wzięli szturmem. -Hans wyjął dwa postolety automatyczne i podał je Frankowi, sam trzymał karabin AK-47. -No? Na co czekasz? Idziemy!
-Już już... -Gramolił się z ziemi Peterson, ale Hans był już spory kawałek dalej. -Jak on tak zapierdziela z tą nogą?!
Tymczasem Hans dotarł już do mariny. Upatrzył sobie niedużą łódkę z silnikiem spalinowym.
-Panowie żeglarze - zaczął podniośle. -Okoliczności zmuszają mnie i mojego kamrata do przepłynięcia z biegiem rzeki! Dlatego prawem pirackim, rekwirujemy ten oto statek! Jakieś pytania?!
-To moja łajba, jesteśmy w porcie, a nie na wodzie... -Zaczął jeden z marynarzy, ale nie dokończył swojego wywodu o prawie morskim, bo oberwał serią w głowę.
-Jeszcze jakieś mądre uwagi?! -Ryknął Hans.
Ludzie zaszemrali, ale przepuścili ich na łodź.
Kiedy zabrali na pokład zapas paliwa, odbili od brzgu i popłynęli z prądem Leny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro