Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Peterson leciał już od dwóch i pół godziny.

Czuł, że zaczyna go brać zmęczenie, więc postanowił zrobić sobie przerwę.

Wylądował, napił się herbaty i poszedł spać.

Nie zapomniał o środkach bezpieczeństwa.

Zasnął z palcem na spuście.

Obudziły go dziwne dźwięki.

Otworzył oczy.

Zobaczył nad sobą potwory. Najprawdziwsze potwory. Co prawda miały krztałty ludzkie, lecz ich skóra była pokryta łuskami, oczy miały czerwone i dzikie, a zamiast rąk szczypce, jak u kraba. Były też łyse, a zamiast nóg miały macki, jak u ośmiornicy.

Frank zerwał się na nogi, pociągnął za spust.

Pierwszy oponent zwalił się na ziemię.

Kiedy strzelił do drugiego, pistolet tylko szczęknął. Koniec naboi.

W panice rzucił się w stronę samolotu.

Wyszarpał z komory flarę i strzelię w koerunku monstrum.

Tym razem trafił.

Dziwny stwór zapłonął jak pochodnia.

Jeszcze chwilę miotał się w konwulsjach. Potem zamarł w bezruchu.

Frank zaczął się szybko pakować, ze strachu przed większą ilością "tego czegoś co chciało go przed chwilą zabić".

Zatankował bak samolotu do pełna i wzbił się ponownie w przestworza.

Po półgodzinie zaczął padać śnieg, potem śnieg z deszczem, który przeistoczył się w grad, a następnie w burzę.

Peterson wytrwał tylko 15 minut. Potem zemdlał, a w maszynę uderzył piorun.

Samolot robiąc beczki, zaczął spadać coraz szybciej.

Wtedy Frank się obudził.

Już wcześniej miał na sobie spadochron.

Z wysiłkiem otworzył właz kokpitu i dał się wyrwać sile odśrodkowej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro