wprowadzenie
Niska czarnowłosa dziewczyna właśnie zmierzała do sali lekcyjnej. Jej radosne złote oczy wpatrzone były w przyjaciółkę, z którą właśnie szła. Obie dziewczyny były ubrane w fioletowe mundurku.
-Kisa-chan myślisz, że Aoi-senpai lubi czekoladowe ciasteczka? Chcę upiec je dla niego na walentynki.-powiedziała wesoła rudowłosa. Na jej policzkach pojawił się lekki różowy wypiek, który pokazywał jej zawstydzenie i niepewność.
-Na pewno, pomodlę się by udało ci się zwrócić jego uwagę.-odparła jej dziewczyna w kitce i z uśmiechem poklepała koleżankę po ramieniu.
Po skończonych lekcjach ciemnowłosa udała się w stronę swojego domu dłuższą drogą. Miała zamiar zajść do świątyni Benten. Na szczęście świątynia patronki zakochanych nie znajdowała się tak daleko jej domu i mogła sobie pozwolić na zajście tam.
Gdy dotarła do niewielkiej trochę zaniedbanej świątyni pierwsze co zrobiła to zrzuciła z siebie torbę i zaczęła sprzątać. Wiedziała, że ta świątynia bóstwa nie była często odwiedzana, ale trzabyło okazać szacunek czcigodnej. Po dłuższej chwili sprzątania dziewczyna podeszła do ołtarzyka i wyszeptała życzenie. Wrzuciła 700 jenów do seisenbako i dwa razy klasnęła w dłonie. Na odchodnę oddała pokłon i udała się w stronę domu. Nastolatka nigdy nie była osobą kroczącą ścieżką bogów, dlatego jej modlitwa i oddanie czci bóstwu nigdy nie było idealnie wykonane (no nie robiła tego w stu procentach tak jak się powinno).
Jej drogę do domu oświetlał tylko wschodzący księżyc oraz kilka lamp ulicznych. Złotooka jednak nie śpieszyła się i napawała się widokiem pojawiających się na niebie gwiazd.
Jej spokojną drogę powrotną zakłócił głośny huk. Gdy spojrzała w tamtym kierunku zobaczyła jak jedna z lamp ulicznych wygięła się. Nie był to codzienny widok gdyż nigdzie nie mogła dostrzec kto spowodował jej wykrzywienie. Z ciekawości ruszyła w tamtym kierunku i w pewnym momencie ją zamurowało. Jej osłupienie nie trwało długo gdyż pędem ruszyła w stronę nieprzytomnej dziewczyny. Bezwładne ciało szatynki leżało pod tą samą wygiętą lampą, którą wcześniej dostrzegła kruczowłosa. W wręcz idealnym momęcie odciągnęła je na bok. Chwilę po tym jakiś nadnaturalny wiatr przeciął lampę, która wylądowała w miejscu gdzie wcześniej znajdowała się szatynka.
-Nic ci nie jest? Hej żyjesz?- spanikowana nastolatka zaczęła potrząsać nieprzytomną uczennicą. Gdy nie usłyszała odpowiedzi przyłożyła ucho do jej klatki piersiowej i spokojna, a zarazem zdziwiona odetchnęła. Szatynka tylko zasnęła, lecz ciemnowłosa nie wiedziała jak to możliwe by ktoś miał taki talent i zasnął na chodniku. Dodatkowo żaden hałas jej nie obudził. Chwilę, którą poświęciła rozmyślenią nad obudzeniem dziewczyny przerwało ziewanie. Głową szatynki, która znajdowała się na jej kolanach podniosła się i dziewczyna rozejrzała się do okoła.
-Och dziękuję.- odezwała się różowooka kierując wzrok z słupa na twarz bohaterki.-Przepraszam za kłopot.
-Nie to nie kłopot...ale jak to możliwe, że zasnęłaś w takim miejscu jak mogę spytać.
-Od pewnego wypadku często zasypiam w nietypowych miejscach.-odpowiedziała nerwowo drapiąc się po karku. Po tym geście podniosła się na równe nogi i wystawiła rękę w kierunku ciemnowłosej. Oczywiście lekko zszokowana dziewczyna przyjęła ją. -Jeszcze raz dziękuję za ratunek.- po tych słowach różowooka lekko się skłoniła.
-Tak, to nic takiego.
-Jeśli ci to nie przeszkadza to wybacz, ale muszę już iść. Dowidzenia.
Nastolatka nie zdążyła zareagować gdy szatynka już zniknęła za rogiem. Z westchnięciem i swoimi głębokimi przemyśleniami udała się kolejny raz w stronę domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro