Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Obudziła się około godziny dziesiątej, przekręcając się powoli ześlizgnęła się z łóżka. Gdy już wstała zeszła na dół czekało tam na nią pysznie pachnące śniadanie, które składało się z dwóch grzanek z dżemem, soku ze świeżo wyciśniętej pomarańczy i jajko na miękko. Po długim jedzeniu śniadania poszła się umyć i ubrać w jakieś wygodne rzeczy. Wyjęła znowu wszystkie ubrania z kartonu i zaczęła przygotowania do wieczornej imprezy. Zajęło jej to z sześć godzin, gdy robiła ostatnie poprawki jej mama weszła po schodach do jej pokoju. Jej pokój znajdował się na poddaszu, kiedyś był to strych, ale teraz to jej pokój. Matka patrząc na ubraną w białą bluzkę na ramiączka, siwe krótkie spodenki i siwe buty na obcasie oraz mocnym makijażem rozpuszczonymi blond włosami córkę. Zastanawiała się gdzie dziś się wybiera.

-A ty gdzie się wybierasz moja młoda, droga damo? – Zapytała surowym głosem matka.

-Nie jestem już mała mamo mam już szesnaście lat. Na moją ostatnią imprezę tutaj. –Powiedziała kończąc malować rzęsy.

-O, której wrócisz?

-Nocuje u Charlotte.

-Jej rodzice się zgodzili?

-Tak możesz nawet do nich zadzwonić. - Pokręciła lakonicznie oczami. 

-Dlaczego wcześniej mi nie powiedziałaś, że wychodzisz? - Dalej wypytywała stoją już na przeciwko dziewczyny.

-Bo miałam ci powiedzieć teraz. – Powiedziała zabierając swoją marynarkę i torbę z łóżka. – Wychodzę. Pa. Do jutra. - Corrie zbiegła ze schodów i już jej nie było.

Impreza miała miejsce u jej przyjaciółki, jej rodzice wyjechali, więc bez problemu można było zaprosić większą grupkę osób. Gdy była już przy czwartym domu słyszała muzykę dochodzącą z imprezy. Wchodząc do domu od razu poczuła dym papierosów. W przedpokoju stało dużo ludzi, przepychając się. W końcu przeszła do salonu, na którym na środku wszyscy tańczyli. Zobaczyła Charlotte, która była ubrana w białą mini sukienkę, buty na dość wysokich szpilkach. Wyglądała jak zawsze zachwycająco, jej kręcone włosy wypadały z luźnie splatanego koka na jej twarz. Zobaczywszy swoją przyjaciółkę od razu do niej podbiegła i dała jej małe pudełeczko. Znajdował się w nim Naszyjnik z zawieszką, na której było wygrawerowane „Charlotte i Corrie zawsze razem i nikt tego nie zmieni". Naszyjnik był ze srebra takie, jakie lubi Corrie. Charlotte od razu pokazała taki sam wisiorek wiszący na jej szyi. Dziewczyna od razu założyła przedmiot i jak najmocniej ją przytuliła. Pobiegły na parkiet i zaczęły tańczyć. Kiedy blondynka poczuła zmęczenie zeszła z parkietu. Odwróciła się i w tym właśnie momencie poczuła, że bluzka zaczyna jej czymś przesiąkać. Na bluzce znajdowała się różowa plama od wina.

-Zwariowałeś patrz gdzie idziesz! Co z ciebie za idiota! – Zaczęła krzyczeć.

-Jedna bluzka mniej w twojej szafie nie zaszkodzi. – Odpowiedział chłopak, który stał przy winowajcy. Byli oni strasznie wysocy, umięśnione ciała. Winowajca miał brązowe włosy oraz orzechowe oczy. Rysy twarzy delikatne, jak u dziewczyny. Drugi zaś miał czerwone włosy sięgające do brody, a oczy ciemnoniebieskie, a jego rysy były mocno widoczne.  

-Coś mówiłeś. Bo nie dosłyszałam? - Zapytała jeszcze bardziej zdenerwowana tym, że ktoś się jej postawił. 

-Tak, że nic nie zaszkodzi twojej szafie po stracie jednej bluzki. - Oznajmił jeszcze bardziej pewnie. 

-Coś ty powiedział. To jest limitowana bluzka. Znajdziesz na świecie takie same tylko trzy. Przepraszam dwie, bo ktoś trzecią zniszczył. – Spojrzała się na chłopca, który oblał jej bluzkę. Był tak samo wysoki i umięśniony jak jego kolega. Tyle, że jego oczy były koloru zielonego. Palił i właśnie wydmuchał na nią dym mówiąc.

-Sorry. – Zaczął odchodzić z kolegą. Dodając do niego. – Dziewczyny zawsze się na coś wkurzają.

Wkurzona tupnęła nogą, jak dziecko i poszła do góry do pokoju Charlotte. Otworzyła szafę i widziała w niej same sukienki i spódniczki, w końcu znalazła coś innego. Była to beżowa koszula i buty tego samego koloru oraz bordowe krótkie spodenki. Zeszła na dół.

-Pożyczyłam twoje ciuchy. – Oznajmiła Charlotte omijając ją.

-Nie ma sprawy. – Krzyknęła za nią.

Corrie bez zastanowienia zaczęła szukać tych chłopaków. Nie chciała pozwolić na to, żeby im się to upiekło. Nie w tym domu, nie w tym mieście i nie przy tych ludziach, którzy ją szanowali. Kiedy ustała na palcach żeby zobaczyć, że nie ma ich w pobliżu koło niej pojawił się Mark, wysoki blondyn o dość umięśnionym ciele. Dziewczyny piszczały za nim i chciały go mieć, ale on widział tylko i wyłącznie Charlotte.

-Kazali mi to tobie dać. Powiedzieli, że to od chłopaka oblewacza bluzek dla uroczej dziewczyny. Potem pokazali mi, że to dla Ciebie. – Uśmiechną się i podał sok. 

-I myślą, że to starczy by im wybaczyła? - Zapytała samą siebie, bo Mark właśnie odszedł. Odłożyła sok na szafkę i znowu zaczęła szukać wzrokiem nie znajomych jej chłopaków. Po chwili ktoś poklepał ją po ramieniu, odwróciła się szybko i ujrzała brązowowłosego chłopaka. 

-Hej i jak smakuje sok? – Uśmiechnął się delikatnie jakby nie wiedział jak zareaguje.

-Yyy... - Spojrzała na niego od góry do dołu. - Jeśli myślisz, że dzięki temu wam wybaczę, to się grubo mylisz. - Oznajmiła.

-Jasne... Jestem Patch, a ty? - Zapytał nie zwracając uwagi na to, że dziewczyna wcale nie chciała z nim rozmawiać.

-Corrie. Musze lecieć. - Wymknęła się i uciekła do Charlottte, która właśnie biegła  w jej stronę.

-Nie uwierzysz! - Krzyknęła radośnie. - Jest tu chłopak, który chodzi do tej szkoły, jak ona tam miała... Do tej co idziesz ty. Chodź! - Pociągnęła Corrie nie pozwalając jej dojść do słowa.

Dobiegając do kuchni zobaczyła Toma. Ich kolegę z klasy. Stał razem z czerwonowłosym chłopakiem.

-Patrz –Zaczęła Charlotte. – To jest Kastiel. – Pokazała na chłopaka stojącego koło Toma. – Chodzi już rok do tej szkoły, co zaczniesz chodzić. Jest kuzynem Toma. Fajnie, co nie? Będziesz miała już kolegę ze szkoły. – Charlotte zaczęła się cieszyć do Corrie.

-Chyba nie będę miała żadnego nowego kolegi. - Przerwała jej. I spojrzała na Kastiela, który przyglądał się jej badawczo. 

-Taka osoba, jak ty. - Zaczął mówić, lekko zachrypniętym głosem. 

-Czyli? Jaka? - Dziewczyna założyła ręce na biodra.

-Z niższego pokroju. Wiem dlaczego zostałaś przyjęta do naszej szkoły. Mam wtyki. Lepiej znajdź kogoś, kto cię wprowadzi do naszego środowiska, bo inaczej zginiesz. - Spojrzał na nią z wyższością. - Mogę Ci pomóc, ale za drobną opłatą.

-Jaką opłatą? - Zapytała nie wierząc w to co mówi.

-Nie jesteś za brzydka... - Nie dane było mu do kończyć, ponieważ Corrie uderzyła go w twarz.

-Ani się waż mnie dotykać i zbliżać. - Odwróciła się na pięcie i odeszła.  

Gdy zbliżała się trzecia nad ranem wszyscy zaczęli się zbierać i wychodzić z imprezy. Kiedy Charlotte i Corrie zostały już same zaczęły sprzątać po całej imprezie i rozmawiać o różnych sprawach szkolnych i trochę ostatni raz poplotkować. Tego samego dnia o trzynastej Corrie wróciła do domu i pomagała mamie pakować resztę rzeczy do samochodu. O godzinie dwudziestej wyjeżdżały z pod wjazdu do domu. Corrie ostatni raz patrzyła na przecznice i swoją szkołę. Zastanawiała się czy kiedyś jeszcze tu wróci. Zobaczyła Charlotte wychodzącą z domu by pomóc rodzicom w zaniesieniu zakupów do domu, gdy jednak zobaczyła jej jadący samochód od razu do niego podbiegła. Mama Corrie zatrzymała samochód. Charlotte jeszcze raz się z nią pożegnała i pocałowała ją w policzek. Przytuliły się przez okno, jej mama zaczęła jechać, machały do siebie aż straciły się z oczu. 

------------------------------------------

Nie myślałam, że do tego wrócę. Ale jednak! Na razie jeszcze jest słabo, ale w końcu zacznie się rozkręcać. :) 

Pozdrawiam wszystkich i czekam na waszą opinie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro