Piąty
-Czy ktoś może potwierdzić pani wersje zdarzeń?-zapytał policjant, zeznawałam juz od dobrych 3 godzin, bo panowie lubią w kółko zadawać te same pytania.
-Czyli Pana zdaniem to ja zabiłam moją przyjaciółkę i wycięłam na jej ciele, że to ja będę następna? To jest bez sensu. Proszę dajcie mi wrócić do domu, mam już dość, marzę tylko o tym żeby posiedzieć w samotnością, bez policjantów nad głowa.- po ośmiu godzinach spędzonych na komisariacie wybuchnęłam. Ile można trzymać człowieka, w moim stanie, w tak beznadziejnym miejscu?
-Carter, wypuść ją.-do pomieszczenia wszedł mężczyzna w skórzanej kurtce. -Dziewczyna ledwo żyje a ty ja męczysz.-spojrzał na mnie.-Niech pani przyjdzie do nas jutro o piętnastej, jak będziemy czegoś potrzebować to zadzwonimy.
Przytaknęłam tylko i wstałam z krzesła, mężczyzna, który mnie "uratował" nie wyglądał jak policjant, był zbyt przystojny. Nie był grubym, starym facetem, który najchętniej by wszystkich udupił. Wyszliśmy z pomieszczenia, ubrałam mój płaszcz i czapkę.
-Potrzebuje pani podwózki?
-Nie, dziękuje, poradzę sobie. -posłałam mu wymuszony uśmiech i wyszłam z budynku.
***
Siedziałam sama w domu z butelka wina, zapijałam stratę przyjaciółki i samotność. Dzwoniłam do Nate'a pięć razy i za każdym razem odrzucił połączenie. Nie wiem o co mu chodziło, ale czułam, że szykuje się coś gorszego niż śmierć Ashley. Gdy siedziałam sama na łożku, zastanawiając się nad ostatnimi wydarzeniami usłyszałam trzask otwieranych,a raczej wyszarpywanych drzwi i dźwięk kroków. Szybko schowałam się pod łóżko i wyciszyłam telefon. Byłam pewna ze to nie jest mój sąsiad, on w tym momencie miał mnie w dupie. I nie pomyliłam się. Ktoś usiadł na łożku, w pokoju słyszalne były tylko nasze oddechy. Cholernie się bałam, a co jeśli teraz faktycznie jest moja kolej? Zabije mnie, ale przecież nikt się tym nie przejmie. Jedyna osoba, która się mną interesowała teraz jest w innym świecie.
-Wiem, że tutaj jesteś, kochanie. Nie teraz, ale w najbliżej przyszłości oddasz to co mi odebrałaś.-usłyszałam kobiecy głos, a za chwile straszliwy śmiech. Kobieta opuściła pomieszczenie a ja zostałam sama ze sobą pod łóżkiem. Z tego wszystkiego powoli zaczęło uchodzić ze mnie życie, słyszałam tylko szubienice w uszach, widziałam tylko rozmazany obraz desek od łóżka, a po chwili wszystko odeszło, a ja w końcu byłam w spokoju.
*little Jack*
-Jaaack! Szybko, o matko, Boże Jack!-wydzierałem się na cały budynek. Gdy szliśmy na chwile do mieszkania Nate'a zauważyliśmy wyłamane drzwi, w mieszkaniu jego sąsiadki, z która zastaliśmy go w dwuznacznej sytuacji. Gdy mój przyjaciel poszedł do mieszkania skate'a, ja postanowiłem sprawdzić co się stało. Zauważyłem ślady błota prowadzące do pokoju. Spod łóżka wystawała noga, wystraszony spojrzałem pod nie i zobaczyłem nieprzytomną Julię, właśnie dlatego teraz wydzieram się jak chory psychicznie. -Mam zawał, moje serce! Jack!
-Co się stało? O ja pierdole..- przykucnął.-Podniosę łóżko, a ty ją wyciągnij.-złapał za ramę i podniósł ją, a ja wyciągnąłem dziewczynę. Mój przyjaciel sprawdził jej puls i spojrzał na mnie wystraszony. -Dzwon po karetkę.
*Nate*
-Jak to jest nieprzytomna?-warknąłem do telefonu.-Słucham? Jesteście w szpitalu? Jadę tam. Napisz mi SMS z adresem.-rozłączyłem się, złapałem kluczyki i kurtkę.
-Już jedziesz?-usłyszałem za sobą cichy głos.
-Tak mały, musze już jechać, ale przyjadę na caaaały weekend i pojedziemy gdzie tylko będziesz chciał.-rozczochrałem mu blond włoski.-Kocham Cię, pamiętaj.-kucnąłem i spojrzałem mu w oczy.-Zadzwonię wieczorem.-pocałowałem go w głowę.-Mamo! Lecę, pa!
-Pa synku!
Wyszedłem z domu i popędziłem do samochodu, swietnie jestem 120 km od miasta. Odpaliłem i ruszyłem. Na szczęście w środku tygodnia nie było wielkiego ruchu i po dwóch godzinach byłem w szpitalu. Podszedłem do chłopaków, którzy siedzieli cali bladzi na poczekalni.
-Co z nią?
-Nie wiemy, nikt nam nie chce powiedzieć.-mruknął blondyn.
-To czemu żaden z was nie powiedział do cholery, ze jest jej chłopakiem czy cos? Czy ja zawsze musze za was myślec? Mam dość kurwa, żałuje ze się wprowadziła do mieszkania obok, teraz mam same problemy.-warknąłem wkurzony i przetarłem dłońmi twarz.
-Stary, nie mów tak, widzieliśmy ostatnio swoje...
-Wiele razy takie sytuacje widzieliście. -z sali na przeciwko wyszedł lekarz. -Doktorze co z nią?
-A pan jest rodziną?-spojrzał na mnie podejrzanie.
-Jestem jej narzeczonym, oprócz mnie nie ma nikogo.
-Oh.. No wiec, pacjentka zemdlała z przemęczenia, ma złe wyniki, zdecydowanie ma anemię i niedobór witaminy D3. Odzyskała przytomność i jeszcze dzisiaj zostanie wypisana. Musi pan teraz o nią zadbać, zdrowe posiłki, sport, odpowiednia pora snu. -posłał mi uśmiech.-Za pare miesięcy będzie lepiej, wyniki musza się unormować. Teraz przepraszam, jestem potrzebny gdzie indziej, może pan wejść do narzeczonej.
***
Dzisiaj baaaardzp krotki jak na mnie tylko 750 słów, ale chciałam już dodać, bo TaLaxx11 mówi ze już nie pamięta o czym to jest 😂
Proszę o gwiazdki i komentarze 🙈❤️👼🏻
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro