Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pierwszy


-Ashley! Kurwa!-wyrzuciłam ręce do góry.- Drugie lewo!

-No dobra sorry! Co teraz?-zapytała. Przysięgam, że jej kolor włosów idealnie do niej pasował.

-Musimy zawrócić, ale cholera nie wiem gdzie...-potarłam skronie głowy, myśląc nad rozwiązaniem.-Ty jesteś kierowcą, sama myśl.-Dziewczyna skinęła głowa i tak po prostu przejechała przez trawnik , który oddzielał drogi.-Ocipiałaś? Co ty robisz?! Jesteśmy tutaj od 20 minut, a ty już chcesz do paki?

-Milcz, to ja jestem kierowcą!-wjechała tym razem w dobra uliczkę, która prowadziła do naszego nowego mieszkania. Był koniec lipca, czyli połowa wakacji. We wrześniu, razem z reszta naszych przyjaciół zaczynamy studia. Gdy inni postanowili, że chcą prowadzić akademickie życie, ja i Ash stwierdziłyśmy, że wolimy wynająć małe mieszkanko, ale mieć  własne cztery kąty, obydwie zamierzałyśmy znaleść pracę i urządzić się jakoś w tym dużym mieście.

Blondynka zaparkowała koło śmietników (prawie w nie wjechała, ale sh), bo tylko tam było wolne miejsce. Po chwili kłótni o to kto ma klucze, wysiadłyśmy z torbami podręcznymi i ruszyłyśmy w kierunki klatki numer 5, w której znajdowało się nasze nowe mieszkanie.

Gdy weszłyśmy do klatki, pierwsze co poczułam to nieprzyjemny zapach, spowodowany rożnymi resztkami w kącie, które właściciel na wyjebaniu sobie tutaj zostawił. Jak można być aż tak obrzydliwym człowiekiem? Cóż myśle, że będzie trzeba tutaj znieść jakiś śmietnik, ale nie zdziwię się jak ktoś go zajebie, serio. Uśmiechnęłyśmy się z Ash porozumiewawczo i weszłyśmy na 3 piętro, gdzie znajdowały się 4 mieszkania. Uh szkoda, że nie ma windy. Zanim jednak weszłyśmy do mieszkania, w oczy rzucił mi się napis na drzwiach naszego sąsiada "smoke everyday", oh no świetnie, jeszcze będziemy miały zjaranego kolesia za ścianą, albo jakiegoś hipisa... Czy on nie powinien mieszkać w szałasie? Cóż..

Otworzyłam drzwi od naszego mieszkania i weszłam do środka, nie było duże. Wspólny pokój, ponieważ znamy się od piaskownicy i to dla nas żaden problem. Do tego salon z balkonem, kuchnia i łazienka. Zdecydowanie nam wystarczy.

-Zajebiście.-westchnęła moja towarzyszka.-Własne mieszkanie, imprezy. Kurwa, raj.-rzuciła się na kanapę, która była w salonie. Zaśmiałam się i odłożyłam torbę.

-Pootwieraj okna, a ja pójdę po nasze rzeczy.-wyszłam z mieszkania i zaczęłam schodzić, usłyszałam tylko "uważaj na schodach" na co się zaśmiałam i zaczęłam zbiegać. Naturalną rzeczą było to, że na samym końcu, potknęłam się i na dupie zjechała po schodach, prosto w piątkę chłopaków.

-Kurwa, Julka jak zwykle musisz robić wielkie wejście.-usłyszałam za plecami śmiech przyjaciółki, która pewnie usłyszała mój pisk i zbiegła na dół. Zawstydzona, schowałam czerwoną twarz w dłoniach.

-Zamknij się i pomóż mi Wstać, westchnęłam.-zanim dziewczyna zdążyła podjeść, jakiś chłopak podał mi rękę i pomógł mi wstać. Gdy na niego spojrzałam, moja twarz przybrała kolor jeszcze mocniejszej czerwieni. -Dzięki i przepraszam.-mruknęłam.

-Coś ty!-powiedział szczupły blondyn, który wyłonił się z tłumu.-Było śmiesznie.-zaśmiał się.

-Czyli to, że mogłam się zabić śmieszy cię?-skrzyżowałam ręce na piersiach i próbowałam zachować powagę.

-Pf, cośty! Ja? Pf..-zaczął się tłumaczyć na co zaczęłam się śmiać.

-Jesteście nowe tutaj?-zapytał chłopak, który pomógł mi wstać na co pokiwałam głową na tak. Boże, jeśli to nasz sąsiad to Boże, chce. -Też tutaj mieszkam, jestem Nate.

-To Julia, a ja jestem Ashley. A twój kol...-przerwałam jej i pociągnęłam w stronę drzwi.

-Ash, torby. Nie czas na romanse.-fuknęłam.

-Pomożemy wam.-podszedł do nas blondyn.-Jestem Jack.-przedstawił się.

-Nie trzeba.-uśmiechnęłam się.

-Wiesz nie za dobrze radzisz sobie na schodach.-zaśmiał się na co przewróciłam oczami.-No co? Nie da się ukryć, że sobie nie radzisz. Emett! Chodź tutaj i pomóż mi.-podszedł do nas umięśniony chłopak, na oko 25 lat, który widocznie nie był zadowolony z tego, że ma nam pomóc. Poszliśmy razem do auta, Ash otworzyła bagażnik, wszyscy wzięliśmy po torbie i pudełku po czym zanieśliśmy wszystko do góry.

-O! Mieszkacie obok Skate'a!-powiedział radośnie Jack.

-Obok kogo?-zapytała moja współlokatorka.

-Obok Nate'a, oh... No tak nie wiecie.-zaśmiał się. Otworzyłam drzwi i wpuściłam chłopaków. Emett szybko postawił nasze rzeczy i zwiał.-Sorry za niego, przy nowych ludziach jest strasznie ponury. Miło było was poznać, mam nadzieje, że niedługo znowu się zobaczymy.-uśmiechnął się przyjaźnie, przytulił nas i wyszedł z mieszkania.

-To jak? Rozpakujesz wszystko, a ja pójdę poszukać sklep i zrobimy coś do jedzenia?-zapytałam i wyciągnęłam płaszcz z torby.

-Jasne, tylko nie zrób nic sobie.-zaśmiała się, a uwierzcie, mi nie było do śmiechu.-Ma padać więc weź parasolkę.

-Tak, mamo.-zaśmiałam się, ubrałam płaszcz przeciwdeszczowy  i wzięłam w razie czego parasolkę, jeśli chodzi o pogodę, to moja przyjaciółka ma ZAWSZE racje. Przysięgam to jakaś pieprzona pogodynka.  Wyszłam z mieszkania, uważnie zeszłam po schodach i ruszyłam w poszukiwaniu jakiegoś marketu.

***

Następnego dnia od rana chodziłam od kawiarni do kawiarni w poszukiwaniu pracy. W pewnym momencie weszłam zmęczona do jakiegoś baru. Miałam ochotę na coś zimnego do picia, bo dzisiaj był bardzo duszny dzień.

Usiadłam przy blacie i zamówiłam colę u kelnerki, która miała turkusowe włosy i Boże usta jak ryba, ale musze przyznać, że jest na prawdę śliczna, nie to co ja. Nagle usłyszałam dwa podniesione głosy. Po chwili z pomieszania wyszyła naburmuszona blondynka i chłopak który wyglądał na coś koło 30. Spojrzałam zaciekawiona w ich stronę.

-Nie możesz mnie wyrzucić!-pokazała na siebie swoimi czerwonymi szponami.

-A mogę.-przewrócił oczami i ruszył w stronę baru.

-Gdzie znajdziesz drugą taką kelnerkę hm? Potrzebujesz mnie!

-A chociażby ją.-pokazał na mnie palcem, a ja zrobiłam minę kota srającego na pustyni. Serio, mnie?

-Proszę powiedz, że się zgadasz..-spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem niebieskowłosa.

-Ja..um..ja..-zaczęłam się jąkać ze zdenerwowania.-Zgadam się.-wydusiłam.

-Dzięki Bogu! Więc miło było, Felicia. Możesz już iść.-dziewczyna fuknęła coś pod nosem i wyszła.

-Przyjdź jutro o 14, Holly ci wszystko wyjaśni.-uśmiechnął się.-W końcu!-wyrzucił uradowany ręce do góry i wrócił do swojego bura.

-Uratowałaś nas.-uśmiechnęła się.-Z nią się nie da pracować.

-Aż taka zła?

-Okropna..

Zaśmiałam się.
-Do jutra Holly.-wyszłam zadowolona z baru. Mam prace!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro