Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dziewiąty +usuwam ksiazki?

15 gwiazdek i 5 komentarz następny! +bardzo ważna notka pod rozdziałem.
***

Obudziłam się i o dziwo nic nie czułam. Czy tak wygląda niebo? Dalej bym myślała, że nie żyje, gdyby nie to, że przede mną stał lekarz i dwie pielęgniarki, które patrzyły na mnie obojętnym wzrokiem, natomiast starszy pan ze współczuciem. Nie rozumiałam co się dzieje, ale po chwili do mojego mózgu wszystko dotarło. Podniosłam się szybko, ale poczułam okropny ból w lewej ręce. Spojrzałam na nią i zauważyłam banda owinięty wokół nadgarstku.          

        Żyje. Dlaczego? Po co? Kto mnie uratował? Do mojej głowy zaczęło napływać pełno pytań, zrobiło mi się słabo, zaczęłam tracić oddech, wszystko działo się szybko. Za szybą jak przez mgłe widziałam zapłakaną twarz matki, gdy lekarze próbowali mnie ratować.

      ***

   Zaczęłam się przebudzać, z powodu ciężaru na moich piersiach. Uchyliłam powieki, a to co zobaczyłam sprawiło, że w moim brzuchu wybuchło stado motyli. Ciężar na moich piersiach sprawiła, głowa Nate'a, a jego dłoń była splątana z moją. Uśmiechnęłam się delikatnie i przejechałam dłonią po jego włosach. W tedy zapomniałam o tym, że się dla niego nie liczę, ważne, że był teraz ze mną. Chłopak zaczął się budzić, a gdy otworzyły się jego oczy, i zauważył, że się obudziłam na jego twarzy pojawiło się zdziwcie, a później ulga. Podniósł się, ale wciąż trzymał mnie za rękę.

-Nawet nie wiesz jakiego stracha wszystkim napędziłaś.-w końcu przemówił. Otworzył mordę i od razu mnie irytuje.

-Wszystkim, czyli komu? Tak na marginesie, łzy mojej matki na mnie nie działają.-wyrwałam mu rękę.

-Dlaczego to zrobiłaś?-spojrzał mi w oczy, przez chwile pomyślałam, że mu zależy, ale tylko przez chwile. Prawda jest okrutna, cóż.

-Bo nie mam nikogo, nie mam pieprzonej osoby, której na mnie zależy. Nie ma mojego taty, nie ma Ashley, nie ma nikogo. Mogłeś pozwolić na śmierć, to jest jedyna rzecz, której teraz tak bardzo pragnę, przeze mnie są same problemy.-walczyłam ze sobą, żeby się nie popłakać, ale co poradzę, że temat taty jest dla mnie bardzo ciężki i wciąż nie potrafię tego zaakceptować.

-A Twoja mama i ojczym? Twój brat też się nie liczy?

-Co ty możesz wiedzieć?-zaczęłam się śmiać.-Moja matka, ona myśli że jest panią tego świata, że wszyscy mają jej się podporządkować.. Z resztą. Czemu nie posuwasz Kim, co?

-Uspokój się, kobieto.-przewrócił oczami.

-Nie przewracaj na mnie oczami!

-Dzień Dobry, proszę pani.-naszą krótką wymianę zdań przerwał lekarz. -Jestem doktor Donavan. Jak się pani czuje?-posłał mi przyjazny uśmiech.

-Zależy w jakim sensie, psychicznym czy fizycznym? W fizycznym znakomicie, ale gorzej z psychicznym.

-Chyba zdaje sobie, pani sprawę z tego, iż ledwo przeżyła? Powinna się pani oszczędzać. Jeżeli chodzi o nas, wykonaliśmy swoje zadanie, czyli zadbaliśmy o pani zdrowie, teraz niestety czekają długie godziny z psychologami, biorąc pod uwagę to, co pani przeżywa w ostatnim czasie myślę, że w grę nie wejdzie szpital psychiatryczny, jednakże nie mogę tego zagwarantować.

-Słucham? Nie jestem wariatką!-zaczęłam się bronić.

-Julia...-Nate, próbował mnie uspokoić i złapać za rękę, ale ja ją wyrwałam, i zmroziłam go wzrokiem.

-Nathan, nie dotykaj mnie. To Twoja wina, że tutaj jestem.-Warknęłam.

-Tak! Oczywiście! Moja wina, bo się martwię, a ty odstawiasz fochy i scenki, jesteś jak pieprzona huśtawka, nigdy nie mam pewności co Ci odwali.-podniósł się z krzesła, a ja się tylko zaśmiałam.

-To w takim razie, biegnij do niej. Do tej, która spędza z Tobą fantastycznie czas, kiedy ja przeżywam najgorsze chwile w moim życiu. Pędź! Już pewnie na Ciebie czeka!-odwróciłam wzrok i przetarłam oczy.

-Doktorze, czy możemy jakoś zapobiec szpitalowi?

-Niestety nie, ale ważne jest to, czy Julia, gdy wyjdzie będzie samotna, czy ktoś się nią zajmie. Będzie brać dużo lekarstw, które pomogą jej się pogodzić z sytuacją i wrócić do normalności.

-Dobrze.-poczułam, że patrzy na mnie.-Kupić Ci coś, skarbie?- i w tym momencie, na prawdę umarłam, odwróciłam się w jego stronę. Jak mam być na niego zła, gdy tak do mnie mówi?

-Pączki, dużo pączków, jakiś słodki, kaloryczny sok, jeśli nie będzie mieć dużo kalorii, nawet tutaj nie wchodź, czekoladę, ale pamiętaj, że lubię tylko Milke, zwykłą lub z orzechami. Kup mi też batony i cukierki. O i gazetę, książkę jakąś fajna.

-Okej.-nagle zrobił coś, co sprawiło, że moje ciało zrobiło się całe z waty. Podszedł do mnie i pocałował mnie w głowę, a następnie wyszedł. Gdy odprowadzałam go wzrokiem, zauważyłam, że moja mama się na mnie patrzy. Jasne, to po to ten cały cyrk.

-Myślę, że obejdzie się bez szpitala. Za niedługo ma pani sesję z doktorem Johnatan'em. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Po sesji przyjdę do pani.-uśmiechnął się i wyszedł.

***

Doktor Johnatan, okazał się super miłym gościem, który postawił moją psychikę na nogi. Wciąż uważam, że lepiej by było, gdyby mnie nie było. Oczywiście nie mogłam mu powiedzieć, dlaczego tak na prawdę chciałam się zabić. Powiedziałam mu, że dlatego, że zakochałam się, a on mnie nie chce. Lekarz doradził, abym się nie poddawała, lecz walczyła, wiec go posłucham. Nie pozwolę, żeby jakaś tam Kim dotykała Nate'a. Nauczę go znowu ufać kobietom, nie każda dziewczyna musi być taka jak jego była, a i halo, mam dziewiętnaście lat, a jestem gotowa, żeby być matką dla jego syna, jeśli on chce. Mi na prawdę na nim zależy. Leżąc sobie w łóżku szpitalnym, myślałam o Kim jako matce i śmiałam się sama do siebie.

Dzisiaj, po południu, mieli mnie wypisać ze szpitala, bo leżę już tutaj dziesięć dni. Codziennie odwiedzał mnie Nate, raz nawet przyszli jego kumple, w ukryciu przed przyjacielem, z kwiatami, ale niestety chłopach ich nakrył i nie był zadowolony, że siedziałam sama z
nimi. Tłumaczył się, że są idiotami, ale ja wiem swoje, on po prostu nie chce się przyznać, że jest zazdrosny.

Po wypisaniu, od razu pojechaliśmy na kebaba. Zdecydowanie brakowało mi tego dobrego jedzonka. W tamtym momencie nie pamiętałam o tym co się działo, ile problemów miałam na głowie, chciałam spędzić miło czas z moim przyjacielem.

-Twoja mama, nie ma nic przeciwko temu, że znowu będę waszym gościem?-zapytałam popijając colę.

-Coś ty, uwielbia Cię, a Harry ciągle mówi, że chce zjeść twój chleb w jajku.-chłopak się zaśmiał. Zaproponował mi żebym wróciła do jego rodzinnego domu, po tym jak pokłóciłam się z mamą.

-Dziękuje Ci. Dzięki Tobie nie muszę wracać do tego mieszkania, albo co gorsza, mieszkać z matką.

-Właśnie Julia, nie uważasz, że lepiej by było, gdybyś zrezygnowała z wynajmowania mieszkania? Ciagle cię tam nie ma, w dodatku teraz...-spojrzał na mnie, a ja zgodziłam aię, na to, żeby wypowiedział imię mojej przyjaciółki.-..gdy nie ma Ashley, nie stać Cię na utrzymanie jego.

-Ale co ja mam w tedy ze sobą zrobić? Muszę znaleść jakiś pokój do wynajęcia, na studia chyba nie wrócę. Chciałabym zacząć szkole od przyszłego roku, wiec nie mam co liczyć na akademik.

-Na razie pomieszkasz z nami, później pomogę Ci coś znaleść. Na razie mamy dużo problemów. Wiesz jakich.

-Taaaak...-westchnęłam.

-Julia?-odwróciłam się na dźwięk swojego imienia.

-O, Hej Kate.-posłałam jej delikatny uśmiech. Przede mną stała koleżanka ze studiów, której w sumie nie lubię. Jest strasaaasznie głupia. Czyli tępa.

-Co tam?-dosiadła się bez pytania, gapiąc się na MOJEGO Nate'a.-Może przedstawisz mi swojego brata?-uśmiechnęła się zalotnie do chłopaka.

Suka.

-Jestem Nate. Mąż Julii.-prawie wyplułam colę, którą upiłam, bo zaschło mi w gardle.

-Tak, um... To mój mąż.-w tym momencie chciałam, zabić "mojego męża", ale tez byłam szczęśliwa, że nie wykorzystał sytuacji do poderwania jej, bo jak na brak mózgu, prezentowała się nawet, nawet.

-Nie wiedziałam, że masz męża.-zmarszczyła brwi. Taa, ja też.

-Wiesz, musimy już iść. Cześć, miło było spotkać. Nate.-wstałam i posłałam mu spojrzenie.

-Mamy jeszcze dużo czasu, misiu.- zaśmiał się, bawi go to. KURWA BAWI GO TO.

-Nathan, nie musisz się bać... To tylko urolog. Jeśli chcesz, to potrzymam Cię za rączkę.-puściłam mu oczko.

-Mogłabyś potrzymać mnie za coś innego.-poruszył śmiesznie brwiami, a ja wybuchnęłam śmiechem. Jak zwykle potrafi z każdego żartu wyjść cało. Nie ja dłużej nie wytrzymam z nim. Chłopak wstał i podszedł do mnie.-To, cześć koleżanko, mojej żony.-powiedział, a ja pociągnęłam go w stronę wyjścia.

-Jesteś psychiczny.-powiedziałam, a on się tylko zaśmiał i klepnął mnie w tyłek.

Dlaczego tak nie może być zawsze?

***

1300 słów :)
Myśle nad usunięciem tej książki, uważam, że traci ona sens. Nie wiem czy czytacie ją dlatego, że wam się nudzi, czy dlatego, że was zainteresowała. Nie znam waszych opinii, a wymuszanie gwizdek i komentarzy.. cóż nie jest w moim stylu, ale muszę jakoś was zaszantażować, żeby wiedzieć, czy  moje pisanie ma jakiś sens, bo ci ludzie, którzy piszą, wiedza jak ciężko jest sklecić rozdział, a ja wam nie daje rozdziałów na 300 słów tylko na 1300.

Także, proszę się nie zdziwić, gdy książka zostanie usunięta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro