Drugi
Pierwszy tydzień był ciężki, bo musiałam szybko zapamietać całą kartę, ale dzięki pomocy Holly, udało mi się to. Praca bardzo mi się podobała, a razem z dziewczyną świetnie się dogadywałyśmy, a w trakcie pracy na szczęście udało mi się zapanować nad moim pechem i nie zbiłam jeszcze żadnej szklanki, z tego powodu Ash była na prawdę dumna.
Dzisiaj po raz pierwszy miałam sama zamknąć bar, bo Holly musiała szybciej wrócić do domu. Wypolerowałam wszystkie szklanki i poukładałam je na specjalnej półce. Następnie pomyłam stoliki i podłogi. Wszystkie krzesła poukładałam i sprawdziłam czy nic nie jest uszkodzone. Gdy skończyłam wszystko, zamknęłam bar i za chwile byłam już w drodze do domu. Ze słuchawek leciała przyjemna muzyka, która łagodziła mój strach. Ponieważ była 3 nad ranem obawiałam się, że mogę natrafić na kogoś niebezpiecznego, ale po chwili wybuchałam w myślach śmiechem. Nie jestem, śliczną szczupłą blondynką, którą zwykle atakują. Jestem Julia, mam kręcone, brązowe włosy zaledwie 163 centymetry wzrostu i na pewno nie jestem wieszakiem, ale dobrze mi z tym.
Zajęta swoimi myślami, nie zauważyłam, że ktoś mnie śledzi, a co gorsza zanim zdążyłam zareagować już byłam przyciśnięta do śmietnika, a do mojej twarzy została przyciśnięta jakaś brudna łapa. Próbowałam się wyrwać, ale było to bez sensu, bo mój napastnik był o wiele silniejszy ode mnie. Gdy w końcu ujrzałam jego twarz, poznałam go od razu. Od kiedy zaczęłam prace w barze, widywałam go w nim codziennie. On był naszym klientem! Chłopak uśmiechnął się obrzydliwie i przeczesał swoje czarne jak węgiel włosy. Był strasznie przystojny, ale co z tego! On chce mi zrobić krzywdę.
Chłopak przejechał ręką po moim brzuchu, a moje ciało automatycznie zaczęło się trząść. Patrzył prosto w moje oczy, wzrokiem pełnym satysfakcji gdy ściągał, a raczej zrywał ze mnie moją bluzkę. Po raz kolejny podjęłam próbę uratowania siebie, ale zatrzymałam się gdy poczułam na twarzy ogromne pieczenie, uderzył mnie z liścia, a mi aż się zakręciło w głowie. Czułam pulsowanie na skroniach, a całe ciało było jak z waty, przy sercu czułam nieprzyjemne zimno, a na ustach smak słonych łez. W pewnym momencie przeniósł moją rękę na jego krocze. Samo patrzenie na to wywoływało u mnie odruchy wymiotne, wiec zamknęłam oczy. Nieruchomo trzymałam rękę i nie reagowałam na jego polecenia. Po chwili cichy szloch zamienił się w głośny ryk, dławiłam się łzami, gdy chłopak odpinał moje spodnie.
Nagle wszystko stało się obojętne, tak bardzo odległe, nie czułam już jego rąk na sobie. Usłyszałam grzmot, uchyliłam powieki i ujrzałam mojego napastnika, który był przyciśnięty do ziemi przez dwie silne ręce. Otworzyłam szeroko usta gdy, mój bohater wyciągnął broń. Każda inna dziewczyna by uciekła jak najdalej, ale ja, głupia idiotka, stałam i patrzyłam się na scenę odgrywającą się przede mną. Chłopak, który był tak pewny siebie, zaledwie minutę temu, teraz błagał o wybaczenie. Nie wiem kim był ten drugi człowiek, ale widocznie musiał budzić w ludziach strach. Tylko dlaczego mi pomógł? A może, sam chce to zrobić. Po moich policzkach zaczęły znowu płynąć łzy, a z ust wyrwał się szloch. Czarna postać uchyliła lekko głowę w moją stronę, a z jej głowy spadł kaptur. Kolejny raz tego wieczoru na mojej twarzy wymalowane było zdziwienie.
-Nate?-wyszeptałam wpatrzona wciąż, w jego wkurzony i zarazem przybity wzrok. Schował broń do kieszeni i ruszył w moją stronę. Wystraszona nie ruszałam się.
-Nic Ci nie jest?-zdjął swoją bluzę i nałożył na moje nagie ramiona. Nagle zauważyłam, że mój oprawca ruszył na Nate'a z czymś ostrym, z moich ust wyrwał się krzyk, ale zanim mężczyzna zdążył wbić nóż, w plecy Nate'a, chłopak wyciągnął broń i zastrzelił go. Tak po prostu, z obojętnością wymalowaną na twarzy. Wciąż nie mogłam w to wszystko uwierzyć.
Sąsiad złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę czarnego auta. Chyba BMW. Ale ja się nie ruszyłam.
-Ty go zabiłeś?-zarzuciłam mu.
-A on prawie zabił Ciebie, zasłużył na to, uwierz mi, znam go.-warknął i podniósł mnie. Ruszył w stronę swojego samochodu, a po chwili wsadził mnie do niego i zapiął moje pasy, co swoją drogą było bardzo słodkie. Następnie okrążył auto i wsiadł na miejsce kierowcy.
-A ty nie zapinasz pasów?-chłopak się zaśmiał i pokręcił głową na niego.-To dlaczego ja musze mieć je zapięte?
-Bo jesteś grzeczną dziewczynką, a grzeczne dziewczynki zapinają pasy.-puścił mi oczko.
-Nie prawda!-przewróciłam oczami.
-Tak? Jak wrócimy do domu to możesz mi to udowodnić.
-Chyba w Twoich snach.
-Jak chcesz.-wyciągnął telefon i paczkę fajek. Odpali jedną i zaciągnął się, następnie wykręcił do kogoś numer i zadzwonił. No świetnie, nie dość, że gada przez telefon to jeszcze pali, jadąc autem. Ale mimo wszystko jestem mu cholernie wdzięczna, że uratował mnie przed tym kolesiem. Dzięki niemu, nic wielkiego się nie stało, a na prawdę mogło skończyć się źle. Zmęczona oparłam się o szybę i westchnęłam głęboko.
-Kurwa.-usłyszałam mruknięcie.-Jake, musicie coś sprzątnąć.-usłyszałam po drugiej stronie słuchawki podniesione głosy.-Nie ważne, macie to zrobić, aż zrobi się jasno, a gówno, które macie mi do powiedzenia teraz mnie w ogóle nie interesuje.-rozłączył się.
-Dlaczego jesteś taki nie miły?
-Dlaczego, ciagle coś ci się dzieje? Skarbie, nie będę wiecznie przy tobie, żeby bronić cię przed złym światem, albo groźnymi schodami w naszym bloku.-zaśmiał się, a ja momentalnie zrobiłam się cała czerwona, to jak mnie nazwał i jego śmiech, spowodowało, że zrobiło mi się miło na sercu.
Nie dobrze.
-Nate?
-Tak?
-Dziękuję.-posłałam mu delikatny uśmiech.
-Nie ma za co, ale zapomnij o tym co było i jeśli komuś powiesz to zabije Ciebie i tą osobę, zrozumiano?
-Kapuje. Mam milczeć jak grób.-zaśmiałam się.
-Poważnie, Julia. To jest tylko miedzy nami.-spojrzał na mnie.
-Rozumiem, bohaterze.
***
Po schodach weszliśmy bez większych komplikacji, ale niestety u góry już nie było tak kolorowo. Przeszukałam każda mała kieszeń w moich dżinsach i nigdzie nie mogłam znaleść kluczy od mieszkania.
-Nie pierdol, że je zgubiłaś.-westchnął zirytowany.
-Nie kurwa, na żarty ich szukam... Musiały Wypaść...-zjechałam plecami po drzwiach.-Nate.. Bo telefon mi się rozładował, a Ashley zajmuje się jakimiś dzieciakami przez całą noc...
-Dobra chodź.-podał mi rękę i pomógł wstać. Podeszliśmy do jego drzwi i weszliśmy do środka.
-Dlaczego ty masz takie duże mieszkanie? To niesprawiedliwe...
-Bo to są dwa mieszkania połączone. Mam je po dziadkach.
-O.. Fajnie. Ja pewnie dostanę po moich szczękę.-zaśmiałam się i usiadłam na kanapie.-Ciemno trochę tutaj masz. Czuje się jak w mieszkaniu wampira.-Nate rzucił się obok mnie i rozłożył wygodnie.
-Może nim jestem.- poruszył śmiesznie brwiami.
-Hej, mam teraz ochotę na zmierzch...
-O nie, nie, nie! Nie będę oglądać z Tobą tego gówna.-mruknął i przycisnął poduszkę do twarzy.
-Dla Ciebie wszystko jest gównem.-wywróciłam oczami.- W pierwszej części czwartej części uprawiają seks.
-Oglądamy!
-Serio?-ucieszyłam się i już chciałam go przytulić.
-Nie.-zaczął się śmiać.-Dawaj obejrzyjmy jakiś fajny horror.
-Zmierzch to jest horror, kretynie.
-Super, teraz na pewno go nie obejrzymy.
-Pf, super.-wstałam i ruszyłam w stronę jakiegoś pokoju.
-Kochanie gdzie idziesz?
-Jak najdalej od ciebie, kutasie.
-Oh, czyli jesteśmy na etapie czułych słówek, pipko?
-Pipko?-wybuchnęłam śmiechem.-Chyba cię suty pieką.
-Chodź je possać, kaczuszko.
-O nie, dobranoc.-otworzyłam drzwi i weszłam do ciemnego pomieszczenia.
-Kaczuszko, to pralnia.-zaczął się śmiać. Przewróciłam oczami i weszłam do drugiego pomieszczenia, które okazało się być jego sypialnia. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam dużą czarną bluzkę. Bo co mi zrobi. Może mnie tylko zabić. To nic. Otworzyłam kolejne drzwi i weszłam do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic, umyłam się jego żelem. Boże, ten zapach. Wyszłam z kabiny, ubrałam bieliznę i bluzkę. Złożyłam swoje spodnie i bluzę Nate'a i wyszłam z łazienki. Na łóżku leżał chłopak , w samych spodenkach. O Boże. To chyba mój ulubiony widok. Chłopak szukał czegoś na laptopie. Zrobiłam się czerwona, gdy na mnie spojrzał, po raz pierwszy poczułam się źle w swoim ciele, gdy on tak patrzył na mnie. Moje wielkie uda, zaczęły mi przeszkadzać, a moje kształty przestały mi się podobać.
-Nie gap się na mnie, Nate.. Proszę...
-To jak? Zmierzch?-posłał mi uśmiech.
-Tak, zmierzch-uśmiechnęłam się i położyłam się obok niego.
***
-Ja pierdole, Jake to taki idiota, przecież widać, że Bella woli Edwarda.-mruknął Nate, gdy Jake pocałował Belle, a ta mu przywaliła i złamała rękę.
-Prawda? Edward lepszy. Kocham go.. Jest idealny. Znaczy Jake, jest tez boski, ale w filmie go nie lubię. Skoro lubię Edwarda to nie mogą Jake'a, rozumiesz.
-Ja jestem sto razy lepszy, od tej dwójki razem wziętej. Jestem seksowniejszy, przystojniejszy, zabawniejszy, fajniejszy a mojej zajebistości nie da się opisać.
-Zapomniałeś dodać, że jesteś skromny.-przewróciłam oczami i sięgnęłam do paczki z żelkami.-Grubasie! Wyjadłeś wszystkie niebieskie, uh....
-Nie prawda, tylko ty jesz te gówniane.
-Sam jesteś gówniany.
-Coś ty powiedziała?
-Jesteś gówniany.-uśmiechnęłam się.
-O nie! Uciekaj!-zanim zdążyłam się ruszyć, chłopak usiadł ma mnie i zaczął mnie gilgotać. Próbowałam go odepchnąć, ale on położył moje ręce na swoim karku. Przejechałam paznokciami po jego szyi i zdjęłam gumkę z jego włosów. Długa grzywka opadła ja czoło. Przejechałam palcami po jego włosach.
-Zrób to jeszcze raz.-moje serio biło teraz jak dzwon. Powtórzyłam jeszcze raz tą czynność i wplątałam palce w jego włosy. Nagle rozdzwonił się jego telefon, a on mrucząc rożne przekleństwa pod nosem, ruszył do salonu po dzwoniącą komórkę.
***
Witam was kochani, o to kolejny rozdział. Nie wiem co mnie wzięło ale to powinny być 2 rozdziały, ale nie potrafiłam przerwać, akcja się już rozwinęła, mam nadzieje, że nie za szybko dla was, bo mnie często nudzi gdy czekam 10 tysięcy lat aż w końcu zacznie się coś dziać.
Proszę zostawcie komentarz, chociaż zwykłą kropkę ❤️
Polecajcie znajomym ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro