Rozdział XXVII
A jednak nawet po tej rozmowie nie nastąpiło pytanie, którego najbardziej obawiała się Maud. A obawiała się go na pewno; spostrzegła bowiem, w jaki sposób Francis Enfield na nią patrzy, a po tym, jak zrozumiała, że zależy jej na nim o wiele bardziej, niźli chciała przyznać, odnosiła wrażenie, że w pewnej chwili zostanie ono zadane. Tymczasem panna Davenport nadal wątpiła, czy wychodzenie za mąż w tej chwili to najlepsze wyjście. Teraz jednak jej powody były zgoła inne.
Zdążyła już zrozumieć, że przez ostatnie miesiące zmieniła się wystarczająco, by nie zależało jej na podziwie ze strony innych; nie tęskniła ani za romantycznymi wierszami, ani też za tańcami z niezliczonymi rzeszami mężczyzn. Jednak odkąd pan Waverly przybył na wieś, większą część swojego czasu spędzał właśnie w Attenby. Maud widziała jego zachowanie względem Cordelii i to, jak Cordelia się mu odwdzięczała. Zrozumiała przy tym, że gdyby jej życie miało wyglądać w podobny sposób, z pewnością mogłaby być szczęśliwa. A jednak ono wcale nie miało tak wyglądać – i to nie ze względu na jakiekolwiek braki w charakterze jej wybranka. Szło tu raczej o jej własną naturę.
Cordelia była spokojną, dobrą istotką, czego nie można było powiedzieć o Maud. Jej szczęście nigdy nie miało dorównać szczęściu Cordelii właśnie ze względu na usposobienie. W obawie przed tym, że takie życie wkrótce by jej się znudziło – a tym samym bojąc się, że uprzykrzyłaby życie swojemu małżonkowi – wiedziała, że choćby Francis zamierzał jej się oświadczyć, musiałaby go odtrącić.
Z drugiej jednak strony Maud nie umiała sobie wyobrazić, by Francis nigdy miał tego pytania nie zadać. Albo – co gorsza – by miał je zadać komu innemu. Był przecież dziedzicem sporej fortuny – musiał się zatem ożenić. Zdając sobie zatem sprawę z jej niechęci do zamążpójścia, nawet jeżeli lubił ją wystarczająco, by się jej oświadczyć, mógł koniec końców zaproponować małżeństwo innej kobiecie. Okropna, okropna wizja! Maud nie chciała oglądać u jego boku żadnej innej kobiety. Chociaż gdyby się oświadczył, a potem ożenił – czy rzeczywiście chciałby kontynuować tę znajomość?
Zatem nie było wyjścia. Trzeba było w jakiś sposób zniechęcić pana Francisa Enfielda do ożenku w ogóle.
Niemniej w chwili, w której Maud podjęła to postanowienie, zrozumiała, jak jest niedorzeczne. Absolutnie nie mogło być o tym mowy. Gdyby jeszcze Maud miała z kim o tym pomówić! Ale niestety wszystkie znane jej osoby były również przyjaciółmi Francisa. Ponadto jedyna osoba, którą panna Davenport uznawała za swoją przyjaciółkę, była jego bratem. Nie mogła zatem otworzyć przed nią serca; byłoby to tak niewłaściwe! Sama Cordelia zapewne nie dopuściłaby do tego, by Maud opowiadała jej o wszystkich swoich zmartwieniach, bólach i nadziejach związanych z Francisem.
Zmusiła się zatem do milczenia, co wcale nie było takie proste, biorąc pod uwagę, że Francis spędzał teraz w Attenby niemalże tak samo wiele czasu jak pan Waverly. Niekiedy Maud odnosiła wrażenie, że mężczyzna spogląda w jej stronę, ilekroć pan Waverly przychodził do Cordelii, jakby zadając nieme pytanie, czy i ich będzie łączyła kiedyś tak bliska relacja. Nigdy jednak nie ośmielił się zadać go na głos – zresztą zdawał się unikać rozmów z panną Davenport, a już na pewno przebywania z nią sam na sam.
Maud wiedziała jednak, iż zbliża się wydarzenie, podczas którego Francis zapewne będzie zmuszony spędzić z nią chociaż trochę czasu. Zgodnie bowiem z obietnicą Cordelii, pan Enfield organizował w Attenby bal. Z początku Maud zastanawiała się, czy w ogóle powinna w nim uczestniczyć, lecz po zdaniu sobie sprawy z tego, jak bardzo uraziłaby przyjaciół, gdyby tego nie zrobiła, uznała, że będzie się bawić tak dobrze, jak to tylko możliwe. Wszak nawet wyjąwszy Francisa było tu wystarczająco wielu młodych mężczyzn, by nie musiała siadać przez cały wieczór.
Niemniej nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo liczyła na to, iż Francis mimo wszystko poprosi ją do tańca, do momentu, w którym mężczyzna oświadczył, że nie będzie mógł w nim uczestniczyć.
Ta wiadomość spadła na nią niczym grom z jasnego nieba. Zarówno Cordelia, jak i Adeline również wydawały się co najmniej zszokowane takim obrotem spraw, a nawet pan Enfield zmarszczył czoło i uznał, iż zachowanie syna jest wręcz absurdalne.
– Cóż takiego: nie zamierzasz przychodzić na bal? Doprawdy, synu, niekiedy zupełnie nie rozumiem twoich szaleństw.
– Niemniej nie jest to żadne szaleństwo, ojcze – odpowiedział spokojnie Francis. – Pewne sprawy wymagają załatwienia i obawiam się, że nie wystarczy mi czasu.
– Och, nonsens. – Pan Enfield pokręcił głową. – Nie wierzę, by istniały takie sprawy, których nie można by odłożyć co najmniej do następnego poranka. Wolałbym, żebyś mimo wszystko to przemyślał. Nie przychodzić – coś takiego! Mężczyźni w twoim wieku powinni brać udział w balach, nim zupełnie im one obrzydną; na starość pozostaw sobie załatwianie spraw niecierpiących zwłoki.
Francis uśmiechnął się.
– Ponadto – ciągnął pan Enfield – zupełnie zawiódłbyś naszego gościa. Panna Davenport z pewnością liczyła na twoją obecność.
Te słowa zaskoczyły Maud zapewne tak samo jak Francisa. Maud nie spodziewała się bowiem, że jej osoba zostanie wciągnięta w sprawę przekonywania go do udziału w balu; zresztą nie rozumiała, w jaki sposób miałoby to pomóc, zwłaszcza biorąc pod uwagę zachowanie Francisa wobec niej w ciągu ostatnich dni.
– Zadowolenie panny Davenport z balu z pewnością nie zależy jedynie od mojego uczestnictwa – odpowiedział Francis, lecz zamiast patrzeć na ojca, wbijał wzrok w Maud. Ona z kolei nie pozwoliła sobie na spuszczenie wzroku. – Jest na tyle ładna, że bez problemu znajdzie sobie lepszych ode mnie partnerów do tańca.
– Z pewnością ich znajdę – odparła Maud z pewnością w głosie. – Niemniej będzie pan stratny, bo gotowa jestem oddać panu dwa pierwsze tańce.
Zarówno pan Enfield, jak i Cordelia zaśmiali się, ale Francis nie podzielił ich śmiechu. Przyjrzał się uważnie Maud, która uniosła podbródek i odwróciła się, by porozmawiać z panną Enfield. Pan Enfield zajął się czytaniem gazety, a Adeline skupiła się na ozdabianiu swojego nowego kapelusza.
Maud nie spodziewała się, że Francis mimo wszystko odpowie na jej raczej impertynenckie zachowanie, a jednak się myliła.
– Cordelio – musisz mnie teraz wziąć w obronę – zwrócił się do siostry, kładąc dłonie na biodrach. – Twoja przyjaciółka po raz kolejny wystawia mnie na taką oto próbę; później znowu będzie twierdziła, iż nie wymuszała na mnie żadnego tańca.
– Wcale nie muszę cię brać w obronę – zaśmiała się Cordelia. – Wręcz przeciwnie; muszę się zgodzić z Maud. Prowokujesz ją. Wszyscy doskonale wiemy, że przyjdziesz – ilekroć powtarzasz, że nie przybędziesz, i tak wreszcie się pojawiasz. Ot, spóźniasz się, byleby tylko zrobić większe wrażenie na zebranych. Doprawdy, i ty chcesz, żebym cię broniła? Uważaj; Maud weźmie to sobie do serca i zapełni karnecik, nim ty się pojawisz – i nie będzie miała dla ciebie ani jednego tańca.
– Doprawdy, byłaby to strata – dodała Maud, starając się dopasować tonem głosu do Cordelii, lecz faktem było, że w istocie bardzo by żałowała, gdyby nie miała okazji zatańczyć z Francisem.
– Na pewno znalazłaby dla mnie choćby allemande.
– Z zapełnionym karnecikiem, drogi panie – odrzekła Maud – będzie o to trudno.
– Niemniej wierzę, że potajemnie zachowa pani dla mnie choćby jedno miejsce. Na wypadek gdybym jeszcze miał się pojawić.
– Francisie, jesteś doprawdy nie do zniesienia – wtrąciła się Cordelia, biorąc Maud pod ramię. – Chodź, nie będziemy go dłużej słuchać. Nie wierzę, że mój własny brat jest skłonny do podobnego zachowania.
Francis zaśmiał się krótko, po czym usiadł przy stoliku, by napisać list. Tymczasem Maud wraz z Cordelią postanowiły wyjść na swój zwykły poranny spacer. Adeline, która była nieco przeziębiona, stwierdziła, że tym razem do nich nie dołączy. Prawdę powiedziawszy, obie panie w milczeniu zgodziły się, że tak będzie lepiej.
Dopiero po przejściu kilkuset jardów Cordelia odważyła się na to, by poruszyć temat, który interesował je obie.
– Już teraz nie mam najmniejszych wątpliwości, moja najdroższa, najukochańsza Maud – powiedziała cicho, ściskając dłoń przyjaciółki. – Nie mam wątpliwości co do tego, że zostaniesz moją siostrą. Wiem, że mój brat zachowuje się karygodnie, ale wierz mi, że nie zachowywałby się tak, gdyby cię nie lubił.
– Zachowuje się tak, bo sama go do tego prowokuję – odrzekła Maud, czując narastający niepokój.
Obawiała się, że Cordelia, tak przekonana o tym, że jej brat kochał pannę Davenport, będzie oczekiwała tego małżeństwa – a jeżeli do niego nie dojdzie? Wszak Maud wcale nie była taka pewna, iż zamierza się wydawać za mąż, nawet za Francisa Enfielda. Nie miała już najmniejszych wątpliwości co do tego, że go kochała. Jeszcze żadnego innego mężczyzny nie darzyła podobnym uczuciem. Jeżeli czyjeś zdanie się liczyło – to właśnie jego. Jeżeli zależało jej na podziwie w czyichś oczach – to właśnie w jego oczach. Jeżeli pragnęła z kimś tańczyć – to z nikim innym, tylko z nim.
Tymczasem gdyby było tak, jak mówiła Cordelia, gdyby Francis w istocie do tego stopnia ją lubił, czyż nie miał wystarczająco wielu okazji po temu, by jej się oświadczyć? Jeśli chciał się żenić, na co czekał?
– Z pewnością – zaśmiała się Cordelia. – Prowokujesz go, podobnie jak on prowokuje ciebie. Jeszcze nie tak dawno temu stwierdziłabyś, że to oznaka tego, że Francis cię nie znosi. A jednak ja jestem więcej niż pewna, że to coś zupełnie odwrotnego.
– Nie powinnaś być tego taka pewna. – Maud pokręciła głową. – Nie usłyszałam od twojego brata niczego, co świadczyłoby o jego przywiązaniu.
– Maud, zachowujesz się jak kobieta bez serca! Doprawdy! Okazuje swoje przywiązanie całym swoim jestestwem! Wie, że jeżeli tobie zależy na nim tak samo, jak jemu na tobie, to będziesz go błagała o to, by przyszedł na ten bal.
– Nie zamierzam nikogo błagać.
– Zatem zachowasz dla niego w tajemnicy allemande.
Cordelia ponownie zachichotała, zaś Maud pomyślała, że tak naprawdę nie ma pojęcia, skąd u niej tak głębokie przekonanie o tym, iż rodzina Davenportów i Enfieldów się połączy. Po jakimś czasie uznała, że być może Francis rozmawiał z nią na ten temat – dlatego też, choć nie bez wahania, zadała to pytanie.
– Nie sądzisz chyba, że starszy brat byłby skłonny mówić z siostrą na podobne tematy. – Panna Enfield uśmiechnęła się. – Niemniej znam swojego brata wystarczająco dobrze, by umieć odgadnąć część jego myśli. A jako że on sam niekiedy nie potrafi ich jasno wyrazić – prędzej zacznie cię zadręczać swoimi kpinami, niźli w istocie przyzna, że coś do ciebie czuje – czuję się zobowiązana, by cię o tym uświadomić.
– Nie powinnaś tego robić, Cordelio! A jeśli jednak się mylisz, jeśli twój brat wcale nie lubi mnie aż tak bardzo? Kiedy się dowie, na pewno bardzo się rozgniewa. Nie; lepiej do tego nie dopuszczać.
– Uparłaś się, by uznać, że to ja się mylę. – Cordelia pokręciła głową, po czym skręciła w jedną z alejek. – A może tak naprawdę to ty jesteś w błędzie. Przekonamy się, która z nas ma rację dopiero w dniu balu, moja droga. Francis doprawdy nie jest wielkim wielbicielem balów – unika ich, kiedy tylko może. Widziałaś go w Bath na takiej ich liczbie tylko dlatego, że sama tam przychodziłaś; w przeciwnym razie na pewno by się na nich nie pojawił. Dlatego też widzisz, moja kochana przyjaciółko: ja sama nie mam się o co martwić, bo wszystkie znaki wskazują na to, że to ja mam rację. Jeżeli zatem teraz, chociaż powziął postanowienie niepojawienia się na tym, który organizuje mój ojciec, mimo wszystko przyjdzie, nie będziemy już miały żadnych co do tego wątpliwości.
Maud brakowało tej pewności, która zagościła w sercu Cordelii, niemniej przekonana była, że – chociaż nie zamierzała się do tego przyznawać – jeżeli nie będzie jej dane zatańczyć na balu w Attenby z Francisem, nie będzie czerpała z tańców takiej radości, jaką powinna. Liczyła jednak na to, iż w istocie mężczyzna jedynie się z nią droczył; że chciał tylko otrzymać zapewnienie, że panna Davenport będzie go wyczekiwała.
Dwa dni później Francis wyjechał z Attenby. Maud, mimo iż wmawiała sobie, że wcale jej nie martwi, czy mężczyzna wróci na czas, czy nie, nie potrafiła pozbyć się niepokoju, który z dnia na dzień stawał się coraz gorszy. Błogosławiła przy tym fakt, iż trwające przygotowania pozwalały jej przynajmniej do pewnego stopnia oderwać swoje myśli od tego, co nieprzyjemne, i skupić na czymś, co było przynajmniej pożyteczne.
Ponadto Cordelia nie pozwalała jej się nudzić; podejrzewając, jakie rozterki targają jej przyjaciółką, starała się, jak tylko mogła, nie dopuszczać do momentów, w których Maud pozostawałaby sam na sam z własnymi przemyśleniami. Chodziły zatem na spacery, wybierały się do miasteczka, odwiedzały znajomych, czytały i wyszywały. Z dnia na dzień pogoda stawała się coraz przyjemniejsza, a deszcz, który od czasu do czasu spadał, nie był już tak lodowato zimny.
Nadszedł zatem i ów wyczekiwany wieczór. Maud, która zawsze traktowała zabawy taneczne jak najbardziej poważnie, ubrała się i uczesała z wielką uwagą, tak że nawet Adeline musiała przyznać, że „panna Davenport wygląda bardziej czarująco niż do tej pory". Jednak wbrew wielkim nadziejom Cordelii Francisa Enfielda nigdzie nie było widać. Nawet gdy rozpoczęły się już tańca, na próżno by go szukać wśród zgromadzonych. A Maud, chociaż poprzysięgła sobie, iż nie pozwoli sobie na zły nastrój i będzie się wyśmienicie bawić, spostrzegła, że pomimo iż co najmniej paru dżentelmenów poprosiło ją do tańca, nie była w stanie dać żadnemu zadowalającej odpowiedzi.
Niestety z tego miejsca, w którym stała, mogła dojrzeć pana Clarke'a tańczącego z panną Waverly, co tym bardziej ją rozdrażniło. Mimo iż już dawno minął jej żal po panu Clarke'u, nadal nie potrafiła spojrzeć mu prosto w oczy. Sam fakt, iż tu się znalazł, był dla niej wystarczająco irytujący; niemniej doskonale wiedziała, że Enfieldowie nie mieli innego wyjścia – był jednym z najbliższych sąsiadów i starym przyjacielem Waverly'ego, który w najbliższym czasie miał dołączyć do rodziny.
Waverly zresztą również był nieustannie zajęty – na szczęście on i Cordelia znajdowali się o wiele bliżej Maud niźli pan Clarke, więc panna Davenport mogła przenieść wzrok na nich i nie czuć już takiego rozdrażnienia.
– Dziwi mnie, że pani nie tańczy – usłyszała nagle za sobą i poczuła, jak serce podskakuje jej do gardła.
– Nie przyszłam tu, by tańczyć.
Nie zamierzała wypowiedzieć tych samych słów, które opuściły jej usta parę miesięcy wcześniej, podczas jednego z balów w Bath; a jednak tak się stało, a jej odpowiedź sprawiła, iż Francis zaśmiał się krótko.
– Wydawało mi się, że na bale przychodzi się, by tańczyć, droga pani – odparł wesoło. – Zresztą odgrażała się pani, że nim przybędę, wszystkie tańce w pani karneciku będą już dawno zajęte.
– Pamięta pan te z moich słów? – westchnęła Maud. – Zatem muszę być w pana oczach stracona, bo mówiłam jeszcze, że jestem gotowa oddać panu dwa pierwsze.
– Podejrzewam, że minął już jakiś czas od dwóch pierwszych tańców, panno Davenport – spostrzegł Francis, marszcząc brwi.
– Niemniej ja sama jeszcze nie tańczyłam.
Usłyszawszy taką odpowiedź, nawet Francis Enfield nie był w stanie naigrawać się z panny Davenport. Spojrzał na nią z mieszanką uczuć: zdumieniem, zachwytem, wstydem. Nie mógł podejrzewać, iż młoda dama w istocie będzie czekała, aż on sam pojawi się na balu, byleby tylko ofiarować mu dwa pierwsze tańce – nawet jeżeli on sam o nie nie poprosił. Cóż za zaskakująca młoda kobieta!
– Doprawdy, droga pani, zdaje się, że przybyłem w odpowiednim momencie; w przeciwnym razie chyba swoją nieobecnością zmusiłbym panią do czekania w nieskończoność. Byłbym niepocieszony, gdybym dowiedział się od swoich sióstr albo od kogo innego, że nie przetańczyła pani ani jednego tańca.
– A ja byłabym niepocieszona, tańcząc z innymi i dopuszczając do tego, że nie miałabym ani jednego tańca zarezerwowanego dla pani.
– Tym bardziej pozostaje mi jedynie błogosławić fakt, iż zdołałem tu przybyć dokładnie w tej chwili, a pani nie zapełniła swojego karneciku – zaśmiał się Francis – gdyż w przeciwnym razie oboje bylibyśmy niepocieszeni, aż wreszcie jedyne, co by nam pozostało, to zapewne umrzeć ze zgryzoty.
– Chyba nie doszłoby do ostateczności, panie Enfield.
– Skąd może być pani tego taka pewna? Czasami to kwestia paru sekund – ot, wystarczy wziąć Szekspira; widziałem, że czytała pani ostatnimi czasy jego sztuki. Nieodpowiedni moment – nieodpowiednia konstytucja psychiczna – doprawdy, panno Davenport, czy pani jest bez serca, by pani uważała, że śmierć ze zgryzoty nie jest możliwa?
Maud jednak poznała Francisa wystarczająco dobrze, by i teraz domyślić się, że jedynie się z niej naśmiewa.
– Trudno mi powiedzieć – odparła – ale wiem, że istnieje śmierć ze znużenia; tymczasem ja wystarczająco długo już stoję i czekam na taniec.
– W takim razie pozwoli pani, że panią poproszę – rzekł Francis, kłaniając się przed Maud, która, śmiejąc się, położyła dłoń na jego dłoni i pozwoliła poprowadzić się ku innym tańczącym. I nawet Cordelia z panem Waverlym, nawet panna Waverly i pan Clarke nie mogli być w tej chwili tak szczęśliwi jak ona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro