Rozdział XVII
Francis Enfield z pewnością miał powrócić w przyszłym tygodniu. Ta wieść uderzyła w Maud silniej niźli jakakolwiek inna, bowiem oznaczała koniec jej sielanki. Nawet kiedy między Francisem Enfieldem a nią panowało swego rodzaju zawieszenie broni, odnosiła wrażenie, iż mężczyzna nieustannie ją obserwuje; oczywista, zdawała sobie sprawę z niedorzeczności swych odczuć, niemniej nie zmieniało to faktu, iż nie życzyła sobie obecności tego człowieka – i to zwłaszcza w chwili, w której nie dość, że upewniła się, iż pan Prescott jej nie grozi, ale jeszcze jej znajomość panem Clarkiem szczęśliwie się rozwijała.
Stwierdzenie, iż nienawidziła Francisa, byłoby nazbyt daleko idące – mężczyzna ją drażnił, lecz tylko wtedy, kiedy znajdował się w pobliżu. Kiedy nie musiała z nim przebywać, absolutnie jej nie przeszkadzał. Ponadto wiedziała, że jego siostrą jest Cordelia, zatem musiała zachowywać się względem niego przyzwoicie – to z kolei przychodziło jej znacznie łatwiej, gdy mogła go unikać, nie szukając przy tym żadnych wymówek.
Należało zatem wykorzystać te dni, podczas których nie musiała się martwić jego obecnością, tak bardzo, jak tylko to było możliwe. Nie było to bardzo trudne: dzięki temu, iż Cordelii bardzo zależało na panu Waverly, Maud mogła przebywać w towarzystwie zarówno swojej przyjaciółki, jak i mężczyzny, który niemal zupełnie zajmował teraz jej myśli. Pan Clarke bowiem nieustannie przebywał ze swoim przyjacielem, a jako że panna Waverly zupełnie ignorowała obecność kogokolwiek innego poza Adeline Enfield, coraz częstsze odwiedziny w domu na Milsom Street sprawiały pannie Davenport niewysłowioną przyjemność.
Cóż, może należałoby raczej rzec, iż panna Waverly ignorowała obecność jakiejkolwiek kobiety – bowiem swoim władczym tonem niejednokrotnie odrywała uwagę swojego brata od panny Enfield albo też pana Clarke'a od panny Davenport, jednak nie osiągała takiego skutku, jakiego by pragnęła. Za każdym razem po kilku nieudanych próbach musiała się poddać i w całości zwrócić ku jedynej osobie, która pozostawała jej zupełnie wierna: ku Adeline Enfield. W ten też sposób każdy w mieszkaniu wydawał się zadowolony.
– Droga panno Davenport – w pewnym momencie zwrócił się do Maud pan Clarke (Maud nie mogła nie zauważyć, iż od jakiegoś czasu mężczyzna mówił o niej lub do niej wyłącznie w ten sposób: „droga panna Davenport" albo też „moja panna Davenport", co sprawiało, iż nawet Cordelia Enfield nie mogła być równie szczęśliwa – choćby i miała pana Waverly przez cały dzień przy sobie). – Henry i ja zastanawialiśmy się nad wycieczką w jakieś miłe miejsce.
To wyznanie zupełnie zdumiało pannę Davenport. Wyraziła uprzejme zdziwienie, ale pan Clarke tylko się zaśmiał.
– Nie, nie. Zupełnie mnie pani nie rozumie; ale może po prostu nie wyraziłem się dosyć jasno. Waverly i ja planujemy wycieczkę, na którą zabierzemy panią oraz pannę Enfield. Nie wiemy jeszcze gdzie; to jest sprawa do przedyskutowania, ale proszę mi wierzyć, iż już teraz jestem pewien, że będzie to doskonała zabawa.
Wycieczka! Maud poczuła, jak jej serce podskakuje i nagle zaczyna bić z niezmiernym wigorem. Spojrzawszy na Cordelię, zrozumiała, że i jej przyjaciółka została właśnie powiadomiona o owym zamyśle, bowiem panna Enfield również wpatrywała się w nią rozpromienionym wzrokiem.
– Jak pan może mnie o tym zapewniać, panie Clarke, skoro pan nie wie, gdzie się wybieramy? Z pewnością miejsce ma wielkie znaczenie.
– Och, jak najbardziej, panno Davenport, niemniej o wiele większe znaczenie ma towarzystwo. Sama przejażdżka będzie wyborną rozrywką, musi mi pani przyznać rację, a z panią u boku nie mam wątpliwości, iż będę się czuł doskonale. Proszę mnie jedynie zapewnić o tym, że pani również nie będzie zasmucona moim towarzystwem.
– Zasmucona! – wykrzyknęła Maud. – Dlaczegóż miałabym być zasmucona? Nic podobnego; będę równie zaszczycona... równie szczęśliwa...
Pannie Davenport z trudem przychodziło wyrażenie tego, co właśnie czuła, chociaż przecież rzadko kiedy brakowało jej słów. A jednak jej twarz, a także w sposób, w jaki odpowiadała panu Clarkowi, musiały okazać to, czego nie umiała wymówić. Z kolei pan Clarke nie był pozbawiony inteligencji – wręcz przeciwnie, z pewnością był bardzo rozumnym człowiekiem, dlatego też nie ulegało wątpliwości, że i on doskonale rozumiał, co takiego jego rozmówczyni starała się mu przekazać.
Jeszcze w Southbury Maud dość często pozwalała sobie na podobne wyjazdy – pan Bradshaw miał prześliczną kariolkę, którą ciągnął sławny w całej okolicy deresz. Chociaż ona sama nie znała się na koniach, wielokrotnie słyszała od wielu mężczyzn – w tym od swojego ojca – że za rzeczonego deresza niejeden wiele by dał – z kolei pan Bradshaw może i pokusiłby się, aby go sprzedać, lecz nazbyt podobała mu się ta sytuacja, w której wszyscy czegoś mu zazdrościli. Zresztą gdyby się go pozbył, nie mógłby przewozić swoją kariolką panny Davenport. W tej jednej kwestii pan Bradshaw był nieporównywalnie ciekawszym osobnikiem od większości młodzieńców w Southbury: nawet gig pana Prescotta nie mógł się równać z jego kariolką.
Niemniej przejażdżka z panem Clarkiem wydawała się po tysiąckroć ciekawsza od wszelkich wycieczek kariolką pana Bradshawa. Istotnie, nie miało znaczenia, dokąd się wybierają: to nie to było największą atrakcją owego wypadu.
– Och, gdzie się wybieracie? – spytała Adeline Enfield, unosząc głowę. – Słyszałam – nie wszystko, ale słyszałam – teraz już się nie wykręcicie.
Był to jeden z owych nielicznych momentów, w których Charlotte Waverly musiała uznać obecność panny Enfield oraz panny Davenport w tym samym pomieszczeniu. Zmrużyła oczy i wydęła wargi, po czym uniosła dumnie głowę. W tej chwili Maud spostrzegła, jak krzywdzące dla Adeline były słowa jej rodzeństwa – bo chociaż panna Waverly w istocie była dość podobna do Adeline Enfield, ta druga z pewnością miała w sobie o wiele więcej pokory oraz dobrego, łagodnego serca – nawet pomimo swoich wybuchów. Tymczasem panna Waverly była arogancką i zadufaną w sobie pannicą, trudną i nieokiełznaną, w której trudno było się dopatrzyć wielu zalet; albo też Maud po prostu nie starała się ich dostrzec.
– Ależ z pewnością wybieramy się razem, czyż nie? – spytała panna Waverly.
Nastała dziwna, nieprzyjemna cisza, podczas której pan Waverly wymienił pełne niepokoju spojrzenie z panem Clarkiem.
– Moja droga – zwrócił się pan Waverly do swojej siostry. – Niestety, w moim powoziku znajdzie się miejsce tylko dla dwu osób – podobnie zresztą w gigu Clarke'a. Ponadto wolałbym, abyś została tutaj – jestem pewien, że panna Adeline doceni twoje towarzystwo w dniu, w którym jej siostry nie będzie w Bath.
– Cóż za niedorzeczność! – wykrzyknęła panna Waverly. – To chyba oczywiste, że skoro ty jedziesz, ja również powinnam.
– Charlotte – odezwał się łagodnie pan Clarke – nie powinnaś się tak zwracać do swojego brata. Rzeczywiście, brak nam miejsc – lepiej, byś została w Bath.
– Skoro brak miejsc – odrzekła panna Waverly, zupełnie ignorując pana Clarke'a – to panna Davenport nie powinna jechać. Wówczas będzie dość miejsc; Clarke weźmie pannę Enfield, a ja pojadę z bratem.
Maud poczuła, jak zalewa ją fala złości. Charlotte Waverly nie potrafiła przyjmować odmowy – co więcej, gotowa była poświęcić swoją przyjaciółkę i jej uczucia, byleby tylko dopiąć swego. Z miejsca, w którym siedziała Maud, można było dostrzec, jak w oczach Adeline Enfield pojawiają się łzy – wszak panienka nie była głupia i doskonale rozumiała sytuację. Po raz pierwszy pannie Davenport zrobiło się jej żal.
Tymczasem panna Waverly zdawała się zupełnie tego nie zauważać – ba, nie zauważała chyba nawet swojego oburzającego wręcz zachowania, mimo iż zarówno jej brat, jak i pan Clarke nieustannie ją upominali i błagali, by miała na uwadze swoją przyjaciółkę; jednak panna Waverly wcale nie zamierzała się poddać. Kątem oka Maud dostrzegła, jak Cordelia podchodzi do siostry i obejmuje ją ramieniem, mówiąc do niej coś cicho – jednak panna Davenport nie była zdolna do udawania, że nic się nie dzieje, w sytuacji takiej jak ta.
– Powinna się pani wstydzić, panno Waverly – powiedziała poważnie. – Pani brat oraz przyjaciel starają się o to, by postąpiła pani słusznie. A jednak jest pani tak okropnie uparta, że w ogóle pani tego nie zauważa.
– Ja! Wstydzić się! – prychnęła Charlotte Waverly. – Nie widzę po temu najmniejszych powodów. Ba, nie przyjmę bury od kogoś o pani reputacji.
Pan Clarke wstał.
– Na nazbyt wiele sobie pozwalasz, Charlotte – zwrócił się do przyjaciółki ostrzegawczo. – To nie ja ani twój brat. Zapominasz się, moja droga.
– Ale czyż nie mam racji, Clarke? Sam musisz przyznać – sam słyszałeś! – kontynuowała podenerwowana już panna Waverly. – Jakież to okropne! Zamierzasz teraz udawać, że niczego nie słyszałeś, chociaż wiesz doskonale, iż mam rację!
– Moja droga – odezwał się znowu pan Clarke. – Tak, słyszałem twoją rozmowę z panem Prescottem – trudno byłoby jej nie słyszeć, biorąc pod uwagę, jak usilnie starałaś się, by ucho każdego w okolicy, czy tego chciał, czy nie, wychwyciło temat waszej rozmowy.
Tym razem panna Waverly zawstydziła się na tyle, iż nie odpowiedziała od razu. Jej brat nie ruszył jej na pomoc, chociaż przez jego twarz przeszedł dziwny cień – trudno było jednak Maud stwierdzić, czy spowodowany był on słowami jego przyjaciela, czy oburzającym zachowaniem siostry.
– Skoro to tak kontrowersyjny pomysł – odezwała się nagle Cordelia, wykorzystując moment milczenia w towarzystwie – nie uważam za słuszne, by w ogóle doprowadzać do tej wycieczki. Cóż, w każdym razie w podobnym kształcie.
– Kontrowersyjny! Na Boga, panno Enfield–! – pan Waverly starał się uratować sytuację, podejrzewając, co zamierza zaproponować Cordelia. Myśli Maud podążyły tym samym torem – i zrozumiała, że nie może do tego dopuścić. Było jednak za późno.
– Panie Waverly – odpowiedziała Cordelia – nie byłoby słuszne, gdybym... Panna Waverly jest pańską siostrą. A pomimo naszej przyjaźni nie czuję się uprawniona do zajmowania miejsca, które należy się pannie Waverly.
Maud odczuła mieszaninę wielu emocji – przede wszystkim podziwu, ponieważ Cordelia udowodniła, że była w stanie zrezygnować z tego, co mogło dać jej wiele radości, byleby tylko oszczędzić bólu siostrze i nie dopuszczać do kłótni, a także oburzenia – wszak panna Enfield nazbyt łatwo się poddawała, a tu szło o miłość jej życia! Jeżeli Cordelia nie zacznie o nią walczyć, pan Waverly uzna, iż wcale jej na nim nie zależy. W tym też przypadku Maud by się mu nie dziwiła, nawet gdyby zwrócił się ku innej damie.
Pan Waverly jednak nie wydawał się zniechęcony; niemniej wzrok, jakim obdarzył Cordelię, można było najłatwiej opisać jako pełen zdumienia i niedowierzania. Panna Enfield spostrzegła to i natychmiast spłonęła rumieńcem.
– Charlotte, wyjdź – powiedział surowo mężczyzna.
– Nie ma mowy! – odparła butnie panna Waverly. – To sprawa najwyższej wagi – nie godzi się, żebym...
– Powiedziałem, żebyś wyszła – powtórzył pan Waverly, nie podnosząc głosu, na skutek czego jego siostra zrozumiała, iż sprawa jest z góry przegrana. Zalawszy się wpierw malowniczo łzami, wybiegła z pokoju.
Pan Waverly westchnął i na moment odwrócił się do dam plecami, zakrywając twarz dłońmi, by się uspokoić. Łkania Adeline również z wolna ustały i w pomieszczeniu nastała niemalże zupełna cisza, gdyby nie liczyć oddechów pięciu osób i cichego szelestu sukien dam. Wreszcie pan Waverly znalazł odwagę, by stanąć z panną Enfield twarzą w twarz.
Na parę chwil Maud całkiem zapomniała o fakcie, iż w pokoju znajdował się również pan Clarke – wpatrzona w to, co się działo pomiędzy jej przyjaciółką a człowiekiem, którego Cordelia darzyła cieplejszymi uczuciami, nie mogła zajmować się swoimi własnymi nadziejami czy afektami. W tej chwili – chociaż działo się to nader rzadko – uznała z całą pewnością, iż nie jest najważniejszą osobą w tym pomieszczeniu.
Osoby, które znały Maud lepiej, musiałyby stwierdzić, że owo sformułowanie było niezwykle krzywdzące dla naszej bohaterki, wszak Maud należała do ludzi, którzy cenili swoich przyjaciół i doskonale wiedzieli, kiedy należy usunąć się w cień. Pomimo tego jednakże nawet i one musiałyby przyznać rację temu, iż Maud Davenport uwielbiała być najważniejsza i zazwyczaj kreowała sytuacje społeczne w taki sposób, aby ten cel osiągnąć.
– Proszę wybaczyć – odezwał się wreszcie pan Waverly, zyskując tym samym wiele szacunku w oczach Maud.
Ten moment musiał być równie niezręczny dla niego, jak dla całej reszty towarzystwa – a może tym bardziej, biorąc pod uwagę fakt, iż to on był tu gospodarzem, zaś osoba, która zachowała się w tak niewłaściwy sposób, była nie tylko jego siostrą, ale też i podopieczną. Niemniej mężczyzna znalazł w sobie dość odwagi i, co więcej, nie starał się uniknąć odpowiedzialności za zachowanie Charlotte.
– Niezależnie od zachcianek mojej siostry, nadal chciałbym, aby wycieczka doszła do skutku. Panno Enfield – tu zwrócił się do Cordelii, która mimo prób zachowania spokoju spłonęła ciemnym rumieńcem – tuszę, iż nie ma pani nic przeciwko temu.
Cordelia, ku zaskoczeniu Maud, nie odpowiedziała od razu. Maud nawet zaczęła się obawiać, iż panna Enfield znajdzie jakąś wymówkę, czy to prawdziwą, czy też wymyśloną. Gorszą jednak okazała się świadomość, iż w istocie taka wycieczka nie mogłaby zostać pochwalona przez społeczeństwo. Dwóch młodych mężczyzn i dwie młode panny – wszyscy stanu wolnego – i to bez przyzwoitki – Maud zrozumiała natychmiast, skąd u Cordelii wzięło się to wahanie.
Pozostawało faktem, iż pan Enfield należał do bardzo pobłażliwych ojców. Nawet jeśli jego oczkiem w głowie była Adeline, Maud nie miała wątpliwości co do tego, iż gdyby Cordelia poprosiła go o zgodę na ten projekt, z pewnością by się zgodził. Problemem było tu raczej poczucie przyzwoitości panny Enfield – oraz państwo Davenport, ponieważ o ile Maud była pewna reakcji ojca Cordelii, o tyle nie mogła mieć tej samej pewności co do swoich rodziców.
Może jeszcze pół roku wcześniej by się na to zgodzili – ale przez te miesiące wydarzyło się nazbyt wiele, tyle się zmieniło – i teraz, kiedy Maud postanowiła być innym człowiekiem, podobna okazja mogłaby się wydać zbytnią pokusą. Zresztą nie szło tu o Maybridge, tylko o Bath. A plotki, które swoje źródło miały w Bath, z zaskakującą prędkością obiegały cały kraj. Zatem panienka, która bardzo pragnęła się zmienić na lepsze, z pewnością powinna unikać skandali w tym mieście; ten argument bez wątpienia zostanie wspomniany przez pułkownika Davenporta.
Należałoby może wspomnieć o tym, że przecież panna Davenport wcale nie musiała jechać; jej nieobecność nie oznaczałaby zupełnego zniweczenia planów. Jeśli tylko pan Enfield się zgodził, Cordelia mogłaby jechać z panem Waverly, zaś Charlotte Waverly zajęłaby tak upragnione miejsce w powoziku pana Clarke'a. Jednakże Maud nie zamierzała w ogóle dopuścić tego do swoich myśli – owszem, mogłaby się cieszyć szczęściem swojej przyjaciółki, gdyby tylko plan nie zakładał uczestnictwa Charlotte Waverly.
Tak, Maud musiała przyznać przed sobą samą, iż w tej chwili przepełniała ją trudna do pohamowania zazdrość. Panna Waverly miała pana Clarke'a dla siebie stanowczo nazbyt często – to z kolei mogło zupełnie zrujnować szczęście panny Davenport, a do tego Maud nie mogła dopuścić. Choć była w stanie zupełnie o sobie zapomnieć, kiedy szło o szczęście przyjaciółki, swoje własne szczęście musiała wziąć w swoje ręce.
– Bardzo dziękuję za zaproszenie, panie Waverly – odpowiedziała po chwili Cordelia – niemniej wpierw muszę spytać ojca.
Na twarzy pana Waverly pojawił się uśmiech, którego nie dało się pomylić z ugrzecznieniem; był to pełen ciepła i uprzejmości wyraz prawdziwego przywiązania. Maud poczuła, prócz, rzecz jasna, radości, zalewającą ją falę ulgi. Po tym, co wydarzyło się wcześniej, wcale nie była taka pewna, czy pan Waverly, nawet jeśli nosił Cordelię w sercu, nie został zniechęcony; wszak zachowanie panny Enfield było nieco chłodne – albo raczej pełne rezerwy. Tymczasem jednak okazało się, iż Cordelia nadal mogła liczyć na przychylność młodzieńca, którego obdarzyła swoim uczuciem.
– Och, oczywista – odparł pan Waverly. – Pani również, panno Davenport – dodał po chwili, jak gdyby zorientował się, iż wcale nie był w pokoju sam na sam ze swoją wybranką; wydał się Maud nieco zakłopotany, niemniej w ten sposób nie stracił niczego w jej oczach, wręcz przeciwnie. – Byłbym... bylibyśmy zaszczyceni, ja i Clarke, gdyby panie mogły do nas dołączyć.
Chcąc potwierdzić słowa przyjaciela, pan Clarke natychmiast pokiwał głową, dodając kilka grzecznych słów zaproszenia. Serce Maud zabiło szybciej, niemniej udało jej się zachować względny spokój.
– A pańska siostra? – zapytała ostrożnie Cordelia.
Maud zacisnęła pięści. Czyżby Cordelia nie zdawała sobie sprawy z niebezpieczeństw, jakie niosły ze sobą słowa, które wypowiadała? Mimo iż wyrażały one troskę, podejmowanie tematu Charlotte Waverly mogło skończyć się tragicznie, zwłaszcza w takim momencie – i to w obecności Adeline Enfield, nadal przeżywającej oschłość przyjaciółki.
– Proszę się o nią nie martwić, panno Enfield. Moja siostra będzie pod doskonałą opieką – zatroszczę się o to, by miała się czym zająć.
Chociaż ani ton, ani słowa mężczyzny nie były niegrzeczne czy oziębłe, sposób, w jakie je wypowiedział, świadczyły o tym, iż pan Waverly wolałby uniknąć tej rozmowy. Było to tak oczywiste, iż nawet Cordelia, która nie potrafiła tak doskonale jak Maud wychwycić pewnych niuansów w zachowaniu ludzi, musiała to spostrzec; na jej policzkach pojawiły się leciutkie rumieńce.
– Proszę wybaczyć. Nie miałam na myśli... wiem doskonale, iż dba pan o siostrę – odparła natychmiast, nieco speszona.
– Wcale nie posądzałem pani o tak okropne myśli, panno Enfield – zapewnił pan Waverly, a jego postać ponownie nieco się rozluźniła. – Zdaję sobie sprawę z tego, jak... problematyczna potrafi być moja siostra. Na szczęście jednak – dodał z uśmiechem – podczas naszej nieobecności będzie mogła liczyć na towarzystwo pani siostry, jak mniemam.
Jego wzrok pomknął ku wciąż jeszcze bladej i niepocieszonej pannie Adeline.
– Jak najbardziej, panie Enfield – odrzekła Adeline, siląc się na uśmiech. – Jeżeli tylko, oczywista, panna Waverly zechce tego spotkania.
Niemniej pomimo owego komentarza po chwili atmosfera w pokoju rozluźniła się, a kiedy godzinę później panny opuszczały apartament na Milsom Street, Adeline żegnała się z gospodarzami tak wylewnie, że trudno byłoby uwierzyć w to, iż nie tak dawno głęboko przeżywała zdradę przyjaciółki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro