Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział XIV

Spędzanie czasu w towarzystwie samej tylko Cordelii oraz pana Enfielda okazało się znacznie przyjemniejsze niźli znoszenie obecności całej rodziny. Bo choć Maud mogła uznać z całą pewnością, że kocha pannę Enfield całym sercem, zaś pana Enfielda darzy niezwykłą wręcz serdecznością, towarzystwo Adeline było dla niej wyjątkowo męczące – a Francisa po prostu nie lubiła.

W obecnej zaś sytuacji Maud miała nadzieję, iż Francis pozostanie w mieście tak długo, jak to możliwe – najlepiej aż do wyjazdu Davenportów z Bath. W ten sposób mogłaby unikać jego towarzystwa bez ryzyka urażenia uczuć Cordelii – zresztą sam pobyt nie stałby się pasmem udręk i nieustannego zastanawiania się nad tym, kto ma rację: czy ona, sądząc, iż Francis darzy ją równą niechęcią, co ona jego, czy Cordelia, będąc przekonaną o czymś zgoła przeciwnym.

Niemniej z wyjazdem Francisa Enfielda nieodłącznie związany był wyjazd pana Clarke'a, którego Maud zdążyła już polubić; z pewnością nie był najinteligentniejszym stworzeniem pod słońcem, lecz należał do tego typu ludzi, za którymi Maud przepadała: przystojnych i czarujących. Ponadto obiecała panu Clarkowi taniec; jak mogła dotrzymać słowa, nie wiedząc, kiedy – i czy w ogóle – dojdzie do ich ponownego spotkania?

Obecność dżentelmenów, których Maud znała, miała jedną jeszcze niezwykłą zaletę: niebezpieczeństwo pojawienia się w jej towarzystwie pana Prescotta było znacznie mniejsze. Jak zatem miała wybrać się na bal, gdzie z pewnością mógł pojawić się i pan Prescott, i uniknąć z nim spotkania? Nie zamierzała wszak rezygnować z rozrywek, jakie oferowało jej Bath: nie po to tu przyjeżdżała. Wręcz przeciwnie, pragnęła wytańczyć się za wszystkie czasy, cieszyć się i śmiać, jakby miało nie być jutra.

Państwo Davenport zresztą nie zamierzali zamykać córki w domu – doskonale znali jej zamiłowanie do zabaw i – przynajmniej na razie – nie planowali jej niczego zabraniać. Ponadto zrezygnowanie z tego typu zabaw ich samych wykluczyłoby z eleganckiego towarzystwa, a choć pułkownik nieustannie powtarzał, że nie lubi tłumów, a pani Davenport – że wystarczy jej zaledwie paru znajomych, oboje odczuliby tę stratę równie boleśnie jak ich córka.

Pomimo zatem dość ostrych słów pani Davenport owego poranka w pijalni wód Maud nie poniosła żadnej kary – nadal brano ją pod uwagę, kiedy planowano wyjście do teatru czy do sal ansamblowych. Podczas jednego ze spektakli panna Davenport była niemalże pewna, iż widzi pana Prescotta w jednej z lóż, lecz ten najpewniej jej nie spostrzegł – albo też nie uchwycił jej spojrzenia – zaś podczas antraktu nie podszedł. Nie można rzec, by Maud była z tego faktu niezadowolona; wręcz przeciwnie, czuła, jak serce w jej piersi rośnie.

Bo teraz wszystko układało się po jej myśli: spędzała czas w towarzystwie swojej drogiej Cordelii, uwaga Adeline skupiona była na pannie Waverly, która teraz, pod nieobecność brata i jego przyjaciela, znajdowała się pod opieką pewnej pani Smith, zaś Francis Enfield do tej pory nie powrócił z miasta. Następny wieczór wszyscy mieli spędzić w salach ansamblowych, a chociaż Maud ubolewała nieco nad nieobecnością pana Clarke'a, zamierzała się bawić jeszcze lepiej niż do tej pory.

Doskonały humor panny Davenport nie zmieniał się zatem – oglądała przedstawienie z największą przyjemnością i śmiała się głośniej niż pozostali. Gdy opadła kurtyna i ucichły oklaski, pozostała w miejscu jeszcze przez jakiś czas, by szczegółowo przedyskutować komedię z Cordelią, która wydawała się tak samo zachwycona jak i sama Maud. Towarzystwo rozstało się jakiś czas później, obiecując sobie, iż spotkają się ponownie następnego wieczora.

Trzeba było przyznać, iż do samego balu Maud nie udało się zobaczyć z Cordelią; jakiś czas wcześniej bowiem przyjęła zaproszenie od panny Elliott, tejże samej, którą poznała podczas pierwszego balu w Bath. Choć obie panie nie utrzymywały bardzo bliskich stosunków, panowało między nimi coś na kształt łagodnej sympatii – panna Elliott była dziwacznie nijaka, lecz w swojej nijakości przejawiała prawdziwie dobre serce i pogodne usposobienie, zatem rozmowa z nią, nawet jeśli nie równie zajmująca co konwersacje z panną Enfield, była doprawdy przyjemna. Dlatego też przedpołudnie minęło pannie Davenport szybko i miło.

Kiedy jednak przybyła do sal ansamblowych, czekało ją niemałe rozczarowanie: kiedy tylko Davenportowie weszli do środka i odnaleźli w tłumie zgromadzonych Enfieldów, okazało się, iż Cordelii towarzyszy nie kto inny, lecz sam Francis Enfield. Mężczyzna obdarzył Maud dość chłodnym spojrzeniem, po czym skłonił głowę, lecz na tym skończyły się jego grzeczności. Nietrudno się zatem dziwić temu, iż w sercu panny Davenport rozgorzał płomień gniewu; nie pozwoliła sobie jednak na otwartą wrogość.

– Musisz mu wybaczyć – powiedziała cicho Cordelia, gdy wreszcie Francis uwolnił je od swojej obecności. – Dotarł wraz z Clarkiem i Waverlym do miasta, lecz tam, jeśli dobrze zrozumiałam, doszło do jakiejś sprzeczki.

– Podejrzewam, że nie pasowało im, że twój brat zaleca się do panny Waverly – odrzekła dość kwaśno Maud.

Cordelia spojrzała na nią dość dziwnie, po czym westchnęła i pokręciła głową.

– Jesteś niesprawiedliwa, Maud, i dobrze o tym wiesz. Nie ma żadnego powodu, by sądzić, iż mój brat kłamie w tej kwestii – nie, nie sądzę, by był zaręczony z panną Waverly; wątpię, by w ogóle zmierzał w tę stronę.

– Zatem dlaczego tutaj dzisiaj przyszedł? Osoby w tak podłym nastroju, jak mniemam, nie powinny przychodzić na bale, by psuć innym humor.

– Raz jeszcze powtórzę, Maud: jesteś niesprawiedliwa. Mój brat jest tu tylko dlatego, że nalegał na to mój ojciec; zapewne gdyby mój ojciec nie prosił, Francis by nie przyszedł. W każdym razie, wedle tego, co mi mówił, nie zamierza tańczyć.

Nie zamierza tańczyć! Dla Maud samo to było jeszcze bardziej oburzające niźli fakt, iż człowiek w tak złym nastroju przyszedł na bal, gdzie przychodziło się po to, by dobrze się bawić. Jej wzrok uciekł ponownie ku Francisowi, co spostrzegła Cordelia; ta nie pozwoliła sobie jednak na żaden komentarz, jedynie się uśmiechnęła.

Wkrótce Cordelia została poproszona do tańca; do Maud również podszedł pewien młodzieniec, lecz ona odmówiła. Mimo iż obiecała sobie zachowywać się niczym młoda dama, ponownie poczuła, jak poddaje się temu, co nazywała swoją pierwotną naturą. Oczywista, wiedziała, że może nadejść czas, kiedy tego pożałuje – mógł on nadejść zaskakująco prędko – niemniej postanowiła zaryzykować raz jeszcze.

Francis Enfield stał samotnie; jeszcze przed chwilą rozmawiał z Adeline, jednak teraz i ona znajdowała się wśród tańczących.

– Panno Davenport – odezwał się grzecznie, lecz całym swoim jestestwem wydawał się zaznaczać, iż nie życzy sobie towarzystwa.

– Nie spodziewałam się pana tu spotkać, panie Enfield – powiedziała z powagą Maud.

– Dziwi mnie, że pani nie tańczy.

– Nie przyszłam tu, by tańczyć.

Sposób, w jaki Maud wypowiedziała ostatnie zdanie, był tak wyzywający, że Francis musiał na nią spojrzeć, choć unikał tego, odkąd się z nią przywitał.

– Doprawdy? – zapytał, a panna Davenport nie potrafiła się zdecydować, czy słyszy w jego głosie więcej zaskoczenia, czy też fascynacji – wydawać się mogło, iż podjął rzucone mu przez Maud wyzwanie. – Przekonany byłem, iż na bale przychodzi się tańczyć; cóż, w każdym razie damy na pewno przychodzą tu, by tańczyć.

– Zatem mężczyźni przychodzą tu w innych celach? – spytała Maud. – Och, tak – wyprzedzę pana, nim pan zdąży odpowiedzieć – na pewno powie mi pan, iż przychodzą tu grać w karty; niemniej nie znajdujemy się właśnie w pokoju karcianym, a w sali balowej. Gdyby pan zapragnął zagrać w karty, jestem przekonana, iż w momencie, w którym pańska siostra odeszłaby ze swoim partnerem, wykorzystałby pan swoją szansę.

Kąciki ust Francisa drgnęły lekko i jego twarz jak gdyby nieco się rozchmurzyła.

– Zapewne ma pani rację, panno Davenport – odrzekł spokojnie. – Lecz czy w istocie mógłbym to zrobić? Moja droga siostra wkrótce wróci – i co wówczas? Wolałbym, aby nie musiała mnie nigdzie szukać; postawiłoby ją to w zgoła nieprzyjemnej sytuacji. Owszem, jest tu nasz ojciec – z pewnością zająłby się nią i nie dopuścił do tego, by spotkało ją coś niemiłego – skłonny jestem jednak twierdzić, iż podobne zachowanie byłoby co najmniej okrutne z mojej strony – i nawet pani nie mogłaby się ze mną nie zgodzić.

– Daleka jestem od tego, by nie zgadzać się z panem w tej kwestii – przyznała Maud – ale nie wierzę – nie mogłabym uwierzyć – że jest pan tutaj jedynie ze względu na siostrę. Byłoby to wyjątkowo niemądre posunięcie z pana strony.

Francis uniósł brwi i spojrzał na Maud raz jeszcze.

– Niemądre?

– Zgadza się – odrzekła Maud, kiwając głową. – Bardzo niemądre. Nikt nie poświęca całego swojego balu tylko po to, by zajmować się siostrą.

– Skąd przeświadczenie, że cokolwiek poświęcam, panno Davenport?

– Bo pan tu stoi. Ani pan nie tańczy, ani pan nie gra w karty; do momentu, w którym do pana nie podeszłam, z nikim pan nie rozmawiał.

– Zatem proszę wiedzieć, że nie lubię rozmawiać.

Tym razem pomimo usilnych starań Maud nie udało się wygrać z rozbawieniem; roześmiała się serdecznie, po czym ponownie zwróciła się do swojego rozmówcy.

– Panie Enfield, być może uwierzyłabym w pańskie niewinne kłamstwo, gdyby nie jeden szczegół – miałam okazję z panem tańczyć; przez cały ten czas zamęczał mnie pan rozmową – to nie jest cecha osób, które nie przepadają za rozmową.

Francis Enfield skłonił lekko głowę.

– Gdybym wiedział, panno Davenport, iż panią zamęczam, proszę mi wierzyć, iż nigdy w życiu bym sobie na to nie pozwolił; nie czyniłem tego dla przykrości pani; wręcz przeciwnie – wychodzę z założenia, iż damy wyjątkowo cenią sobie rozmowę podczas tańca. Skoro zaś tak jest, obowiązkiem partnera jest zaspokoić to pragnienie i podtrzymywać konwersację tak długo, jak tylko dama sobie życzy. Proszę mi wierzyć, iż inteligencją nie odbiegam od większości dżentelmenów; doskonale jestem w stanie zrozumieć wszelkie sygnały dawane przez damy, które nie życzą sobie rozmowy.

– Niezwykle długa wypowiedź jak na osobę, która nie lubi rozmów.

– Proszę nie robić sobie ze mnie żartów, panno Davenport – odparł Francis z powagą. – Skoro ja zamęczałem panią podczas tańca, teraz pani odwdzięcza się tym samym.

– Podejrzewam, panie Enfield, iż mam do tego prawo w ramach odwetu za ostatni taniec – powiedziała Maud, mimo iż doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że przekracza granice.

Maud Davenport była wystarczająco inteligentna, by wiedzieć, kiedy czyni coś niewłaściwego – ale niewystarczająco dobrze ułożona, by potrafić oprzeć się pokusie. Zamierzała jedynie obserwować reakcje Francisa Enfielda – tymczasem były one tak niezwykłe, że z każdym krokiem coraz bardziej pragnęła przeć dalej naprzód, chociaż to przybliżało ją do zguby. Musiała uważać: znajdowali się w miejscu publicznym, ona zaś ryzykowała nie tylko swoją reputacją.

Prawdę powiedziawszy, Maud cieszył fakt, iż jej rodzice nie znajdowali się nigdzie w pobliżu; dzielił ich spory tłum ludzi, zaś tak pułkownik, jak i pani Davenport byli zajęci rozmową ze swoimi znajomymi – szansa na to, iż którekolwiek z nich dosłyszy jakiekolwiek słowo przez nią wypowiedziane, była mniej niż znikoma.

– Odwetu? – powtórzył Francis, a brzmiało to jak parsknięcie. – Panno Davenport, doprawdy jest pani niesprawiedliwa.

– Równie niesprawiedliwe z pana strony było unikanie mnie przez ostatnie dni, panie Enfield – odgryzła się Maud, rzucając mężczyźnie wyzywające spojrzenie. – Gdyby nie moja przyjaźń wobec pana siostry, zapewne zaczęłabym się na pana gniewać.

Ku zdumieniu panny Davenport na ustach Francisa pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Wreszcie i on krótko się zaśmiał.

– Panno Davenport, przekonany jestem, że jest pani zdolna do gniewania się na każdego, niezależnie od tego, czy jest bratem, czy siostrą pani przyjaciółki. Oburzenie żadnej damy nie jest w stanie ustać jedynie dzięki przyjaźni; gdyby pani chciała się na mnie gniewać, zapewne już by to pani robiła.

– Zatem gniewam się na pana.

– Och, już lepiej; przynajmniej jest pani szczera – odrzekł Francis, chyląc lekko głowę, po czym zrobił taki ruch, jak gdyby zamierzał odejść

Maud doskonale wiedziała, iż powinna była mu na to pozwolić. Zapewne w ten sposób oszczędziłaby i jemu, i sobie wielu nieprzyjemności – niemniej nie przywykła do bycia traktowania w ten sposób; Francis Enfield był jednym z niewielu mężczyzn, którzy zdawali się w ogóle nie spostrzegać jej uroku. Nic zatem dziwnego, iż z każdą chwilą panna Davenport coraz bardziej pragnęła wywrzeć na nim to samo wrażenie, jakie wywierała na pozostałych dżentelmenach; nie po to, by go w sobie rozkochać, wszak był on dokładnym przeciwieństwem tego, co uznawała za ideał mężczyzny, lecz po to, by odczuć satysfakcję.

Do tej pory bowiem nigdy nie musiała się starać, by zwrócić na siebie czyjąś uwagę – nawet pan Clarke, mimo iż nie pochodził z Southbury, w którym to Maud wiodła prym, natychmiast do niej przylgnął, co sprawiało jej niemałą przyjemność – był przecież przystojny i pełen wigoru – ale to nie dawało jej tej satysfakcji, którą mogła odczuć, kiedy zyskałaby tę samą uwagę ze strony Francisa Enfielda.

Zdrowy rozsądek podpowiadał jej, iż jest to niebezpieczna gra. Zabawa ludzkimi uczuciami nigdy nie kończy się dobrze – zwłaszcza gdy chodzi o uczucia brata przyjaciółki. Nietrudno się zatem dziwić, iż Maud miała pewnego rodzaju opory; nie chciała wszak zranić Cordelii, która szczerze kochała swojego brata. Nie chodziło tu jednak o to, by Francisa w sobie rozkochać, lecz by zwrócić na siebie uwagę – ten argument ostatecznie przekonał Maud.

– Nie przeprosi mnie pan? – zapytała mocnym głosem, który zmusił mężczyznę do zatrzymania się i spojrzenia na Maud.

– Przeprosić? Ja? Na miłość boską, panno Davenport – odparł Francis Enfield – zupełnie pani nie rozumiem.

– Skoro się na pana gniewam – odrzekła Maud – powinien mnie pan przeprosić; czyż nie? Jest pan dżentelmenem – wydawało mi się, iż dobrze wychowany dżentelmen przeprasza damę, którą uraził.

– Nie mam jednak pojęcia, w jaki sposób mogłem panią urazić – zatem jak mógłbym przeprosić? Och, proszę nie wspominać o tym, iż panią dręczyłem; wydaje mi się, iż doszliśmy do porozumienia w tej sprawie: nie idzie tu o nic więcej jak o pewną rozbieżność interesów; podczas kiedy ja uważałem, że powinienem był podtrzymywać konwersację, pani nie odczuwała tej potrzeby – jednak w żaden sposób mi tego nie zasygnalizowała. Otóż cała sprawa. Nieporozumienie i nic więcej. Nie mam za co przepraszać.

– Ma pan: choćby za własną arogancję.

– Arogancję?

– Patrzy pan na mnie z góry – odparła Maud.

– Cóż, trudno mi patrzeć z innej perspektywy, biorąc pod uwagę fakt, iż jestem od pani wyższy.

Jakże nieznośny był Francis Enfield! Jak Cordelia mogła z nim wytrzymywać? Im dłużej Maud przebywała w jego towarzystwie, tym mniej go lubiła – i tym bardziej pragnęła zrealizować swój cel.

– Dalejże – przepraszam – nie powinienem pani tak okrutnie potraktować – odrzekł Francis, zorientowawszy się, iż jego komentarz mógł zostać odebrany niewłaściwie. – Tego pani chciała, czyż nie, panno Davenport?

– Zachowuje się pan względem mnie wręcz karygodnie.

– Zatem proszę mnie ukarać, droga panno Davenport – odpowiedział mężczyzna, lecz wydawał się równie zdumiony swoimi słowami co Maud; wszystko wskazywało na to, iż wcale nie zamierzał sobie pozwolić na taką obcesowość.

Pomimo panującego wokół gwaru, pomimo muzyki, śmiechów, rozmów – Maud mogłaby przysiąc, iż ogarnęła ją cisza. Patrzała na Francisa, czując, że palą ją policzki – nie spuściła wszakże wzroku. Nie ulegało wątpliwości, że mężczyzna dostrzegł jej rumieńce, jednak nie ulżył jej cierpieniu – nie odszedł, nie odwrócił się, nie zaczął udawać, iż musi poprawić jakąś część swojej garderoby. Nadal uporczywie wpatrywał się w twarz Maud.

– Zatańczy pani ze mną – powiedział wreszcie; nie było to pytanie.

– Cóż za impertynencja – prychnęła Maud.

– A jednak pani nie odmówiła, panno Davenport.

Maud wyrzucała sobie później, że tego nie zrobiła – niemniej przyjęła wyzwanie, które w odwecie rzucił jej Francis Enfield.

Tym razem, jak gdyby pragnąc spełnić życzenie swojej partnerki, mężczyzna nie odezwał się ani razu, chociaż zatańczyli więcej niż tylko jeden taniec; panna Davenport uznała, iż jedynie brak wielu jej znajomych na sali mógłby służyć za usprawiedliwienie podobnego czynu.

Po balu musiała znosić pytania i komentarze Cordelii, która wydawała się wręcz zachwycona takim obrotem spraw – a gdy wróciła do domu, nawet grzane wino nie pomogło jej w zmrużeniu oka. Kiedy wiele godzin później wreszcie pogrążyła się w śnie, ten był niespokojny i płytki, a przez większość nocy dręczyły ją sny, w których twarz Francisa Enfielda pojawiała się z zatrważającą częstotliwością. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro