Rozdział VIII
Chwile spędzone w Bath upływały bardzo przyjemnie. Nie zapowiadało się ani na deszcz, ani na śnieg, mimo iż dziewczęta wokół niezmiennie nosiły ze sobą parasolki. Wreszcie pani Davenport przestała na nie zwracać większą uwagę, skupiając się – podobnie zresztą jak jej mąż i córka – na milszych aspektach ich pobytu.
Następnego dnia z samego rana Davenportowie ponownie wybrali się do pijalni wód, wszyscy z nadzieją spotkania Enfieldów – bo chociaż pani Davenport określiła pana Enfielda mianem „najbardziej absurdalnego i ustępliwego ojca, jakiego widział świat", musiała przyznać, że był niezwykle uprzejmym człowiekiem, a jego towarzystwo było jak najbardziej pożądane, zwłaszcza że – w przeciwieństwie do pułkownika – miał w Bath przynajmniej kilku znajomych. To z kolei było nie lada zachętą nawet nie ze względu na nią samą czy jej męża – ale raczej ze względu na ich córkę, którą, jak powiedziała swojemu mężowi wieczorem pierwszego dnia pobytu w Bath, dobrze by było chociaż zaręczyć, nim kolejny pan Prescott (albo – co gorsza – pan Prescott we własnej osobie) po raz kolejny wpędzi ją w tak niezręczną sytuację.
Na szczęście jednak o panu Prescotcie nigdzie nie słyszano, zatem wiele wskazywało na to, iż owa nierozsądna pogoń za panną Davenport mogła już ustać – wszak pozostając w Southbury, mężczyzna miał wokół siebie wiele innych panien, zaś szansa na to, że jego zachowanie nazwą nieprzyzwoitym, była mniejsza.
Pan Enfield pojawił się w pijalni wód niedługo po przybyciu Davenportów – jednak tym razem był sam i – jak zapowiedział – jego dzieci nie miały dołączyć.
– Przyjaciółka Adeline, panna Waverly, zaprosiła dzisiaj wszystkich – wyjaśnił. – Też uważam, że to dziwaczna pora; o wiele rozsądniej byłoby, gdyby zaprosiła ich na herbatę jutro – ale panna Waverly jest niezwykle podobna do Adeline; nie da się jej do niczego przekonać. Z drugiej strony nikomu nie dzieje się krzywda.
Pułkownik przyznał, że nie jest to nic zdrożnego – ponadto kiedy indziej młodzi mają się bawić, jeżeli nie wtedy, kiedy są na podobnej wycieczce? Pan Enfield cieszył się, że jego stary przyjaciel ma podobne zdanie – pani Davenport z kolei pozwoliła sobie jedynie na uprzejme milczenie. Nie uważała, że pobyt w mieście innym niż rodzinne mógł być odpowiednim wyjaśnieniem dziwacznego zachowania – wręcz przeciwnie, twierdziła, że o wiele gorzej jest zachowywać się niewłaściwie w miejscu pełnym obcych ludzi; zresztą jeśli młodzi przyzwyczają się do takich zachowań, trudno będzie odwrócić już raz wyrządzoną szkodę. A jednak nie pozwoliła sobie na żaden z takich komentarzy – pan Enfield był na tyle szanowaną osobą, że pani Davenport czuła, iż nie ma prawa go pouczać.
Z kolei Maud milczała niemalże przez całe spotkanie. Prawdę powiedziawszy, miała nadzieję na to, że spotka pannę Enfield – cóż za rozczarowanie, kiedy dowiedziała się, że w Bath bawiła przyjaciółka jej siostry! Z pewnością panna Waverly miała większe prawo do zajmowania czasu panien Enfield niźli panna Davenport.
Pocieszająca była wszakże myśl, że spotkają się za parę godzin – wszak Enfieldowie zaprosili ich na obiad, na którym obie córki pana Enfielda na pewno się pojawią. A skoro Maud miała zrobić na nich dobre wrażenie, nie mogła zachowywać się jak dzikuska w stosunku do ich ojca! W momencie, w którym sobie to uświadomiła, panna Davenport zaczęła nieco aktywniej uczestniczyć w konwersacji.
Pan Enfield poświęcał wiele uwagi, by wysłuchać jej opinii – prawdę powiedziawszy, dla Maud była to zupełna nowość, bowiem do tej pory bardzo rzadko pozwalała sobie na rozmowy, które nie zawierały w sobie niczego prócz flirtu – oczywista, inaczej było w przypadku rozmów z Lucy Hughes, lecz ta z kolei nigdy nie wydawała się zainteresowana opiniami Maud. Stąd też kiedy godzinę później rozstawali się z panem Enfieldem, który skierował swe kroki ku Pulteney Street, gdzie zatrzymywał się ze swoimi dziećmi, młoda dama mogła z całą pewnością stwierdzić, że bardzo polubiła mężczyznę i absolutnie nie dziwił ją fakt, iż jej ojciec niegdyś bardzo się z nim przyjaźnił.
– Niemniej bardzo nie podoba mi się jego stosunek do swoich własnych córek – oświadczyła pani Davenport. – Wczoraj wygląd panny Adeline zupełnie mnie zaskoczył – widziałeś, mój drogi? Pojawiła się jedynie w pijalni wód, a wyglądała, jak gdyby przyszła na bal. Rozumiem, że damy w jej wieku lubią się stroić, ale jej rodzice – w tym przypadku jej ojciec – powinien jej był zwrócić uwagę na niestosowność tego stroju.
– Och, Margaret – odpowiedział nieco poirytowany pułkownik. – Doskonale go rozumiem! Gdybym ja miał zwracać uwagę Maud – mężczyźni nie przykładają do stroju takiej wagi jak wy, kobiety. Wątpię, by w ogóle zauważył, co jego córka ma na sobie. Przyznam szczerze, że ja nie zwróciłem na to uwagi.
Jednak pomimo faktu, iż pani Davenport była przeciwna ekstrawagancji, to ona zaproponowała swojej córce spacer wzdłuż Milsom Street, gdzie najłatwiej było zdobyć każdy fragment garderoby zgodny z obowiązującą aktualnie modą. Maud była początkowo zdumiona, lecz przyjęła tę propozycję z radosną ekscytacją.
– Cóż, moja droga – odpowiedziała, kiedy Maud po raz kolejny spytała, czy matka nie robi sobie z niej żartów – musisz wyglądać tak, jak młoda dama w Bath powinna. Mogę się sprzeciwiać dziwnemu doborowi ubrań, lecz podczas najbliższych tygodni będzie wiele okazji, by się wystroić. Nie tylko dzisiejszy obiad – będziemy przecież gościć w salach ansamblowych, w teatrze, na koncertach – nie jesteśmy w Southbury, tylko w Bath, a ja chcę, by o mojej córce mówiono jedynie dobre rzeczy.
Tak zatem kiedy Davenportowie wrócili na Charlotte Street, obładowani byli nowymi sprawunkami, z których doskonałą większość stanowiły nowe suknie i kapelusze dla Maud; panna Davenport zaopatrzyła się również w koronkowe rękawiczki – za radą swojej matki. Maud odnosiła wrażenie, że nic z tego, co się wydarzyło, nie może być prawdą – pani Davenport nigdy nie pozwalała sobie na podobną rozrzutność, zaś wszelkie zakupy córki zazwyczaj krytykowała. Tym razem zachowywała się zupełnie inaczej.
– Tylko zachowaj tę najładniejszą sukienkę na bal – dodała, kiedy wszelkie paczki i puzderka zostały wniesione do domu. – Chciałabym zobaczyć, jak wszystkie oczy odwracają się w twoją stronę, kiedy w niej wejdziesz.
Był to widok, który Maud potrafiła sobie wyobrazić bez większych problemów – w Southbury była to niemalże codzienność, zaś pani Davenport wcale się to nie podobało. Dopiero w tej chwili do umysłu Maud dotarło, co takiego było powodem rozrzutności matki.
– Nie zamierzam wychodzić za mąż, nim wrócimy z Bath, matko – powiedziała poważnym, acz kategorycznym tonem.
Pani Davenport zmierzyła ją dość ostrym spojrzeniem.
– Wcale nie mówię, że masz to zrobić, moja droga – odpowiedziała – lecz chciałabym, żebyś wywarła na tutejszym towarzystwie dobre wrażenie. Tutejsi ludzie z pewnością są znaczniejsi niźli ci, którzy mieszkają w naszym sąsiedztwie. Jeśli sprawisz, że zapamięta cię jakiś godny dżentelmen, byłabym naprawdę rada.
Maud wydęła wargi i gdyby w ostatnim momencie nie ugryzła się w język, zapewne mogłaby pożałować swoich słów. Wcale nie podobała jej się wizja wychodzenia za mąż. Nie chodziło tu przecież o to, z kim ma do czynienia – albo gdzie się znajduje. Wątpiła, by znalazł się na tym świecie ktokolwiek, kto zainteresowałby ją wystarczająco mocno, by mogła dla niego zrezygnować z owej cudownej rozrywki, jaką było flirtowanie. Owszem, obiecała sobie, że będzie ostrożniejsza; że będzie się zachowywała jak dama – niemniej to nie wykluczało flirtowania – cóż, w każdym razie nie w całości.
Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że Maud Davenport nie była głupia; doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że zapewne przyjdzie taki czas, w którym zamążpójście okaże się konieczne – wizja staropanieństwa może i nie była najgorsza, lecz panna Davenport wychowała się w dostatnim domu i nie wyobrażała sobie biedowania. Z kolei tak wyglądało życie wielu starych panien. Teraz jednak miała lat dwadzieścia jeden i z pewnością jeszcze przez jakiś czas będzie mogła unikać owego niezbyt przystojnego miana starej panny – z drugiej strony wiedziała, że musi być wyjątkowo ostrożna, bowiem niezwykle łatwo jest przekroczyć tę granicę, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Tak czy inaczej przekonana była, że uda jej się wytrwać do swoich dwudziestych piątych urodzin bez niepotrzebnego balastu męża u swojego boku. Niejedna kobieta do tego czasu pozostaje w stanie wolnym i nikt jej z tego powodu nie robi wyrzutów; a jako że Maud nie miała żadnego rodzeństwa, ani nie przeszkadzała im podczas wejścia do towarzystwa, ani też nie siała zgorszenia. Dlatego też z odpowiednią ilością ostrożności na pewno uda jej się wytrwać w swoim postanowieniu – w ten sposób uda jej się zadowolić tak rodziców, jak i samą siebie.
– Z pewnością potrafię to osiągnąć – odparła spokojnie. – Ale to, czy mnie ktoś zapamięta, czy też nie, nie przesądza o moim zamążpójściu.
– Maud! – wykrzyknęła pani Davenport.
– Nie, matko! Nie zamierzam jeszcze wychodzić za mąż. I nie jest to nic złego – spójrz, panna Enfield też nie jest jeszcze mężatką, choć ma dwa lata więcej ode mnie.
– Nie powinnaś patrzeć na inne dziewczęta, tylko na siebie, moja droga. – Ton pani Davenport ponownie stał się twardy i nieustępliwy. Maud znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że w takiej chwili sprzeczka z matką nie jest dobrym pomysłem. – Myślałam, że życie dało ci już wystarczającą lekcję.
Niestety, w słowach pani Davenport było zbyt wiele prawdy, by Maud mogła się z nią nie zgodzić. Naburmuszona, odeszła, by zająć czymś swoje ręce i uwagę – jednak nie było to takie proste, jak się z początku wydawało. Gdy wzięła w dłonie robótkę – niemal natychmiast ukłuła się igłą; gdy postanowiła rysować, z każdą postawioną kreską uznawała, że rysunek jest coraz gorszy. Wreszcie poddała się i usiadła na szezlongu przy oknie.
Maud nigdy nie uznawała siebie za stworzoną do siedzenia w domu i spokojnego bytowania – niezmiernie ją to nudziło i dość prędko odczuwała potrzebę wyjścia na zewnątrz i spotkania się z ludźmi. Oczywista, jeżeli musiała, potrafiła się zmusić do większego nad sobą panowania, jednakże w pewnym momencie ją to przytłaczało – i po tygodniach nieustannej pracy nad sobą najwyraźniej nadszedł ten moment.
Pocieszała ją myśl o spotkaniu z panną Enfield – co jakiś czas spoglądała na zegar, który miarowo, acz z całą pewnością zbyt wolno, odliczał czas do tej cudownej chwili, która zdawała się Maud wybawieniem. Być może gdyby tylko miała w sobie dość odwagi, by przeprosić matkę – ale była albo zbyt dumna, albo też zbyt tchórzliwa, by jako pierwsza wyciągnąć rękę. Sama zatem zmusiła się na tę karę milczenia.
– Proszę cię – zwróciła się do niej pani Davenport parę godzin później – nie zachowuj się w ten sposób u Enfieldów.
Jednak coś w tonie jej głosu zdradziło, że nie jest już rozgniewana – Maud wychwyciła w jej wypowiedzi inną nutkę; mogłaby nawet zaryzykować stwierdzenie, że jej matka jest zmartwiona – albo, co gorsza, wystraszona.
– Nie będę – obiecała Maud. – Chcę, żeby panna Enfield myślała o mnie jak najlepiej.
Na ustach pani Davenport pojawił się leciutki uśmiech. Obie panie były już ubrane i gotowe do wyjścia na Pulteney Street i czekały jedynie na sygnał od pułkownika; mężczyzna miał bowiem przedziwną tendencję, by przygotowywać się najdłużej z całej rodziny.
Wkrótce jednak wszyscy Davenportowie byli już w drodze. Było to decyzją pułkownika, by uczynić z tego wyjścia spacer – droga nie była bardzo długa, zaś, jak twierdził, „Maud przyda się nieco ruchu" – obserwował bowiem dziwny nastrój swojej córki i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż na to najlepiej działały spacery – przynajmniej wówczas, gdy jeszcze byli w Southbury. Dlaczego więc w Bath miałoby być inaczej?
– Zawsze można wynająć lektykę w drodze powrotnej, gdyby któreś z nas tego potrzebowało – dodał, a pani Davenport, która lubiła ruch, nawet nie próbowała się sprzeczać.
Przechodzili właśnie opodal mostu, kiedy coś przykuło wzrok Maud. Bezwiednie przybliżyła się do ojca, zacieśniając chwyt na jego ramieniu, i odwróciła twarz. Dopiero po paru sekundach zdobyła się na to, by ponownie spojrzeć w to samo miejsce.
– Co się stało, cukiereczku? – spytał pułkownik, spostrzegłszy dziwaczne zachowanie swojej córki.
– Mogłabym przysiąc – powiedziała cicho – że widziałam pana Prescotta – ale musiało mi się jedynie wydawać; gdybym go widziała, on również musiałby mnie zauważyć, czyż nie? A gdyby tak było, z pewnością podszedłby, aby się przywitać.
Pani Davenport zmarszczyła czoło i również zajrzała przez ramię, lecz wśród tłumu przeróżnych płaszczy i kapeluszy nie była w stanie rozróżnić tego, który z całą pewnością należałby do pana Prescotta.
Cóż za bezczelność! Kiedy już zaczęła myśleć, że ów młody człowiek nie miał zupełnie pusto w głowie – że nie podążył za Maud do Bath – okazało się, że ów osąd mógł być nazbyt pochopny. Pozostawało jedynie wierzyć, że wzrok zawiódł Maud; albo że jej wyobraźnia spłatała jej figla – i że w istocie był to przypadkowy przechodzień, a nie pan Prescott.
Wkrótce jednak zmartwienia musiały zostać odsunięte na bok, bowiem Enfieldowie przywitali ich z niezwykłą radością – w każdym razie trójka z nich, bowiem Adeline Enfield wcale nie wyglądała na zadowoloną. Z drugiej jednak strony pani Davenport zdążyła już spostrzec, iż twarz Adeline przez większość czasu wyglądała na naburmuszoną; równie dobrze mógł to być jej zwyczajny wygląd, który niewiele miał wspólnego z tym, co akurat odczuwała czy przeżywała jej właścicielka.
Niemniej uśmiech Cordelii Enfield był z pewnością szczery, zwłaszcza kiedy zaprosiła pannę Davenport do rozmowy.
– Cóż za ulga – powiedziała przyciszonym tonem. – Ten dzień był wyjątkowo męczący, panno Davenport.
– Doprawdy! – odpowiedziała ze zdumieniem Maud. – Aż trudno mi w to uwierzyć, panno Enfield; dziś z rana spotkaliśmy pani ojca w pijalni wód; powiedział, że bawi pani wraz z rodzeństwem u niejakiej panny Waverly. Przekonana byłam, że jest pani wśród przyjaciół – że nie mogłaby pani być szczęśliwsza.
Panna Enfield zaśmiała się.
– Cóż, panna Waverly z pewnością jest przyjaciółką – ale nie moją, panno Davenport. To przyjaciółka Adeline. Bardzo specyficzna.
Maud nie mogła wiedzieć, cóż panna Enfield miała na myśli, opisując pannę Waverly w ten sposób.
– Nie chcę być niesprawiedliwa – powiedziała po chwili namysłu Cordelia Enfield – ale chyba najlepiej porównać ją do samej Adeline. Nie zna pani mojej siostry na tyle dobrze, by móc mieć o niej jakiekolwiek zdanie, panno Davenport. Ale musiała pani zauważyć, że jest... cóż – zapewne gdyby matka miała większy wpływ na jej wychowanie, Adeline wyrosłaby na zupełnie inną kobietę. Teraz jednak musiała zostać rozpieszczonym przez ojca, wyrośniętym dzieckiem. Och! Musi pani bardzo źle o mnie myśleć, skoro tak mówię o swojej siostrze – wiem to. Kocham moją siostrę, ale zapewniam panią, że bywa bardzo męcząca.
Tego wieczora Maud miała wątpliwą przyjemność poznania Adeline Enfield nieco lepiej – i tym samym musiała przyznać jej siostrze rację.
Z pewnością nie była to z natury zła osoba, nawet jeśli Maud mogłaby ją nazwać arogancką i samolubną. Niemniej nawet przy gościach nie starała się udawać mniej kapryśnej, niźli była zazwyczaj. Jeśli coś szło nie po jej myśli, tupała w obutą w miękki bucik nóżką, wykrzywiała twarz jak gdyby do płaczu i natychmiast wychodziła; wracała jedynie wówczas, gdy podążył za nią ojciec lub brat.
Nietrudno się zatem dziwić, że panna Enfield była zmęczona przedpołudniem spędzonym w towarzystwie dwóch takich osób – prawdę powiedziawszy, Maud była pełna podziwu, że w ogóle udało jej się wytrzymać.
A jednak kiedy Adeline podeszła do Maud już po obiedzie, ta druga stwierdziła ze zdumieniem, iż dziewczyna potrafi być uprzejma.
– Czy zamierza się pani pojawić na jutrzejszym balu w salach ansamblowych, panno Davenport? – spytała Adeline, a gdy otrzymała odpowiedź twierdzącą, uśmiechnęła się. – Cudownie. Proszę założyć różową suknię; zapewniam panią, że będzie pani wyglądała przepięknie. I że wszystkie oczy zwrócą się w pani kierunku.
Maud, zaskoczona tak bezinteresowną troską, podziękowała, lecz wkrótce dostrzegła jeszcze jedną prawidłowość: Adeline nie była w stanie mówić o wielu innych rzeczach poza modą; chwaliła się jedynie swoimi sukniami i kapeluszami; opowiadała o zakupach z poprzedniego dnia; wymieniała te przedmioty, które jeszcze zamierza kupić – „o ile, oczywista, papa na to pozwoli – ale na pewno pozwoli; zawsze pozwala."
Nim jednak obie panie się rozstały, Adeline wymogła na Maud obietnicę, że na pewno pojawi się na balu w różowej sukni.
– I jeszcze wstążki we włosach. Tak! Koniecznie. Mogę pani poradzić, do którego fryzjera się udać. Ale niechże się pani nie przejmuje nazbyt, jeśli w tłoku podrze pani suknię – więc ta musi być ładna, acz nie najlepsza – takie rzeczy się zdarzają, wie pani. W salach ansamblowych zawsze panuje nieziemski tłok.
Jednak rozmowa Maud z Adeline trwała może kwadrans – po tym czasie Adeline uznała, że jest nazbyt zmęczona i usiadła daleko od pozostałych, zaś panna Davenport nie była pewna, czy drzemie, czy podsłuchuje rozmowy. Większość wieczoru Maud spędziła w towarzystwie panny Enfield – obie młode damy wydawały się coraz bardziej zżyte, zaś pani Davenport była zachwycona, widząc, jak rozwija się ta znajomość.
Kiedy weszli panowie, sytuacja nieco się zmieniła: pani Davenport rozpoczęła jakąś rozmowę z panem Enfieldem – wkrótce dołączył do nich także i pułkownik. Panna Enfield poczuła się zobowiązana wobec swojej siostry – zatem Maud pozostał jedynie Francis Enfield – jedyny z rodzeństwa, z którym nie zamieniła dotychczas ani słowa. Ba – ze zdumieniem uznała, że nie słyszała go nawet mówiącego podczas obiadu.
– Jak się pani podoba Bath? – spytał młodzieniec dość dziwnym tonem; gdyby Maud była bardziej skora do osądzania po pozorach, uznałaby, że jej obecność niezwykle nudzi Francisa.
– Och, bardzo mi się podoba! Jest takie kolorowe!
– Kolorowe? Cóż takiego – ja sam uznaję je za niezwykle szare.
Tu z kolei panna Davenport wyraziła swoje zdumienie.
– Nie zauważyła pani? – Dopiero w tej chwili mężczyzna ożywił się nieco. – Tyle dymu, pyłu, kurzu z dróg. Stanowczo wolę wieś.
– Rozumiem, że na co dzień żyje pan na wsi? – spytała Maud.
– Niezbyt daleko stąd, panno Davenport. Mam niewielką posiadłość na południe od Bath, parę mil od Attenby. Była już pani w Attenby?
Maud odparła, że nigdy.
– Cóż takiego! Adeline zamieniła z panią trzy słowa i jeszcze pani nie zaprosiła? Nie poznaję własnej siostry.
– Dlaczegóż niby miałaby mnie zapraszać? – zdumiała się Maud. – Znamy się od zaledwie dwóch dni.
– To i tak niezwykle długo, droga pani. – Francis chyba silił się na powagę, ale kącik jego ust drgnął nieco. – Adeline bardzo szybko przywiązuje się do ludzi – i jeszcze prędzej traci nimi zainteresowanie. Podejrzewam, że za młodu nieco zbyt dużo bawiła się lalkami. Teraz traktuje pozostałych jak swoje zabawki.
– Ależ jak pan może być tak okrutny!
– Okrutny? Nic z tego; gdybym był okrutny, proszę mi wierzyć, moja droga Adeline wybiegłaby już stąd z płaczem – na pewno nas słucha. Bardzo lubi mnie słuchać, zwłaszcza gdy rozmawiam z kimkolwiek poza nią.
Maud odwróciła się ku siedzącej opodal Adeline – i w istocie spostrzegła, jak jej twarzyczkę wygina dziwaczny grymas.
– Zatem proszę pozwolić, że na złość mojej kochanej siostrzyczce zarezerwuję sobie u pani dwa pierwsze tańce – dodał nieco ciszej Francis Enfield. – Będzie niepocieszona, kiedy zostawię ją zupełnie samą na pastwę losu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro