Rozdział XV
Trudno było unikać tego tematu – a był dla Maud niezwykle drażliwy – ponieważ zdawać się mogło, iż stanowił sprawę niezwykłej wagi dla co najmniej paru osób. Tego panna Davenport nie wzięła pod uwagę, kiedy poprzedniego wieczora rzucała wyzwanie Francisowi Enfieldowi. Teraz mogła przynajmniej z czystym sercem powiedzieć, że ma absolutną pewność co do tego, iż mężczyzna nie żywi wobec niej żadnych cieplejszych uczuć. Nawet jeśli jej nie nienawidził, jego stosunek do niej najłatwiej można by opisać w następujący sposób: tolerował ją jedynie ze względu na jej przyjaźń z Cordelią. A nawet jeśli uczucia jego siostry nie leżały mu na sercu, to odczuwał wobec Maud jedynie chłodną obojętność.
Z początku panna Davenport była tym faktem zachwycona: jej własna niechęć wobec Francisa uzyskała w ten sposób swoiste podłoże i nawet Cordelia nie mogła jej o nic winić. Po pamiętnym balu w salach ansamblowych zapanowało pomiędzy Maud a Francisem swego rodzaju porozumienie: traktowali się grzecznie i z szacunkiem, lecz nie przebywali ze sobą dłużej, niźli to było konieczne – a że spotykali się często, dla obojga była to korzyść.
Niemniej po pewnym czasie Maud uznała, że taki stan rzeczy jej nie zadowala. Trudno jej było wyjaśnić własne emocje, lecz ze zdumieniem stwierdziła, że pomimo swojego braku sympatii wobec Francisa Enfielda, nie jest przyzwyczajona do tego, by ktoś traktował ją w podobny sposób. Nawet jej postanowienie, by odtąd już zawsze zachowywać się niczym wzorowa dama, nie było w stanie stłumić jej uczuć – była zawiedziona, głęboko zawiedziona brakiem jakiegokolwiek wpływu na brata Cordelii.
Może sprawa byłaby prostsza, gdyby Maud nie zdawała sobie sprawy z niewłaściwości swojego postępowania. Tymczasem była tego zupełnie świadoma – nie chcąc mieć do czynienia z Francisem, powinna pozwolić mu trzymać się z dala od niej; a jednak pragnęła jego uwagi, chciała wiedzieć, że on – podobnie jak wielu innych mężczyzn – uważa ją za ładną i interesującą kobietę; że ją podziwia i że wbrew niej samej chce być blisko niej.
Rozumiałaby swoje myśli, gdyby tylko Francis Enfield był przystojny – albo doskonale obyty w towarzystwie – albo wyjątkowo zabawny. Gdyby tylko był ucieleśnieniem którejkolwiek z cnót, które pociągały ją w mężczyznach. A jednak nie przedstawiał żadnej z nich; można by nawet rzec, iż był zaprzeczeniem każdej.
Co gorsza, im mocniej Maud przyrzekała przed sobą, że już więcej nie pomyśli o tym człowieku, tym częściej i uporczywiej pojawiał się on w jej głowie. Ze złością wówczas przypominała sobie o jego arogancji, o oburzającej zuchwałości, z jaką mężczyzna zachował się względem niej na balu. W ogóle nie przypominał wówczas dżentelmena – jak gdyby nie był bratem Cordelii – jak gdyby nie był synem pana Enfielda!
Dopiero po jakimś czasie panna Davenport zorientowała się, iż ilekroć znajdowała się w jego towarzystwie, lecz w wystarczającej odległości, przypatrywała się mu – jego twarzy, emocjom, które się na niej malowały, gestom, ruchom, wszystkiemu, co było z nim związane. W momencie, w którym to sobie uświadomiła, spłonęła rumieńcem i poprzysięgła sobie, że już nigdy, przenigdy na niego nie spojrzy.
Niemniej było już za późno. Ona sama bowiem mogła zorientować się dopiero w tej chwili, lecz to nie oznaczało, iż ci, którzy ją otaczali, byli nieświadomi jej zachowań. Z całą pewnością Cordelia musiała to spostrzec – dla Maud z kolei nie powinno to być żadnym zaskoczeniem; jednak było kolejnym powodem do wstydu.
– Moja najukochańsza Maud – zwróciła się do niej panna Enfield pewnego popołudnia.
Znajdowali się właśnie w salonie domu Davenportów – wypito już kawę i rozstawiono stół do kart. Jako że tego dnia bawili tu jedynie Enfieldowie, wystarczył zaledwie jeden; do gry zasiedli państwo Davenportowie, pan Enfield i jego młodsza córka – pozostali z kolei nie wyrazili chęci gry. Francis Enfield stanął opodal okna, przyglądając się widokowi, zaś Cordelia i Maud zaczęły się przechadzać po pokoju, rozmawiając.
Pomimo swoich obietnic wobec samej siebie Maud ponownie zrozumiała, że jej oczy wbrew jej woli uciekły ku Francisowi. Mężczyzna nie mógł tego zauważyć, lecz Cordelia była znacznie uważniejsza.
– Proszę... nie udawaj, że nic się nie dzieje; doskonale widzę twoje spojrzenia – wszystko, co robisz, przeczy temu, co mówisz; nie jesteś ze mną szczera. Albo, co gorsza, nie jesteś szczera nawet ze sobą samą. A wolałabym nie mieć świadomości tego, że osoba, którą uznaję za przyjaciółkę, mnie okłamuje. Nie wiem, która myśl jest gorsza – to, że próbujesz mnie okłamać, czy to, że kryjesz prawdę przed sobą samą.
Z początku Maud zamierzała zapewnić Cordelię, że nie dzieje się nic, co mogłoby ją niepokoić, jednak po chwili dotarł do niej sens wypowiedzianych przez pannę Enfield słów. Gdyby zrobiła tak, jak planowała, rzeczywiście okłamałaby swoją przyjaciółkę – i tym samym uczyniłaby samą siebie niegodną tej przyjaźni.
– Myślę o tym, jak okrutnie zachowałam się wobec twojego brata – odpowiedziała wreszcie. – Wówczas, na balu, na którym z nim tańczyłam.
Na twarzy Cordelii pojawił się nieco enigmatyczny uśmiech.
– Zatem postanowiłaś wreszcie porozmawiać ze mną na temat, którego unikałaś od tamtej pory – odparła. – Zdumiewające. Wyglądaliście przepięknie w tańcu – nawet mój ojciec to mówi. A także panna Elliott, a ona rzadko kiedy komentuje tańczące pary.
– Nie o tym chcę rozmawiać, Cordelio – odrzekła natychmiast Maud, czując, że rozmowa, którą rozpoczęła, w przedziwny sposób została skierowana w zupełnie inną stronę. – Chciałabym raczej pomówić o tym, że potraktowałam twojego brata w taki sposób, że zapewne nie chce mnie już więcej znać.
Przez oblicze panny Enfield przetoczyło się tyle emocji, że trudno byłoby nazwać je wszystkie; początkowo Maud była przekonana, iż usłyszy jedynie gwałtowne zaprzeczenie (i z niewiadomych przyczyn chyba nawet chciała je usłyszeć), lecz im dłużej obserwowała przyjaciółkę, tym bardziej była przekonana, iż odpowiedź będzie zupełnie inna. Jej serce zamarło. A jeśli Francis Enfield w istocie nie chce jej już znać? Z pewnością oznaczałoby to jedno: pani Davenport miała rację i oto jej córka stoczyła się w bezdenną otchłań skandalu.
Oczywista, Maud nie miała pojęcia, jak wygląda życie skandalistki – słyszała o tym jedynie od matki, lecz ta, o tym Maud była przekonana, musiała pewne sprawy wyolbrzymiać, byleby tylko przekonać córkę do zmiany swojego postępowania. Niemniej panna Davenport ignorowała wiele z tych dobrych rad – teraz zaś, kiedy zrozumiała, iż w istocie mogła stać się obiektem pogardy w towarzystwie, bo tym właśnie musiało skutkować odrzucenie przez dziedzica tak znamienitego rodu, jakim byli Enfieldowie, poczuła strach.
Skoro wśród ludzi stanie się kimś, do kogo odwraca się plecami – i żaden szanujący się dżentelmen czy też dama nie odważy się jej nawet życzyć dobrego dnia – czy po powrocie pan Clarke w ogóle na nią spojrzy? Maud z utęsknieniem oczekiwała jego powrotu, bowiem to oznaczałoby koniec jej bezkresnych męczarni w towarzystwie Francisa Enfielda. Ponadto naprawdę pragnęła z nim zatańczyć. Jednak do momentu jego powrotu wiele mogło się zmienić – o ile tylko społeczeństwo dowie się o antypatii, jaką żywi wobec niej Francis, i czym była ona spowodowana – jej zachowanie bowiem godne było potępienia. A skoro już nawet Maud sobie to uświadomiła, nie ulegało wątpliwości, iż spostrzeże to i towarzystwo.
Wreszcie jej uszu dobiegło ciche westchnienie, a dłoń Cordelii delikatnie zacisnęła się na jej palcach.
– Nie wiem, czy miałam rację w związku z uczuciami mojego brata do ciebie – przyznała cicho, po czym ponad ramieniem Maud spojrzała na Francisa, nadal stojącego przy oknie i wpatrującego się w dal; gdyby nie głośne rozmowy dobiegające od stołu karcianego, obie panie z pewnością mogłyby zostać podsłuchane. – Ale nie sądzę, by się na ciebie gniewał.
To jedno wyznanie sprawiło, iż kamień spadł Maud z serca. Odwzajemniła lekki uścisk dłoni, a kiedy odpowiadała, jej głos zabrzmiał nieco żarliwiej.
– Mam taką nadzieję – odpowiedziała. – Zachowałam się względem niego okropnie – podejrzewam, że przyjdzie czas, kiedy sama będę musiała stanąć przed nim i go przeprosić, lecz sama ta wizja przeraża mnie okrutnie! Wolałabym, żeby się na mnie nie gniewał. Z początku planowałam jedynie nieco go podroczyć – sama dobrze wiesz, że kiedy powiedziałaś mi, iż twój brat nie zamierza na balu tańczyć, ta pokusa stała się dla mnie wręcz nie do odparcia! Jednak w swojej zabawie posunęłam się nazbyt daleko – wiem o tym na pewno, uraziłam twojego brata i to dlatego nie jest w stanie mi spojrzeć teraz w oczy. Co do tego jestem więcej niż pewna, a sądzę, że i ty musiałaś to spostrzec.
Ku jej zdumieniu Cordelia się uśmiechnęła. Co prawda Maud nie mogła być pewna, czy był to dobry znak – równie dobrze mogło to oznaczać tylko to, że przesadna reakcja panny Davenport ją rozbawiła. Niemniej była dobrej myśli.
– Z pewnością mój brat był zszokowany twoim zachowaniem – powiedziała po chwili Cordelia. – Gdy powróciliśmy do domu, natychmiast wspomniał o tobie. „Ta panna Davenport to dopiero coś!" – tak powiedział. Z początku nie chciał mówić nic więcej, ale tak podpytywałam, tak naciskałam, że wreszcie wyjawił mi resztę.
Ta wypowiedź wywołała w sercu Maud mieszane uczucia. Z jednej strony radość – wszak oznaczało to tyle, że wbrew temu, co myślała dotychczas, nie była Francisowi zupełnie obojętna, ale zarówno wstyd i przerażenie. „To dopiero coś!" Czyż w ten sam sposób nie można skomentować zachowania ulicznego złodziejaszka?
– W takim razie co ci powiedział?
– Że gdybyś mogła, zapewne podeszłabyś do niego i dosłownie poprosiła do tańca – odparła ze śmiechem Cordelia. – Aż żałowałam, że nie byłam tego świadkiem. Doprawdy to zrobiłaś? Zmusiłaś mojego brata do tańca?
– Nic z tego! – oburzyła się Maud. – Wręcz przeciwnie. Wcale nie planowałam z nim tańczyć. Spytałam jedynie, dlaczego przyszedł na bal, skoro nie miał takiego zamiaru.
– Och, tak właśnie powiedział mi wówczas Francis. – Cordelia skinęła głową. – Następnie – proszę, wybacz mi, jeśli coś źle powiem; mogłam to źle zapamiętać albo zrozumieć – wypomniałaś mu zachowanie podczas ostatniego balu, lecz mój brat uznał to jedynie za pretekst do tego, by wymusić na nim poproszenie cię do tańca.
Fala gniewu i oburzenia zalała Maud. Zatem tak właśnie twierdził! Jak mogła w ogóle przejmować się zdaniem Francisa Enfielda – był tak zadufany, tak pewny siebie, że nie mógł znieść myśli, iż osoba taka jak Maud Davenport nie chciała z nim tańczyć albo z nim rozmawiać! Jakiekolwiek pragnienie wywarcia na nim wrażenia w tej chwili nie istniało w jej sercu. Ponownie myślała jedynie o tym, by wyjechał – i by nie wracał do czasu, gdy ona opuści Bath.
– Twój brat przekręcił absolutnie wszystko, Cordelio! – stwierdziła Maud. – Nie pragnęłam z nim tańczyć. Jeśli zatem i on nie chciał, wcale tego nie oczekiwałam, wcale nie musiał mnie prosić. Ha! Prosić! Cordelio, najdroższa, gdyby tylko mnie poprosił – ale zachował się względem mnie tak obcesowo! Zażądał tego tańca – jak śmie – jak w ogóle może mówić o tym, iż to ja go do tego zmusiłam! Przysięgam, Cordelio, że gdyby pan Francis Enfield nie był twoim bratem...
Ale nie zdążyła wymyślić odpowiedniej groźby. Bardzo chciała, by zabrzmiała mocno – wystarczająco mocno, by Cordelia przekazała ją bratu i tym samym zakończyła tę serię nieporozumień: o ile tylko można było nazwać zachowanie tego człowieka nieporozumieniem. O ileż właściwsze wydawało się każde inne, ostrzejsze określenie! Jednak nawet Maud nie miała tyle odwagi, by je wypowiedzieć – choćby i w głowie.
Niemniej nawet gdyby wymyśliła wystarczająco dobrą groźbę, nie dane byłoby jej dokończyć zdania, bowiem tuż przy niej pojawił się ten sam mężczyzna, o którym właśnie rozmawiała z Cordelią. Podszedł do nich tak cicho i niespodziewanie, że zarówno jego siostra, jak i Maud były zdumione jego obecnością.
– Tymczasem ja liczyłem na pani przeprosiny, panno Davenport, a nie na podobne przysięgi – powiedział zaskakująco spokojnym tonem.
Maud nawet na niego nie spojrzała. Czuła, jak paznokcie wpijają się we wnętrza jej dłoni, kiedy zaciskała pięści. Po chwili jednak zmusiła się do spokoju – w przeciwnym razie towarzystwo przy stoliku karcianym mogłoby zauważyć poruszenie i sytuacja stałaby się jeszcze mniej przyjemna niż w tej chwili.
– Nieładnie jest podsłuchiwać, panie Enfield – odpowiedziała, zaskoczona łagodnością własnego głosu.
– Podobnie nieładnie jest plotkować, zwłaszcza kiedy obiekt plotek znajduje się tak blisko osób plotkujących.
Cordelia popatrzała na swojego brata dość wymownie.
– Niepotrzebnie dręczysz Maud, Francisie; jeśli podobnie traktowałeś ją podczas balu, coraz trudniej jest mi się dziwić, że nazwała twoje zachowanie męczącym – rzekła spokojnie. – Nie w ten sposób traktuje się damy.
Francis lekko skłonił głowę.
– Zatem przepraszam, panno Davenport – nie znam się na tym tak dobrze jak powinienem – i z pewnością nie tak dobrze jak moja siostra.
W sercu Maud gniew i oburzenie wcale nie wygasły, ale młodej damie udało się je ujarzmić na tyle, by móc prowadzić rozmowę, nawet pomimo kolejnej fali wstydu – nie spodziewała się, że ktokolwiek podsłucha jej rozmowę z Cordelią, tymczasem nie tylko to właśnie się stało, ale ponadto osobą, która je podsłuchała, była tą, której obecność ją drażniła.
Francis Enfield mógł teraz wykorzystać jej słowa przeciwko niej – nie tylko w rozmowach z innymi ludźmi, przedstawiając ją w jak najgorszym świetle, ale i podczas rozmów z nią samą; te, choć bardzo rzadkie, nadal miewały miejsce – ich brak byłby podejrzany i oboje zdawali sobie z tego sprawę. Dlatego też dla zachowania pozorów jedno inicjowało krótką konwersację – na temat pogody, stanu dróg czy też inny, acz podobnie trywialny – drugie z kolei udawało, iż nie ma nic przeciwko, zaś po wyczerpaniu tematu (co zazwyczaj miało miejsce wkrótce po jego podjęciu) rozmowa ustawała ku obopólnej uldze.
– Zamierzałam pana przeprosić; Cordelia przyzna mi rację; jeszcze przed chwilą z nią o tym mówiłam – powiedziała Maud, zaś jej wierna przyjaciółka skinęła głową na znak, iż w istocie tak było. – Jednak trudno mi uwierzyć w to, że mógł pan wydarzenia z balu przedstawić w tak nieprawdziwym świetle.
Francis wydawał się zdumiony na wieść o tym, że Maud planowała przeprosiny – przez chwilę można by nawet rzec, iż był speszony – lecz wkrótce to zdumienie skryło się za szokiem wywołanym przez jej kolejne zdanie.
– Nieprawdziwym! Coś podobnego! Panno Davenport – najwyraźniej zaszło jakieś nieporozumienie; w pewnym momencie informacja musiała zostać w jakiś sposób przekształcona czy też źle zrozumiana – bowiem mogę z czystym sercem stwierdzić, iż zrelacjonowałem swojej siostrze wszystko tak szczerze, jak potrafiłem.
– Zatem w jaki sposób doszło do tego, że pańska rodzina dowiedziała się, iż gdybym tylko miała więcej odwagi, sama poprosiłabym pana do tańca?
Zapanowała cisza, która po chwili została przerwana głosem Adeline Enfield. Ani jednak Maud, ani Francis, ani nawet Cordelia nie mogli mniej się interesować tym, co działo się przy stoliku karcianym.
– Przekonany byłem o tym, iż tego pani ode mnie oczekuje: bym z panią zatańczył – powiedział Francis, a Maud zaskoczona była, jak sucho zabrzmiał jego głos.
– Mylił się pan – odparła Maud.
Obecność Cordelii była w tej chwili jeszcze bardziej bolesna niźli sposób, w jaki zwrócił się do niej Francis Enfield. Maud bowiem miała wrażenie, iż ta kłótnia najbardziej dotyka jej przyjaciółkę; wymagało to bowiem od niej opowiedzenia się po jednej ze stron lub też udawania, że nie była jej świadkiem.
– Proszę zatem wybaczyć, panno Davenport. Najwyraźniej źle odebrałem pani intencje – rzekł Francis, po czym skłonił głowę i podszedł do stołu, przy którym znajdowali się pozostali, i oparł dłoń o krzesło Adeline.
Maud nadal oddychała ciężko, niezdolna spojrzeć Cordelii w oczy. Wolałaby, aby jej przyjaciółka nie była świadkiem tej rozmowy – a jednocześnie doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż to ona była tu prowokatorką.
– Nie myśl o mnie źle, Cordelio – wyszeptała. – Nigdy... nie pragnęłam urazić ani ciebie, ani nikogo z twojej rodziny.
– Urazić! Przysięgam, Maud, jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby mój brat odnosił się do kobiety w podobny sposób – a podobno to dżentelmen! – odparła Cordelia pełnym przekonania tonem. – Zupełnie mnie zdziwił. Nie brzmiał jak on! Jeśli w istocie tak z tobą rozmawia, trudno się dziwić, iż uznajesz jego obecność za męczącą!
Poparcie ze strony Cordelii jeszcze nie było dla Maud tak pożądane – i tak zdumiewające. Spojrzawszy na nią, panna Davenport uniosła brwi.
– Myślałam, że zgodzisz się ze swoim bratem – wszak zachowałam się nieodpowiednio. Nie powinnam była go drażnić.
– A on traktować cię z wyższością! Doprawdy, Maud – jeszcze nigdy nie byłam tak zszokowana! Myślałam, że jest tobą oczarowany – jednak musisz mi wybaczyć tę pomyłkę. Osoba, która odnosi się do ciebie w podobny sposób, musi być szalona. Zaskakuje mnie, że w ogóle zgodziłaś się z nim tańczyć!
Po takim zapewnieniu Maud poczuła się nieco pewniej. Bo chociaż nadal odczuwała palące wyrzuty sumienia, o wiele łatwiej było jej je przetrwać, mając po swojej stronie osobę taką jak Cordelia Enfield.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro