Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział X

– Adeline była wczoraj zachwycona twoją sukienką – powiedziała w pewnym momencie panna Enfield, kiedy zgodnie z umową przechadzała się wraz z Maud Davenport po ulicach Bath. – Kiedy wróciliśmy po balu do domu, nie potrafiła przestać powtarzać, że doskonale wiedziała, iż będzie ci w niej bardzo do twarzy – i że będziesz się wyróżniała z tłumu; nie wiem, czy dostrzegłaś, że niewiele było różowych sukien.

Maud musiała przyznać, że w istocie było ich niewiele; na szczęście jednak nie była jedyną kobietą ubraną w podobną suknię, dzięki czemu pozbyła się wszelkich zmartwień, że mogła po prostu założyć coś zupełnie niemodnego.

Od chwili, w której obie panie opuściły Charlotte Street (Cordelia pojawiła się punktualnie o dziesiątej), zdążyły przejść na nieco wyższy poziom spoufalenia, rezygnując z formalności i nazywając się czule po imieniu. Teraz, chociaż od tamtego momentu minęło już całkiem sporo czasu, nadal omawiały wieczorny bal: panna Enfield mogłaby przysiąc, że jeszcze nigdy tyle nie tańczyła, ale z pewnością nie wyglądała w tańcu tak dobrze jak panna Davenport; panna Davenport z kolei uznawała, że słyszała wiele głosów, które podziwiały pannę Enfield w tańcu. Obie zaś były zachwycone – z każdą chwilą coraz bardziej – i gotowe pójść na kolejny, mimo że pułkownik bardzo narzekał na panujący w salach ansamblowych tłok.

– Och, mój ojciec często narzeka – dodała po chwili Maud – ale to wcale nie oznacza, że mu się nie podobało. Wręcz przeciwnie, był oczarowany. Twierdził, że jeszcze nigdy tak dobrze się nie bawił; oczywista, dopiero wtedy, kiedy myślał, że już śpię – w przeciwnym razie nie pozwoliłby sobie na tak odważny komentarz. Doskonale wie, że uwielbiam bale; nie może zatem chwalić pobytu w salach ansamblowych, kiedy jestem w pobliżu – w przeciwnym razie domyśliłabym się, że ciągnie go tam tak samo jak mnie.

Obie panie roześmiały się serdecznie. Panna Enfield musiała przyznać, że doskonale rozumie taktykę pułkownika Davenporta – w przeciwnym razie panny Davenport po prostu nie dałoby się odciągnąć od sal.

– Francis był tobą doprawdy zauroczony – wspomniała Cordelia, czym zupełnie zaskoczyła swoją towarzyszkę. – Stwierdził, że na sali nie było drugiej tak dobrej tancerki, a ty uczyniłaś mu nie lada zaszczyt, tańcząc z nim po raz drugi.

– Cóż za niesłychany komplement z ust osoby, która poprosiła mnie do tańca jedynie po to, by zrobić na złość swojej siostrze – skrzywiła się Maud.

– Och, przestań, Maud, doskonale wiesz, że tylko się z tobą droczył. Adeline ledwie zauważyła, że nie ma go przy niej – sama przetańczyła większość wieczoru. To prawda, Adeline uwielbia Francisa, lecz to nie oznacza, że oczekuje jego obecności przez cały czas.

– Byłoby to co najmniej zdumiewające, gdyby jej oczekiwała – stwierdziła Maud, a Cordelia przyznała jej rację.

– Dziwi mnie niemniej twoja niechęć do Francisa, moja droga – odparła ta druga – zwłaszcza w momencie, w którym przekazuję ci jak najszczersze słowa pochwały. Mój brat na głos zastanawiał się, czy nie zarezerwować sobie u ciebie kolejnych dwóch pierwszych tańców. „Wszyscy będą mi zazdrościli partnerki," mówił z dumą, a ja nie mogłabym się z nim nie zgodzić, Maud. Byliście zachwycającą parą.

– Lepiej, by tego nie robił. – Maud wcale nie planowała powiedzieć tego na głos, jednak w jakiś sposób te słowa wydostały się na zewnątrz.

– Jesteś niesprawiedliwa – odezwała się panna Enfield, kręcąc głową. – Mój brat w istocie jest dość specyficzny – daleko mu zapewne do tych wszystkich wielbicieli, którzy się wokół ciebie kręcą, niemniej z pewnością jest szczery. Rzadko szafuje komplementami, a ciebie chwalił przez cały wieczór. I to w naszym towarzystwie – nie tak, byś ty to usłyszała, Maud, nie po to, by ciebie oczarować, lecz dlatego, że mówił najszczerszą prawdę.

Tym razem Maud nie odważyła się odpowiedzieć; słowa Cordelii Enfield nieco wytrąciły ją z równowagi; wolałaby też nie popełnić kolejnej gafy. Musiała jednak przyznać, że nie spodziewała się podobnego obrotu spraw – do tej pory wszak przekonana była, iż Francis Enfield za nią nie przepada, stąd jego dziwaczne zachowanie względem niej. A jednak nie mogłaby wątpić w prawdomówność jego siostry.

Sama Maud nie mogłaby powiedzieć, co tak naprawdę myśli o bratu Cordelii. Budził on w niej wiele sprzecznych uczuć – owszem, doceniała jego wiedzę i talenty, niemniej jego zachowanie w wielu przypadkach zupełnie ją odrzucało. Jednak nie zmieniało to faktu, iż pozostawał bratem Cordelii; Maud zdawała sobie sprawę z tego, iż przyjdzie jej teraz spędzać dość wiele czasu w jego obecności, biorąc pod uwagę, z jak wielką zażyłością odrodziła się przyjaźń pomiędzy panem Enfieldem i pułkownikiem Davenportem.

Czy tego zatem chciała, czy też nie, należeli do tego samego towarzystwa – wkrótce Enfieldowie mieli pojawić się u nich na obiedzie, zaś już następnego dnia wspólnie wybierali się do teatru – pan Enfield nie chciał słyszeć nawet słowa na temat tego, że Davenportowie mieliby nie dołączyć do niego i do jego dzieci.

– Przyzwyczaisz się do dziwnych żartów mojego brata – Cordelia przerwała milczenie. – Wiem, że jako jego siostra nie mogę być zupełnie obiektywna; zresztą nawet bym nie próbowała. Ale nie myśl, że staram się o coś, o co nie wypada prosić młodszej siostrze. Nie czynię ci zalotów w imieniu Francisa.

Policzki Maud przybrały barwę dojrzałej wiśni. Zaloty w imieniu Francisa Enfielda! Nawet słodycz Cordelii nie mogłaby sprawić, że panna Davenport byłaby im przychylniejsza. Już samo o nich wspomnienie zażenowało Maud do tego stopnia, że nie wiedziała, co odpowiedzieć.

– Francis nie jest tego typu człowiekiem. Prędzej zjadłby własny kapelusz niż pozwolił mi wstawiać się u ciebie za sobą. Nic z tych rzeczy. A lepiej nawet mu nie mów o tej rozmowie; pewnie bardzo by się na mnie pogniewał.

Maud zapewniła ją, że nie ma najmniejszego zamiaru rozmawiać z Francisem Enfieldem na ten temat.

– Wspaniale – odpowiedziała Cordelia – bo uznałby, że wyciągam nazbyt daleko idące wnioski. Po prostu pochwalił cię jako partnerkę na balu.

– Cóż, w wielu przypadkach od tego właśnie się zaczyna – rzekła Maud, nim zdążyła ugryźć się w język.

– Co prawda, to prawda – przyznała panna Enfield, śmiejąc się. – Moi rodzice w ten sposób się poznali. Zresztą od kobiet oczekuje się tego, by właśnie na balu oczarowały swojego wybranka, a od mężczyzn – by okazał swojej wybrance zainteresowanie. Słyszałam kiedyś, że jeśli na co najmniej dwóch balach jakiś mężczyzna zatańczy z tobą dwa razy, z pewnością możesz się spodziewać jego oświadczyn.

– Cóż za absurd – wykrzyknęła Maud. – Niejednokrotnie tańczyłam z tymi samymi mężczyznami po kilka razy na jednym balu – żaden mi się nie oświadczył. – Nie dodała jednak, że każdy z nich na swój sposób ją adorował.

Cordelia spojrzała na swoją rozmówczynię badawczo, wszakże nie skomentowała jej słów w żaden sposób.

– Ja również uważam – powiedziała po chwili – że potrzeba czegoś więcej niż tańczenia na balu. Należy spędzić ze swoim wybrankiem więcej czasu – przede wszystkim rozmawiając, ale też i milcząc. Gdybyśmy wychodziły za mąż za tych, z którymi tańczymy najwięcej, chyba wszystkie małżeństwa byłyby nieszczęśliwe.

Panna Davenport musiała przyznać Cordelii rację.

– Znam pewną damę, która była już zaręczona kilkukrotnie – wyznała – lecz ilekroć jej narzeczony poznawał ją chociaż trochę lepiej, zaręczyny były zrywane.

– Cóż za okropność! – wykrzyknęła panna Enfield. Przez chwilę wahała się, po czym wyznała – Francis swego czasu poznał podobną damę – ja sama nie... cóż, nie dane mi było jej poznać; mój ojciec twierdzi, że to dobrze.

Z jakiegoś względu Maud poczuła nieprzyjemną sensację w żołądku – nie odważyła się wszakże powiedzieć, że Cordelia w istocie ma szczęścia, iż podobna osoba nie pojawiła się w jej życiu; nie chciała niemniej zdradzać, jaka zażyłość niegdyś istniała pomiędzy nią a rzeczoną damą – to z kolei byłoby jedynym wiarygodnym argumentem, którym mogłaby poprzeć swój osąd.

– Mam nadzieję – powiedziała Maud – że... cóż, że twój brat nie był jedną z ofiar owej damy? Nie został wplątany w nierozsądne zaręczyny?

– Nie! Och, nie, nie – miał to szczęście, że jego to nie dotknęło – dotknęło wszakże jego bliskiego przyjaciela – odparła Cordelia – przez co Francis przeżywał to równie mocno, jak gdyby chodziło o niego – a może nawet i mocniej. Nie; Francis nigdy nie był zaręczony – ośmieliłabym się nawet powiedzieć, że nigdy nie był zakochany, ale mój brat doskonale ukrywa emocje; mogłabym się nawet nie domyślić, że jakąś damę darzy uczuciem.

Rozmowa na jakiś czas została przerwana – damy, zauroczone jakąś wstążką, wstąpiły do jednego ze sklepów, by ją zakupić; obie skłonne ozdobić nią włosy podczas kolejnego balu. Oczywista, Cordelia nadal droczyła się z Maud, twierdząc, iż ta czyni to wszystko po to tylko, by dalej nęcić Francisa Enfielda, a potem twierdzić, że jego zainteresowanie absolutnie jej nie obchodzi.

Zaraz po wyjściu z rzeczonego sklepu panie spotkały panią Whitting wraz z najstarszą córką – przystanęły zatem na moment, by wymienić parę grzecznych uwag, lecz po chwili się rozdzieliły – panie Whitting bowiem udawały się w zupełnie inną stronę, zaś ani pannie Enfield, ani pannie Davenport nie zależało bardzo na ich towarzystwie.

Jako że Cordelia znała w Bath więcej osób niż Maud, od czasu do czasu nachylała się ku niej, by wyszeptać jej w ucho, kto jest kim. Nim dotarły do końca ulicy, zostały zatrzymane przez dwóch młodych dżentelmenów, na których widok – co nie uszło bystrym oczom Maud – panna Enfield mocno się zarumieniła.

– Cóż za wspaniała niespodzianka, panno Enfield! – odezwał się wyższy z nich, bardzo przystojny i bardzo elegancki jegomość w wieku około dwudziestu ośmiu lat. Miał roześmiane oczy i dość ciemną karnację.

– Och, pan Waverly – odpowiedziała Cordelia, siląc się na taki ton głosu, który świadczyłby o tym, że jego widok zupełnie jej nie poruszył; jednak rumieniec nie znikał z jej twarzy i psuł cały efekt, który mogłyby osiągnąć same słowa – i sposób, w jaki panna Enfield je wypowiedziała. – Rzeczywiście, bardzo miłe spotkanie.

Maud mogłaby przysiąc, że stojąc tuż obok swojej przyjaciółki, słyszy – a może i czuje – mocne bicie jej serca.

Nie ulegało wątpliwości, że Maud słyszała już gdzieś to nazwisko – po chwili przypomniała sobie o dziwnej przyjaciółeczce Adeline Enfield – to właśnie ona nosiła to nazwisko. Oczywista, istniało pewne prawdopodobieństwo, iż była to zwyczajna zbieżność nazwisk, niemniej intuicja podpowiadała pannie Davenport, że ci dwoje byli w jakiś sposób spokrewnieni.

Teraz jednak szansa na to, że Maud dowie się czegokolwiek więcej ponad to, czego się domyślała, była doprawdy niewielka – zwłaszcza biorąc pod uwagę reakcję Cordelii Enfield na widok owego dżentelmena.

Tak zatem Maud Davenport zostali przedstawieni pan Henry Waverly (który w istocie okazał się bratem tajemniczej panny Waverly – Charlotte), a także jego przyjaciel, Thomas Clarke. Podczas gdy pana Waverly najłatwiej było opisać słowami „oszałamiająco przystojny", jego przyjaciel był zaskakująco przeciętny: miał ciemne, krótkie włosy i szare oczy; jednak pogoda ducha, z jaką owe szare oczy spoglądały na świat, czyniły z niego nadzwyczaj czarującego mężczyznę, co Maud musiała docenić.

Obaj panowie przyjechali do Bath nieco przed Enfieldami – jednak znali się z tą rodziną znacznie dłużej, bowiem posiadłość pana Waverly (który, jak wynikło z rozmowy, zajmował się siostrą, bowiem oboje rodziców przedwcześnie zmarło) znajdowała się niezbyt daleko Attenby i można by rzec, że wszyscy znają się od dziecka. To tym bardziej podsyciło ciekawość Maud – skoro tak było, dlaczego pomiędzy panem Waverly a Cordelią panowała taka rezerwa, taki chłód, pomimo wyraźnej sympatii z obu stron?

Wkrótce rozmowa pomiędzy tym dwojgiem zeszła na pannę Waverly oraz Adeline Enfield; ponieważ panna Davenport nie miała w tej kwestii nic do powiedzenia – a pan Clarke najwyraźniej nie zamierzał nic mówić – mężczyzna zwrócił się do Maud.

– Od dawna jest pani w Bath, panno Davenport? – spytał.

– Och, nie, zaledwie od tygodnia – odrzekła Maud. – Ale bardzo mi się tu podoba – prawdę mówiąc, sama wizja wyjazdu napawa mnie niechęcią.

Pan Clarke zaśmiał się.

– Proszę tak nie myśleć; do wyjazdu zapewne jest jeszcze wiele czasu. Zamiast myśleć o rzeczach nieprzyjemnych, być może lepiej wspomnieć te miłe? Mógłbym się założyć, że pani była na balu – wszystkie damy, jakie znam, kochają bale – zatem proszę myśleć o balach, ilekroć przyjdzie pani na myśl wyjazd.

– Doprawdy, panie Clarke, nie ma mowy, żeby to zadziałało – odpowiedziała Maud, rozbawiona.

– Zatem nie miała pani dobrego partnera podczas balu – uznał mężczyzna. – Polecam się na przyszłość – żałuję jedynie, że nie mogłem służyć pani podczas ostatniego, na którym się pani pojawiła. Kiedy to było?

Maud poinformowala pana Clarke'a, iż zaledwie wczoraj.

– Wczoraj! Doprawdy – z kim pani miała nieprzyjemność tańczyć?

Kiedy panna Davenport wymieniła parę nazwisk, oczy pana Clarke'a rozszerzyły się.

– W takim razie nie mam pojęcia, panno Davenport, dlaczego pani narzeka. Same wybitne nazwiska – najlepsi tancerze – cóż takiego! Niemniej zamierzam pani pomóc następnym razem; wówczas sama pani będzie mogła orzec, czy jestem lepszym, czy gorszym partnerem do tańca od tych, którzy prosili panią ostatnio.

– Będę naprawdę zaszczycona, panie Clarke – roześmiała się Maud, natychmiast uznając mężczyznę za najbardziej czarującego dżentelmena, jakiego spotkała w Bath. – Wybieramy się na bal w następny czwartek.

– Zatem upewnię się, że tam będę – ja, oczywista, i mój przyjaciel – nie mógłbym zostawić starego Henry'ego zupełnie samego. – Tu spojrzał na pana Waverly, który obdarzył go niezbyt przytomnym spojrzeniem; jego rozmowa z Cordelią nie pozwoliła mu się skupić na tym, o czym opowiadał jego towarzysz. – Rozumiem, że nie miała pani przyjemności spotkać jeszcze panny Waverly, siostry Henry'ego?

– Och, nie, niestety. Bardzo mi z tego powodu przykro – odparła Maud.

– Charlotte Waverly, droga panno Davenport, to jedna z najelegantszych dam nie tylko w Bath, ale w całym Somerset. Henry z pewnością zabierze ją ze sobą – cóż, zabrałby ją i na dzisiejszą wyprawę tutaj, gdyby tylko Charlotte nie miała innych zobowiązań. Są bardzo ze sobą zżyci, panno Davenport; podobnie zresztą jak Enfield ze swoimi siostrami. Podejrzewam, że tak wpływa ta okolica na ludzi.

– Rozumiem, że pan również pochodzi z okolic Attenby, panie Clarke? – zapytała Maud,

– Och, tak. Ojciec mieszkał jakieś siedem mil od Attenby – ja sam wynająłem niewielki mająteczek opodal. Była pani w Attenby? Nie – widzę po pani reakcji, że jeszcze pani go nie widziała – cóż, na pewno proszę skorzystać z zaproszenia, jeśli to zostanie wystosowane. Z pewnością to najpiękniejsze miejsce w całej Anglii – a może w całej Europie. Musi je pani zobaczyć, z całą pewnością.

Maud obiecała panu Clarke'owi, że uczyni to, jeśli tylko zostanie zaproszona – położyła jednak mocny nacisk na słowie „jeśli".

– Ha! Panno Davenport, mówi to pani tak, jak gdyby pani nie wierzyła w to, że kiedykolwiek zostanie zaproszona. A to czemuż?

– Znam pannę Enfield dopiero od bardzo niedawna – wyjaśniła Maud. – Byłabym co najmniej zdumiona, gdyby zaproszenie zostało wystosowane tak prędko.

– Widać, widać, że zna pani Enfieldów od niedawna – zaśmiał się Clarke. – To bardzo otwarci ludzie; młodsza z sióstr, Adeline, ma zwyczaj spraszania do Attenby każdego, kogo pozna. Oczywista, nie każdy zaproszenie przyjmuje, ale proszę mi wierzyć, że jeśli pani miała okazję zamienić choć słowo z panną Adeline, na pewno zostanie pani zaproszona w przeciągu paru tygodni. Na pewno nie zdąży pani jeszcze wyjechać z Bath – och! Widzi pani, nie musi pani nawet myśleć o balach. Wystarczy, że pomyśli pani o cudach i rozrywkach, jakie zapewni pani Attenby, a to z pewnością więcej niźli wystarczająco, by poprawić pani humor.

W tym jednak momencie do pana Clarke'a zwrócił się pan Waverly, pytając o jakiś szczegół, którego sam nie pamiętał – a który Maud niewiele mówił. Tak zatem obaj panowie ponownie skupili większość swojej uwagi na pannie Enfield – Maud z kolei wykorzystała tę chwilę na to, by obserwować, jak zmienia się twarz pana Clarke'a zależnie od emocji i tematu rozmowy. Kilkukrotnie przyłapała go też na tym, iż spogląda w jej stronę – a ilekroć to robił, posyłał jej uśmiech, który wymuszał na niej odwzajemnienie go.

Jakiś kwadrans później pan Waverly przeprosił obie damy – miał się spotkać z siostrą i nie powinien kazać jej czekać. Zaproponował Clarke'owi, by pozostał z damami, jeśli chce, lecz ten odparł, że sam jeszcze ma jakieś sprawy do załatwienia i – co napawa go niezwykłą przykrością – nie może pozostać z pannami Enfield i Davenport. Musiał się zatem pożegnać. Nim jednak to zrobił, ponownie zwrócił się do Maud.

– Nawet myśląc o Attenby, droga panno Davenport – powiedział wesoło – proszę nie zapominać o mnie. Z pewnością upomnę się o swoje tańce podczas czwartkowego balu. Pojawię się na nim z pewnością!

Gdy chwilę później obie panie zostały same, Cordelia chichotała.

– Doprawdy, Maud, bo zrobię się zazdrosna.

– Zazdrosna! A niby dlaczego? Rozmawiałaś z panem Waverly – nie moglibyśmy wam przeszkadzać.

– Och, nie, nie – ale obawiam się, że przyciągasz do siebie tak wielu ludzi, że wkrótce dla mnie pozostanie już bardzo niewielka cząstka twojej uwagi.

– Nic z tych rzeczy, droga Cordelio. Obiecuję ci, że żaden człowiek – ani dama, ani dżentelmen – nie zajmie mnie na tyle, bym mogła o tobie zapomnieć.

Kiedy zrobiło się już na tyle późno, że czas było wracać do domów, Cordelia zaoferowała się, by odprowadzić Maud. Podczas tej drogi panna Davenport starała się ją wypytać o jej dziwną relację z panem Waverly, jednak panna Enfield zręcznie unikała jakichkolwiek odpowiedzi na ten temat. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro