Rozdział X
– Adeline była wczoraj zachwycona twoją sukienką – powiedziała w pewnym momencie panna Enfield, kiedy zgodnie z umową przechadzała się wraz z Maud Davenport po ulicach Bath. – Kiedy wróciliśmy po balu do domu, nie potrafiła przestać powtarzać, że doskonale wiedziała, iż będzie ci w niej bardzo do twarzy – i że będziesz się wyróżniała z tłumu; nie wiem, czy dostrzegłaś, że niewiele było różowych sukien.
Maud musiała przyznać, że w istocie było ich niewiele; na szczęście jednak nie była jedyną kobietą ubraną w podobną suknię, dzięki czemu pozbyła się wszelkich zmartwień, że mogła po prostu założyć coś zupełnie niemodnego.
Od chwili, w której obie panie opuściły Charlotte Street (Cordelia pojawiła się punktualnie o dziesiątej), zdążyły przejść na nieco wyższy poziom spoufalenia, rezygnując z formalności i nazywając się czule po imieniu. Teraz, chociaż od tamtego momentu minęło już całkiem sporo czasu, nadal omawiały wieczorny bal: panna Enfield mogłaby przysiąc, że jeszcze nigdy tyle nie tańczyła, ale z pewnością nie wyglądała w tańcu tak dobrze jak panna Davenport; panna Davenport z kolei uznawała, że słyszała wiele głosów, które podziwiały pannę Enfield w tańcu. Obie zaś były zachwycone – z każdą chwilą coraz bardziej – i gotowe pójść na kolejny, mimo że pułkownik bardzo narzekał na panujący w salach ansamblowych tłok.
– Och, mój ojciec często narzeka – dodała po chwili Maud – ale to wcale nie oznacza, że mu się nie podobało. Wręcz przeciwnie, był oczarowany. Twierdził, że jeszcze nigdy tak dobrze się nie bawił; oczywista, dopiero wtedy, kiedy myślał, że już śpię – w przeciwnym razie nie pozwoliłby sobie na tak odważny komentarz. Doskonale wie, że uwielbiam bale; nie może zatem chwalić pobytu w salach ansamblowych, kiedy jestem w pobliżu – w przeciwnym razie domyśliłabym się, że ciągnie go tam tak samo jak mnie.
Obie panie roześmiały się serdecznie. Panna Enfield musiała przyznać, że doskonale rozumie taktykę pułkownika Davenporta – w przeciwnym razie panny Davenport po prostu nie dałoby się odciągnąć od sal.
– Francis był tobą doprawdy zauroczony – wspomniała Cordelia, czym zupełnie zaskoczyła swoją towarzyszkę. – Stwierdził, że na sali nie było drugiej tak dobrej tancerki, a ty uczyniłaś mu nie lada zaszczyt, tańcząc z nim po raz drugi.
– Cóż za niesłychany komplement z ust osoby, która poprosiła mnie do tańca jedynie po to, by zrobić na złość swojej siostrze – skrzywiła się Maud.
– Och, przestań, Maud, doskonale wiesz, że tylko się z tobą droczył. Adeline ledwie zauważyła, że nie ma go przy niej – sama przetańczyła większość wieczoru. To prawda, Adeline uwielbia Francisa, lecz to nie oznacza, że oczekuje jego obecności przez cały czas.
– Byłoby to co najmniej zdumiewające, gdyby jej oczekiwała – stwierdziła Maud, a Cordelia przyznała jej rację.
– Dziwi mnie niemniej twoja niechęć do Francisa, moja droga – odparła ta druga – zwłaszcza w momencie, w którym przekazuję ci jak najszczersze słowa pochwały. Mój brat na głos zastanawiał się, czy nie zarezerwować sobie u ciebie kolejnych dwóch pierwszych tańców. „Wszyscy będą mi zazdrościli partnerki," mówił z dumą, a ja nie mogłabym się z nim nie zgodzić, Maud. Byliście zachwycającą parą.
– Lepiej, by tego nie robił. – Maud wcale nie planowała powiedzieć tego na głos, jednak w jakiś sposób te słowa wydostały się na zewnątrz.
– Jesteś niesprawiedliwa – odezwała się panna Enfield, kręcąc głową. – Mój brat w istocie jest dość specyficzny – daleko mu zapewne do tych wszystkich wielbicieli, którzy się wokół ciebie kręcą, niemniej z pewnością jest szczery. Rzadko szafuje komplementami, a ciebie chwalił przez cały wieczór. I to w naszym towarzystwie – nie tak, byś ty to usłyszała, Maud, nie po to, by ciebie oczarować, lecz dlatego, że mówił najszczerszą prawdę.
Tym razem Maud nie odważyła się odpowiedzieć; słowa Cordelii Enfield nieco wytrąciły ją z równowagi; wolałaby też nie popełnić kolejnej gafy. Musiała jednak przyznać, że nie spodziewała się podobnego obrotu spraw – do tej pory wszak przekonana była, iż Francis Enfield za nią nie przepada, stąd jego dziwaczne zachowanie względem niej. A jednak nie mogłaby wątpić w prawdomówność jego siostry.
Sama Maud nie mogłaby powiedzieć, co tak naprawdę myśli o bratu Cordelii. Budził on w niej wiele sprzecznych uczuć – owszem, doceniała jego wiedzę i talenty, niemniej jego zachowanie w wielu przypadkach zupełnie ją odrzucało. Jednak nie zmieniało to faktu, iż pozostawał bratem Cordelii; Maud zdawała sobie sprawę z tego, iż przyjdzie jej teraz spędzać dość wiele czasu w jego obecności, biorąc pod uwagę, z jak wielką zażyłością odrodziła się przyjaźń pomiędzy panem Enfieldem i pułkownikiem Davenportem.
Czy tego zatem chciała, czy też nie, należeli do tego samego towarzystwa – wkrótce Enfieldowie mieli pojawić się u nich na obiedzie, zaś już następnego dnia wspólnie wybierali się do teatru – pan Enfield nie chciał słyszeć nawet słowa na temat tego, że Davenportowie mieliby nie dołączyć do niego i do jego dzieci.
– Przyzwyczaisz się do dziwnych żartów mojego brata – Cordelia przerwała milczenie. – Wiem, że jako jego siostra nie mogę być zupełnie obiektywna; zresztą nawet bym nie próbowała. Ale nie myśl, że staram się o coś, o co nie wypada prosić młodszej siostrze. Nie czynię ci zalotów w imieniu Francisa.
Policzki Maud przybrały barwę dojrzałej wiśni. Zaloty w imieniu Francisa Enfielda! Nawet słodycz Cordelii nie mogłaby sprawić, że panna Davenport byłaby im przychylniejsza. Już samo o nich wspomnienie zażenowało Maud do tego stopnia, że nie wiedziała, co odpowiedzieć.
– Francis nie jest tego typu człowiekiem. Prędzej zjadłby własny kapelusz niż pozwolił mi wstawiać się u ciebie za sobą. Nic z tych rzeczy. A lepiej nawet mu nie mów o tej rozmowie; pewnie bardzo by się na mnie pogniewał.
Maud zapewniła ją, że nie ma najmniejszego zamiaru rozmawiać z Francisem Enfieldem na ten temat.
– Wspaniale – odpowiedziała Cordelia – bo uznałby, że wyciągam nazbyt daleko idące wnioski. Po prostu pochwalił cię jako partnerkę na balu.
– Cóż, w wielu przypadkach od tego właśnie się zaczyna – rzekła Maud, nim zdążyła ugryźć się w język.
– Co prawda, to prawda – przyznała panna Enfield, śmiejąc się. – Moi rodzice w ten sposób się poznali. Zresztą od kobiet oczekuje się tego, by właśnie na balu oczarowały swojego wybranka, a od mężczyzn – by okazał swojej wybrance zainteresowanie. Słyszałam kiedyś, że jeśli na co najmniej dwóch balach jakiś mężczyzna zatańczy z tobą dwa razy, z pewnością możesz się spodziewać jego oświadczyn.
– Cóż za absurd – wykrzyknęła Maud. – Niejednokrotnie tańczyłam z tymi samymi mężczyznami po kilka razy na jednym balu – żaden mi się nie oświadczył. – Nie dodała jednak, że każdy z nich na swój sposób ją adorował.
Cordelia spojrzała na swoją rozmówczynię badawczo, wszakże nie skomentowała jej słów w żaden sposób.
– Ja również uważam – powiedziała po chwili – że potrzeba czegoś więcej niż tańczenia na balu. Należy spędzić ze swoim wybrankiem więcej czasu – przede wszystkim rozmawiając, ale też i milcząc. Gdybyśmy wychodziły za mąż za tych, z którymi tańczymy najwięcej, chyba wszystkie małżeństwa byłyby nieszczęśliwe.
Panna Davenport musiała przyznać Cordelii rację.
– Znam pewną damę, która była już zaręczona kilkukrotnie – wyznała – lecz ilekroć jej narzeczony poznawał ją chociaż trochę lepiej, zaręczyny były zrywane.
– Cóż za okropność! – wykrzyknęła panna Enfield. Przez chwilę wahała się, po czym wyznała – Francis swego czasu poznał podobną damę – ja sama nie... cóż, nie dane mi było jej poznać; mój ojciec twierdzi, że to dobrze.
Z jakiegoś względu Maud poczuła nieprzyjemną sensację w żołądku – nie odważyła się wszakże powiedzieć, że Cordelia w istocie ma szczęścia, iż podobna osoba nie pojawiła się w jej życiu; nie chciała niemniej zdradzać, jaka zażyłość niegdyś istniała pomiędzy nią a rzeczoną damą – to z kolei byłoby jedynym wiarygodnym argumentem, którym mogłaby poprzeć swój osąd.
– Mam nadzieję – powiedziała Maud – że... cóż, że twój brat nie był jedną z ofiar owej damy? Nie został wplątany w nierozsądne zaręczyny?
– Nie! Och, nie, nie – miał to szczęście, że jego to nie dotknęło – dotknęło wszakże jego bliskiego przyjaciela – odparła Cordelia – przez co Francis przeżywał to równie mocno, jak gdyby chodziło o niego – a może nawet i mocniej. Nie; Francis nigdy nie był zaręczony – ośmieliłabym się nawet powiedzieć, że nigdy nie był zakochany, ale mój brat doskonale ukrywa emocje; mogłabym się nawet nie domyślić, że jakąś damę darzy uczuciem.
Rozmowa na jakiś czas została przerwana – damy, zauroczone jakąś wstążką, wstąpiły do jednego ze sklepów, by ją zakupić; obie skłonne ozdobić nią włosy podczas kolejnego balu. Oczywista, Cordelia nadal droczyła się z Maud, twierdząc, iż ta czyni to wszystko po to tylko, by dalej nęcić Francisa Enfielda, a potem twierdzić, że jego zainteresowanie absolutnie jej nie obchodzi.
Zaraz po wyjściu z rzeczonego sklepu panie spotkały panią Whitting wraz z najstarszą córką – przystanęły zatem na moment, by wymienić parę grzecznych uwag, lecz po chwili się rozdzieliły – panie Whitting bowiem udawały się w zupełnie inną stronę, zaś ani pannie Enfield, ani pannie Davenport nie zależało bardzo na ich towarzystwie.
Jako że Cordelia znała w Bath więcej osób niż Maud, od czasu do czasu nachylała się ku niej, by wyszeptać jej w ucho, kto jest kim. Nim dotarły do końca ulicy, zostały zatrzymane przez dwóch młodych dżentelmenów, na których widok – co nie uszło bystrym oczom Maud – panna Enfield mocno się zarumieniła.
– Cóż za wspaniała niespodzianka, panno Enfield! – odezwał się wyższy z nich, bardzo przystojny i bardzo elegancki jegomość w wieku około dwudziestu ośmiu lat. Miał roześmiane oczy i dość ciemną karnację.
– Och, pan Waverly – odpowiedziała Cordelia, siląc się na taki ton głosu, który świadczyłby o tym, że jego widok zupełnie jej nie poruszył; jednak rumieniec nie znikał z jej twarzy i psuł cały efekt, który mogłyby osiągnąć same słowa – i sposób, w jaki panna Enfield je wypowiedziała. – Rzeczywiście, bardzo miłe spotkanie.
Maud mogłaby przysiąc, że stojąc tuż obok swojej przyjaciółki, słyszy – a może i czuje – mocne bicie jej serca.
Nie ulegało wątpliwości, że Maud słyszała już gdzieś to nazwisko – po chwili przypomniała sobie o dziwnej przyjaciółeczce Adeline Enfield – to właśnie ona nosiła to nazwisko. Oczywista, istniało pewne prawdopodobieństwo, iż była to zwyczajna zbieżność nazwisk, niemniej intuicja podpowiadała pannie Davenport, że ci dwoje byli w jakiś sposób spokrewnieni.
Teraz jednak szansa na to, że Maud dowie się czegokolwiek więcej ponad to, czego się domyślała, była doprawdy niewielka – zwłaszcza biorąc pod uwagę reakcję Cordelii Enfield na widok owego dżentelmena.
Tak zatem Maud Davenport zostali przedstawieni pan Henry Waverly (który w istocie okazał się bratem tajemniczej panny Waverly – Charlotte), a także jego przyjaciel, Thomas Clarke. Podczas gdy pana Waverly najłatwiej było opisać słowami „oszałamiająco przystojny", jego przyjaciel był zaskakująco przeciętny: miał ciemne, krótkie włosy i szare oczy; jednak pogoda ducha, z jaką owe szare oczy spoglądały na świat, czyniły z niego nadzwyczaj czarującego mężczyznę, co Maud musiała docenić.
Obaj panowie przyjechali do Bath nieco przed Enfieldami – jednak znali się z tą rodziną znacznie dłużej, bowiem posiadłość pana Waverly (który, jak wynikło z rozmowy, zajmował się siostrą, bowiem oboje rodziców przedwcześnie zmarło) znajdowała się niezbyt daleko Attenby i można by rzec, że wszyscy znają się od dziecka. To tym bardziej podsyciło ciekawość Maud – skoro tak było, dlaczego pomiędzy panem Waverly a Cordelią panowała taka rezerwa, taki chłód, pomimo wyraźnej sympatii z obu stron?
Wkrótce rozmowa pomiędzy tym dwojgiem zeszła na pannę Waverly oraz Adeline Enfield; ponieważ panna Davenport nie miała w tej kwestii nic do powiedzenia – a pan Clarke najwyraźniej nie zamierzał nic mówić – mężczyzna zwrócił się do Maud.
– Od dawna jest pani w Bath, panno Davenport? – spytał.
– Och, nie, zaledwie od tygodnia – odrzekła Maud. – Ale bardzo mi się tu podoba – prawdę mówiąc, sama wizja wyjazdu napawa mnie niechęcią.
Pan Clarke zaśmiał się.
– Proszę tak nie myśleć; do wyjazdu zapewne jest jeszcze wiele czasu. Zamiast myśleć o rzeczach nieprzyjemnych, być może lepiej wspomnieć te miłe? Mógłbym się założyć, że pani była na balu – wszystkie damy, jakie znam, kochają bale – zatem proszę myśleć o balach, ilekroć przyjdzie pani na myśl wyjazd.
– Doprawdy, panie Clarke, nie ma mowy, żeby to zadziałało – odpowiedziała Maud, rozbawiona.
– Zatem nie miała pani dobrego partnera podczas balu – uznał mężczyzna. – Polecam się na przyszłość – żałuję jedynie, że nie mogłem służyć pani podczas ostatniego, na którym się pani pojawiła. Kiedy to było?
Maud poinformowala pana Clarke'a, iż zaledwie wczoraj.
– Wczoraj! Doprawdy – z kim pani miała nieprzyjemność tańczyć?
Kiedy panna Davenport wymieniła parę nazwisk, oczy pana Clarke'a rozszerzyły się.
– W takim razie nie mam pojęcia, panno Davenport, dlaczego pani narzeka. Same wybitne nazwiska – najlepsi tancerze – cóż takiego! Niemniej zamierzam pani pomóc następnym razem; wówczas sama pani będzie mogła orzec, czy jestem lepszym, czy gorszym partnerem do tańca od tych, którzy prosili panią ostatnio.
– Będę naprawdę zaszczycona, panie Clarke – roześmiała się Maud, natychmiast uznając mężczyznę za najbardziej czarującego dżentelmena, jakiego spotkała w Bath. – Wybieramy się na bal w następny czwartek.
– Zatem upewnię się, że tam będę – ja, oczywista, i mój przyjaciel – nie mógłbym zostawić starego Henry'ego zupełnie samego. – Tu spojrzał na pana Waverly, który obdarzył go niezbyt przytomnym spojrzeniem; jego rozmowa z Cordelią nie pozwoliła mu się skupić na tym, o czym opowiadał jego towarzysz. – Rozumiem, że nie miała pani przyjemności spotkać jeszcze panny Waverly, siostry Henry'ego?
– Och, nie, niestety. Bardzo mi z tego powodu przykro – odparła Maud.
– Charlotte Waverly, droga panno Davenport, to jedna z najelegantszych dam nie tylko w Bath, ale w całym Somerset. Henry z pewnością zabierze ją ze sobą – cóż, zabrałby ją i na dzisiejszą wyprawę tutaj, gdyby tylko Charlotte nie miała innych zobowiązań. Są bardzo ze sobą zżyci, panno Davenport; podobnie zresztą jak Enfield ze swoimi siostrami. Podejrzewam, że tak wpływa ta okolica na ludzi.
– Rozumiem, że pan również pochodzi z okolic Attenby, panie Clarke? – zapytała Maud,
– Och, tak. Ojciec mieszkał jakieś siedem mil od Attenby – ja sam wynająłem niewielki mająteczek opodal. Była pani w Attenby? Nie – widzę po pani reakcji, że jeszcze pani go nie widziała – cóż, na pewno proszę skorzystać z zaproszenia, jeśli to zostanie wystosowane. Z pewnością to najpiękniejsze miejsce w całej Anglii – a może w całej Europie. Musi je pani zobaczyć, z całą pewnością.
Maud obiecała panu Clarke'owi, że uczyni to, jeśli tylko zostanie zaproszona – położyła jednak mocny nacisk na słowie „jeśli".
– Ha! Panno Davenport, mówi to pani tak, jak gdyby pani nie wierzyła w to, że kiedykolwiek zostanie zaproszona. A to czemuż?
– Znam pannę Enfield dopiero od bardzo niedawna – wyjaśniła Maud. – Byłabym co najmniej zdumiona, gdyby zaproszenie zostało wystosowane tak prędko.
– Widać, widać, że zna pani Enfieldów od niedawna – zaśmiał się Clarke. – To bardzo otwarci ludzie; młodsza z sióstr, Adeline, ma zwyczaj spraszania do Attenby każdego, kogo pozna. Oczywista, nie każdy zaproszenie przyjmuje, ale proszę mi wierzyć, że jeśli pani miała okazję zamienić choć słowo z panną Adeline, na pewno zostanie pani zaproszona w przeciągu paru tygodni. Na pewno nie zdąży pani jeszcze wyjechać z Bath – och! Widzi pani, nie musi pani nawet myśleć o balach. Wystarczy, że pomyśli pani o cudach i rozrywkach, jakie zapewni pani Attenby, a to z pewnością więcej niźli wystarczająco, by poprawić pani humor.
W tym jednak momencie do pana Clarke'a zwrócił się pan Waverly, pytając o jakiś szczegół, którego sam nie pamiętał – a który Maud niewiele mówił. Tak zatem obaj panowie ponownie skupili większość swojej uwagi na pannie Enfield – Maud z kolei wykorzystała tę chwilę na to, by obserwować, jak zmienia się twarz pana Clarke'a zależnie od emocji i tematu rozmowy. Kilkukrotnie przyłapała go też na tym, iż spogląda w jej stronę – a ilekroć to robił, posyłał jej uśmiech, który wymuszał na niej odwzajemnienie go.
Jakiś kwadrans później pan Waverly przeprosił obie damy – miał się spotkać z siostrą i nie powinien kazać jej czekać. Zaproponował Clarke'owi, by pozostał z damami, jeśli chce, lecz ten odparł, że sam jeszcze ma jakieś sprawy do załatwienia i – co napawa go niezwykłą przykrością – nie może pozostać z pannami Enfield i Davenport. Musiał się zatem pożegnać. Nim jednak to zrobił, ponownie zwrócił się do Maud.
– Nawet myśląc o Attenby, droga panno Davenport – powiedział wesoło – proszę nie zapominać o mnie. Z pewnością upomnę się o swoje tańce podczas czwartkowego balu. Pojawię się na nim z pewnością!
Gdy chwilę później obie panie zostały same, Cordelia chichotała.
– Doprawdy, Maud, bo zrobię się zazdrosna.
– Zazdrosna! A niby dlaczego? Rozmawiałaś z panem Waverly – nie moglibyśmy wam przeszkadzać.
– Och, nie, nie – ale obawiam się, że przyciągasz do siebie tak wielu ludzi, że wkrótce dla mnie pozostanie już bardzo niewielka cząstka twojej uwagi.
– Nic z tych rzeczy, droga Cordelio. Obiecuję ci, że żaden człowiek – ani dama, ani dżentelmen – nie zajmie mnie na tyle, bym mogła o tobie zapomnieć.
Kiedy zrobiło się już na tyle późno, że czas było wracać do domów, Cordelia zaoferowała się, by odprowadzić Maud. Podczas tej drogi panna Davenport starała się ją wypytać o jej dziwną relację z panem Waverly, jednak panna Enfield zręcznie unikała jakichkolwiek odpowiedzi na ten temat.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro