Rozdział 6
Łzy rozmazywały makijaż, gdy szłam przed siebie i szukałam tabliczki z nazwą ulicy. Byłam dumna, że wstrzymałam się od płaczu przy Jasonie. Nie chciałam, żeby wiedział, jak bardzo mnie zranił. W ostatnim przebłysku trzeźwości umysłu, zgarnęłam swoją torebkę z Bentleya, dzięki czemu mogłam teraz zamówić taksówkę.
Po drodze wystukałam do Katherine SMS-a, że źle się poczułam i biorę wolne na resztę dnia. Zadzwoniła, ale nie odebrałam. Gdyby usłyszała mój roztrzęsiony głos, zapewne chciałaby wiedzieć, co się stało. A tego nie mogłam jej powiedzieć.
Jason też się do mnie dobijał. Nie zapisałam jego numeru, dlatego za pierwszym razem odebrałam. Gdy tylko usłyszałam głos mężczyzny, od razu się rozłączyłam, a potem najzwyczajniej w świecie odrzucałam połączenia.
Znany mi już tembr wywołał kolejną falę płaczu. Jak mogłam się nie zorientować, że wszystko, co robił, miało na celu upokorzenie mnie? Byłam taka słaba, a ciepło ciała Jasona otuliło każdy zakamarek mojego. Teraz ponosiłam konsekwencję swojej słabości. Płakałam, czekając na taksówkę. Wylewałam z siebie frustrację i smutek.
Podałam kierowcy adres Eleny. Potrzebowałam towarzystwa. Musiałam pozbyć się nagromadzonych emocji, jeśli miałam jutro wrócić do biura.
Przyjaciółka była jeszcze w pracy, ale miałam zapasowy komplet kluczy do jej mieszkania. Wzięłam prysznic, żeby zmyć ze skóry dotyk ust i rąk, a także zapach szatyna. Ilekroć zamykałam oczy, scena spod drzewa nachalnie pojawiała się pod powiekami.
Nie zasłużyłam na takie traktowanie. Moje pytania zostały napisane w gniewie. Miał ich nigdy nie przeczytać. W głębi duszy wiedziałam, że tak naprawdę mam o nim inne zdanie. A przynajmniej miałam do czasu, aż ten sukinsyn nie zabawił się mną.
Dzięki Bogu, że akurat nikt tamtędy nie szedł. Gdyby ktoś nas przyłapał, konsekwencje tego wybryku byłyby dużo poważniejsze.
Chociaż nie sądziłam, bym mogła czuć się gorzej.
Przebrałam się w znalezione u Eleny w szafie spodenki i luźną koszulkę. Napisałam wiadomość, żeby kupiła po drodze prosecco. Jeśli miałam zdać jej relacje z tego dnia, musiałam chociaż trochę się znieczulić.
Usiadłam na kanapie w salonie i włączyłam telewizor. Nie śledziłam żadnego programu. Po prostu nie chciałam siedzieć w kompletnej ciszy. To tylko skłaniałoby mnie do wspominania tego feralnego zdarzenia. Nawet teraz trudno było mi się skupić na czymś innym. Zaczęłam krążyć po mieszkaniu, zaglądałam do polecanych przez Elenę książek, których nie miałam czasu przeczytać. Zaparzyłam sobie melisę, ale gdy czajnik zagwizdał, usłyszałam zgrzyt zamka.
Przyjaciółka weszła zdyszana do mieszkania, z przewieszoną na ramieniu torbą, która wyglądała na ciężką. Przejęłam od niej pakunek, a butelki z alkoholem zabrzęczały.
– Daj mi pięć minut i zaraz jestem.
Brała głębokie oddechy, jakby biegła. Poczułam wyrzuty sumienia, że tak ją zestresowałam. Bordowe kosmyki wypadły kobiecie z koka i przykleiły się do twarzy.
Wyjęłam kieliszki i rozlałam musujący trunek. Z torby wypakowałam również mieszankę orzechów i przesypałam je do miski. Gdy odkładałam wszystko na stolik w salonie, Elena właśnie rozsiadała się na kanapie.
Bardzo szczegółowo opowiedziałam wszystko, co się dziś wydarzyło. Przerywałam tylko, żeby wziąć kolejny łyk prosecco. Przyjaciółka słuchała i wtrącała jedynie coraz to wymyślniejsze wyzwiska dla mojego szefa.
Kiedy skończyłam mówić, pierwsza butelka została już opróżniona. Przyjemny szum złagodził poczucie wstydu. Odkorkowałyśmy kolejną porcję alkoholu i niechciana łza uciekła mi z kącika oka.
Dotychczas na myśl o szatynie czułam podniecenie. Motyle w moim brzuchu wzbijały się do lotu i trzepotały skrzydłami jak szalone. Teraz przerodziło się to w obrzydzenie. Do niego i do siebie. Podałam mu się na tacy, rozłożyłam przed nim nogi w miejscu publicznym, a on upokorzył mnie bez mrugnięcia okiem.
Był tak samo podniecony jak ja, gdy biodrem wbijał moje ciało w drzewo. Wybrzuszenie w kroku jednoznacznie mówiło o tym, jak na niego działałam. Słyszałam ciche jęki i płytki oddech uciekające z ust mężczyzny. A jednak, gdy przyszło co do czego, odsunął się. Oczy miał zmrużone i zimne, kiedy zadawał mi to, miażdżące serce, pytanie.
Mijałam go pośpiesznie, żeby wziąć swoje rzeczy, a żaden mięsień twarzy mu nie drgnął. Nawet wtedy, jak trzasnęłam drzwiami i wkurwiona ruszyłam przed siebie.
Elena wtuliła się we mnie, widząc, że emocje znów biorą nade mną górę.
– Zemścimy się – wyszeptała mi w ramię.
– Nie chcę. To właśnie chęć odwetu sprawiła, że znalazłam się w tym miejscu.
– Nic nie usprawiedliwia tego, jak cię potraktował. Ten zimny szmaciarz bez sumienia jeszcze pożałuje, że z nami zadarł.
– Z nami? – zdziwiłam się, słysząc jej ostry ton.
– Oczywiście.
Zerknęłam na przyjaciółkę. Drapieżny uśmiech wykwitł na opalonej twarzy. Znałam tę minę. Niejednokrotnie zwiastowała kłopoty, z których później musiałam wyciągać naszą dwójkę.
Chwyciłam kieliszek z bąbelkowym płynem i stuknęłam się szkłem z Eleną. Czas utopić te pierdolone motyle.
⚤
Wymyślony po pijaku pomysł brzmiał idealnie... dopóki nie wytrzeźwiałam. Rano wątpiłam, czy którykolwiek z zaplanowanych kroków miał sens.
Połknęłam dwie aspiryny i popiłam dużą ilością wody. Zimny prysznic przywrócił mnie do życia. Pochłonęłam owsiankę z jogurtem naturalnym i wysuszyłam włosy. Nałożyłam starannie makijaż i wybrałam strój – białą, obcisłą sukienkę, sięgającą kolan.
Całość wykończyłam czerwonymi szpilkami i szminką w tym samym odcieniu. Wyprostowałam blond włosy i schowałam ich część za uszy.
Elena przyjechała punktualnie o ósmej trzydzieści. Kiedy wsiadłam do czerwonego Audi, zagwizdała z aprobatą. Nie potrafiłam ukryć uśmiechu.
– Ten kutas będzie cię błagał o litość jeszcze dzisiaj – skomentowała. Roześmiałyśmy się w głos.
Chciałam jej wierzyć. Podświadomie wiedziałam, że ładna kiecka nie wystarczy, żeby Jason zrozumiał swój błąd, ale na to też Elena miała plan. Obiecała, że zostanę w niego wtajemniczona tego wieczoru.
Wysadziła mnie pod wieżowcem i zanim odjechała, posłała buziaka w powietrzu. Wzięłam głęboki wdech i wyprostowałam plecy. Wysiliłam się, żeby zebrać całą pewność siebie.
Skierowałam się do wind. Właśnie do jednej z nich wsiadała Julia, koleżanka z działu dziennikarskiego. Swoje platynowe włosy miała związane w ciasny kok, a zielone oczy jak zwykle były schowane pod okularami w ciemnej oprawie. Odwzajemniłam promienny uśmiech, który posłała na powitanie.
– Świetnie dziś wyglądasz – skomplementowała mój wygląd.
– Dziękuję, ty również. – Wskazałam na beżowy kombinezon bez rękawów. – Julio, nie uwierzysz, ale miałam zaraz do ciebie zmierzać.
Moją uwagę rozproszyła dłoń, która zatrzymała domykające się drzwiczki. Jason, ubrany w białą koszulę i czarne spodnie, wyprasowane w kant, wkroczył do środka i wypełnił swoją męską energią całą przestrzeń.
Uśmiechnął się do mnie z wyższością, ale nie uszło mojej uwadze, że najpierw prześlizgnął oceniającym wzrokiem od góry do dołu.
– Witam panie – przywitał się.
– Dzień dobry – odpowiedziałyśmy jednocześnie. Musiałam przecież zachować pozory profesjonalizmu, nawet, jeśli oczami wyobraźni właśnie pozbawiałam go tlenu.
– Wracając do tematu, skoro już na siebie wpadłyśmy. Chciałabym przekazać ci wywiad, który miałam przeprowadzić.
Wręczyłam jej teczkę z wydrukowanymi wcześniej pytaniami. Kątem oka dostrzegłam, jak Jason spiął się na moje słowa. Julia zajrzała do środka i przeleciała wzrokiem po tekście.
– Dlaczego? Przecież to wygląda świetnie. Wykonałaś dobrą robotę, Isabell. – pochwaliła moją pracę.
Nic nie mogłam poradzić na uśmiech, który mimowolnie rozkwitł się na twarzy.
– Mam za dużo obowiązków. Nie chciałabym tego zawalić, a wywiad dotyczy pana Collinsa. Nie możemy pozwolić, by coś poszło nie tak, prawda?
– Oczywiście. – Uśmiechnęła się do mnie. – Zajmę się tym.
Drzwi od windy otworzyły się i blondynka wysiadła, machając mi na pożegnanie. Gdy tylko zniknęła z zasięgu mojego wzroku, uśmiech spełzł z ust. Jako pierwszy, ciszę przerwał Jason.
– Oddałaś wywiad ze mną? Czyżbyś aż tak sobie nie ufała, gdy jestem blisko?
Nie odwrócił się w moją stronę, ale nawet w zniekształconym odbiciu windy widziałam, jaki jest z siebie dumny.
– Panie Collins, nie możemy pozwolić, by ktoś widział pana z dziwką. Przecież to nadszarpnęłoby pana nieskazitelną reputację – syknęłam w jego stronę.
Gdy obrócił się przodem, serce przyspieszyło niebezpiecznie w klatce piersiowej. Zacisnęłam szczękę i wytrzymałam wzrok mężczyzny. Nie dam mu wygrać. Już nie.
Motylki w podbrzuszu zatrzepotały skrzydełkami. Chyba nie do końca udało mi się je utopić poprzedniego dnia. Przypomniałam sobie wyraz twarzy Jasona, kiedy widziałam go ostatni raz i sukinkoty się uciszyły. Tak trzymać. Leżeć i nie wstawać.
Resztę dnia w pracy spędziłam przed komputerem i zajmowałam się swoimi obowiązkami. Opuszczałam stanowisko tylko, jeśli była konieczność coś zawieźć na inne piętro oraz podczas przerwy na lunch.
Gdy Jason pojawiał się w zasięgu wzroku, odwracałam się plecami. Czułam na sobie jego spojrzenie. Za każdym razem, gdy usłyszałam tembr znajomego głosu, całe ciało wibrowało. Tak, jakbym miała we wnętrzu zamontowany czujnik na tego mężczyznę.
Punkt siedemnasta opuściłam wieżowiec. Skierowałam się w stronę stacji metra i pozwoliłam sobie na powolny spacer.
W zaciszu własnego mieszkania zaczęłam przygotowania na wieczór. Cokolwiek wymyśliła Elena, zaczynało się w klubie. Kazała mi być gotową na dwudziestą pierwszą.
Z tego wszystkiego zapomniałam powiadomić rodziców, że wciąż mam pracę. Napisałam do mamy SMS-a. Odpisała po kilkunastu minutach. Razem z ojcem wierzyli, że wszystko dobrze się skończy.
Gdyby tylko wiedzieli, jak bardzo się mylą.
Ciekawe, co też Elena wymyśliła. W następnym rozdziale poznamy nowego bohatera... Kto kocha hot Azjatów? Taki właśnie będzie nasz nowy kolega <3
p.s. przepraszam Ola za wprowadzenie w błąd - w ramach przeprosin postaram się szybciej wstawić rozdział siódmy :)
Zostaw coś po sobie (gwiazdkę/komentarz/przepis) jeśli podobał się rozdział <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro