Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Kiedy dojechałam do domu, nie wiedziałam, czy najpierw mam się wykąpać, czy może otworzyć zimne piwo. Dziś było jeszcze goręcej niż wczoraj. Odkapslowałam napój i rozłożyłam się na kanapie.

Od wielogodzinnego wpatrywania się w ekran komputera, bolały mnie oczy i głowa. Nie wspominając już o plecach, bo choć mieliśmy przy biurkach ergonomiczne krzesła, to niewiele pomagało, gdy garbiłam się, próbując ułożyć jakieś sensowne pytania. Na szczęście, efekt końcowy był dla mnie zadowalający.

Opróżniłam butelkę i wyrzuciłam ją do śmieci. Zamówiłam spaghetti z dowozem do domu, bo absolutnie nie miałam ikry do gotowania, gdy żar lał się z nieba.

Dioda automatycznej sekretarki migała na czerwono, informując o nieodsłuchanych wiadomościach. Nacisnęłam guzik i oparłam się o blat szafki.

– Cześć wisienko, mama i ja będziemy jutro w Brookvale. Jeśli miałabyś czas, możemy umówić się na kawę. – Głos mojego taty wybrzmiał z głośnika.

Nie widziałam rodziców już od pół roku i strasznie się za nimi stęskniłam. Od razu oddzwoniłam i umówiliśmy się na dwunastą następnego dnia. Najwyżej zapytam szefa, czy mogę przedłużyć przerwę na lunch. Mam nadzieję, że będzie bardziej wyrozumiały, niż jego poprzednik.

Tata był popularnym komentatorem sportowym, a mama wszędzie mu towarzyszyła. Od lat mieszkali w hotelach i widywaliśmy się tylko przelotem, między jednym wyjazdem a drugim. To Stephen Fox zainspirował mnie do dziennikarstwa.

Wykąpałam się i zaczęłam szykować ubrania na jutrzejszą rozmowę. Bez znaczenia było, że miała odbyć się w siedzibie firmy. Wywiad to wywiad. Chciałam podejść do niego tak samo profesjonalnie, jak do każdego innego.

Mimo tego, że w prognozie pogody straszyli temperaturą powyżej trzydziestu dwóch stopni, zdecydowałam się na przylegającą ołówkową spódnicę i czarne szpilki. Chciałam założyć do tego białą, lnianą koszulę, ale gdybym się spociła, plamy byłyby aż nazbyt widoczne. Dlatego wybrałam jej czarną odpowiedniczkę.

Po zjedzeniu dość kalorycznej kolacji, umyłam zęby i położyłam się w łóżku, żeby kontynuować lekturę poleconą przez przyjaciółkę.

Jednak myśli niesfornie uciekały w stronę pewnego wysokiego szatyna. Sfrustrowana odłożyłam książkę i podniosłam głowę. Wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam, czy dla niego tamta noc była równie niezwykła, co dla mnie? A może zapomniał o niej i wylądowałam na, pewnie dość sporym, stosie zaliczonych kobiet?

Zamknęłam oczy i kolejny raz przywołałam wspomnienia zbliżenia.

Nikt nigdy nie dotykał mnie z taką czcią, w zachłanny i łapczywy sposób, jak Jason. Kiedy wgryzł się w moją skórę, zupełnie zapomniałam o miejscu, w którym się znajdowaliśmy. Nawet gdy robiłam mu loda, klęcząc na twardych i nie za czystych kafelkach, czułam się zajebiście. Jego pomruki trafiały wprost do cipki, a gdy szarpnął mnie za włosy i wyszeptał moje imię, omal sama nie doszłam.

A potem uciekłam. Po bezwstydnym numerku w kabinie łazienkowej, wstałam i pospiesznie otrzepałam kurz z kolan, żeby bez słowa zgarnąć torebkę i zniknąć w tłumie klientów.

I to, Jason na pewno też zapamiętał.

Gdy dotknęłam wrażliwego miejsca, byłam już wilgotna. Palcami kreśliłam kółka, aż przyjemne ciepło nie rozlało się po całym ciele. Ten krótki akt pomógł, lecz tylko na chwilę. Przewracałam się z boku na bok, aż nie wpadłam w objęcia Morfeusza.

Do pracy przyjechałam taksówką, bo już z samego rana temperatura była nie do wytrzymania. Wchodząc na piętro naszego działu, od razu skierowałam się do gabinetu szefa. Zapukałam i czekałam na zaproszenie.

Jason siedział przy biurku i czytał jakieś dokumenty. Podniósł wzrok i zlustrował mnie od góry do dołu. Nagle w pomieszczeniu zrobiło się goręcej, gdy jego spojrzenie prześlizgiwało się po krzywiznach mojego ciała. Uśmiechnął się krótko i gestem dłoni przywołał do siebie.

– Dzień dobry. Mam małą prośbę. Moi rodzice przyjeżdżają dziś do miasta i umówiliśmy się na lunch. Czy mogłabym przedłużyć sobie przerwę i...

– Nie – przerwał natychmiast.

– Dlaczego?

– Twoja ustawowa przerwa od pracy trwa czterdzieści pięć minut. Jeszcze przedwczoraj umoralniałaś mnie w tym temacie, czyż nie? A może przestrzegasz zasad tylko wtedy, gdy jest to dla ciebie wygodne?

Musiałam przyznać mu rację (choć oczywiście nie na głos, tylko w swojej głowie). Jednak to wcale nie sprawiło, że gniew, jaki poczułam, się zmniejszył.

Wykorzystywał moje słowa przeciwko mnie i sądząc po delikatnym uśmieszku, jaki mi posłał, był z tego bardzo zadowolony.

– Rozumiem.

Wstałam i wygładziłam spódnicę, żeby ukryć, jak trzęsą mi się dłonie. I jak ja teraz miałam przeprowadzić z nim wywiad, kiedy najchętniej wbiłabym mu w tę czekoladową tęczówkę ołówek?

– Pytania są gotowe? – zapytał, gdy wstałam, żeby opuścić pomieszczenie.

– Tak – powiedziałam słodkim głosem, który zabrzmiał tak sztucznie, że zaskoczył mnie samą. – Zaraz je panu wyślę.

W drodze do własnego biurka próbowałam opanować buzujące emocje. Dupek! Nawet nie dał mi dokończyć zdania! Palant!

Antystresowy bakłażan nie pomógł opanować zdenerwowania, tak samo, jak wymyślanie nowych wyzwisk dla Jasona.

Zrobiłam to, co zawsze pomagało mi w chwilach, gdy nic innego nie zdawało rezultatu – pisałam.

Otworzyłam nowy plik i zatytułowałam go: „Wywiad z dupkiem", a potem puściłam wodze wyobraźni. Zadawałam same chamskie i prostackie pytania, które miały urazić Jasona.

Pisałam w takim szale, że nie zauważyłam Dayli stojącej przy moim stanowisku. Czy ona naprawdę nie miała innych zajęć, jak tylko łażenie i wkurwianie ludzi? Szczególnie teraz, kiedy nowy prezes podniósł mi ciśnienie.

– Co się stało? Czyżbyś nie dostała od szefa tego, czego chciałaś? – zapytała sztucznie słodkim głosem i wydęła usta.

– Jestem zajęta Dayla. Znajdź sobie jakieś inne zajęcie, niż przeszkadzanie mi.

Rudowłosa nachyliła się, żeby zajrzeć co robię. Spanikowałam i po omacku próbowałam zamknąć oraz usunąć plik.

Gdy na ekranie pojawił się komunikat „Wiadomość wysłana" poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Powietrze zgęstniało do tego stopnia, że nie mogłam zaczerpnąć powietrza.

Kurwa, kurwa, kurwa... Nie, to się nie wydarzyło. Szybko sprawdziłam do kogo wysłałam tego maila – [email protected]. Równie dobrze mogłam już zacząć pakować swoje rzeczy, bo jak tylko go otworzy, wypieprzy mnie na zbity pysk.

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ta przeklęta Dayla...

No, no, no... Ciekawe co też Isabell nabazgrała w tym pliku. Jak myślicie, co zrobi Jason, gdy go otworzy? Nie mogę się doczekać, aż wrzucę wam piąty rozdział, który rozkręci ich relację, jak również spowoduje lawinę nowych wydarzeń i znajomości.

Do zobaczenia za tydzień - zostaw gwiazdkę, jeśli podoba ci się rozdział czwarty <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro