Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36

Krążyłem na obrzeżach miasta już dobre piętnaście minut. W roztargnieniu zapomniałem wziąć telefon, więc miałem nadzieję, że Harry – kimkolwiek był – będzie na mnie czekał. W końcu zaparkowałem pod opuszczonym magazynem. Siedziałem w samochodzie kilka minut, by upewnić się, że nikt za mną nie jechał, a potem wysiadłem.

Według wytycznych mężczyzna miał mieć dwadzieścia lat i czerwone włosy, a jeansowa kurtka z licznymi naszywkami służyła jako jego znak rozpoznawczy. Poszedłbym o zakład, że tak naprawdę miał inaczej na imię. Usłyszałem kroki za sobą.

Wspomniany mężczyzna właśnie wystrzelił niedopałek przed siebie i zmierzył mnie badawczym spojrzeniem.

– Coll? – zapytał. Gdy przytaknąłem, kazał mi iść za sobą.

Mój dawny znajomy Christian powiedział, że Harry mógł odnaleźć każdego w mieście. Taki ktoś był mi właśnie potrzebny. Czekałem dziewięć dni, zanim stary druh zdołał mnie z nim umówić. Wyglądało na to, że nasz poszukiwacz miał dość napięty grafik.

Stare drzwi skrzypnęły, gdy wchodziliśmy do środka. W powietrzu unosił się kurz i zapach wilgoci.

– Dlaczego się tu spotykamy? – zapytałem. Miałem wrażenie, że znajduję się w jakimś thrillerze.

– To miejsce ma klimat – wyznał wymijająco.

Poprowadził nas przez środek hali, a potem skierował się do pomieszczenia przylegającego. Drzwi wisiały na jednym zardzewiałym zawiasie. W każdej chwili mogły się zawalić. Nasze kroki odbijały się od betonowej podłogi.

Wnętrze pokoju, w którym ostatecznie wylądowaliśmy, musiało kiedyś służyć za biuro. Wszędzie leżały stare, wyblakłe papiery. W centrum znajdowało się spróchniałe biurko, a z sufitu zwisały kable.

– Tu masz swoją standardową stawkę. – Podałem mu kopertę. Otworzył ją i szybko przeliczył plik banknotów, a następnie schował do kurtki.

W oczy rzuciła mi się broń, schowana za paskiem od spodni.

– C mówił, że jesteś jego starym znajomym. Skąd się znacie?

– Zamierzchłe czasy. Kumplowaliśmy się kilka lat temu – odparłem zdawkowo. Nie ufałem Harry'emu, nawet jeśli wysłał go Christian.

– Kogo mam znaleźć?

– Feliksa Dravena.

– Słyszałem o nim. – Uniósł kącik ust w posępnym uśmiechu. – Ponoć niezły z niego psychol. Czego od niego chcesz?

– Muszę go znaleźć. Mam z nim rachunki do wyrównania.

Już na samą myśl o Feliksie krew zawrzała mi w żyłach. Wiedziałem, że policja go nie dorwie. A nawet jeśli, wolałem być pierwszy.

Mężczyzna zapalił kolejnego papierosa i niespiesznie wypuścił spomiędzy warg chmurę dymu. Przypominał mi mnie z młodości. Co prawda, ja nigdy nie farbowałem włosów, ale w jego wieku, również byłem przekonany o swojej niezawodności. Panoszyłem się po ulicach, jakbym znał kod na nieśmiertelność i uważałem, że jestem najlepszy na świecie.

A potem przyszła rzeczywistość. Musiałem zdecydować, co było ważniejsze – rodzina, czy ówczesne zajęcie? I zdecydowałem. Nie żałowałem tej decyzji.

– Jeśli się czegoś dowiem, zadzwonię – poinformował.

Krople deszczu rozbijały się o blaszany dach, gdy opuszczałem stary magazyn. W duchu liczyłem, że Harry wykona swoją robotę.

Niewielka mżawka zamieniła się w ulewę w ciągu minuty. Ściana wody spadającej z nieba rozmywała widok na wszystko w zasięgu dziesięciu metrów.

Trzymając się ograniczeń prędkości, wróciłem do apartamentowca. Portier powitał mnie skinieniem głowy. Woda kapała mi z włosów i ubrań na marmurową posadzkę, gdy kroczyłem w stronę wind.

Wjeżdżałem na górę, kiedy nagle ogarnęło mnie dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. Nie potrafiłem zidentyfikować, o co chodziło, ale ciężar na ramionach nie opuszczał mnie przez całą drogę.

W mieszkaniu panowała cisza. Udałem się do łazienki, aby pozbyć się mokrych ubrań. Przebrałem się w szorty i podkoszulek. Isabell nie było w sypialni, a uczucie niepokoju przybrało na sile. Ruszyłem do pokoju, w którym miała spać, kiedy się wprowadziła, a gdzie nie spędziła nawet jednej nocy. Czasem siedziała tam, żeby pomyśleć.

Tam też było pusto.

Chwyciłem za telefon i wystukałem jej numer. Komórka zadzwoniła w sypialni. Serce niebezpiecznie przyspieszyło, obijając się boleśnie o żebra. Dłonie miałem już spocone ze stresu. Gdzie była? Dlaczego wyszła? Czemu nie wzięła telefonu?

Setki myśli przelatywały mi przez głowę, zderzając się ze sobą, gdy w panice wkładałem buty. Nie czekałem na windę. Pokonałem schody w zaledwie kilku sekund i drżącymi rękami otworzyłem drzwi do mieszkania Hyun-soo.

Dwie głowy obróciły się w moją stronę. Isabell tu była. Odetchnąłem z ulgą, lecz tylko na moment. Kobieta zmrużyła oczy na mój widok. Klatka piersiowa falowała w przyspieszonym tempie, gdy ciskała gromy spojrzeniem. Była wściekła, ale przynajmniej była bezpieczna. Nic więcej się nie liczyło.

Kiedy usłyszałam spokojny głos przyjaciela, odetchnęłam z ulgą. Rozmawiałam z nim dziesięć minut, starając się dowiedzieć, czy wszystko u niego w porządku. Zaproponowałam spotkanie. Jakże się zdziwiłam, gdy okazało się, że przez ten cały czas mieszkał piętro niżej.

Pierwszy kwadrans spędziliśmy na przepraszaniu siebie nawzajem. Wyznałam Hyu, co powiedziałam policji. Nie był zły. Wiedział, co zrobiłam. Jason na bieżąco zdawał mu relacje o wszystkim. No, może prawie wszystkim.

Byłam wściekła na Jasona. Okłamywał mnie przez kilka tygodni. Twierdził, że nie wie, gdzie jest Koreańczyk, gdy pytałam. Tyle dni zamartwiałam się o przyjaciela, podczas gdy on spędzał czas w tym samym budynku.

Złość wróciła, kiedy Jason stanął w drzwiach przepełniony paniką. Włosy miał wilgotne i sapał, jakby biegł. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył mnie obok Hyu. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, dotarło do niego, co czułam. Wyraz twarzy złagodniał, zanim wycofał się z mieszkania chwilę później. Zapewne poczeka, aż wrócę.

– Nie miej do niego pretensji. Zrobił to, abyś nie musiała kłamać.

Głos Koreańczyka przywrócił mnie do rzeczywistości. Tak za nim tęskniłam.

– Wiem i rozumiem. Naprawdę. Po prostu... – urwałam i schowałam twarz w dłoniach, a potem nerwowo przejechałam nimi po włosach. Narastająca frustracja nie dawała się odpędzić. – Mógł powiedzieć, że wszystko u ciebie w porządku. Nie musiał od razu zdradzać, gdzie jesteś.

– Ja też się o ciebie martwiłem – powiedział, bezbłędnie odczytując moje emocje między wierszami. – Jeśli chcesz, możesz tu dziś zostać, ale w końcu będziesz musiała z nim porozmawiać.

Przygryzłam wnętrze policzka, patrząc w znajome, skośne oczy. Żył i był bezpieczny. To wszystko było zasługą Jasona. Nawet jeśli mnie okłamał, zrobił to, aby chronić kuzyna. Trudno było się o to wściekać. Posłałam pocieszający uśmiech w stronę Koreańczyka.

Nie zdradziłam mu, jak zmieniła się moja relacja z jego kuzynem. To nie był odpowiedni moment. Spędziliśmy jeszcze kilkanaście minut, ciesząc się swoją obecnością, a potem wróciłam do mieszkania Jasona.

– Is, chcę, żebyś wiedziała, że nie mam ci za złe powiedzenia prawdy detektywom. Nie obwiniaj się o nic, co się wydarzy. Nawarzyłem sobie tego piwa i jeśli przyjdzie czas, będę musiał je w końcu wypić.

– Tylko, jeśli ty obiecasz mi, że przestaniesz być zły na siebie, za to, co zrobił Feliks.

– Obiecuję – powiedział, zanim zamknął za mną drzwi.

Coś w spojrzeniu przyjaciela kazało mi zawrócić i upewnić się, że mówi prawdę, ale tego nie zrobiłam.

Jason stał w wejściu, kiedy wysiadałam z windy. Przystanęłam w pół kroku na jego widok. Spojrzenie miał udręczone i pełne żalu. Najpierw chciałam być zła. Już brałam wdech, aby za chwilę wygłosić mu tyradę umoralniającą na temat kłamstw, ale odpuściłam. Hyun-soo miał rację. Wszystko, co Jason zrobił, było pokierowane tym, aby chronić bliskich.

Wydęłam policzki i wypuściłam oddech, a potem wpadłam mu w ramiona. Głaskał moje włosy i westchnął tak mocno, jakby kamień spadł mu z serca.

– Przepraszam, że to przed tobą ukrywałem – zaczął.

– To dlatego tak znikasz w ciągu dnia?

– Poniekąd.

Zadarłam głowę, gotowa zadać mu kolejne pytanie, ale łagodne spojrzenie jego oczu mnie powstrzymało. Nie powinnam wszystkiego wiedzieć. Nawet jeśli moja dziennikarska dusza waliła wściekła pięściami, ciekawa, co kryło się za półsłówkami, musiałam ją tym razem uciszyć.

Tej nocy nie uprawialiśmy seksu. Leżeliśmy wtuleni pod satyną w komfortowej ciszy, każde zatopione w swoich myślach i przemyśleniach. Oboje musieliśmy zmierzyć się z własnymi demonami, stawić czoła konsekwencjom czynów, jakie popełniliśmy, zastanowić się nad tym, co dalej i modlić o nowy, lepszy dzień.

Stukanie kropel deszczu o szybę ukoiło mnie do snu. To i twarde, ciepłe ciało mężczyzny, który tak wiele poświęcił, żebym tu była. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej byłam pewna jednego – zakochuje się w Jasonie Collinsie. Zasnęłam z uśmiechem na ustach i tej nocy, po raz pierwszy, nie miałam koszmarów.

Zanim wrzucę wam cytat z następnego rozdziału, chciałabym wykorzystać ten moment na złożenie Ci życzeń, drogi Czytelniku.

Tak więc życzę Ci przede wszystkim abyś był zdrowy i szczęśliwy. Abyś nie bał się walczyć o marzenia oraz aby zawsze otaczali Cię ludzie, którzy będą pchać cię do przodu!

Dziękuję Ci, że bierzesz tak czynny udział w spełnianiu mojego marzenia.

WESOŁYCH ŚWIĄT <3

"– Ciekawa jestem, ile dasz radę przeczytać na głos, zanim dojdziesz – rzuciłam mu wyzwanie. Uniósł w odpowiedzi jedną brew i poprawił pozycję."

Powiem wam tak... Po tej scenie, już nigdy nie spojrzę na S. Kinga w tej sam sposób XD

Zostaw coś po sobie, np. życzenia dla tych, którzy czytają komentarze i widzimy się po świętach.

SEE YA!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro