Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Dwulicowość ludzi nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Choć pracowałem w Brookvale Hush stosunkowo krótko, zauważyłem, jak niewielu znajomych wśród pracowników miała Isabell. Nie licząc tych, którzy musieli z nią rozmawiać na tematy służbowe, bliższe relacje zdawała się mieć tylko z Julią.

Kiedy jednak po ludziach rozeszła się wieść o wypadku, nagle zacząłem dostawać kartki z życzeniami, które miałem jej przekazać jako głowa firmy. Wyjątkiem była tylko Dayla, ona jedna nie podpisała się na żadnej.

Właśnie siedziała w moim biurze, wybitnie niezadowolona z faktu, że musi przejąć obowiązki Isabell. Wykrzywiała krwistoczerwone wargi w sztucznym uśmiechu. Kiedyś byłaby w moim typie: niebrzydka, chętna i ewidentnie nieszukająca związku. Teraz jednak na myśl o tym, że miałaby mnie dotknąć czułem obrzydzenie.

Jedyną kobietą, którą chciałem była Isabell. To jej szminka powinna zostawiać ślady na mojej skórze.

Dayla odebrała moje wpatrywanie się w usta jako zaproszenie. Uśmiechnęła się kokieteryjnie i wypięła cycki. Guzik w białej koszuli omal się nie rozpiął. Ledwo powstrzymałem się przed śmiechem na tę żałosną próbę podrywu.

– Czy mogę coś jeszcze dla pana zrobić? – zaszczebiotała.

Na pewno nie miała na myśli obowiązków służbowych. Sądząc po opinii, która się za nią ciągnęła, chciała zrobić mi laskę albo dać się przelecieć na biurku, myśląc, że w ten sposób jest lepsza od innych.

– Właściwie jest jedna rzecz, panno Torson. – Spojrzałem w jej piwne oczy i dojrzałem w nich zachętę. – Proszę ubierać się stosownie do stanowiska. Nie przypominam sobie, żebym prowadził burdel.

Rozchyliła usta w zaskoczeniu, zaraz jednak zacisnęła je w wąską linię i wstała oburzona.

– Jak pan śmie? Zgłoszę skargę do działu kadr! – zagroziła mi.

– Śmiało! Polecam włożyć golf, jeśli chce być pani bardziej wiarygodna.

Oparłem się plecami o fotel i patrzyłem, jak jej twarz czerwienieje ze złości. Teraz zlewała się ze szminką. Być może posunąłem się za daleko i powinienem ugryźć się w język, ale byłem pewien, że Dayla nic z tym nie zrobi.

– Pożałuje pan tego. – Pogroziła mi palcem i wypadła z mojego biura.

Nie dało mi to takiej satysfakcji, jak przekomarzanki z Isabell, ale wystarczyło, żebym odzyskał chociaż część dobrego humoru. Nie trwało to jednak zbyt długo. Gdy otrzymałem SMS od Eleny, że wraz z państwem Fox są już na dole, zły nastrój powrócił.

Wszystkim w Brookvale Hush sprzedałem tę samą historyjkę: ktoś włamał się do mieszkania Isabell, nie spodziewając się jej w środku. Napadł ją i w popłochu uciekł. Prawdę znało bardzo nieliczne grono osób. Nawet jej rodzice i najlepsza przyjaciółka otrzymali okrojoną wersję. Im mniej wiedzieli, tym byli bezpieczniejsi.

Detektywi już zaczęli podejrzewać, że napaść na Isabell nie była przypadkowa. Wciąż nie wymyśliłem, co powiedzieć policji, ale na szczęście, póki była w szpitalu, wstrzymali się z przesłuchaniami.

Czekałem na gości przy windzie i gdy się pojawili, zaprowadziłem ich wprost do gabinetu. Zaproponowałem kawę, ale zgodnie odmówili. Nie rozumieli, dlaczego nalegałem na to spotkanie.

– A więc tu pracuje moja córka – skomentowała kobieta o krótkich włosach w odcieniu ciemnego blondu.

– Tak. Przepraszam, że przechodzę od razu do rzeczy, ale jest kilka kwestii, które chciałbym z wami ustalić. Zacznijmy od tego, że nazywam się Jason Collins i jestem szefem Isabell.

Państwo Fox wymienili znaczące spojrzenia, co tylko mnie zaintrygowało, ale nie miałem czasu ani ochoty, aby teraz to roztrząsać.

– Wiemy, kim pan jest. Elena nas uprzedziła. Ja jestem Stephen, a to moja żona, Felicia – przedstawił krótko mężczyzna.

Znałem jego twarz. A konkretniej, znałem jego głos. Często komentował różne wydarzenia sportowe.

– Jason... Powiedz nam, o co chodzi?

Spojrzałem na Elenę. Teraz gdy była trzeźwa, nie wydawała się taka odważna. Choć zapewne tak działał na nią fakt, iż jej najlepsza przyjaciółka leżała właśnie w szpitalu.

Westchnąłem głośno i rozejrzałem się po zebranych. Matka Isabell usiadła na krześle, a mąż stanął za nią i położył dłonie na jej barkach w pocieszającym geście. Odkąd dowiedzieli się o wypadku nie opuścili Brookvale.

Elena nie ruszyła się z miejsca i skubała nerwowo skórki.

– Jak wszyscy wiemy Isabell ma opuścić szpital za dwa dni. Policja wciąż sprawdza jej mieszkanie, więc nie będzie mogła wrócić do siebie.

– To żaden problem. Wynajmiemy jej pokój w hotelu albo zamieszka u Eleny – wtrącił Stephen.

Cudownie! Jeszcze nie zdążyłem złożyć propozycji, a on już odebrał ją jako zniewagę.

Elena pokiwała głową z entuzjazmem na jego słowa. Cieszyłem się, że Isabell ma tak opiekuńczych ludzi wokół siebie. Niestety, przy Feliksie Dravenie to mogło nie wystarczyć.

– Tak, to świetne pomysły, lecz proponuję, aby zamieszkała ze mną. – Trzy pary wybałuszonych oczu spojrzały na mnie jednocześnie. Wszystkie wyrażały szok i niedowierzanie. – Pracujemy w tym samym miejscu, więc tak będzie najrozsądniej. Do czasu aż nie będzie gotowa wrócić do firmy, mogę przekazywać jej zadania zdalnie. Poza tym już się zgodziła.

– W takim razie, po co to całe spotkanie? – zaintrygował się Stephen.

– Chciałem, abyście byli tego świadomi. Isabell nie powinna być teraz sama, a żadne z was nie pracuje na miejscu.

– Co z psychologiem? Na pewno będzie go potrzebowała. – zainteresowała się Elena.

– W szpitalu dostałem spis polecanych specjalistów. Osobiście jakiegoś wybiorę. Chciałbym też zaznaczyć, że wszyscy jesteście mile widziani w moim mieszkaniu. Proszę tylko o wcześniejszy anons, inaczej portier was nie wpuści.

– Nie ufam panu i nie będę się z tym ukrywał – rzucił komentator.

Zapewne usłyszał co nieco z ust córki i teraz uważał, że jestem nieodpowiednim mężczyzną dla niej. Nie dziwiłem mu się, ale również o to nie dbałem. Miałem zapewnić jej bezpieczeństwo i to zamierzałem zrobić, niezależnie od tego, czy jej staruszek mnie polubi, czy nie.

– Rozumiem, ma pan do tego prawo. Jednak tu nie chodzi o mnie, dlatego proszę, odłóżmy na bok niesnaski i zastanówmy się razem, co jeszcze możemy zrobić dla Isabell.

Idąc szpitalnym korytarzem, stresowałem się tym, jak oznajmić Isabell, że za dwa dni będziemy razem mieszkać. Jej bliskim powiedziałem, że się zgodziła, aby nie próbowali wymyślić jakiejś alternatywy, jednak to nie była do końca prawda. W dniu napadu Isabell obiecała, że będzie ze mną współpracować, więc szczerze mówiąc, liczyłem, że wspólne mieszkanie mieści się w tym zakresie.

Nigdy nie musiałem obchodzić się z nikim, jak z jajkiem, dlatego czułem się skołowany na samą myśl o tym. Łatwiej byłoby jej rozkazać, ale teraz to nie wchodziło w grę. Musiałem zrobić to delikatnie, lecz stanowczo. Nie było przecież mowy, żebym pozwolił jej mieszkać gdziekolwiek indziej.

Zapukałem w drzwi sali i wszedłem, gdy usłyszałem zaproszenie. Isabell leżała już w swojej piżamie i rozwiązywała krzyżówki. Lewe przedramię wciąż było zabandażowane, a ze zgięcia łokcia wystawał wenflon. Siniaki na szyi i policzku przybrały już żółto-zielony odcień. Twarz wciąż była bledsza niż zazwyczaj.

– Jak się czujesz? – zapytałem i usiadłem na krześle przy łóżku.

Wzruszyła ramionami. Wiedziałem od pielęgniarek, że ma trudności ze snem. Za każdym razem śniła koszmary i musiała dostawać środki uspokajające. Przyjmowała ich tyle, że gdy podniosła wzrok, oczy miała zamglone.

– Mam dla ciebie kartki od współpracowników. – Położyłem je na kolanach kobiety, ale nie zwróciła większej uwagi na podarki.

Przygryzała długopis, głowiąc się nad hasłem. Uśmiechnęła się, kiedy wpadła na odpowiedź i zapisała ją w kratkach. Dłonie jej się trzęsły, gdy próbowała zmieścić się we wskazanych miejscach.

– Przez te leki mam wrażenie, że zgłupiałam. – Uderzyła z frustracją w magazyn i odrzuciła go.

W zielonych oczach zalśniły łzy. Odkąd się obudziła, często miewała takie wahania nastrojów. Jednak wolałem je od napadów paniki. Wtedy krzyczała, rzucała się, albo dusiła i płakała.

– Isabell, muszę ci o czymś powiedzieć. Detektywi wciąż sprawdzają mieszkanie. Po zobaczeniu twojej – szukałem odpowiedniego określenia na inicjały wycięte w skórze – rany, zaczęli podejrzewać, że chodzi o osobiste porachunki.

– Rany – prychnęła, chociaż nie wydawała się rozbawiona. – Tak chcesz nazwać to, co ten skurwiel mi zrobił?

Zacisnęła dłonie w pięści i zazgrzytała zębami. Wstałem i delikatnie dotknąłem jej ramion. Posłała mi mordercze spojrzenie, zaraz jednak złagodniała, jakby uzmysłowiła sobie, kto przed nią stoi. Oparła głowę na mojej klatce. Zaszlochała. Głaskałem ją po włosach, aż się uspokoiła. To był już rytuał. Z jakiegoś powodu mój dotyk koił jej zszargane nerwy.

– Nie możesz wrócić do siebie – zacząłem. – Nie będziesz tam bezpieczna. Zostaniesz ze mną. Zadbam o to, aby nikt więcej nigdy cię nie skrzywdził.

Odsunęła się i zadarła głowę. Policzki miała mokre od łez. Ten widok ścisnął mnie za serce. Nie mogłem znieść jej bólu, odczuwałem go jak własny.

– Obiecujesz? – wyszeptała. Była taka krucha. Wyglądała, jakby w każdej chwili miała się rozpaść.

Chciałem ją przed tym uchronić. Być klejem, który naprawiałby ją raz za razem, dopóki nie byłaby gotowa stawić czoła rzeczywistości. Być jej siłą i podporą. Stać się jej tarczą i mieczem. Wszystkim, czego by zażądała.

Gdy dotarła do mnie waga moich myśli, mogłem powiedzieć już tylko jedno.

– Obiecuję.

Oooooooooooooooo... How cute <3 Jason, co się z tobą dzieje? Ale, ale... Nie myślmy sobie, że pan prezes stanie się teraz potulnym pieskiem, co to to nie. Nawet nasza droga Isabell nie ma takich złudzeń. P.S. Na samym końcu pojawił się jeden z moich ulubionych akapitów.

Wrzucam wam cytat z 29 rozdziału, bo to już taka nasza mała tradycja. Boże, co to był za maraton Skandalu dla tych, co czytają na bieżąco XDXD

"Mimo tego, co przeżyłam, ufałam, że jestem z nim bezpieczna. Nie miałam jednak złudzeń, że jego obietnica była głównie spowodowana poczuciem obowiązku. Gdy zniknie Feliks, moja relacja z Jasonem zapewne wróci do początku."

ZOSTAW COŚ PO SOBIE I WIDZIMY SIĘ W NASTĘPNYM ROZDZIALE!

SEE YA!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro