Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

Nazajutrz Jason zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Znów podarował mi róże i odwiózł do pracy. Kiedy zapytał o spotkanie z rodzicami, zbyłam go słowami, że jeszcze się nie zastanowiłam.

Nie potrafiłam znaleźć alternatywy, która zadowoliłaby nas oboje. Jasona nie obchodziło, jako kto będzie postrzegany przez moją mamę i tatę. Ja natomiast uważałam, że ma to ogromne znaczenie. Odkąd pamiętam, w naszym domu panowała zasada bezwzględnej szczerości. Traktowałam rodziców, jak przyjaciół: zwierzałam się im, nie miałam przed nimi tajemnic, zawsze mogłam przyjść i liczyć na ich wsparcie.

Już wystarczyło, że musiałam zataić, że prawdopodobnie grozi mi niebezpieczeństwo. Nie chciałam do stosu kłamstw dokładać fałszywego związku. I to w dodatku z szefem, na którego nie tak dawno im psioczyłam.

A skoro już mowa o kłamstwach... Chyba nastał najwyższy czas, aby wyznać Jasonowi prawdę o mnie i jego kuzynie.

– Możemy dziś pojechać dłuższą trasą? – poprosiłam nieśmiało. – Chciałabym z tobą porozmawiać, a to może chwilę zająć.

– Jasne. – Włączył kierunkowskaz i skręcił z głównej drogi.

Mijaliśmy piękne idylliczne domki. Niewielkie, kwadratowe budynki w odcieniu złamanej bieli ustawione były w jednym rządku. Każdy z nich otaczał drewniany płot, spomiędzy którego przebijały wielokolorowe płatki kwiatów.

Chodniki były czyste, a równo przycięte pasy zieleni, oddzielające je od drogi, zachęcały do spaceru z pupilem.

Na tę myśl zapragnęłam przygarnąć jakiegoś psa. W schronisku znajdowało się pełno bezpańskich istot, które chętnie zamieszkałyby ze mną. Może metraż nie pozwalał na owczarka niemieckiego, ale kundelek z pewnością by się zmieścił.

Zatopiona we własnych myślach, nie zorientowałam się, że chrząknięcie po lewej było skierowane do mnie. Dopiero gdy Jason ponowił próbę zwrócenia mojej uwagi, zdezorientowana, spojrzałam w jego kierunku.

Rzucił mi szybkie, zaciekawione spojrzenie i ponownie skupił się na drodze.

– Mogę tak jeździć cały dzień, jeśli chcesz – rzekł.

– Przepraszam. Po prostu nie wiem, jak zacząć – przyznałam.

No dobra, może to było kłamstwo, bo w myślach właśnie adoptowałam nowego pupila, ale on nie musiał o tym wiedzieć.

– Niemożliwe, żebyś ty nie wiedziała, co powiedzieć – zażartował.

Gdyby nie to, że mogłabym przez to spowodować wypadek, walnęłabym go w ramię. Złożyłam usta w dzióbek, próbując ukryć uśmiech, pojawiający się nieśmiało na twarzy w reakcji na dość zabawny przytyk.

Wiedziałam, co powiedzieć. Nie wiedziałam, jak. Za każdym razem, gdy próbowałam sformułować tę rozmowę w myślach, wychodziłam na niedojrzałą desperatkę. Dodatkowo wszystko utrudniał fakt, że ta cała szopka zaprowadziła nas do tego miejsca. Gdybym od początku była szczera ze sobą i z nim, być może nie musiałabym obawiać się Feliksa.

Wzięłam głęboki wdech, powoli wypuściłam powietrze nosem i dyskretnie wytarłam spocone dłonie w spódniczkę. Musiałam zrobić to szybko jak w przypadku zerwania plastra.

Na trzy, czte-ry...

– Nie jestem z Hyu – Zrobiłam wymowną pauzę, zanim dodałam: – Jeśli mam być całkowicie szczera, nigdy nie byliśmy parą.

Schowałam twarz w dłonie ze wstydu i czekałam.

Gdy ćwiczyłam tę rozmowę dziś rano, przerobiłam mnóstwo wersji. Tę, w której Jason wyśmiewa mnie i nazywa głodną atencji wariatką; tę, w której reaguje gniewem i wyzywa od kłamczuchy oraz tę, w której przyznaje, że od początku wiedział o mojej mistyfikacji. Jednak żadna z nich nie pokrywała się z realnym Jasonem, który zachowywał się, jakby w ogóle nie usłyszał, co wyznałam. Zażenowanie rozpalało moje policzki do czerwoności, a on stukał palcami w kierownicę, wyluzowany jak nigdy.

– Nic nie powiesz?

Cisza. Zero reakcji. Żadnego drgnięcia powieki, zaciskania pięści, czy choćby ruchu żuchwą. Zupełnie, jakby nie dotarło albo po nim spłynęło.

Świetnie! Nie dość, że zrobiłam z siebie kretynkę, to jeszcze sama się upokarzam, prosząc o odpowiedź.

Jechaliśmy jeszcze kilka minut w tej krępującej atmosferze, aż opuściliśmy miasto. Minęliśmy przekreślony znak Brookvale, a on nie zawracał. Jeśli zamierzał mnie wywieźć i kazać wracać pieszo, to przysięgam, że przebiję mu opony w tym cacuszku.

Gdy zobaczyłam, że skręca na stację benzynową, poczułam ulgę. Może musiał zatankować. Nie zatrzymaliśmy się przy dystrybutorze. Jason zaparkował blisko krawężnika, na parkingu przeznaczonym dla ciężarówek.

Jego zachowanie zaczynało mi już działać na nerwy. Właśnie miałam się odezwać, ale zanim zdążyłam otworzyć usta, zobaczyłam, że opiera głowę o kierownicę.

– Dlaczego to zrobiłaś?

Cóż... Tego pytania akurat się spodziewałam.

– Niezależnie od tego, jak głupio to zabrzmi chciałam wzbudzić w tobie zazdrość.

Zaśmiał się. Jak Boga kocham, ramiona mu się trzęsły, gdy śmiał się, wciąż nie podnosząc wzroku! Zaniemówiłam, choć mogłam przewidzieć, że tak się stanie. W końcu, która dojrzała emocjonalnie kobieta bawiłaby się w takie podchody?

– Oj, Isabell, aleś ty głupia – wysapał między jednym atakiem rozbawienia a drugim.

– Słucham?

Wyprostował się na wyraźnie słyszalną urazę w moim głosie. Otarł nieistniejącą łzę i w sekundę spoważniał. Nie no, ten facet miał chyba rozdwojenie jaźni.

Nagle wysiadł z samochodu i obszedł go. Otworzył drugie drzwi i prawie wywlókł mnie ze środka. Kurczowo trzymał za ramiona i potrząsał, mówiąc:

– Nie musisz robić absolutnie nic, aby sprawić, że jestem zazdrosny, rozumiesz? Bo odkąd zobaczyłem cię w tym przeklętym barze, żadna inna emocja nie była tak intensywna, jak ta. Byłem zazdrosny o rant kieliszka, który dotykał twoich ust. O każdego faceta, który się za tobą obejrzał. Rozważałem wywiezienie własnego kuzyna tak daleko, jak to możliwe, żeby nie mógł do ciebie wrócić, bo miał czelność położyć na tobie swoje ręce. O mało nie wyrzuciłem tego fiuta, Winstona, za ton, jakim się do ciebie zwracał.

Jason ostrożnie wypowiadał każde słowo, a ja stałam jak zahipnotyzowana. Chłonęłam każdą sylabę tego wyznania. Nie czułam już ściskania ramion, mimo że nie poluzował chwytu. Wszystkie motylki w moim wnętrzu poderwały się do lotu naraz, robiąc mi chaos w sercu, duszy i ciele. Wyrywały się, jakbym przez lata trzymała je w klatce. Machały swoimi cienkimi skrzydełkami zaciekle, byleby wzbić się w górę.

Jason dyszał, sprawiając wrażenie wykończonego fizycznie przez to szczere wyznanie. Miętowy oddech łaskotał skórę, gdy próbował unormować oddech. Spojrzeniem pospiesznie lustrował moją twarz, szukając reakcji. Dotyk jego dłoni parzył nawet przez materiał żakietu, który dziś włożyłam.

Staliśmy tak wpatrzeni, odarci z emocji, pełni sprzeczności. Znów znalazłam się nad krawędzią. Wystarczyło zrobić jeden, maleńki krok do przodu, żeby dać się temu porwać. I znowu... Stchórzyłam.

Cofnęłam się o milimetry, ale wystarczyło, aby Jason zrozumiał. Opuścił głowę w rezygnacji. Mogłam go jeszcze zatrzymać. Dopóki trzymał mnie kurczowo w ramionach, a ciepło naszych ciał oddziaływało na siebie. Kiedy poczułam, jak leniwie osuwa palce wzdłuż moich rąk, skrzydlate dranie zaczęły spadać, jeden po drugim, aż wylądowały na dnie żołądka.

– Ale ty wciąż nie potrafisz wybrać między tym, czego pragniesz a tym, co wydaje ci się właściwe – szepnął i uśmiechnął się bez cienia radości.

Dlaczego tak trudno było podjąć tę decyzję? Przecież miałam świadomość, że oboje tego chcemy. Nie raz błagałam ciemnookiego w myślach, aby mną zawładnął, więc po co wciąż uciekałam?

Prawdą było, że bałam się ponownego zranienia. Ostatni mężczyzna, któremu zaufałam, zdeptał moje serce i pozostawił mnie pustą. W głębi duszy wiedziałam, że Jason nie dopuściłby się zdrady. Co wcale nie przynosiło mi spokoju. Chyba po prostu strach wzbudzał fakt, że gdybym się w nim zakochała i by nam nie wyszło, nie pozbierałabym się po takim ciosie.

Jason poczekał, aż wsiądę, po czym ruszył z piskiem opon. Całą drogę wydawał się zamyślony. Musiałam mu jeszcze powiedzieć o rodzicach, ale obawiałam się naruszyć cienki lód, po którym stąpaliśmy. Mężczyzna chyba czytał mi w myślach, bo gdy parkował pod siedzibą Brookvale Hush powiedział:

– Mam plany na weekend. Proszę, żebyś była ostrożna, gdziekolwiek pójdziesz i pod żadnym pozorem, nie jedź nigdzie sama, dobrze?

Mówił tak zwyczajnie. Po natarczywym tonie sprzed kilkunastu minut nie został ślad.

– Dobrze. Jeśli chcesz, mogę cię informować, gdzie będziemy. – Choć tyle mogłam zrobić.

– Dziękuję, Isabell.


AAAAAAAAAAAA!!!!!!!!! I LOVE ANGRY CONFESSION!

Kochani, wielkimi krokami zbliżamy się do spotkania z panem Feliksem, a ten to namiesza w fabule jak mało kto XD

A teraz cytacik z rozdziału 24:

"Pragnęłam zakończyć już tę rozmowę. Mężczyzna wzbudzał we mnie poczucie zagrożenia. Spojrzenie niezmącone żadną emocją dokładnie mi się przyglądało. Kiedy uśmiechnął się po raz drugi, ciarki przebiegły mi po plecach. Było w nim coś niepokojącego."

Myślę, że doskonale wiecie, na kogo patrzy Isabell...

ZOSTAW COŚ PO SOBIE I WIDZIMY SIĘ W NASTĘPNYM ROZDZIALE. (Dodam, że już w ostatnim tygodniu listopada zwiększamy częstotliwość dodawania rozdziałów)

SEE YA!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro