Rozdział 20
Mamy 1000!!! DZIĘKUJĘ! To co? Lecimy po więcej. Isabell i Jason cieszą się, że towarzyszycie im w tej przygodzie, a już niedługo, już za momencik, będą dodawani częściej XD
ENJOY AND THANK YOU <3
Obudziłam się w środku nocy, odrętwiała, z pulsującym bólem w czaszce. Poszłam do kuchni, aby nalać sobie wody. Oparłam dłonie płasko na metalowym zlewie. Chłód stali nie ukoił nerwów, więc z frustracji zacisnęłam je w pięści. Jakim cudem moje całkiem normalne życie w ciągu kilkunastu dni zmieniło w się katastrofę? Z frustracji miałam ochotę coś zniszczyć. Nawet nie mogłam zadzwonić do przyjaciółki, aby powiedzieć jej o wszystkim, co się wydarzyło.
Musiałam wymyślić jakąś zgrabną wymówkę, jeśli zapyta o Hyu. Na myśl o przyjacielu posmutniałam. Wypiłam całą szklankę zimnej cieczy i wróciłam do łóżka. Ostre światło ekranu oślepiło mnie na chwilę, gdy odblokowałam telefon, żeby sprawdzić, która jest godzina.
Miałam jedną nieodczytaną wiadomość. Łudziłam się, że to Hyu, ale niestety nadawcą okazał się jego kuzyn. Krótka informacja „zniknął" sprawiła, że cisnęłam telefonem przez pokój.
Potrzebowałam uspokoić rozbiegane myśli. Musiałam zacząć udawać, że Hyun-soo był tylko przelotną znajomością. O ironio, cała ta historia zaczęła się od właśnie takiej!
Wróciłam po telefon. Na szczęście nie ucierpiał w kontakcie z podłogą. Weszłam w kontakty i zawahałam się, gdy natrafiłam na to, czego szukałam. Wzięłam głęboki oddech i kliknęłam „usuń". To, co zrobiłam, było symboliczne, a jednak coś ścisnęło mnie w środku.
– Boże, jeśli istniejesz, spraw, żeby to wszystko skończyło się dobrze – pomodliłam się krótko.
Ściągnęłam ubrania i w samej bieliźnie wróciłam do łóżka. Na szczęście, tym razem sen przyszedł szybko.
⚥
Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Po omacku chwyciłam telefon i ujrzałam, że jest już po dziewiątej. Wyskoczyłam z łóżka, jakby parzyło i w pośpiechu zaczęłam się ubierać.
Chwyciłam wczorajszą koszulkę i popędziłam w stronę drzwi. Otworzyłam, nie zastanawiając się, kto może stać po drugiej stronie. Jason obrócił się twarzą w moją stronę, gdy usłyszał skrzypnięcie i zmierzył wzrokiem od stóp do czubka głowy. Z każdym centymetrem jego brwi szybowały wyżej. Kiedy natrafił na twarz, niemal dotykały linii włosów.
Wszedł i tym samym wepchnął mnie do środka mieszkania.
– Tak masz zamiar iść do pracy? – Wskazał na wczorajszą koszulkę.
– Przepraszam, zaspałam.
Zniknęłam w sypialni i wyciągnęłam z szafy czyste ubrania: czarne spodnie i białą, gładką koszulkę oraz świeżą bieliznę. Przemyłam twarz i rozczesałam włosy. Powinnam je wczoraj umyć, ale nie miałam na to energii. Spsikałam kosmyki suchym szamponem i zaplotłam w dobierany warkocz.
Nie miałam czasu na długi prysznic, więc szybko się obmyłam, wytarłam i po użyciu dezodorantu, założyłam czyste ubrania.
Myjąc zęby, poszłam po skarpetki. Szatyn stał przy półce z książkami i właśnie wyciągał „Ratters". Czekałam dwie godziny w kolejce, żeby dostać wersję z barwionymi brzegami, dlatego zatrzymałam się w pół kroku i wycelowałam szczoteczką w gościa.
– Odłóż to! – rozkazałam dość niewyraźnie. W ostatniej chwili udało mi się nie opluć. Patrzył na mnie jak na wariatkę, ale zrobił, co kazałam.
Jeszcze by tego brakowało, żeby zniszczył moją bazyliową stokrotkę.
Dziesięć minut później, byłam już gotowa do wyjścia.
– Jak się czujesz? – brzmiał na wyraźnie zmartwionego. Wiedziałam, o co pytał, a jednak postanowiłam udać, że nie mam pojęcia.
– Dobrze. Trochę źle spałam i mam zdrętwiały kark, ale dam radę. – Wyszczerzyłam się sztucznie. W odpowiedzi na grymas zacisnął usta.
Byłam mu wdzięczna, kiedy zamiast brnąć dalej, gestem nakazał mi iść przodem. Dopiero kiedy znaleźliśmy się w znajomym Bentleyu, uzmysłowiłam sobie dziwaczność tej sytuacji.
– Tak w ogóle, co ty tu robisz? Zawsze przyjeżdżasz po spóźnionych pracowników?
Sapnął rozbawiony i odpalił auto. Zapięłam pasy, doskonale pamiętając, jak wchodził w zakręty.
– Nie, ale skoro nie zgadzasz się ze mną mieszkać, to dopilnuję, byś bezpiecznie docierała do pracy i z powrotem.
Gładko włączył się do ruchu.
– Czyli będziesz mnie nękał, dopóki się nie zgodzę?
– Właściwie to tak. – Uśmiechnął się.
Wspomnienia ostatniego przebywania w tym samochodzie wywołały niechciane emocje. Doskonale pamiętałam, jak się czułam. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, jak to się zakończy. Wbiłam paznokcie w obicie fotela i spróbowałam odrzucić na bok wszystko, co się wiązało z tamtym dniem. Szatyn musiał to zauważyć, ponieważ na ułamek sekundy oderwał wzrok od drogi.
– Co się dzieje?
– Nic. – Odchrząknęłam. – To auto... – urwałam.
Zatrzymał się na poboczu i włączył światła awaryjne, a potem odpiął pas i obrócił się w moją stronę. Wcisnęłam ciało głębiej w fotel, ale to nic nie dało, bo szatyn się przysunął.
– Isabell – zwrócił się do mnie pełnym imieniem – chciałbym cię przeprosić za tamtą sytuację. Zachowałem się jak prostacki dupek.
– Już przepraszałeś.
– Wiem, ale to za mało. Nie zasłużyłaś na takie słowa. Wiem już też, że żadna sukienka tego nie naprawi. Po prostu... – westchnął, jakby szukał odpowiednich słów. – Jeśli mogę coś zrobić, żebyś mi wybaczyła, powiedz tylko słowo, dobrze?
Kiwnęłam głową, zbyt zdumiona, aby wydusić z siebie cokolwiek. Szatyn w odpowiedzi się uśmiechnął, a potem kontynuował jazdę.
Poprosiłam go, żeby zaparkował na skrzyżowaniu wcześniej, przed siedzibą firmy. Nie chciałam, aby ktokolwiek widział nas razem. To tylko nakarmiłoby te plotkarskie hieny. Z początku nie chciał się zgodzić, ale w końcu ustąpił. Jednak nie powstrzymało go to przed staniem w drzwiach i czekaniem, aż wejdę.
Spędziliśmy razem jeden poranek, a ja już czułam się osaczona.
Z dużo większą energią rzuciłam się w wir pracy. Ponadrabiałam wczorajsze zaległości i skończyłam wszystkie dzisiejsze zlecenia. Dzięki mojemu ostatniemu sukcesowi Katherine zaproponowała mi kolejny wywiad. Miał być krótki i umieszczony w drugiej połowie magazynu, ale i tak się ucieszyłam. To pierwsza taka propozycja od pięciu lat. Gdy powiedziała mi, że to Julia mnie zarekomendowała, postanowiłam zaprosić kobietę na kolację albo kupić jej dobre wino.
Zamówiłam sushi do biura i zjadłam w firmowej stołówce. Wykorzystałam okazję, żeby osobiście podziękować współpracownicy z działu dziennikarskiego.
– Ach, to nic takiego. – Machnęła ręką. – Dziwne, że nikt wcześniej nie dostrzegł twojego potencjału.
Te ciepłe słowa podziałały, jak kompres na serce. Nareszcie jakaś pozytywna wiadomość. Od razu podzieliłam się dobrymi wieściami z rodzicami. Gratulowali prawie dziesięć minut i obiecali przyjechać najszybciej, jak zdołają, żebyśmy mogli to wspólnie uczcić.
Do końca pracy miałam wrażenie, że unoszę się kilka milimetrów nad ziemią ze szczęścia.
Elena w odpowiedzi na wcześniejszą wiadomość wysłała zdjęcie prosecco. O tak, musujący trunek z najlepszą przyjaciółką wydawał się być tym, czego potrzebowałam.
Punkt siedemnasta zebrałam rzeczy i ruszyłam ku windom. Zatrzymałam się kilka kroków przed drzwiami, słysząc nawołującego moje imię, prezesa.
– Tak?
– Gdzie się wybierasz? – zapytał w progu, nie zważając na to, że ktoś mógłby go usłyszeć.
– Do przyjaciółki. Będziemy oblewać mój mały sukces.
Uśmiechnęłam się promiennie, przez co spojrzenie szatyna złagodniało.
– Zawiozę cię, a kiedy skończycie, odwiozę do domu.
– Nie trzeba. Wrócę taksówką.
– Isabell. To nie było pytanie – powiedział już zdecydowanie niższym głosem. Jeden z motylków zareagował na ten dźwięk.
– Przestań bawić się w niańkę. Dam sobie radę.
Skrzyżowałam ręce na piersi i wydęłam wargi. Zaraz jednak przywróciłam neutralny wyraz twarzy, gdy zauważyłam reakcję szefa.
– Możesz zgodzić się na moje warunki albo nigdzie nie iść.
Uniosłam jedną brew w zaskoczeniu. Czy jemu właśnie włączył się jakiś tryb tatuśka?
– Jak zamierzasz to zrobić? Przywiązać mnie do siebie?
Pożałowałam tych słów, jak tylko opuściły usta.
– Nie podsuwaj mi pomysłów – szepnął, a ciemnobrązowe tęczówki zalśniły czymś drapieżnym.
Ledwo powstrzymałam jęk rodzący się w moim gardle.
– Zgoda. Zawozisz i odwozisz. Ale potem wracasz do siebie.
Podniósł ręce w poddańczym geście i kiwnął głową. Dlaczego mimo wszystko miałam wrażenie, że wygrał?
Dobra, ale overprotective Jason to jest to, po co żeśmy się tu wszyscy zebrali, nieprawdaż? Hahahaha... Ale przejdźmy do poważniejszych rzeczy!
Ratters od @JWrotters to emocjonująca książka, która trzyma cię za pysk i nie puszcza do samego końca. A teraz jest już W CAŁOŚCI DOSTĘPNA NA WATTPADZIE, więc jeśli jeszcze tam nie byłeś, czytelniku, to mogę ci powiedzieć jedno... hop hop hop <3
Nie wiem, do jakiego gatunku ją przypisać. Na pewno powieść ma elementy sci-fi i naleciałości romansu, ale jedno wiem na pewno. Gdyby był gatunek o nazwie "ROZWALACZ MÓZGU I NISZCZYCIEL SERC" Ratters na pewno by w nim było!!!!!!!
Dominiko, mam nadzieję, że Basil i Daisy zagoszczą kiedyś na papierze. Że w swojej kolekcji będę mogła mieć bazyliową stokrotkę i przeżyć z nimi to wszystko jeszcze raz! To moja manifestacja! Pisz! Działaj! Rozwijaj się! Czekam na więcej!
A teraz jeszcze tylko krótki cytacik z 21 rozdziału i można się rozejść XD
"Zamknęłam za nim drzwi i oparłam się o nie. Dupek! Najgorsze było jednak w tym wszystkim to, że gdyby rozegrał tę sytuację inaczej, uległabym mu.
Ale prędzej odgryzłabym sobie język, niż przyznała to na głos."
Chyba wiemy, kogo Isabell nazwała dupkiem, ale dlaczego? Co takiego zrobił? Widzimy się w niedzielę. Jeszcze raz dziękuję za czas, jaki spędzacie z bohaterami Skandalu.
SEE YA!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro