Rozdział 12
Ten rozdział miał zostać opublikowany dopiero w niedzielę, ale chyba @Bookowa wymanifestowała go sobie wcześniej, bo dziś Skandal osiągnął swoje pierwsze 500 odsłon.
Dziękuję ci, czytelniku!
Enjoy!
Dni mijały tak szybko, że nim się zorientowałam, był już piątek. Pół godziny przed końcem pracy, Winston ogłosił na forum pierwsze wyniki sprzedaży. Wywiad z Jasonem sprzedawał się jak świeże bułeczki. Wszyscy chcieli wiedzieć, co kryje się pod maską obojętności, którą na co dzień przywdziewał.
Przepełniała mnie duma, nawet jeśli nikt nie dowie się, że to ja byłam odpowiedzialna za tę konkretną część. Pogratulowałam sobie w myślach. Będę miała co świętować na tej przeklętej imprezie, na którą nie chciałam iść w pierwszej kolejności.
To Elena wpadła na pomysł, żebym poszła i to w towarzystwie Hyun-soo. Zazwyczaj na tego typu uroczystości zabierałam ją. Tym razem moim towarzyszem miał być pewien przystojny Azjata. Fakt, że potrafił świetnie tańczyć oraz że czułam się przy nim komfortowo, sprawił, że widmo dzisiejszego wieczoru przestało być nieznośne.
Właśnie wyłączałam komputer, gdy na moim biurku wylądował z hukiem jeden z dzisiejszych egzemplarzy Brookvale Hush. Dayla rzuciła mi piorunujące spojrzenie, a kąciki jej ust opadły w niezadowolonym grymasie.
– Kłamliwa suka – wysyczała.
– O co ci chodzi tym razem?
– Tak wyrolować naszą drogą Julię. – Pokręciła głową i przyłożyła rękę do piersi. Sztucznej piersi, pragnę zaznaczyć.
Otworzyłam magazyn skonsternowana. Odszukałam właściwą stronę i pobieżnie przeczytałam wywiad.
Wszystko wydawało się w porządku, dopóki nie dotarłam do inicjałów dziennikarza. Zamiast JD, na dole widniało IF – Isabell Fox.
– Jak to? – powiedziałam bardziej do siebie, niż do Dayli, która wciąż stała blisko.
– Już nie udawaj. Oddałaś jej to zadanie, żeby odsunąć podejrzenia, że pieprzysz się z szefem, a potem, w ostatniej chwili, wszystko cofnęłaś. Ciekawe, ile razy musiałaś mu obciągnąć, żeby zamieścił twoje inicjały pod wywiadem.
Fala gniewu przepłynęła w moich żyłach. Była tak silna, że niemal parzyła od środka. Szybkim krokiem minęłam biurko i zamachnęłam się otwartą dłonią w twarz rudowłosej. Plask rozniósł się echem po całym piętrze. Mój wybuch zwrócił uwagę wszystkich osób, które jeszcze nie opuściły stanowisk.
– Posłuchaj, stuknięta zdziro! To, że ty więcej czasu spędziłaś pod biurkiem poprzedniego prezesa, niż przy swoim własnym, nie oznacza, że wszyscy tak postępują. A teraz przepraszam, mam pewną sprawę do wyjaśnienia.
Dayla odsunęła ramię, gdy ją mijałam. Kątem oka widziałam, jak chwyta się za policzek. Ktoś podbiegł w jej stronę. Świetnie! Jeszcze niech zrobią z niej ofiarę.
Wparowałam do gabinetu Jasona, nie dbając o to, czy był sam. Akurat rozmawiał przez telefon. Zamaszystym ruchem rzuciłam egzemplarz na blat biurka. Zanim mój mózg zdążył pomyśleć o konsekwencjach, nacisnęłam guzik, tym samym kończąc połączenie.
– Co ty, do kurwy nędzy, sobie wyobrażasz? – podniósł głos. Gdybym nie była taka wściekła, zapewne bym się wystraszyła.
– Ja? A ty?
– Wchodzisz bez pukania, przerywasz mi bezczelnie rozmowę z klientem i śmiesz krzyczeć w moim gabinecie?
Mięsień w szczęce niebezpiecznie się napiął, gdy mierzył mnie spojrzeniem.
– Dlaczego to zrobiłeś? – Wskazałam na gazetę.
Mężczyzna wstał i poluzował krawat. Nieświadomie śledziłam ruchy jego dłoni, gdy zmniejszał dystans między nami. Stanął tak blisko, że aromat kawy i korzennych przypraw opanował na moment moje zmysły. Zapach był tak intensywny, że poczułam go na języku.
– To była twoja praca. Uznałem, że sprawiedliwie będzie podpisać go inicjałami autorki.
W ogóle nie czuł się winny, że tak postąpił i jeszcze śmiał to ukryć.
– Bez konsultacji ze mną?
Jason prychnął w reakcji na moje słowa. Potarł palcami podbródek i wydał z siebie dźwięk imitujący śmiech.
– Nie przypominam sobie, bym musiał z tobą cokolwiek konsultować. Jesteś moją pracownicą. Zrobię z tobą, co zechcę.
Motyle w brzuchu nieśmiało poruszyły skrzydłami, ale kazałam uciszyć się tym jebanym zdrajcom.
– To niesprawiedliwe wobec Julii – zaargumentowałam.
– Tak? Bo dla mnie wyglądała na zadowoloną z propozycji. Twoja koleżanka nie czuła się swobodnie, wykorzystując twoją pracę.
W myślach właśnie palnęłam sobie w łeb. Dlaczego najpierw nie poszłam z tym do niej, zamiast jak kretynka, atakować Jasona?
Przez ostatnie kilka dni udało mi się go unikać, a teraz sama sprowokowałam interakcję. I po raz kolejny, wyjdę z niej przegrana.
– Mimo wszystko, powinnam zostać poinformowana – powiedziałam już dużo spokojniej.
Nie chciałam dać za wygraną. Musiałam jakkolwiek wyjść z tego obronną ręką. Skrzyżowałam ręce na piersi i wydęłam usta.
Chociaż starałam się wyglądać na opanowaną, w środku cała byłam roztrzęsiona. Już nie ze złości. Teraz powodem mojego rozedrgania była przytłaczająca bliskość szatyna. Boże przenajświętszy, bycie tak przystojnym powinno być nielegalne. Jak miałam się temu oprzeć?
Jason mruknął coś pod nosem, a jego czekoladowe spojrzenie na moment złagodniało. Nawet jeśli atmosfera się rozluźniła, wciąż miałam wrażenie, że powietrze między nami, aż iskrzy od napięcia seksualnego.
Żadne z nas nie drgnęło. Nie mieliśmy sobie nic więcej do powiedzenia. Po prostu taksowaliśmy się spojrzeniami, jakbyśmy grali w „kto pierwszy mrugnie?".
Źrenice mężczyzny rozszerzyły się na tyle, że nie mogłam dostrzec nic, poza ich czernią. Można by pomyśleć, że prowadziliśmy niemą rozmowę. Przekazywaliśmy sobie wszystko to, czego nie byliśmy w stanie powiedzieć. Nic bardziej mylnego.
Nie wiedziałam, co takiego ujrzał Jason w moich oczach, ale skłoniło go to do chwycenia mnie za kark i przyciągnięcia do siebie. Zanim mój mózg zdążył zainterweniować, oddawałam pieszczotę, jakby od tego zależało moje życie.
Szum krwi w uszach skutecznie zagłuszał wyrzuty sumienia. Byłam z Hyu. Znaczy, nie naprawdę, ale szatyn o tym nie wiedział. Położył dłonie po bokach twarzy i sprawnym językiem wykonywał masujące ruchy we wnętrzu moich ust. W ciele zapanowała istna pożoga. Cichy głos rozsądku kazał zwiększyć fizyczny dystans. Odepchnęłam Jasona, zanim zaszłoby to za daleko.
Klatka falowała od urywanych oddechów. Szef starł czerwoną szminkę i uśmiechnął się zwycięsko. Dupek chciał udowodnić, jaką miał nade mną władzę. I mu się udało. Uspokoiłam oddech, zanim wyprostowałam plecy i powiedziałam:
– Z początku żałowałam tego, co o tobie napisałam. Było mi wstyd za siebie, naprawdę. Teraz widzę, że niepotrzebnie. Jesteś jeszcze gorszy, niż przypuszczałam.
Zmrużyłam gniewnie oczy i wykrzywiłam twarz w obrzydzeniu, starając się zamaskować, jak bardzo pozbawił mnie tchu ten krótki moment utraty kontroli.
– Nie jesteś lepsza. Właśnie zdradziłaś mojego kuzyna – wytknął mi.
Mimo tego, że mój związek z Hyun-soo był udawany, poczucie winy zadziałało miażdżąco. Dlaczego nie potrafiłam odmówić temu mężczyźnie? Wydobywał ze mnie wszystko to, czym gardziłam w innych ludziach.
Łzy zaszczypały pod powiekami. Zamrugałam, nie dając im opuścić kącików oczu. Znów poczułam się upokorzona. Poprawiłam rozmazaną szminkę, chwyciłam za klamkę i na odchodne, trzasnęłam drzwiami. Próbowałam w ten sposób dać upust zżerającym mnie emocjom, ale to nie pomogło.
Na piętrze już nikt nie został. Zgarnęłam swoje rzeczy i jadąc windą w dół, zadzwoniłam do przyjaciółki.
Przekomarzanki Jasona z Isabell to mój rodzaj interakcji bohaterów!
Zostaw coś po sobie, jeśli rozdział ci się spodobał i widzimy się w następnym!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro