Rozdział 39
W radiu leciała spokojna melodia, gdy wracaliśmy do domu. Byłam tak wyczerpana, że niemal zasnęłam kołysana jazdą i delikatnym powiewem klimatyzacji.
Jason siedział skupiony za kierownicą. Gdybym nie wiedziała, co robił kilka minut wcześniej, nigdy nie wywnioskowałabym tego po jego postawie. Miał wyprostowane plecy, a spojrzenie – przysłonięte okularami przeciwsłonecznymi – wbite w drogę. Jego prawa ręka luźno spoczywała na moim udzie.
Zsunęłam szpilki, pozwalając zmęczonym stopom odpocząć i zapatrzyłam w niebo. Błękitny firmament niezmącony nawet pojedynczą chmurką był idealnym przykładem na to, że spokój nie był czymś stałym. Pojawia się przed burzą albo po niej, ale przychodzi. A to daje nadzieję, której teraz potrzebowałam.
Liczyłam na to, że sytuacja z Feliksem i moimi koszmarami szybko się skończy.
Spojrzałam na mężczyznę siedzącego obok. On w żadnym razie nie przypominał harmonii, o której myślałam, gdy patrzyłam na nieboskłon. Przypominał bardziej katastrofę meteorologiczną – burzę zrywającą dachy, powódź zalewającą domy albo pożogę palącą wszystko na swojej drodze.
Niósł jednak ze sobą oczyszczenie. Uwalniał mnie od cierpienia, pozwalał odreagować stłumione emocje i lęki, koił zszargane nerwy. Może nie był moim spokojem, za to stał się moim prywatnym katharsis.
Zatopiona w rozmyślaniach, nawet nie zauważyłam, kiedy zaparkowaliśmy pod apartamentowcem. Jason, trzymając mnie za rękę, poprowadził nas do środka. W windzie oparłam głowę na jego ramieniu, on ucałował moje włosy. Odbicie w lustrze pokazywało nam szczęśliwą, beztroską parę. Miałam rozanielone spojrzenie, gdy obserwowałam swoją twarz.
Znów porzuciłam wysokie obcasy, gdy tylko znaleźliśmy się w mieszkaniu. Z lodówki wyjęłam butelkowaną wodę, a potem opadłam na kanapę. Jason zniknął w łazience. Wyjęłam z szafy dżinsowe szorty i koszulkę na cienkich ramiączkach. Potrzebowałam prysznica i świeżych ubrań.
Dołączyłam do Jasona w łazience i nawet orgazm sprzed godziny nie powstrzymał nas przed kolejnymi igraszkami.
⚤
Dwie godziny później, po odświeżeniu się i wpakowaniu w siebie solidnej porcji spaghetti chwyciłam telefon, aby zainstalować TikToka i głębiej prześledzić influencerkę, z którą miałam niedługo przeprowadzić wywiad.
Przewijanie minutowych filmików o książkach, słodkich zwierzątkach i gotowaniu wciągnęło mnie tak bardzo, że gdy Jason oznajmił swoje wyjście do Hyu, okazało się, że minęło czterdzieści minut, a ja wciąż nawet nie zajrzałam do konta, dla którego zainstalowałam tę aplikację.
– Idę z tobą – zawołałam.
Nie zawracając sobie głowy butami, dogoniłam Jasona i zeszliśmy schodami piętro niżej. Skoro już wiedziałam, gdzie jest mój przyjaciel, chciałam skorzystać z okazji i spróbować spędzić z nim trochę czasu.
Późnopopołudniowe światło dnia wpadało do schludnego mieszkania. Poza podstawowym wyposażeniem, niewiele się tu znajdowało. Hyun-soo miał tutaj jeszcze mniej osobistych rzeczy niż jego kuzyn.
Jason zmarszczył brwi, gdy z wnętrza salonu nie dobiegł do nas żaden dźwięk. Weszliśmy w głąb mieszkania, nasłuchując odgłosów krzątania się w innych pomieszczeniach. W przylegającym aneksie kuchennym nikogo nie było, podobnie jak w salonie. Z łazienki nie słychać było szumu wody, sugerującego, że właściciel brał kąpiel.
Nieśmiało uchyliłam drzwi do sypialni Hyu. Idealnie pościelone łóżko wyglądało, jakby przed chwilą zajęła się nim ekipa sprzątająca.
– Isabell – odezwał się Jason, wciąż stojąc w salonie i wpatrując się w niski stolik kawowy. Leżąca na nim kartka była podpisana naszymi imionami. Pochyłe pismo należało do Koreańczyka.
Jasonie, Isabell.
Przede wszystkim muszę Wam bardzo podziękować za wszystko, co oboje dla mnie zrobiliście. Nie zawsze zasługiwałem na waszą pomoc i wsparcie, dlatego tym bardziej doceniam każdy gest.
Kiedy będziecie to czytać, nie zdołacie mnie już powstrzymać. Zapewne siedzę teraz w jakiejś ponurej sali przesłuchań albo w areszcie.
Zapytacie: dlaczego to zrobiłem? To proste. Miałem już dość chowania się i patrzenia, jak inni cierpią za moje przewinienia. W więzieniu będę bezpieczny, a może dzięki moim zeznaniom, policji uda się złapać Dravena.
Wybaczcie mi taką formę pożegnania. Do zobaczenia po zapadnięciu wyroku – liczę, że będziecie mnie odwiedzać.
Jasonie – dziękuję. Isabello – przepraszam.
Hyun-soo
P.S. Cieszę się, że nareszcie daliście sobie szansę.
⚤
Jason
Zrobił to. Naprawdę to, kurwa, zrobił. Mój mały, nieodpowiedzialny kuzyn, który zawsze unikał odpowiedzialności za wszelką cenę, akurat teraz zdobył się na akt szlachetności.
Kątem oka przyglądałem się Isabell. Łzy lśniły jej w oczach. Nie spodziewała się, że Hyun-soo sam wpakuje się w ręce detektywów. Nieważne, jakie były jego pobudki – wyrzuty sumienia, chęć dorwania Feliksa czy próba zadośćuczynienia światu. Liczyło się to, że już go nie ma.
Przejrzałem każdy pokój, szukając jakichkolwiek rzeczy należących do niego. Zostawił niemal wszystko: telefon, ubrania, kosmetyki. Zniknęła tylko bielizna i podstawowe przybory toaletowe. Wziąłem worek na śmieci i spakowałem wszystko, co zostawił. Zamierzałem to zabrać na górę i przechować.
Isabell wciąż ściskała w dłoni list. Krople łez kapały na kartkę. Otoczyłem ją wolnym ramieniem, a ona wtuliła się w moją pierś. Chciałem znaleźć odpowiednie słowa pocieszenia, by jakoś zapewnić ją, że wszystko będzie dobrze, ale nie miałem takowych. Pozostało mi tylko liczyć na skuteczność Harry'ego i na to, że znajdę Dravena przed policją.
Nie planowałem go zabić. Przynajmniej już tego nie planowałem. Początkowo miałem ochotę rozerwać go na strzępy gołymi rękami, jednak pozbycie się tak groźnego osobnika wiązałoby się z konsekwencjami, z którymi nie mogłem się mierzyć. Nieważne, że w moich oczach był zwykłym ścierwem, który powinien umrzeć. Według prawa był człowiekiem. Za jego śmierć odsiedziałbym kilka – jeśli nie więcej – lat w więzieniu. A on nie był tego wart.
Poza tym nie chciałem zostawiać Isabell.
Zamierzałem po prostu skrzywdzić Dravena i upewnić się, że nie ucieknie z więzienia, jak już tam trafi.
– Hyun-soo jest dorosły, poradzi sobie. Miewał do czynienia z gorszymi ludźmi – przerwałem ciszę między nami. Nie wiedziałem tylko, czy próbuję pocieszyć Isabell, czy siebie.
Kiedy znaleźliśmy się na powrót w naszym mieszkaniu, zadzwoniłem do właściciela budynku, aby poinformować go o zwolnieniu tamtego lokum. Rzeczy należące do kuzyna spakowałem do kartonów i podpisałem.
Zaparzyłem dla Isabell melisę i dołączyłem do naszego wieczornego podziwiania zachodu słońca. Z zamkniętymi oczami wystawiła twarz ku promieniom. Nie rozmawialiśmy. Staliśmy obok siebie w ciszy, obserwując, jak kończy się kolejny dzień. Dziś nostalgia zastąpiła romantyzm.
Po wszystkim kobieta zatopiła się w telefonie. Ciągle coś wpisywała, a potem notowała w zeszycie. Nie chciałem jej przeszkadzać, więc zamknąłem się w gabinecie i sięgnąłem po Nienawiść z serii Twisted.
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby kupić te romansidła. Zobaczyłem je na półce w mieszkaniu Isabell i chyba po prostu byłem ciekaw, co lubiła czytać.
Nie zaskoczyła mnie.
W zasadzie bardzo przypominała mi bohaterki z tych książek. Miała swoją pasję i choć czasami w siebie nie wierzyła, zawsze parła do przodu. Była odważna, przebojowa i, tak jak tamte kobiety, owijała sobie mężczyzn wokół palca.
Dlatego wymyśliłem sobie zabawę w zaznaczanie wszystkiego, co mi się z nią kojarzy i nadałem poszczególnym kategoriom kolory: różowy, czerwony, żółty i niebieski.
Wyjąłem różowy zakreślacz, gdy przeczytałem słowa:
„Czasami ludzie się zmieniają. A czasem spotykają ludzi, którzy sprawiają, że chcą się zmienić."
Tak właśnie działała Isabell na innych. Nawet nie miała pojęcia, jak swoją osobą wpływała na otoczenie. Była jak planeta ze zbyt silną grawitacją, przyciągała do siebie i sprawiała, że ludzie zmieniali kierunek swojego życia.
Rozbudziła w Hyun-soo poczucie przyzwoitości i odpowiedzialności, a we mnie zmieniła niemal wszystko. Od postrzegania świata do umiejętności cieszenia się z najdrobniejszych rzeczy jak na przykład zachód słońca. Mieszkałem tu przecież kilka miesięcy, a nigdy nie zachwycałem się nim tak jak ona.
A kiedy niemal uwierzyłem jej, gdy powiedziała, że nie jestem zdolny do miłości, pokazała, że oboje się mylimy. Byłem do niej zdolny. Byłem, gdy w grę wchodziła Isabell.
Ta drobna blondynka o zielonych oczach rzucała mnie na kolana samą swoją obecnością.
⚤
Znów o nim śniłam. Jego twarz wykrzywiała się w szyderczym uśmiechu. Nie gonił mnie. Tylko siedział na krześle i obracał coś w dłoni.
Nie mogłam się poruszyć. Nogi miałam jakby wrośnięte w ziemię, a ręce przywiązane do czegoś nade mną. Otaczała nas ciemność, rozproszona tylko w miejscach, gdzie znajdowałam się ja i Feliks.
Rzucił czymś w moją stronę – było srebrne i błyszczało. Nóż.
Próbowałam krzyczeć, ale nie mogłam. Z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Za to zewsząd dochodził śmiech: maniakalny, przerażający do szpiku kości, przepełniony szaleństwem i grozą.
Spojrzałam w górę. Sztylet wystawał z mojego przedramienia, z którego teraz leciała krew. Nie czułam bólu ani tego, że posoka moczyła mi rękaw.
Nagle znalazł się przede mną. Oczy miał puste, a szaleńczy uśmiech niemal rozrywał mu twarz. Przyłożył nóż do mojego gardła, po czym przeniósł go na szczękę i docisnął do skóry, jakby nakłaniał mnie do obrócenia głowy.
Zrobiłam to. Obok mnie w ziemię był wbity drugi pal. Ktoś był do niego przywiązany. Nie potrafiłam rozpoznać kto.
Rękojeści noży wystawały z ciała człowieka, jakby oprawca grał w rzutki, a z niego zrobił tarczę. Na ziemi było pełno krwi, tworzyła kałuże wokół stóp drugiej ofiary.
Feliks podszedł do niego i chwycił za ciemne włosy, pokazując mi bladą twarz pozbawioną życia, z krwią wylewającą się z kącików ust.
Obudziłam się z krzykiem, a koszulka lepiła mi się do ciała. Jason, przerażony moim atakiem, zapalił lampkę nocną i szybko ukrył mnie w swoich objęciach. Kołysał mną i szeptał w moje włosy uspokajające słowa. Z całej siły próbowałam odgonić wspomnienia koszmaru.
Roztrzęsiona sięgnęłam po błękitną tabletkę i popiłam ją połową zawartości butelki wody. Mężczyzna położył mnie na swojej piersi i głaskał po głowie. Serce wciąż tłukło się o żebra po wspomnieniu tamtej twarzy. To był Hyu. W moim koszmarze skończył zadźgany przez Feliksa.
Rok 2024 kończymy z przytupem.
Mam ciarki za każdym razem, gdy wyobrażam sobie sen Isabell... Biedny Hyu ;(
Teraz przez moment skupimy się na karierze Isabell. Nie potrafiłam zdecydować się na cytat z następnego rozdziału, więc wrzycam wam losowy.
"Musiałam spojrzeć prawdzie w oczy – należałam do Jasona, odkąd wypłakałam mu swoje żale w przydrożnym barze. Sądząc po wszystkim, co robił i mówił – on również należał do mnie od tamtej chwili."
Dla przeciwników cringe'u i przesłodzonych wyznań mam tylko jedną radę. Przy końcówce następnego rozdziału - mrugajcie XD
ZOSTAW COŚ PO SOBIE, JEŚLI SPODOBAŁ CI SIĘ ROZDZIAŁ I WIDZIMY SIĘ W NASTĘPNYM.
SEE YA IN 2025!
UDANEGO SYLWESTRA I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro