Rozdział 3
Ten rozdział dedykuję @Raphillia - bo ona nie znosi jednej z bohaterek niemal tak samo jak ja :)
Pierwsze, co zrobiłam, jak tylko przyszłam do pracy, było zrobienie sobie kawy i odpalenie komputera.
Wstukałam imię i nazwisko szefa w wyszukiwarkę, ale jedyne wyniki, jakie się wyświetliły, należały do portali plotkarskich. Zdeterminowana zaczęłam notować powtarzające się informacje, bo jak wiadomo, w każdej plotce jest ziarno prawdy.
Większość pogłosek dotyczyło nie tyle Jasona Collinsa, co kobiet z jakimi się prowadzał. A było ich naprawdę bardzo dużo. Wychodziło na to, że mój szef, był zwyczajnie męską dziwką.
I choć korciło, by umieścić pytanie „Czy to prawda, że się pan kurwi?" w formularzu, musiałam się przed tym powstrzymać.
Sama byłam jednym z licznych podbojów mężczyzny. Na Boga! Dałam mu się przelecieć w męskim kiblu po zaledwie kilkunastu minutach znajomości. To, że nie złapałam żadnej choroby wenerycznej, było pieprzonym cudem.
Nerwowo stukałam długopisem o blat i przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, szukając choćby skrawków informacji o rodzinie, czy wcześniejszych firmach, w których pracował.
Zszokowało mnie to, że zajmował się zarządzaniem klubu. Zupełnie nie pasowało to do poważnej postawy i władczego tonu nowego prezesa. Z drugiej strony, kiedy przeglądałam stare zdjęcia, wydawał się być w swoim żywiole. Na wczorajszym zebraniu, stworzył zupełnie przeciwny wizerunek. Sprawiał wrażenie kompletnie innego człowieka.
Czyjeś chrząknięcie przywróciło mnie do rzeczywistości. Za ekranem komputera stał Jason, we własnej, cholernie dobrze wyglądającej, osobie.
- Mój gabinet. Już! - rozkazał i, nie czekając na moją reakcję, ruszył sprężystym krokiem przed siebie.
Zdążyłam zauważyć zszokowane spojrzenie kilku współpracowników, zanim wstałam i podążyłam za nim. Zapukałam i weszłam, jak tylko usłyszałam pozwolenie.
- Chciał mnie pan widzieć?
- Zamknij drzwi i siadaj.
Posłusznie wypełniłam polecenie i zajęłam krzesło naprzeciw niego.
- Jeśli chodzi o ten wywiad... - zaczęłam.
- W dupie mam ten wywiad - wszedł mi w słowo. - Czemu mnie wczoraj zignorowałaś? - zapytał głosem niższym niż zwykle.
Zacisnęłam uda, żeby spróbować ukryć, jakie wrażenie wywarł tą zmianą.
- Słucham?
- Słyszałaś. Doskonale wiem, że widziałaś, jak cię wołam. Zaproponowałem ci podwózkę i najzwyczajniej w świecie zostałem olany.
- Nie wiedziałam, że to pan. - Obłudne kłamstwo zostawiło gorzki posmak na języku.
- Chodzi o tamten wieczór? - zapytał wprost.
I co miałam, do cholery, mu teraz odpowiedzieć?
Zwiesiłam głowę, żeby dać sobie czas na znalezienie odpowiednich słów, chociaż doskonale wiedziałam, że odpowiedź nie pokaże się na drewnianych panelach, czy krwistoczerwonych paznokciach.
Czułam, jak Jason świdruje moją twarz, gdy czekał na jakąkolwiek reakcję.
W kieszeni spódniczki zadzwonił telefon, przez co niemal odetchnęłam z ulgą, ale jedynie na moment. Na ekranie wyświetlił się wielki napis „NIE ODBIERAĆ", co oznaczało tylko jedną osobę - Matthiasa.
Ten złamas dzwonił już któryś raz, najwidoczniej nie rozumiejąc prostego „spierdalaj". Zmarszczyłam brwi i odrzuciłam połączenie.
Wróciłam wzrokiem do szefa, którego twarz nie wyrażała absolutnie nic. Leniwie oparł sobie podbródek na dłoni i patrzył w moją stronę.
- Ja... nie wiem co powiedzieć. Ta cała sytuacja mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się tu pana - wyjaśniłam.
Mężczyzna przetwarzał usłyszane słowa, a potem nieznacznie kiwnął głową.
- Czy masz zamiar zachowywać się tak cały czas?
Tak.
- Nie.
Telefon ponownie zadzwonił, ale tym razem nie miałam szansy nawet odrzucić połączenia. Jason przechylił się przez biurko i wyrwał urządzenie z moich rąk, a potem, ku zaskoczeniu, po prostu odebrał.
- Tak? Jest zajęta. Nie, nie oddzwoni. - Trzy krótkie komunikaty. Chwilę później oddał komórkę, jak gdyby nigdy nic. - Nie lubię, gdy ktoś mi przeszkadza - rzucił gwoli wyjaśnienia.
Gapiłam się na niego z rozchylonymi ustami, nie wiedząc, co powiedzieć. Nawrzeszczeć za wtrącanie się w moje życie, czy podziękować, bo uratował mnie przed byłym?
Nie zrobiłam żadnej z tych rzeczy. Po prostu siedziałam i zapewne wyglądałam, jakby mózg odłączył się od reszty ciała. Gdyby w tym momencie pociekła mi jeszcze ślina, rzuciłabym się z okna.
- Jeśli chodzi o wywiad, daję ci dwadzieścia cztery godziny, żeby wysłać listę pytań do zatwierdzenia.
- Do jutra?
- Tak. Jeśli jesteś tak inteligentna, na jaką wyglądasz, poradzisz sobie. A teraz idź, bo za chwilę mam ważne spotkanie.
Cudownie! Świetnie! Po prostu, kurwa, wspaniale! Jutro musiałam mieć gotową listę pytań, a nawet nie wiedziałam od czego zacząć.
Puściłam ten zawoalowany komplement mimo uszu. Gdy uświadomiłam się, że wciąż siedzę w bezruchu, pospiesznie wstałam i skierowałam się do wyjścia. Męski głos zatrzymał mnie sekundę przed tym, zanim dotknęłam klamki.
- Isabello, kiedy jesteśmy sami, nie mów mi per pan. Przecież poznaliśmy się już dość dogłębnie.
Nie obróciłam się w jego stronę. Czułam, jak fala gorąca uderzyła w twarz i zamieniam się właśnie w pieczonego pomidora. Wiedziałam! Wiedziałam, że kiedyś to wykorzysta. Miałam dwie opcje: ugryźć się w język i uciec jak tchórz albo pokazać mu, z jakiego powodu ludzie w firmie za mną nie przepadają.
- Nie tak dogłębnie, jakbyś chciał - odparłam i wyszłam, zanim niewyparzona gęba pozbawiłaby mnie pracy.
Opadłam ciężko na krzesło przy własnym biurku i wyjęłam bakłażana.
Postawiłam na pytania, które nie wybrzmiały dotychczas na łamach innych magazynów lub po prostu Jason nie wypowiadał się zbyt wylewnie w ich temacie. Pierwsze trzy miały dotyczyć jego rodziny. Być może, dzięki temu, że uchyli rąbka tajemnicy, wywiad z nim sprzedałby się szybciej, niż mrożona kawa w upalny dzień.
Następne pytanie dotyczyło zmiany branży. Mnie na przykład, bardzo ciekawiło skąd wziął się przeskok z klubów do zarządzania plotkarskim tygodnikiem. Jason nie wyglądał na kogoś zainteresowanego tego typu sprawami.
Klikanie w klawiaturę przerwał miarowy stukot obcasa o posadzkę. Podniosłam wzrok znad ekranu i zobaczyłam twarz Dayli Tarson. Usta miała wykrzywione w ten złośliwy uśmiech, który za kilka lat zapewne zafunduje kobiecie zmarszczki. A przynajmniej miałam taką nadzieję, bo świat musi być przecież sprawiedliwy.
Nie dość, że miała idealną figurę, intensywnie rude, kręcone włosy (choć na głos w życiu tego nie przyznam), to jeszcze zawsze była nienagannie ubrana, a jej makijaż zostawał nieskazitelny przez cały dzień.
- Czego chcesz? - zapytałam ostrym tonem.
Już od dwóch lat toczyłyśmy cichą wojnę. Dayla pracowała w Brookvale Hush o rok krócej ode mnie, ale zajmowałyśmy to samo stanowisko. To inteligentna kobieta, która swój mózg wolała wykorzystywać na manipulacje innymi ludźmi. Nie lubiłyśmy się, bo ta zołza wyrobiła sobie zdanie, jeszcze zanim zamieniła ze mną pierwsze słowo.
Nie potrzebowała żadnej interakcji, by uwierzyć pomówieniom, że pracę zdobyłam tylko dzięki koneksjom mojego ojca. I choć niejednokrotnie udowodniłam jej, że jestem dobra w tym co robię, nie zmieniła zdania. Od tego czasu każda z nas szukała pretekstu, żeby wbić tej drugiej szpilę. Im boleśniejszą, tym lepiej.
- Ja? Niczego. Czego mogłabym chcieć od kogoś takiego, jak ty? - zaśmiała się sztucznie, a ja ścisnęłam mocniej myszkę, by w nią czymś nie rzucić.
- W takim razie, po co tu stoisz?
- Jak na kogoś, kto uważa, że dostał tę pracę sprawiedliwie, dość szybko przyczepiłaś się do nowego szefa.
- Tak dla twojej informacji, to Winston mnie wyznaczył - odparłam, choć nie musiałam się tłumaczyć.
- Możesz sobie mówić co chcesz, ale ja widzę, co się dzieje. Przyjmij moją radę jako koleżanki z pracy; awans przez łóżko nie zadziała przy Jasonie Collinsie.
- Mówisz z doświadczenia? - odgryzłam się.
Rudowłosa zmrużyła oczy tak, że przez moment widziałam tylko długie, sztuczne rzęsy.
- Chciałam być miła, ale skoro chcesz się przekonać na własnej skórze, proszę bardzo - syknęła złośliwie.
- Posłuchaj Dayla. Nie obchodzi mnie, co sobie myślisz na mój temat. Dostałam tę posadę dzięki ciężkiej pracy, jaką włożyłam, żeby być tu, gdzie jestem. Twoje insynuacje są obrzydliwe, ale co się dziwić, skoro wychodzą z ust kogoś takiego, jak ty.
Kobieta poczerwieniała na twarzy i widziałam, jak zaciska dłonie w pięści, aż pobielały jej knykcie. Zarzuciła rude włosy na plecy i gniewnym krokiem oddaliła się w nieznanym mi kierunku.
Wiedziałam, że jeszcze dziś po pracownikach rozniesie się kolejna plotka na mój temat, ale nie dbałam o to. Miałam twardszą dupę, niż ego Dayli.
No i witam was w trzecim rozdziale, a właściwie żegnam, bo właśnie dojechałaś/łeś do końca (I know xd, nieśmieszny żart).
Powiem jedno, jako autorka - #dayladowyjebania. No nie lubię jej i tyle :)
Zostaw gwiazdkę i/lub komentarz - to bardzo motywuje mnie do dalszej pracy. Koniecznie daj znać, czy rozdział przypadł ci do gustu. I do zobaczenia w następnym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro