Rozdział 16
Minęła sobota, a Hyun-soo nadal się ze mną nie skontaktował. Dzwoniłam do niego, ale nie odbierał. Nie wiedziałam, gdzie mieszka, a wczoraj nie było go w pracy. Powiedziano mi, że dziś ma występ. Postanowiłam go złapać po pokazie i skonfrontować się z nim.
Nie było trudno się domyślić, dlaczego mnie ignorował. Dwa razy pobił się z Matthiasem, żeby bronić mojej godności, a w piątek wieczorem widział, jak sam na sam z Jasonem chowam się na zapleczu klubu, w bardzo wymownej sytuacji.
Nasz związek nie był prawdziwy, ale i tak miałam swoje podejrzenia, że przyjaciel czuł do mnie więcej, niż powinien. W obecności szatyna stawał się zaborczy, terytorialny i zazdrosny. A przecież to Jason miał taki być.
Choć teraz gdy powiedziałam mu, że nigdy nie będziemy razem, ta cała szopka przestała mieć sens. Miało być zabawnie. Utrzeć mojemu szefowi nosa, trochę się z niego ponabijać i tyle. Zamiast tego wplątałam się w przedziwny trójkąt miłosny.
Hyu nabierał zbyt głębokich uczuć. Tak samo, jak ja do Jasona. Ten za to nie potrafił odpuścić. Nie zaprzeczył, kiedy oskarżyłam go o to, że jest niezdolny do miłości, ale jednoznacznie zaznaczył, że nie ma zamiaru się poddać. Byłam tylko sarenką, za którą biegli dwaj przywódcy różnych watah. Przez jednego miałam być chroniona, a przez drugiego pożarta.
W niedzielę o dwudziestej stałam pod La Femme Royale, gotowa do poważnej rozmowy z przyjacielem. Bramkarz nie rozpoznał mojej twarzy, gdy pojawiłam się bez Eleny. Może i dobrze. Pewnie by nas nie wpuścił za to, że finalnie nie poszła z nim na randkę.
Zajęłam to samo miejsce, co poprzednio, zamówiłam colę i czekałam, aż światło przygaśnie, a półnadzy mężczyźni wystąpią na scenę, żeby zabawiać napalone kobiety.
Stukałam paznokciem o wysoką szklankę i rozglądałam się za przyjacielem. Miałam nadzieję, że uda mi się z nim porozmawiać. Światła przygasły, więc oparłam wygodnie plecy o kanapę.
Na scenę wyszło trzech mężczyzn w spodniach od garnituru, krawatach i z parasolkami. Powolna melodia „It's raining men" zaczęła sączyć się z głośników, gdy tancerze sunęli po parkiecie, co jakiś czas uderzając nasadką rekwizytu o podłogę. Hyu nie było wśród nich.
Podśpiewywałam sobie pod nosem słowa piosenki, kiedy synchronicznie wykonywali choreografię. Właśnie miał zagrać refren, gdy stuknęli czubkami parasolek o ziemię, a następnie opadli do klęku. Podnosząc się do góry, ocierali o materiał kroczem w bardzo wymownym geście. Wycelowali w publikę i gwałtownie rozłożyli rekwizyt.
Za moimi plecami coś zaszumiało. Zwróciłam ku temu głowę, zauważając, że główna scena pogrążyła się w mroku.
Kilkoro facetów stało wyprostowanych na rampie, która rozdzielała dolne loże od górnych. Wytężyłam wzrok, aby odnaleźć Koreańczyka. W końcu go dojrzałam. Spodnie zwisały mu luźno na biodrach, był bez koszulki. Wokół szyi zawiązał chustę, a włosy schował pod czapką, której daszek skierował do tyłu.
W niczym nie przypominał groźnego mężczyzny, który ubrudzony krwią odwoził mnie do domu niecałe czterdzieści osiem godzin temu. Beztroski uśmiech zdobił jego delikatną twarz.
Ku uciesze kobiet, Hyu wraz z towarzyszami zaczęli od naprężania mięśni ramion do piosenki Devil Niykee Heaton. Sama obserwowałam przedstawienie z zachwytem. Nie mogłam odwrócić wzroku, gdy stanęli twarzami do barierki i trzymając ją, przechylili się do tyłu.
Biodra Koreańczyka poruszały się płynnie, jakby pieprzył kogoś w powietrzu. Choć nie zamierzałam tego przetestować, mogłam się założyć, że był świetnym kochankiem. Miał wybitną kontrolę nad swoim ciałem. Każdy ruch wyglądał na przemyślany i był wręcz hipnotyzujący.
Gdy zeskoczył z rampy, rozległy się piski. Koreańczyk krążył po sali, dotykając przypadkowe kobiety, aż w końcu złapał którąś za dłoń i poprowadził ze sobą na scenę. Reszta tancerzy zrobiła to samo.
Krzesła czekały już na wybranki. Hyu usadził kobietę stanowczym pchnięciem i obszedł ją dookoła. Nie patrzyłam na innych mężczyzn. Wolałam obserwować, jak przyjaciel uwodził jakąś brunetkę bez użycia słów. Patrzył na nią niemal obsesyjnie, dotykał jej odkrytej skóry i co jakiś czas obdarzał uśmiechem.
Jak na zawołanie, gdy tylko melodia zmieniła rytm, mężczyźni padli na ziemię, opierając się na rękach. Falistym ruchem przesunęli klatkami piersiowymi, a potem biodrami i znów znaleźli się w pionie.
Wytypowane damy piszczały, kiedy chippendalesi pozwalali się dotknąć. Hyu usiadł brunetce na kolanach i wygiął plecy do tyłu tak, że głowę miał na tym samym poziomie, co stopy. Chwycił kobietę za dłoń i poprowadził po mięśniach brzucha. Nie mogłam dostrzec z tej odległości, ale wydawało mi się, że zahaczyła o krawędź spodni.
Tancerze zwinnie stanęli na nogach i dopiero teraz zwróciłam uwagę, że byli boso. Blondyn po prawej chwycił oparcie krzesła, na którym siedziała jakaś rudowłosa i ostrożnie popchnął, by ta znalazła się na ziemi. Reszta robiła to samo.
Koreańczyk zszedł do klęku podpartego. Jego krocze znalazło się na wysokości oczu brunetki. Otarł rozporkiem o twarz dziewczyny, a ona chwyciła go za pośladki. Musiałam przyznać, że wyglądało to niezwykle intymnie.
Zaraz jednak uniósł jedną nogę i wykonał przewrót na jednej ręce tak, aby znaleźć się obok niej. Tancerze wykonali krótki układ obok klientek klubu, siedzących na scenie. Krążyli wokół nich, na zmianę zwiększając i zmniejszając dystans.
Rytm przyspieszał, zbliżał się finał pierwszego pokazu. Kobiety z pomocą chippendalesów wstały, po czym zostały obrócone plecami do publiczności. Towarzyszka Hyu zarzuciła mu ręce na szyję i bujała się do taktu melodii. Bezwstydnie z nim flirtowała.
Koreańczyk spojrzał nad jej ramieniem i wtedy mnie zauważył. Nie zareagował, albo dobrze to zatuszował. Do końca pokazu już nie zerknął w moją stronę. Gdy muzyka gwałtownie ucichła, brunetka miała nogę zarzuconą na jego biodro i odchylała się do tyłu, jak ja, wtedy w klubie.
To dlatego był taki pewien, że nie upadnę. Przerabiał to zapewne tysiąc razy. Rozległy się oklaski, wybranki wróciły na swoje miejsce, a tancerze zniknęli za kotarą.
Wypatrywałam przyjaciela, licząc na to, że skoro już wie o mojej obecności, przyjdzie tu. Minęło pięć minut, potem dziesięć. Nic. Zaczął się następny pokaz, ale Hyu nie brał w nim udziału.
Nie mogłam wejść na tyły klubu, aby go złapać, więc zapłaciłam za napój i zrezygnowana wyszłam. Poczekam z rozmową, aż czarnowłosy będzie na nią gotowy.
Chłodne, wieczorne powietrze było miłą odmianą po dusznym wnętrzu lokalu. Zaciągnęłam się nim głęboko w płuca i wyczułam zapach palonego tytoniu. Rozejrzałam się i zobaczyłam Hyu. Stał oparty plecami o ścianę z jedną nogą zgiętą w kolanie. Patrzył w ziemię, a żar rozświetlał mu twarz, gdy dopalał papierosa.
– Tu jesteś. Myślałam, że mnie unikasz – powiedziałam, jakbym go szukała, a nie właśnie wracała do domu.
– Bo unikam – rzucił krótko.
Stanęłam zaskoczona jego odpowiedzią. Podczas wspólnego powrotu miałam wrażenie, że nie spodobała mu się tamta sytuacja. Nie sądziłam jednak, że aż tak.
– Możemy porozmawiać?
– Nie ma o czym. Po tym, co widziałem przedwczoraj, wnioskuję, że ci się udało. Nasz układ już nie działa.
– Jesteś zły?
Idiotyczne pytanie. Oczywiście, że był. Dlatego chował się na dworze i nie patrzył mi w oczy. Zraniłam go. Nawet jeśli niczego mu nie obiecywałam i tak sądził, że to wszystko zakończy się inaczej.
Hyu prychnął i odrzucił niedopałek. Chciałam zwrócić mu uwagę, ale to nie był odpowiedni moment na ekologiczne gadki.
– Proszę, powiedz coś – zwróciłam się do niego.
– Niby co? Tak bardzo chcesz wiedzieć, jak się co do ciebie pomyliłem? – Zmarszczyłam brwi i podeszłam bliżej, ale zatrzymał mnie gestem dłoni. Izolował się. – Myślałem, że to miała być zabawa, pobawić się kosztem Jasona i tyle, ale widziałem, jak na niego patrzysz. On traktuje cię jak szmatę, a ty robisz do niego maślane oczy.
Podniesiony ton i to gniewne spojrzenie kłóciło się z wizerunkiem wiecznego chłopca, jaki mi przedstawił. Ale miał rację. Jason robił, co chciał, a ja, nawet jeśli uważałam to za irytujące, wciąż parłam w jego stronę niczym ćma do ognia.
Zagryzłam dolną wargę i ledwo zauważalnie pokiwałam głową. Co prawda przyszłam tu po to, żeby zakończyć tę szopkę, ale nie wyobrażałam sobie, że nastąpi to w taki sposób. Nie chciałam tracić Hyun-soo. Mimo krótkiego okresu znajomości stał mi się bliski. Jednak nie mogłam poczuć do niego tego, co do szatyna.
Koreańczyk był przystojny, szarmancki i miał w sobie coś, co sprawiało, że ludzie się uśmiechali, ale nie wzbudzał tej iskry, której szukałam.
– Rozumiem. Jeśli cię zraniłam, przepraszam.
Odwróciłam się z zamiarem zamówienia taksówki i powrotu do domu.
– Czekaj. Odwiozę cię.
– Nie mu...
– Wsiadaj i nie dyskutuj – rozkazał mi.
Brwi poszybowały do góry, kiedy usłyszałam ten władczy ton. Hyu, którego miałam przed sobą, nie znosił sprzeciwu. Tyle mogłam dla niego zrobić, zamknąć swoją niewyparzoną jadaczkę i bez obiekcji wsiąść do czarnej mazdy.
Bałam się odezwać, gdy jechaliśmy niemal pustymi ulicami. Zerkałam na przyjaciela, który wędrował gdzieś myślami. Zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle, a Hyun-soo spojrzał na mnie przelotnie. Smutek odbijał się w jego źrenicach. Wyciągnęłam rękę, aby w geście pocieszenia ścisnąć jego dłoń i wtedy poczułam szarpnięcie.
No i co tam się wydarzyło?! Zaskoczyło was, że cytat wrzucony w poprzedni rozdział to słowa Hyun-soo?
Wrzucam cytat z 17, żeby trybiki w waszych głowach same spróbowały odgadnąć, o co poszło.
"– No to patrz! – Obróciła się na pięcie i skierowała do drzwi. Chwyciłem ją za nadgarstek, ale wyrwała go z uścisku. – Nie dotykaj mnie. Dopóki nie zechcecie powiedzieć mi prawdy, nie będę z wami współpracować!"
O jaką prawdę może chodzić naszej drogiej Isabell? Dowiemy się w następnym rozdziale. Disclaimer: pojawi się nowy, baaaardzo ważny bohater :D
SEE YA!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro