Rozdział 15
Jason przytrzymał drzwi, gdy wchodziłam. Normalnie zapewne skomentowałabym ten gest jakimś uszczypliwym komentarzem, ale nie miałam już na to siły. Skuliłam się, aby przejść pod ramieniem i nie dotknąć go nawet skrawkiem skóry.
Szatyn nie dał jednak za wygraną. Chwycił mnie za prawą dłoń, przez co syknęłam z bólu. Nie byłam przyzwyczajona do bicia ludzi i jutro na pewno będę miała opuchliznę. Poluzował uścisk, ale nie puścił.
– Trzeba to obejrzeć. Chodź. – Poprowadził nas korytarzem, aż do baru.
Przechylił ciało przez kontuar i powiedział coś do barmana. Głośna muzyka dudniła mi w uszach, gdy rozglądałam się po sali. Nie dostrzegłam nikogo znajomego. Zapewne nadal siedzieli w loży. Ten wieczór nie zapowiadał się dobrze, a miał teraz wszelkie predyspozycje na miano katastrofy.
Barman skinął głową i wpuścił nas za ladę, a potem otworzył drzwi na zaplecze. Mimo że basy były tu przytłumione i tak miałam wrażenie, że ściany trzęsą się w ich rytmie.
Jason wskazał dłonią krzesło, zdjął ścierkę z haczyka nad blatem i przewiesił ją sobie przez ramię. Znów byliśmy sami. Śledziłam jego ruchy, gdy grzebał w skrzynce z lodem i owijał kostki ścierką.
– Tym się zajmowałeś w swoim klubie? – zapytałam szczerze zainteresowana.
– Nie tylko. – Choć widziałam profil jego twarzy, i tak dostrzegłam na niej cień uśmiechu. – Boli? – Wskazał na dłoń.
– Trochę.
Szatyn przysunął skrzynkę po piwie i usiadł blisko mnie. Zetknęliśmy się kolanami. Kiedy nachylił się, żeby obejrzeć obolałe miejsce, mogłam patrzeć, jak wachlarz ciemnych rzęs rzuca cień na policzki.
– Dlaczego nie założyłaś sukienki, którą ci dałem?
Zaśmiałam się krótko w odpowiedzi. Mogłam przewidzieć, że zada to pytanie.
– Może jeszcze tego nie wiesz, ale przeprosiny tak nie wyglądają. Wolałabym szczerość, a do tego nie można przypiąć metki. Nawet takiej czterocyfrowej.
Zimny okład zapiekł w kontakcie ze skórą. Wciągnęłam powietrze przez zęby, powstrzymując się przed dalszą rozmową. Skoro zamierzał milczeć, ja tym bardziej. Ciepło jego dłoni kontrastowało z chłodem lodu. Starałam się skupić na tym drugim doznaniu, żeby nie stracić kontroli tak jak ostatnim razem.
Niewiele trzeba było, żebym przypomniała sobie jego smak. Ale to właśnie takie myśli stawiały mnie na przegranej pozycji. Dla niego byłam zabawką. Głupią myszką, którą bawił się przed pożarciem. Zagłębiłam się w przemyśleniach tak bardzo, że nie zorientowałam się, kiedy Jason zaczął mówić.
– Słucham?
– Mówiłem, że cieszę się, że ja od ciebie nie dostałem, choć niewątpliwie zasłużyłem.
– Zasłużyłeś, to prawda.
Uroczy dołeczek pojawił się na policzku, gdy wygiął usta w uśmiechu, reagując na moje słowa. Coś w moim wnętrzu zacisnęło się na ten widok, dlatego odwróciłam wzrok i udałam, że podziwiam wystrój zaplecza: ściany wyłożone białymi, kwadratowymi kafelkami i stalowe wyposażenie. Patrzyłam na wszystko poza nim. Kciukiem pocierał wnętrze mojej dłoni. Jego dotyk parzył. Spalał mnie od środka, docierając do każdego zakończenia nerwowego. Zwilżyłam usta językiem i poczułam gorzki posmak szminki. To było zbyt wiele: Matthias, Jason, Hyun-soo, a nawet ta przeklęta Dayla. Odkąd szatyn ponownie pojawił się w moim życiu, skomplikował je aż za bardzo.
– Przepraszam za to, że nazwałem cię dziwką – zaczął mężczyzna. – Nie sądziłem, że to wszystko się tak potoczy.
To było za mało. Lawina zdarzeń, jaka zaprowadziła nas w to miejsce, nie mogła zostać wymazana przez jedno „przepraszam". Nawet jeśli było szczere.
– A co z dzisiejszym pocałunkiem? Za to też przepraszasz?
Z obawy, że jedno spojrzenie w oczy Jasona może pozbawić mnie siły przed opieraniem się, wbiłam wzrok w ścianę. Lód w ścierce powoli topniał, mocząc nam dłonie. Pojedynczymi kroplami kapał na podłogę. To samo działo się z moją wolą walki, gdy słyszałam jego udręczony ton.
– Nie. Za to nie. To by oznaczało, że żałuję i więcej tego nie zrobię. A mam w planach to powtórzyć.
Serce zabiło boleśnie o żebra. Nie chciałam tego słuchać. Nie mogłam. On nie był facetem dla mnie i oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Jeszcze nie pozbierałam się emocjonalnie po poprzednim związku i nie miałam zamiaru oddawać serca kolejnemu mężczyźnie. Szczególnie takiemu, który mógłby je zmiażdżyć jednym spojrzeniem. Po czymś takim już bym się nie podniosła.
– Przestań – wyszeptałam. Gardło miałam wyschnięte, jakbym zjadła garść piasku. – Nic dobrego z tego nie wyjdzie. Nie jesteś mężczyzną dla mnie.
– A Hyu jest? – odparł natychmiast.
Był wzburzony. Dłoń, która dotykała moją, drgnęła nerwowo. Spięłam całe ciało na ten gest. Nie wzbudzał we mnie strachu, to był odruch bezwarunkowy, ale wystarczył, aby Jason złagodniał.
Pokusiłam się na odwrócenie głowy i od razu tego pożałowałam. Dwie tęczówki o barwie gorzkiej czekolady przeskakiwały po mojej twarzy. Motyle w brzuchu zatrzepotały skrzydełkami tak intensywnie, że aż poruszyłam się na krześle. Każda sekunda, w której nie urwałam kontaktu, zbliżała nas do tragicznego końca.
Spadałam. Przez ułamek sekundy czułam wiatr we włosach i niczym nieskrępowaną wolność. Napawałam się nią, zanim uświadomiłam sobie, że na końcu drogi czekają na mnie ostre skały. Przebiłyby moje ciało na wylot, roztrzaskały kości, a potem pozwoliły rozerwać ptakom i falom na strzępy.
Machałam rękami, aż trafiłam na grubą gałąź. Uczepiłam się jej, zdzierając sobie skórę i z całych sił podciągnęłam się, żeby na niej usiąść. Spojrzałam w dół. Ostro zakończone głazy lśniły od obijającej się wody. Zaśmiały się ze mnie szyderczo.
Tak właśnie wyglądało zakochiwanie się w Jasonie.
Wyrwałam mu dłoń i wstałam. Krzesło z głośnym skrzypnięciem przesunęło się po kafelkach na podłodze. Potrzebowałam stąd uciec. Musiałam znów nabrać dystansu do tej sytuacji. Chciałam wyminąć mężczyznę i odszukać Hyu, a potem wrócić do domu. Jason również wstał i zagrodził mi drogę.
– Dlaczego tak przed tym uciekasz? – Chwycił mnie za podbródek i przytrzymał, bym musiała patrzeć mu w oczy. One były moją zgubą. Szczególnie gdy wyrażały tyle łagodności i czułości.
– To się nie może udać. J-ja nie mogę, rozumiesz?
– Chodzi o mojego kuzyna?
Znów wracał do tego tematu. Nie byłam zdolna do kłamstwa, kiedy tak intensywnie zaglądał mi wprost do duszy, a w jego głosie dało się słyszeć zranienie.
– Nie, to znaczy tak. Chodzi o niego, ale przede wszystkim chodzi o ciebie – wyplułam z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Wzięłam głęboki oddech, tym samym dając sobie kilka sekund, aby sformułować następne zdanie. Musiałam zrobić jedyną rzecz, która odwiedzie go od tego szalonego pomysłu uganiania się za mną. Zranić go. – Ty po prostu nie jesteś zdolny do takich uczuć, jak miłość. A ja nie mogę pozwolić sobie na kolejne złamane serce. Nie możemy być razem. Nie będziemy też uprawiać seksu, bo to prędzej, czy później skończy się tym, że się w tobie zakocham, a na to nie mogę sobie pozwolić.
Jason wybałuszył oczy w niedowierzaniu. Opuścił rękę, uwalniając mnie od swojego dotyku, a ja wypuściłam długi oddech. Już brakowało mi ciepła znajomego ciała. Z całych sił starałam się nie zdradzić prawdziwych uczuć, dlatego nawet nie drgnęłam.
Ktoś nacisnął klamkę i wszedł do środka, jednak zatrzymał się, jakby przyłapał nas na czymś nieprzyzwoitym. Spojrzałam w tamtą stronę. Zmierzwione, czarne włosy, falująca klatka piersiowa i ślady krwi na dłoniach oraz koszuli. Hyu zacisnął szczękę, gdy jego wzrok padł na kuzyna. Ten jednak się nie poruszył. Wciąż patrzył tylko na mnie.
W końcu cofnął jedną nogę, dzięki czemu mogłam bez problemu się oddalić. Koreańczyk wyciągnął rękę w moją stronę i przyciągnął do siebie. Zamknął w szczelnym uścisku, a ja oparłam mu dłonie na plecach. Pachniał krwią, ziemią i potem.
– Co się stało?
– Opowiem po drodze. Jedźmy do domu.
Odsunął się na wyciągnięcie ręki, pogładził policzki, po czym złożył pocałunek na czole.
– Nie uwierzyłem ci – rzekł Jason. Zatrzymałam się w pół kroku i obejrzałam przez ramię. – Tak, jak ty sobie nie uwierzyłaś.
Hyu pociągnął mnie za rękę i wyprowadził z zaplecza, nie dając szans na odpowiedź. Choć w sumie i tak nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć.
Przeciskał nas przez zatłoczony parkiet i trzymał mocno moją dłoń, jakby się obawiał, że gdy mnie puści, wrócę do szatyna.
Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz, bez słowa otworzył drzwi od samochodu. Wbrew swoim słowom, nie wyjaśnił mi, co zaszło między nim a Matthiasem i skąd ta krew na jego koszuli. Chociaż to ostatnie akurat łatwo było wydedukować.
Zaciskał palce na kierownicy, odwożąc mnie do mieszkania. Nie wysiadł z auta. Po prostu zatrzymał się przy krawężniku. Beznamiętnym tonem życzył dobrej nocy i odjechał z piskiem opon, jak tylko zamknęłam drzwi. Odprowadzałam go wzrokiem, aż nie zniknął za rogiem.
Weszłam do środka, pozbyłam się ciuchów i butów, a następnie zmyłam makijaż i wzięłam szybki prysznic. Gorące strumienie wody nie rozluźniły moich mięśni.
W łóżku przewracałam się z boku na bok, wciąż powtarzając w myślach słowa szefa. Zasnęłam i ostatnim, co pamiętałam, było błagalne spojrzenie czekoladowych oczu.
Śniłam o dłoniach Jasona błądzących po moim ciele, łapczywych ustach wgryzających się w moją skórę, źrenicach otoczonych brązowymi tęczówkami pełnych pasji. Ten sen był na tyle realistyczny, że obudziłam się ze skórą lepką od potu i pulsującą łechtaczką. Nie ważne, czego chciał mój umysł. Moje ciało pragnęło Jasona. Nie mogłam temu zaprzeczyć.
Ekhem, ekhem... Jakoś duszno się zrobiło od napięcia, czyż nie? *otwiera okno i wachluje się energicznie*
Jeśli spodobał ci się ten rozdział, zostaw gwiazdkę i/lub komentarz. Będzie mi bardzo miło. <3 Mam nadzieję, że wkrótce znów się spotkamy, bo muszę was ostrzec, że fabuła od tego momentu rozkręci się na dobre. Na dowód wrzucam cytat z następnego rozdziału.
" Niby co? Tak bardzo chcesz wiedzieć, jak się co do ciebie pomyliłem?"
Jak myślicie, kto i do kogo to powiedział?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro