Step 15
- Nigdzie nie idę – skrzyżowałam ręce na piersi i usiadłam na łóżku.
- Co? - William spojrzał na mnie z niezrozumieniem. - Jak to nie idziesz? Źle się czujesz? - Spytał z troską, spoglądając na mój brzuch.
- To był zły pomysł – pokręciłam głową.
- Uspokój się – uklęknął przede mną, zamykając moje drobne dłonie w swoich. - Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? - Uśmiechnął się. - Eva i Chris za niedługo tutaj będą.
- Znaleźli opiekunkę dla dzieci? - Spojrzałam na niego uważnie.
- Nie do końca – zaśmiał się mój mąż. - Przyjdą z nimi.
- Mówisz poważnie? - Uniosłam do góry brew, bo już wiedziałam, że Freya i Conrad Schistad skradną całe show i szczerze mówiąc, byłam z tego cholernie zadowolona.
- Tak – potaknął. - Freya się uparła, że pójdzie i wybrała sobie nawet sukienkę. A jak ona idzie, to jej mały braciszek też musi z nią być – William wybuchnął śmiechem, a ja wyobraziłam sobie tę scenę.
Freya była prawdziwą mieszanką Evy i Chrisa. Ciemne włosy po ojcu, oczy po matce, jednak właśnie w nich czaił się ten błysk, który był znakiem rozpoznawczym Chrisa. Drobny nos, odrobinę obsypany piegami, pełne usta po Evie i coś, co sprawiło, że gdy Eva pierwszy raz to zobaczyła, prawie się przeżegnała. Freya Isabella Schistad uśmiecha się w dokładnie taki sam sposób, jak robi to jej ojciec. Nawet tak samo oblizuje usta, co wygląda komicznie, gdy siedzi na kolanach swojego ojca i oboje robią to samo. Conrad za niedługo skończy dwa lata i na razie, bardziej podobny jest do Evy, ale William się śmieje, że to tylko pozory i wyrośnie z niego syn swojego ojca. Spoglądam na swojego męża, który prezentuje się szalenie godnie w dobrze skrojonym garniturze i czarnej muszce. Uśmiecham się do niego, a on odwzajemnia ten gest.
- Więc, jak? - Spojrzał na mnie. - Moje dziewczyny są gotowe? - Puścił do mnie oko, po czym położył dłoń na moim brzuchu.
- Gotowe – zaśmiałam się, chociaż wcale nie byłam gotowa.
Zeszliśmy na dół, gdzie już czekał samochód. William otworzył mi drzwi, a ja usłyszałam, jak Chris i Freya się z czegoś śmieją. Wsiadłam do samochodu i zobaczyłam lekko nadąsaną Evę, płaczących ze śmiechu Chrisa i Freyę i Conrada, który wyglądał, jakby nie wiedział, co się dzieje.
- Z czego tak się śmiejecie? - Usłyszałam Williama, który usiadł obok mnie.
- Bo mama – zaczęła Freya, ale wybuchnęła śmiechem. Uważnie się jej przyjrzałam i zobaczyłam, że ona i Eva mają takie same sukienki. Uśmiechnęłam się do siebie, bo uwielbiałam to, jak Freya starała się upodabniać się do swojej mamy. - Wyszła z łazienki i miała sukienkę włożoną w majtki – dziewczynka zachichotała.
- I chciała tak wyjść z domu – parsknął Chris.
- A mój wspaniały mąż i jeszcze wspanialsza córka, nie widzieli powodu, by mi to powiedzieć – przewróciła oczyma. - Dopiero uświadomił mnie Conrad, pytając czemu mam na wierzchu pupcie – rzuciła, co sprawiło, że Chris i Freya znowu wybuchnęli śmiechem. - Śmiejcie, śmiejcie – spojrzała na nich uważnie. - Freya kochanie, jak wrócimy, to pożegnasz się ze swoimi zabawkami – uśmiechnęła się, a na twarzy dziewczynki pojawiło się przerażenie. - A ty kochanie – spojrzała na Chrisa – śpisz na kanapie – puściła do niego oko, po czym spojrzała na mnie. - Wyglądasz fenomenalnie Noora, nigdy nie widziałam, by ktoś tak kwitnął w ciąży – uśmiechnęła się do mnie.
- Ja też tu jestem – wtrącił William, poprawiając włosy.
- Nie da się ukryć – parsknęła Eva – wylałeś na siebie chyba całą buteleczkę perfum i zaraz się tutaj udusimy – spojrzała na niego z rozbawieniem.
- Isak i Even będą na miejscu? - Zapytałam, przerywając przekomarzanie się Evy i Williama.
- I Lucy! - Krzyknęła Freya, co spowodowało mój uśmiech. Freya i Lucy są nierozłączne. Lucy traktuje dziewczynkę, jak młodszą siostrę, co za każdym razem rozczula Evena.
- A Vilde? - Wyrzuciłam z siebie, a w samochodzie zapanowała cisza.
- Lepiej by było, jakby nie przyszła, ale znając życie, to właśnie to zrobi – zadrwił Chris, a ja niechętnie przyznałam mu w myślach rację.
- Nie obchodzi mnie to – wtrąciła Eva. - Będzie Sana! - Krzyknęła z podekscytowaniem, a ja od razu się uśmiechnęłam.
- Kiedy przyleciała? - Spojrzałam na przyjaciółkę, która poprawiała włosy.
- Wczoraj wieczorem, dzisiaj rano jeszcze załatwiała coś w klinice i powiedziała, że spotkamy się na miejscu.
Resztę drogi spędziliśmy w gwarze, który zawsze nam towarzyszył. William i Chris dyskutowali o swoich sprawach, Freya za wszelką cenę chciała być częścią damskich rozmów moich i Evy, a Conrad próbował przykuć uwagę Chrisa, wspinając się na Williama. Gdy dojechaliśmy przed budynek, zobaczyłam tłum ludzi, gości, fotoreporterów i poczułam, że mam ochotę stąd uciec. Ktoś położył rękę na moim kolanie i zobaczyłam troskę na twarzy Evy.
- To wszystko zaczęło się dzięki tobie Noora – uśmiechnęła się słabo. - Dzisiaj jest twój dzień, więc go celebruj – puściła do mnie oko.
Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie od razu zaciągnięto mnie na ściankę. Eva pokazywała mi, jak mam pozować, ale ja nie potrafiłam się skupić na migających fleszach. Zobaczyłam Evena i Isaka i jak najszybciej do nich podeszłam.
- Wielki dzień, co? - Zaśmiał się Even, popijając szampana.
- Okropny – nerwowo się zaśmiałam. - Możemy stąd uciec, co?
- Nie możemy – usłyszałam za sobą Evę. - Reżyser cię szuka.
Zostawiłam swoich przyjaciół i skierowałam się do pomieszczenia, gdzie przebywali moi pracodawcy. Niespiesznie wchodziłam po schodach, próbując się nie spocić. Gdy zobaczyła mnie moja szefowa, uśmiechnęła się do mnie.
- Jesteś podekscytowana? - Zapytała, ale chyba nie liczyła na moją odpowiedź, bo nawet na mnie nie patrzyła. - Nieważne, zaraz zaczynamy. Jesteś gotowa?
- Tak – westchnęłam i pięć minut później znaleźliśmy się na wielkiej sali, gdzie na samym środku stała niewielka mównica. Mównica, gdzie będę musiała wygłosić swoją przemowę, na myśl o której, robi mi się słabo.
- Zebraliśmy się tutaj, by świętować powstanie niezwykłego dzieła – zaczął producent, który w ramach nerwowego tiku, przeczesał włosy, których na dobrą sprawę nie miał. - Gdy kilka lat temu śledziłem tę sprawę na bieżąco, czułem, że jest to kawał dobrej historii. Bo niewątpliwie właśnie tak było. Na naszych oczach działy się ludzkie dramaty, rodziły się związki i sekrety wychodziły na światło dzienne. Jakiś czas później owa historia miała swój ciąg dalszy i wtedy już wiedziałem, że muszę to wyprodukować. Nie będę przedłużał i oddam głos głównej sprawczyni całego zamieszania, autorce scenariusza Noorze Saetre- Magnusson!
Usłyszałam swoje nazwisko i niechętnie podeszłam do mównicy, gdzie producent mnie wyściskał i rzucił, że dam sobie radę.
- Wow – wyrzuciłam z siebie, co spowodowało wybuch śmiechu. - Albert nie do końca miał rację – zaśmiałam się. - Bo tak naprawdę to nie ja jestem sprawczynią tego wszystkiego. My wszyscy nim jesteśmy, bo to o czym dzisiaj rozmawiamy, mogło przydarzyć się każdemu z nas. Padło na mnie i tyle – zaśmiałam się. - Kiedy przyjechałam do Nowego Jorku, wszystko, co miałam, zawdzięczałam Evie. Mieszkanie, pracę i pierwsze kontakty. Mimo wszystko czułam się wyobcowana, bo jeszcze niedawno byłam w swoim Oslo, by później wylądować w jednym z największych miast świata – spojrzałam na tłum. - Zawieranie nowych znajomości nigdy nie było moją mocną stroną, dlatego też zamykałam się w sobie, w swoim pokoju i pisałam. Pisałam pamiętnik, który wy poznaliście jako bloga – na chwilę milknę. - Sęk w tym, że to nie był do końca mój pamiętnik. A wiecie dlaczego? - Chwyciłam się za bok. - Bo moje życie, było cholernie nudne. Dlatego wolałam pisać o Evie, Williamie czy Chrisie, po trochu zazdroszcząc im tego wszystkiego. Dzisiaj nigdy w życiu nie spisywałabym tych rzeczy i na pewno nie umieszczałabym ich w internecie. Ale stało się inaczej. Ktoś, kto miał być przyjacielem, okazał się kimś innym i próbując mnie zdemaskować, skrzywdził nie tylko mnie, ale również i siebie i całą resztę. Dobrze wiecie, o kim mówię – uśmiechnęłam się. - Nie wiem, czy Vilde dzisiaj tutaj jest – wzruszam ramionami – ale to właśnie ona przyczyniła się do tego, że napisałam to, co później przekształciłam na scenariusz. Jej historia, nasze perypetie z nią sprawiły, że zamknęłam się w pokoju i pisałam. I pisałam, pisałam i pisałam. Pisałam tyle, że myślałam, że mój mąż zażąda rozwodu – parskam. - I nie, nie będę tutaj teraz mówiła o Vilde, bo to nie o to chodzi. Wszyscy wyciągnęliśmy z tego wszystkiego jakąś nauczkę. Jedni mniejszą, jedni większą. I wierzę, że po latach, Vilde w końcu zrozumiała swój błąd i może kiedyś zrozumie, że powinna za to wszystko przeprosić. Ale na razie, najwyraźniej do tego nie dorosła, ale nie o tym. O czym to ja mówiłam - zaśmiałam się. - Aha o pisaniu - parsknęłam. - I gdy to wszystko było gotowe, zrobiłam coś, czego z pewnością nie zrobiłabym kilka lat temu. Pokazałam moim przyjaciołom to, co stworzyłam – uśmiechnęłam się do nich. - Eva była zachwycona – zachichotałam. - Pamiętam, że chwyciła się za brzuch, bo była wtedy w ciąży i powiedziała, że chce, by zagrała ją Emma Stone bądź Holland Roden. A gdy film dostanie Oscara, to ona chce też jednego dla siebie – wybucham śmiechem, a goście idą w moje ślady. - Niestety ani Emma, ani Holland, nie grają postaci Evy, ale to tylko dlatego, że w tym scenariuszu, w tym filmie nie ma Evy. Nie ma Noory, nie ma Chrisa, Williama, Vilde czy Isaka. Są postacie, które przeżywają to, co przeżyliśmy my, ale nie są nami. Bo ja nie chciałam tworzyć czegoś, co już widzieliście. Dlatego też jestem strasznie podekscytowana tym, jak film zostanie przyjęty. Bo powtarzam kolejny raz, to nie jest film o nas. Jest o ludziach, przyjaciołach, błędach, czyli po prostu o ludzkim życiu, który każdy z nas prowadzi. I być może czegoś nas nauczy. Może ustrzeże przyszłe pokolenia przed błędami. Przed tym, by nie ufać i ślepo nie wierzyć ludziom. Może pokaże, że przyjaźń i miłość to uczucia, o które warto walczyć, i które warto pielęgnować. I na samym końcu może zrozumiecie, że nie warto wszystkiego umieszczać w internecie – zaśmiałam się, po czym zeszłam z mównicy i podeszłam do swoich przyjaciół, bo właśnie wśród nich było moje miejsce.
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro