¿Quién carajo eres tú?
W dniu szesnastych urodzin Charlesa na jego nadgarstku pojawił czarny napis, wykonany ładną czcionką, mówiący:
¿Quién carajo eres tú?
A z racji, że po hiszpańsku nie umiał nic to od razu ruszył po komputer by móc sprawdzić co to znaczy. Widząc tłumaczenie lekko się zdziwił, mało kulturalne.
Słysząc pukanie do drzwi, odłożył urządzenie na łóżko i otworzył drzwi przed, jak się okazało, jego kuzynem.
— Ubieraj się młody, idziemy na imprezę. A no i wszystkiego najlepszego! Co tam masz? —
Kilka lat temu na skórze jego kuzyna pojawiło się piękne "kurwa". Co prawda jego rodzice nie byli zbyt zadowoleni, ale gdy tylko poznali jego obecną narzeczoną, od razu zmienili zdanie. Po prostu poznali się gdy mężczyzna wjechał w jej auto na parkingu i to było pierwsze jej słowo.
Przebrał się na szybko i podążył za mężczyzną, po drodze powiedział rodzicom gdzie idzie i wsiadł do samochodu kuzyna.
— To do kogo my w ogóle jedziemy? Wiesz, że ja tych twoich znajomych nie znam... —
— Do Carlosa, jego rodzice wyjechali na jakieś wakacje czy coś w tym stylu, a on ma wolną chatę. —
Na szybko próbował sobie przypomnieć kto to jest i o dziwo od razu przypomniał sobie kto. Carlos Sainz, trzy lata starszy od niego chłopak, za którym ugania się trzy czwarte szkoły. Podoba mu się od kąd zaczął uczyć się w tej szkole, ale Charles uważał, że Hiszpan nie spojrzy nawet na takiego gówniarza jak on, w końcu on miał dziewiętnaście lat, a Charlie ledwo skończone szesnaście.
Po kilkunastu minutach zatrzymali się pod sporym domem wokół którego kręciło się już trochę ludzi.
Kuzyn złapał go za rękę i pociągnął do środka. Na nieszczęście Charles po kilku metrach został porzucony pod danymi drzwiami. Nie wiedząc co zrobić zapukał po prostu w drzwi, które prawie od razu się otworzyły, po ich drugiej stronie stała dziewczyna, która wykrzykiwała coś pod adresem jakiegoś chłopaka.
Minął dziewczynę i wszedł w głąb domu, dyskretnie rozglądając się dookoła siebie. Jeszcze nie bym na żadnej imprezie Carlosa, a z tego co wiedział tych imprez było sporo.
Wchodząc do kuchni, zaczął szukać czegoś czego może się napić, ale czegoś bez alkoholu - sporo mu jeszcze brakowało do osiemnastki.
Chodząc po pomieszczeniu, zaglądał do każdej butelki, a gdzie czegoś nie znał to wąchał prawie zawsze krzywiąc się, gdy tylko poczuł drażniący zapach alkoholu.
Finalnie znalazł sok w kartonie i łapiąc za karton, opuścił kuchnię. Chcąc przejść przez salon i znaleźć jakieś miejsce gdzie mógłby usiąść i poczekać na kuzyna, poczuł jak tłum ludzi zmienia tor jego trasy na tyle mocno, że by nie zostać zadeptanym wpadł do jakiegoś pokoju, zamykając za sobą drzwi.
Nie było w nim żywej duszy, na szczęście, ale teraz nie wiedział co zrobić. Iść i szukać kuzyna czy siedzieć w czyimś pokoju, narażając się na problemy i opierdziel?
Rozejrzał się po dosyć dużym pomieszczeniu i pierwszym co zobaczył był ogromny plakat z Realu Madryt i szalik z tego że klubu wiszący na ścianie. Czyli właściciel pokoju był kibicem hiszpańskiej drużyny.
Następną rzeczą jaką zauważył było wiszące nad biurkiem zdjęcie, a gdy do niego podszedł przeczytał, że jest to zdjęcie klasy maturalnej... O cholera, właśnie stoi jak debil na środku pokoju chłopaka, który mu się podoba.
— ¡¿Quién carajo eres tú?!—
Zanim zdążył zakończyć swoje rozmyślania o jakże dupiatej sytuacji, usłyszeć za swoimi plecami dobrze sobie znany głos.
Odwrócił się do źródła męskiego głosu i ze skruchą popatrzył w ziemię.
— Przepraszam, że tu wszedłem, jestem głupi, wydarzyło się to przypad—
Nie mógł dokończyć, bo starszy wciął mu się w zdanie. Po twarzy starszego przebiegło zdziwienie zmieszane ze zmieszaniem.
— Nie obchodzi mnie, że przypadkiem, ale... Pokaż nadgarstek. —
Spojrzał na niego zdziwiony, ale podwinął rękaw bluzy i wyciągnął w jego stronę rękę.
Carlos złapał za jego dłoń i przyciągnął go bliżej do siebie. Dokładnie obejrzał napis na jego skórze i z lekkim uśmiechem odsunął się kilka kroków do tyłu.
Hiszpan ściągnął ze swojego nadgarstka kilka bransoletek i pokazał Charlesowi wewnętrzną stronę swojej ręki, na której widniał niewielki napis: "Jestem głupi".
Monakijczyk otworzył szeroko oczy i podniósł rękę na wysokości tej jego, dzięki czemu oboje mogli zobaczyć oba krótkie napisy.
— Jestem głupi... —
— ¡¿Quién carajo eres tú?! Ktoś ty jest do chuja? —
Oba zdania odbiły się od ścian sypialni należącej do starszego, który był chyba bardziej zdziwiony. Był w końcu jedyną osobą wśród jego znajomych, która jeszcze nie znalazła swojej bratniej duszy, a okazał się nim pierwszoklasista, którego by nie poznał gdyby nie kuzyn młodszego i impreza, na którą przychodzili wszyscy.
— No to może jeszcze raz, tym razem n spokojnie. Carlos... —
Wyciągnął dłoń w jego stronę na co młodszy uścisnął ją lekko i również przedstawił się.
Po głowie chodziła mu pewna myśl, ale nie wiedział jak starszy na to zareaguje. Dobra, raz kozie śmierć.
— Mogę powiedzieć o tym kuzynowi? Czeka na to odkąd miałem urodziny i zależy mu na tym... —
Wymruczał trochę niepewnie, wbijając wzrok w ciemne panele pod swoimi stopami. Wyleciał z tym tekstem jak Filip z konopi i nie zdziwił by się gdyby starszy kazał mu spieprzać.
Mimo wszystko zdawał sobie sprawę, że jego nastoletni mózg nie poradzi sobie z odrzuceniem przez bratnią duszę i będzie zachowywał się jak desperat próbując przekonać Carlosa.
Przez swoje przemyślenia nawet nie zauważył jak starszy coś do niego powiedział, dlatego jeszcze bardziej zawstydzony poprosił o powtórzenie.
Sainz zaśmiał się na jego zachowanie i łapiąc za dłoń, przyciągnął bliżej siebie.
— Oczywiście, że możesz powiedzieć, to tylko twoja decyzja, ale cieszę się, że trafiło akurat na ciebie, a nie na jakąś wypidrzoną lalunię. —
Na słowa Carlosa uśmiechnął się lekko i przysunął się jeszcze bliżej niego, co skutkowało oparciem się o klatkę piersiową starszego. Sainz automatycznie objął go ramieniem i razem wyszli z jego sypialni.
Cały salon nagle zamilkł i oboje poczuli na sobie wzrok wszystkich tu obecnych. No i okej może fakt, że Carlos wychodzi z sypialni z trzy lata młodszym chłopakiem, mocno dziwił resztę, szczególnie, że Hiszpan raczej gustował w osobach w swoim wieku.
Z lekkim zawstydzeniem Charlie odkleił się od starszego i czując na sobie wzrok innych, podszedł do swojego kuzyna, który patrzył na niego równie podejrzanym wzrokiem.
— Znalazłem bratnią duszę... —
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro