rozdział 2.
ad astra per aspera.
Alex.
- Czyli... Czekaj czekaj czekaj. Chcesz się tak po prostu, wymknąć w środku nocy z terenu szkoły tylko po to, żeby połazić po mieście w nocy? - nie dowierzała Lydia.
- No, tak. No weźcie, Oksford nocą to coś pięknego. A ja muszę zrobić zapas fajek.
Mimo, że jest ona piękna, Szkoła Thomasa Hardy'ego w Oksfordzie jest najnudniejszym miejscem świata. Nic tu się nie dzieje. Nic. Żadnych dram, bójek na korytarzach, sprzedawania narkotyków... no, chyba że o czymś nie wiem.
- Jesteś... walnięty. - stwierdziła Skylar.
- A wy nudne. - skrzyżowałem ręce na piersi i oparłem się o oparcie krzesła.
- Przypominam ci, że to ja w tamtym roku ufarbowałam cię na różowo. - przypomniała Lydia.
- Oj, no błagam was, będzie fajnie.
- To jest powalony pomysł, Alex. - westchnęła Sky. - Ale niech ci będzie.
- I ty jesteś przeciwko mnie? - pisnęła Lyds.
- No weź, kiedy ostatnio zrobiliśmy coś ciekawego?
- Jesteście oboje... mocno powaleni. Ale ktoś musi was przypilnować. A teraz jedzcie, bo za 7 minut koniec przerwy.
Dzień minął dość... zwyczajnie. Wieczorem, a raczej w nocy, o północy, gdy jest "okno kontrolowe" (czyli nauczyciele i ochroniarze pilnujący akademików w nocy się zmieniają i nikt nas nie pilnuje przez kilka minut), spotkaliśmy się z dziewczynami za bramą szkoły.
- Gotowe? - spytałem
- Gotowe. - potwierdziła Lydia.
Ruszyliśmy w stronę centrum miasta. Najpierw spotkałem się z moim kumplem, który przemycił mi fajki i alkohol. Później kręciliśmy się bocznymi uliczkami, powoli się upijając. W końcu usiedliśmy na jakiejś ławce pod drzewem.
- Mam pomysł - powiedziała Lydia - Każdy bierze łyk piwa i mówi coś, czego wcześniej żadnemu z nas nie mówił, cokolwiek. Sekret, wątpliwość i tym podobne.
- To ty zaczynaj. - zaproponowała Sky.
- Dobra. - dziewczyna zabrała mi z ręki butelkę i pociągnęła łyk. - No to... Spałam z kimś.
Zaśmiałem się pod nosem.
- Z kim? - spytałem.
- Joshua White.
- Uh- serio? - mruknęła Skylar
- Tak, on był pomyłką. Ale nie żałuję. W sensie... wiecie, przyjaźniłam się z nim, a pierwszy raz chyba powinno się odbyć z kimś, komu się ufa, nie?
- Mnie nie pytaj, ja jestem najmniej doświadczona z naszej trójki. - odparła druga z dziewczyn - Twoja kolej, Alex.
Wziąłem łyk i oznajmiłem:
- Ostatnio stwierdziłem, że może jestem bi, ale na razie nic potwierdzonego i nie czuję potrzeby określania się.
- Amen. - przytaknęły dziewczyny. Podałem butelkę Sky.
- Cholera, jesteście ze mną szczerzy, nie chcę was okłamać, ale to jest dla mnie naprawdę trudne, więc bądźcie wyrozumiali.
Pokiwałem głową i objąłem ją ramieniem.
- Ja... Jestem aseksualna.
Na chwilę zaniemówiłem. Wcale nie dziwiłem się, że to dla niej trudne.
- Jestem nienormalna, prawda? - pociągnęła nosem.
- No coś ty! - zaprzeczyłem. - To w porządku, nie martw się.
- Mam wrażenie, że coś ze mną nie tak, że odebrano mi jakąś ważną sferę życia.
- Ej, bez przesady, to wcale nie takie ważne. - machnęła ręką Lyds. Zaśmialiśmy się.
- To... dziwne, nie uważacie tak?
- Oczywiście, że nie! - zaprzeczyłem. - Czy to cokolwiek zmienia? Nie. Dalej jesteś tą samą Sky, nie ma to wpływu na naszą przyjaźń ani... Na nic.
Dziewczyna kiwnęła głową bez przekonania.
- Czym się tak martwisz? - spytała Lydia, przytulając się do niej.
- Czuję się... Inna. Inna niż wy i wszyscy pozostali.
- Jak długo wiesz? - spytałem.
- Pół roku.
Nic nie powiedziała, nawet słowem nie pisnęła. Mimo, że to wszystko składało się w całość, bo Sky nigdy nie miałam chłopaka ani dziewczyny, z tego co wiem nie całowała się, do wszystkiego związanego z bliskością podchodziła, o ironio, z dystansem, a w przeciwieństwie do Lydii nigdy nie usłyszałem, żeby mówiła, że jakiś przypadkowy chłopak się jej podoba, jest seksowny, whatever. Czułem, że zawiodłem gdzieś jako przyjaciel. Nie musiała przechodzić przez to sama.
- Czy to trudne? - spytała Lyds.
- Ale co?
- Stwierdzić: "nie, nie jestem taka jak inni, nie jestem hetero" i dojść do jakiegoś wniosku.
- Ale ona jest taka jak inni! - poprawiłem ją od razu.
- Sam widzisz, że chyba jednak nie. - mruknęła Skylar i wstała z ławki.
- Sky! Dokąd idziesz? - krzyknęła za nią Lydia.
- Wracam do szkoły. - odparła dziewczyna, nie odwracając się do nas.
- Co robimy? - westchnęła Lyds.
- No idziemy za nią, co się głupio pytasz?
Zanim ją dogoniliśmy, Skylar zdążyła wsiąść do autobusu i odjechać. Musieliśmy poczekać na kolejny.
- Głupia jesteś, wiesz? - burknąłem.
- Boże, przepraszam, wiesz, że nie miałam tego na myśli.
Nasz autobus nadjechał po dziesięciu minutach. Wysiedliśmy zaraz obok terenu szkoły. Przeskoczyliśmy przez bramę i przeszliśmy wzdłuż bocznego muru, gdzie nie sięga monitoring, do akademiku. Weszliśmy przez okno na drugie piętro, potem schodami dotarliśmy na szóste, ponieważ głównym założeniem jest nieprzebywanie na parterze i pierwszym piętrze, bo tam są nauczyciele i ochrona. Po cichu weszliśmy do pokoju dziewczyn.
Sky leżała na swoim łóżku, udawała, że śpi. Lydia zdjęła kurtkę i buty i położyła się obok niej, obejmując ją od tyłu.
- Wiemy, że nie śpisz, głupia. - poinformowała ją. - Przepraszam, nie miałam tego na myśli. Sama wiesz, że to wszystko jest dość skomplikowane i muszę się nauczyć jak mówić, żeby to źle nie zabrzmiało.
Również usiadłem na łóżku, obok nóg Skylar. Położyłem na nich rękę.
- Nie ma nic złego w byciu sobą. My cię i tak kochamy, nie ważne co. Jesteś normalna i wszystko z tobą w porządku. - powiedziałem.
Sky podniosła głowę z poduszki i usiadła po turecku przodem do nas.
- Po prostu... To jest cholernie trudne. Sama tego nie rozumiem, nie wiem kim jestem, jaka jestem, czy to dobrze, czy źle, czy powinnam coś z tym zrobić, bo to nie jest okej, czy jednak jest okej... - mówiła bardzo szybko, gdy po jej policzkach zaczęły spływać łzy.
- Jeju, - przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem - jesteś normalna, to wszystko jest okej, nie musisz nic z tym robić, to wszystko jest dobre, masz prawo to czuć bo taka jesteś. Wiem, że to jest proces, który jest trudny, ale właśnie dlatego musisz dać sobie czas. I to bardzo durne z twojej strony, że wcześniej nic nam nie powiedziałaś, bo nie musiałaś być w tym sama, serio.
- Już wszystko z nami okej? - spytała Lyds. Sky kiwnęła głową.
- Mogę was o coś spytać?
- Jasne. - odpowiedzieliśmy z Lydią.
- Jak to jest? W sensie... Widzicie jakąś osobę do której coś czujecie, ale... Co?
- Masz na myśli, że widzisz kogoś, z kim chcesz iść do łóżka? - spytałem. Dziewczyna pokiwała głową. - No to jest różnie, w sensie jeśli ta osoba po prostu odpowiada ci wizualnie no to po prostu...
- Chcesz się z nią przespać. Ot tak. - Lyds pstryknęła palcami. - Chyba, że to jest coś więcej, że czujesz coś do kogoś, jesteś w tej osobie potencjalnie zakochana, wtedy... W sumie nie wiem, w sensie nie byłam w takiej sytuacji, ale raczej...
- Pożądanie i tak dalej. To jest bardzo ciężko opisać.
- Nigdy tego nie poczułaś? Ani razu? Nawet do Orlando Blooma?
Zaśmialiśmy się na słowa Lydii.
- Nawet do Bruno Marsa.
- Nie no to już jest zbrodnia, nawet według mnie on jest... wart uwagi. - zaśmiałem się.
Na chwilę wszyscy zamilkliśmy. Nikt się nie ruszał, po prostu siedzieliśmy. Chcieliśmy z Lydią pokazać Sky, że może na nas liczyć i zapytać o cokolwiek.
- Czy ja się nigdy nie zakocham?
- Co? To tak nie działa! - zaprzeczyłem. - Możesz się zakochać, ale nigdy nie będziesz czuła... pożądania do swojego partnera albo swojej partnerki.
- Więc i tak jestem skazana na bycie wieczną singielką, bo nikt nie wpakuje się w związek, w którym nie będzie mógł ze mną sypiać.
- Ale przecież możesz normalnie się kochać. I odczuwać z tego przyjemność. Fizjologia twojego organizmu działa tak samo jak każdej innej osoby. - wyjaśniłem.
- Będziesz to robić jak wszyscy inni, tylko bez żadnych uczuć ukierunkowanych do osoby, z którą będziesz to robić.
- Może po prostu jestem bi?
- A czy zastanawiałaś się nad tym wcześniej? - spytałem.
- Tak.
- I do jakiego wniosku doszłaś?
- No myślałam, że skoro obie płci działają na mnie tak samo, to jestem bi, ale skoro nie czuję raczej nic... Chociaż z drugiej strony sama nie wiem co powinnam czuć.
Wpadłem na pewien pomysł, który mógł zabrzmieć dość głupio, ale ponieważ nigdy nie czułem do żadnej z dziewczyn nic poza przyjacielską miłością, jak brata do sióstr, nie była to wcale taka durna idea.
- Pocałuj mnie.
- Co?
- Pocałuj mnie, potem Lydię i zobacz, czy coś poczujesz, cokolwiek.
- To będzie dziwne.
- Oj, nie przesadzaj, mało rzeczy razem robiliśmy? - westchnęła Lydia.
- No dobra, ale... Co powinnam poczuć?
- Nic nie powinnaś. Ale możesz. Jak poczujesz, to będziesz wiedziała.
Sky niechętnie przystała na moją propozycję. Mi pocałowanie jej przyszło bez większego trudu bo... w różnych miejscach bywałem i różne rzeczy robiłem. Gdy się od siebie odsunęliśmy, spytałem:
- I jak?
- Nic. A ty coś poczułeś?
- Tak, ponieważ lubię dziewczyny i oczywistym jest, że coś czuję, ale to nic nie zmienia, bo to trochę jak przelizać się z kimś przypadkowym na imprezie.
- No dzięki, wiesz?
- To było tylko porównanie!
Skylar.
- Moja kolej! - powiedziała Lydia.
Znowu nic nie poczułam. Po prostu nic. Czułam się jakaś wybrakowana.
- Nic? - spytała Lydia. Przytaknęłam. - Nie martw się, ja też.
- Dlaczego?
- Ponieważ nie interesują mnie dziewczyny. Ot, cała filozofia.
- Czy dostatecznie rozwialiśmy twoje wątpliwości? - spytał Alex.
- Chyba... tak.
- Musisz tylko wiedzieć jedną rzecz. - dodał, biorąc mnie za ręce. - To, że jesteś aseksualna, aromantyczna czy demiseksualna, kiedyś może do tego dojdziesz, które z tych jest właściwe, to wcale nie znaczy, że jesteś komuś winna seks. To, że jest to dla ciebie coś, w trakcie czego nie czujesz żadnych uczuć do osoby, z którą to robisz, nie znaczy, że jesteś zabawką, okej? Pamiętaj o tym. Twoja zgoda jest tak samo ważna jak każdej innej osoby.
- Dziękuję. - przytuliłam go. - Kocham was.
Lydia również się do nas przytuliła.
- Zawsze możesz nas o coś spytać, jeśli masz jakieś wątpliwości. - zapewniła ją dziewczyna. - Nie czujesz tego wszystkiego, więc sama sobie na te pytania nie odpowiesz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro