~3~
Wstałam wcześnie rano, bo byłam bardzo zestresowana, że dzisiaj są moje pierwsze lekcje w Hogwarcie. Ellie i Daphne już nie spały i siedziały w łazience. Pansy nie była rannym ptaszkiem, więc wiedziałam, że ta jeszcze nie wstała. Ilianny nie znałam i nie mogłam stwierdzić, czy woli ona wypocząć, czy może wcześnie przyszykować się. Spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę 7.40. Pozostało mi 20 minut do śniadania, a wiedziałam, że ślizgoni już tam punktualnie będą. Ubrałam się, uczesałam, wzięłam torbę i poszłam do Wielkiej Sali.
W drodze złapali mnie Draco i Harry. W sumie polubiłam tego drugiego, wydawał się mieć te same poglądy co inni ze Slytherinu. Smok zapytał się mnie gdzie reszta.
- Och Draco, nie wiem. Daphne i Ell już wstały, ale się szykują. Tamte dwie śpią jak po avadzie.
- Ooo... Wielka szkoda - Chłopak wydawał się być z czegoś smutny.
- Ej, co się stało?
- Nic Emma, naprawdę.
I poszedł, wielki arystokrata. Serio myśli, że jestem głupia i niczego nie widzę. Nie, on oczywiście się obraża, bo Malfoy przecież nie może zdradzać słabości.
- Emma, bo Draco coś mówił o tej Iliannie, czy jak jej tam. To chyba jego kuzynka i jest zły na rodziców, że mu o niej nie powiedzieli. A tak w ogóle, to z kąd znasz tych wszystkich ślizgonów? - Harry spytał.
- No to tak: Pansy do mnie przychodzi i znam ją od dziecka, nie wiem kiedy się poznałyśmy, Draco to mój kuzyn od strony mamy i on ma jeszcze siostrę młodszą Mary, w sumie Ilianna także, tylko że on jest synem cioci Narcyzy, a ona Belli, Blaisa znam przez Dracona, Crabba i Goyle'a też, niestety ten drugi to puchon, więc się z nim już nie przyjaźnię, Ellie znam bo rodzice moi i jej to przyjaciele, Theodora i Daphne tylko z bali moich i Malfoy'ów.
- Wow, byłaś kiedyś na balu? A tak serio to naprawdę ten arystokrata i Ilianna to twoi kuzyni?
- Bale to norma u rodzin czystokrwistych, a tak to moje kuzynostwo, Smok wielki pan i władca, nie powiem irytujący.
- Troszkę o tym wiem, ale go polubiłem. Niestety nie wiedziałem jednak, że obchodzicie takie huczne przyjęcia. Musiałem mieszkać u mugoli - ostatnie słowo wypluł z siebie z jadem.
- Harry, nie przejmuj się, to wina tylko Dumbledora, nie twoja.
- Tak wiem, on zabił moich rodziców, ale nie chcę o tym rozmawiać. A i tak zapytam kto to Meghan, Nimfuś czy nie wiem jak ona na imię, Carlos, Olivia i Brian - chłopak był bardzo ciekawy innych, starszych współdomowników.
W tym czasie do nas doszły dziewczyny czyli Daphne, Ellie, Pansy i Ilianna. Ta trzecia wtrąciła:
- Och, Meghan to prefekt naczelny i przyjaciółka Olivii, ta z kolei to moja siostra - prefekt Slytherinu, Brian to drugi prefekt, Carlos jest chłopakiem Olivii, a Nimfuś, właściwie Nimfadora to siostra Emmy.
Po tej rozmowie poszliśmy do Wielkiej Sali, gdzie siedzieli już Blaise, Theo i Vincent. Usiedliśmy i profesor Snape, opiekun Slytherinu, dał nam nasze plany lekcji. Nauczyciel się spytał:
- Gdzie jest pan Malfoy? Nie ma jeszcze swojego planu.
- W pokoju profesorze - powiedziała Pansy.
- Dziękuję panno Parkinson, wracajcie do jedzenia.
I poszedł. Pierwszą mieliśmy transmutację, zaklęcia, 2 godziny eliksirów, OPCM i historię magii.
Najbardziej byłam niecierpliwa na przedostatnie zajęcia, jednak nie spodziewałam się dobrej nauki, głównie przez to, że tego przedmiotu uczył profesor Quirell, który okropnie się jąkał. Parę minut później do sali wszedł Draco, już spokojny. Usiadł między Harrym i Blaisem. Coś myślę, że nasz Smok polubi się z tym pierwszym.
Poszłam z Ilianną do biblioteki poszukać jakiś czarnomagicznych ksiąg. Niestety nie znalazłyśmy takowej, bo wszystkie były w dziale ksiąg zakazanych. Rozmawiałyśmy o naszej rodzinie. Z Ili można było pogadać o różnych rzeczach.
- Wiesz Emma, ty mieszkasz we dworze, masz rodzinę i się nie martwisz. Ja natomiast nie mogę mieszkać we własnej posiadłości i muszę się ukrywać.
- Ilianna, z kim ty mieszkałaś, jeśli mogę spytać? Bo ciocia jest w Azkabanie.
- Mieszkam z moim wujem, Rabastanem Lestrangem. Ojciec, Rudolph tak jak matka przebywa w więzieniu.
- Przykro mi, naprawdę. Nie wiedziałam, że masz tak trudno.
- Nie no, spokojnie. Ostanio wujek zaproponował, byśmy przez jakiś czas, póki rodzicom nie uda się uciec z Azkabanu, mieszkali z Draco. To taka mała niespodzianka dla niego.
- To wspaniały pomysł! Na pewno się ucieszy! Znam go.
Poszłyśmy na transmutację, którą mieliśmy z gryfonami i ich opiekunką- profesor McGonagall. Nauczycielka przedstawiła nam zasady panujące na jej lekcjach. Po chwili kazała nam zapałkę zmienić w igłę. Kilka razy spróbowałam i po chyba 5 razie mi się udało.
- Brawo panno Black, 10 punktów dla Slytherinu.
Byłam bardzo z siebie dumna. Tuż po mnie swoją igłę przemieniła Grange, która również dostała 10 punktów dla swego domu.
Już do końca lekcji nikomu się nie udało to zaklęcie. No może z wyjątkiem Draco, który był bardzo blisko zmiany.
Następne były zaklęcia, gdzie z profesorem Flitwickiem ćwiczyliśmy zaklęcie Wingardium leviosa, które pozwalało unosić przedmioty. Zaklęcie było banalne, ale wiadomo, że Weasley go nie potrafił. Zachowywał się jak mugol. Już nawet Granger była od niego lepsza. O Longbottomie, ofermie nawet nie wspominam.
Następną lekcją były eliksiry. Każdy gryfon był poddenerwowany, bo wiedział, że Snape nienawidzi ich domu i faworyzuje dom węża. Z tego powodu nie musiałam się tej lekcji obawiać.
Robiliśmy najłatwiejszy eliksir na świecie, czyli taki, który pomagał na czkawkę. Byłam w parze z Draconem, więc szybko skończyliśmy. Widziałam, że nietoperz niezbyt polubił Pottera, lecz mimo wszystko krył swoją niechęć do niego, z racji tego, że ten był ślizgonem, a każdy, powtarzam KAŻDY!! wąż jest faworyzowany. Pan gwiazdorek-ciapa zrobił swój eliksir tak nieudolnie, że zawartość jego kociołka eksplodowała. Nasz opiekun był bardzo zdenerwowany i odjął Gryffindorowi 40 punktów. Po tym incydencie skończyliśmy lekcję i mieliśmy 20 minutową przerwę przed OPCM.
Lekcja obrony zaczęła się bardzo nużąco. Quirell jąkał się jak zazwyczaj i szczerze to nie umiał prowadzić lekcji, w odróżnieniu od profesor McGonagall i profesora Snapa. Oni potrafili utrzymać ciszę w klasie. On nie. Tak naprawdę to czytaliśmy tylko 1 rozdział książki do tego przedmiotu. Jednak jedna rzecz mi tu nie pasowała. Nauczyciel posiadał naprawdę mroczną aurę, jakby był śmierciożercą, lecz wątpię, by Czarny Pan chciał takiego kogoś w swych szeregach. Choć jakby pomyśleć o tym głupim szczurze... Nie, nie, nie, czym ja sobie głowę zaprzątam! Przecież gdyby nasz profesorek był sługą Voldemorta, to przecież kochany dyrektor by to wiedział. No chyba, że nie zna się na aurach. Ale wracając do tematu lekcji to Quirell przyznał ślizgonom 20 punktów za to, że Harry przeżył Avadę. Uważał, że to jak najbardziej jest ochrona przed czarną magią, przed niewybaczalnymi. Dla mnie to było po prostu śmieszne, dla Harry'ego też, ale nic nie mówiliśmy, bo chcieliśmy punkty dla naszego domu. Skończył tą godzinę mówiąc "D-d-do wi-dz-dzenia"
Żenada. Naprawdę wielki mag, a nie ma kogo zatrudnić? Nieważne, to jego sprawa.
Następna lekcja - historia magii. Uczy jej profesor Binns, który jest duchem. Ogólnie to część lekcji przespałam, tak samo jak większość innych uczniów. Obudziłam się kiedy zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec lekcji.
Po lekcjach poszłam do WS na obiad razem z Daphne i Pansy. Harry i Draco poszli chyba do PW. Aż dziwię się, że mój kuzyn jeszcze dziś nie dokuczył gryfiakom. Ale gdy wyszłam z obiadu, okazało się że nie miałam racji.
Pov Draco
Szedłem razem z Harry'm na obiad, byliśmy już spóźnieni. Nagle na korytarzu natknęli się na nas gryfoni: Weasley, Longbottom, Thomas i Finningan.
- Oj, śmierciożercy polują na Pottera, ha ha ha! - Zdrajca krwi się odezwał, a potem gwiazda.
- Właśnie, zazdrosny Potter, że to ja jestem chłopcem-który-przeżył i że to ja mam uratować czarodziejski świat? A przepraszam, przecież ty pewnie masz już ten mroczny znak Sam-Wiesz-Kogo.
- Nie jestem zazdrosny i nie jestem sługą Voldemorta! - Krzyknął Harry.
- Panowie, co tu się dzieje? Kto wyzywa innych od śmierciożerców? - Interweniowała opiekunka tych napuszonych lwów.
- Pani profesor, Malfoy i Potter mi grozili, że stary Malfoy zabije mi matkę i ojca - nieudolnie próbował kłamać Weasley.
- Odwal się od mojego ojca Wieprzlej! - wrzasnąłem na niego. Wyciągnąłem różdżkę, ale McGonagall mi ją wytrąciła z ręki.
- Malfoy, minus 10 punktów od Slytherinu, Weasley -10 i nie chcę więcej słyszeć takich oskarżeń, zrozumiano?
- Tak pani profesor - byłem na tego dupka tak wkurzony, że tylko czekałem, żeby go walnąć jakąś klątwą. Nauczycielka oddała mi moją różdżkę i zniknęła za rogiem korytarza.
- Uważaj gwiazdor, bo łatwo ci nie odpuszczę - wysyczałem w ich stronę.
Później poszliśmy już do WS i dołączyliśmy do reszty.
- Ej, co wam? - Pansy była ciekawa.
- Odwal się Parkison - wyszedłem z sali, bo mnie ona wkurzyła i straciłem apetyt. Jeszcze słyszałem jak Harry coś jej mówił.
Postanowiłem iść do biblioteki, lecz gdy miałem minąć zakręt, poczułem mocne uderzenie w głowę i ogarnęła mnie ciemność
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro