Rozdział 31. Walka.
Powoli uniosłam powieki. Nie wiem gdzie byłam i ile minęło. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do światła powoli usiadłam. Słysząc kroki spojrzałam w kierunku z którego dobiegały kroki. Po chwili zauważyłam panią Pomfrey.
-Och jak dobrze, że już nie śpisz. Spałaś tak trzy dni. Powiedz jak się czujesz?- Zapytała się pielęgniarka.
-Dobrze ale...- Przerwałam przypominając sobie jak doszło do wypadku.- Ja...- Zacisnęłam ręce. Pielęgniarka uspokoiła mnie po czym gdzieś poszła. Spojrzałam na przedmioty które dostałam od kobiety która mnie wychowywała. Leżały na szafce obok łózka. Chwyciłam za jeden z notatników i otworzyłam. Okazał się nim pamiętnik. Przeczytałam kilka stron które wywróciły moje życie do góry nogami. W pamiętniku pisało, że... Moim ojcem jest Snape. Sam Severus Snape. Upewniłam się, że pielęgniarki nie ma po czym wstałam nakładając buty oraz przebierając się szybko w moje brudne i zniszczone ubrania. Wzięłam ze sobą różdżkę i wybiegłam ze skrzydła szpitalnego. Zatrzymałam się w pewnej chwili z powodu, że ktoś mnie złapał. Nie wiem kto to był ale przyłożył mi nóż do gardła. Zaprowadził mnie na boisko. Wszyscy na ten widok spojrzeli przerażeni. Nagle mój ojciec zeskoczył z trybun i zaczął biec. Jednak został potraktowany zaklęciem Crucio. Zawarczałam wściekła widząc po chwili Voldemorta.
-Severusie. Bardzo się na tobie zawiodłem.- Powiedział wyciągając w stronę mojego ojca różdżkę. Wyszarpałam się i w czasie biegu zmieniłam się w wilka. Dokładnie to w chwili skoku. Zasłoniłam ciało ojca i głośno zawyłam. Na moje wołanie odpowiedziało mi moje stado które przybiegło i stanęło po moich bokach. Razem z nimi był Jasper. Chwila nie minęła, a zaczął się atak i walka. Leciały zaklęcia z różdżek, a wilki atakowały kłami i pazurami. Zauważyłam jak Harry walczy z Voldemortem. Walka długo trwała. Każdy odnosił bardzo poważne rany.-Avada Kedavra!- Krzyknęłam wymierzając różdżką w kierunku Czarnego pana gdzie po chwili straciłam przytomność upadając na trawę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro