Rozdział*25
Seweryn właśnie wraz z służącym ustawiali stolik w ogrodzie, kiedy pojawił się strażnik, który poinformował go, że Królowa Matka chce się z nim bezzwłocznie spotkać. Trochę go to zdziwiło, ale uznał, że lepiej się nie sprzeciwiać, dlatego też podążył za służącym do znanego mu już saloniku. Królowa Matka właśnie haftowała wzór roślinny na chuście. Spojrzała na księcia, który pod jej wzrokiem delikatnie się zmieszał, ale nie dał tego po sobie poznać. Wyprostował się.
– Chciałaś ze mną porozmawiać, Królowo Matko. O czym?
– Usiądź wcześniej, nie lubię, kiedy patrzy się na mnie z góry. – Wskazała mu miejsce. Seweryn usiadł na miękkim fotelu. – Wiem, że poznałeś prawdę o Damonie. Całą prawdę – podkreśliła.
– Nie przeczę, że tak jest – odpowiedział ostrożnie.
– Jednak powinieneś wiedzieć, że jeśli komuś zdradzisz, chociaż jedną tyci informację na jej temat, to pożegnasz się z życiem, a ja nigdy nie rzucam słów na wiatr – powiedziała, obrzucając Seweryna groźnym spojrzeniem. – Będziesz należał do naszej rodziny, Sewerynie, więc powinniśmy sobie ufać, nieprawdaż? Nie zawiedź mojego zaufania, a uwierz, że twoje życie będzie dużo prostsze.
– Cóż za subtelna groźba, Królowo Matko – zwrócił się do kobiety, starając się zapanować nad nerwami. – Powinnaś wiedzieć, że nie zamierzałem nawet przez chwilę nikomu zdradzić sekretu Damony, jestem honorowym człowiekiem, obiecałem, że tego nie zrobię i słowa dotrzymam – zapewnił twardo, a jego słowa podkreśliły zaciśnięte w pięści dłonie. – Nikomu o tym nie powiem, ale nie ze względu na twoje groźby, Królowo Matko, lecz ze względu na Damonę.
– Cieszę się, że się rozumiemy. Jeszcze jedna sprawa, książę. W Luminie również płynie przeklęta krew i w waszych dzieciach także będzie płynąć, powinieneś o tym wiedzieć, skoro zamierzasz się z nią ożenić, bo jak rozumiem zdania nie zmieniłeś.
– Nie, nie zmieniłem, co więcej zamierzam lepiej poznać narzeczoną.
– Dobrze, że słuchasz moich rad. Możesz odejść, liczę, że następnym razem spotkamy się w milszych okolicznościach – powiedziała, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, który należał do wyćwiczonych.
– Także na to liczę. – Wstał z fotela i skierował się do ogrodu.
Zdecydowanie miał dość rozmów z Królową Matką, z trudem powstrzymywał się przed wybuchem, kiedy zaczęła mu grozić. Jednak nie zamierzał mieć z niej wroga, chociaż sekret Damony był u niego bezpieczny, nie wątpił, że jeszcze niejedna podobna rozmowa go czeka. Rozumiał, dlaczego Królowa Matka pokusiła się o groźby, wyobrażał sobie, co by się stało, gdyby ludzie się dowiedzieli, że rodzina królewska ma w sobie krew Cieniowładców i jedna z ich rodu nią jest. Już wiedział, że w związku z tym pojawią się problemy, sekrety miały to do siebie, że potrafiły wychodzić na jaw w najbardziej nieoczekiwanych momentach.
Teraz jednak nie zamierzał się tym przejmować, Damona wyjechała, więc na razie nie musiał się martwić, że ktoś odkryje jej tożsamość. To z jednej strony go cieszyło, ale wiedział też, że to nie rozwiąże problemu. Żałował, że ludzie i Cieniowładcy nie mogą żyć w pokoju. Przypomniał sobie, co opowiedziała mu Lumina. O Sebastianie Okrutnym, jeśli to prawda, że kiedyś coś ukradł, to sprawa delikatnie się upraszczała, chociaż walka z myśleniem ludzi, że Cieniowładcy to potwory z piekła rodem, mogła potrwać wiele lat. Chciał porozmawiać o tym z Luminą, tylko wcześniej musiał przygotować kolację.
Kiedy dotarł do ogrodu stolik był już przyszykowany. Musiał przyznać, że wyglądał elegancko. Biały obrus sięgał prawie do ziemi. Na stoliku stał świecznik, ale jeszcze świece nie były zapalone. Na dwóch krzesłach położone zostały czerwone poduszki. Zauważył także bukiet róż, który leżał na obrusie. Musiał przyznać, że nie pomyślał o kwiatach. Tu wszystko było gotowe. Skierował się zatem do kuchni, by pomóc Helenie w ostatnich przygotowaniach. Miał nadzieję, że wysiłki się opłacą i chociaż odrobinę jego stosunki z Luminą się ocieplą.
***
Kasperowi po długich poszukiwaniach udało się znaleźć Luminę, która siedziała w bibliotece. Przeglądała właśnie książkę, kiedy do niej podszedł i usiadł obok. Spojrzała na niego.
– Co czytasz?
– Nawet nie wiem, to już trzecia książka, którą przeglądam. Szukam jednej informacji, ale nic nie mogę znaleźć. Nawet nie jestem pewna, czy tu będzie – odpowiedziała zrezygnowana, zamykając książkę.
– To o Cieniowładcach – zauważył, widząc tytuł. – Czego konkretnie szukasz? Trochę już książek przeczytałem o nich, bo wiesz, kiedyś lubiłem mroczne historie.
– Mam pewne podejrzenie. Pamiętasz, jak mówiłam ci o pamiętniku i wzmiance o ukradzionym przedmiocie?
– To nie było tak dawno, a pamięć mam dobrą – szepnął. Uśmiechnął się szeroko.
– Chyba wiem, co zostało skradzione, ale nie wiem, czym to jest. Bo to taki kamień mniej więcej takiej wielkości – rozsunęła ręce na szerokość mniejszą niż barków – z jednej strony jest jasny, ale z drugiej ciemny. Według mnie jest magiczny, odchodziły od niego smugi.
– Chyba wiem, co to jest. Poczekaj tu chwilę.
Kasper podszedł do półki, gdzie wcześniej widział książkę, którą przeczytał już jakiś czas temu, właściwie to jeszcze w Tantis, ale tu w czasie szukania kolejnej lektury do przeczytania, rzuciła mu się w oczy. Jako jedyna miała symbole księżyca i słońca wytłoczone na grzbiecie. Delikatnie ją wyjął i podszedł do Luminy.
– Legendy? – zdziwiła się.
– W każdej legendzie jest ziarno prawdy, w każdym razie tu na pewno pojawił się opisany przez ciebie kamień. Tylko niech ja znajdę tę legendę – powiedział, zaczął przekładać strony. Cichy szelest kartek i ich oddechy były jedynymi dźwiękami, które przerwał dopiero przy setnej stronie głos Kaspra.
– Legenda o Kamieniu Blasku i Cienia – szepnął. – Nie należała do moich ulubionych historii.
– Nie znam jej, wiesz, jakoś nigdy nie czytałam legend czy baśni – wyznała.
– Nawet w dzieciństwie? – zdziwił się.
– Wiesz, jako bajki na dobranoc słuchałam historii Astonii, więc nie.
– W takim razie właśnie jedną poznasz – powiedział, kładąc przed nią księgę. – Przeczytaj ją.
Patrzył, jak Lumina przebiega wzrokiem po tekście.
***
Dawno, dawno temu, kiedy na świecie jeszcze panowała magia, a czarodzieje swoją sztuką wzbudzali podziw, na dwóch brzegach rzeki rozciągała się wioska. Jej strony łączył solidny most. Żyli spokojnie, aż na niebie pojawił się niezwykły kamień, który leciał w kierunku ziemi. W czasie spadania rozdzielił się na trzy części. Jasną, ciemną i kamień, który wyglądał jak ich połączenie. Na lewym brzegu rzeki opadł jasny kamień, a na prawym ciemny, ale ostatni odłamek wylądował w rzece. Niedługo później okazało się, że kamienie te w swojej istocie zawierają moc. Jasny dawał władzę nad światłem, a ciemny nad cieniami. Długo trwały próby okiełznania jej, lecz bez powodzenia. Wszystko zmieniło się, kiedy pojawiła się tajemnicza postać. Nikt nie wiedział, kim jest, ani skąd przybył. Stanął na moście. Nazywali go Bezimiennym. Ludzie omijali go szerokim łukiem, wszyscy się bali, do czego byłby zdolny. Po trzech dniach nieruchomego stania na moście mężczyzny, rada zdecydowała się wysłać ochotnika do nieznajomego.
– A zatem wreszcie znalazł się jeden odważny – powiedział przybysz. .
– Dlaczego stoisz na tym moście? – zapytał.
– Nie domyślasz się, dlaczego stoję na środku mostu? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Bo właśnie w tej rzece znajduje się kamień, który spadł z nieba – stwierdził.
– Zgadza się, podzielony został na trzy części. Lecz ta jest najsilniejsza, bo łączy blask i cień ze sobą. Jeśli wyłowisz kamień, nie pożałujesz tego, zapewniam cię.
– Dlaczego mam ci wierzyć? – zapytał ostrożnie.
– Zrobisz, jak uważasz. Ja nie będę cię do niczego zmuszał. Jeszcze trzy dni będę tutaj stał i tyle masz czasu na podjęcie decyzji.
Ochotnik ze zdziwieniem spojrzał na mężczyznę i oddalił się od niego. Nie mówiąc nic nikomu, wrócił do swojego domu, by przemyśleć słowa starca. Ludzie próbowali się dowiedzieć, co mu powiedział tajemniczy mężczyzna, lecz wszystkich zbywał. Przez trzy dni myślał, czy powinien podjąć ryzyko. Bał się o przyszłość nie tylko swoją, ale także rodziny, jednak im dłużej myślał, tym bardziej chciał zanurkować. Ostatniego dnia długo rozmawiał ze swoją żoną, która zgodziła się z jego decyzją. Przyszedł do starca, jak trzy dni wcześniej.
– Widzę, że podjąłeś decyzję – bardziej stwierdził, niż zapytał mężczyzna.
– Zgadza się, wydobędę kamień z dna.
Starzec tylko kiwnął głową. Mężczyzna zanurkował, podwodne prądy szarpały nim, kiedy usiłował dotrzeć do kamienia. Nie zamierzał się jednak poddawać, kiedy dopłynął do kamienia. Zaparł się nogami, by wyrwać go z dna. Ten niemal od razu wyszedł. Jednak walka z prądami trwała dalej, kamień ciążył mu i sprawiał, że trudno było wypłynąć mężczyźnie na powierzchnię. Płuca go paliły. Jego głowa wynurzyła się nad wodę, a on dotarł do brzegu, wyczerpany, ale żywy. Podszedł do niego starzec z mostu, ludzie patrzyli na całą scenę w szoku.
– Związuję cię z tym kamieniem – powiedział, jednocześnie nacinając dłoń mężczyzny. Ten nie miał nawet siły protestować. Jego krew opadła na kamień. – Podobnie jak związuje wszystkich tu obecnych z dwie połowami, ci po prawej stronie rzeki będą władać cieniem, zaś ci po lewej blaskiem, lecz tylko w tobie będzie moc blasku i cienia. W tobie i w twoich przodkach. Chrońcie kamienie, a nigdy nie stracicie mocy, którą wam dałem – ogłosił, wstając.
Jak niespodziewanie się pojawił, tak szybko odszedł z wioski, zostawiając ludzi samych z nowymi mocami. Ci, którzy znajdowali się po prawej stronie rzeki mieli oczy czerwone, lecz ci po lewej błękitne, jednak nie wszyscy je mieli, podobnie jak moc, co odkryto wkrótce wraz z początkowymi próbami okiełznania magii. Ludzie przyzwyczaili się do nowej sytuacji, a ochotnik stanął na czele rady władającej wioską.
Lumina przerwała czytanie i spojrzała z niedowierzeniem na Kaspra. Nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa. Nie potrafiła pojąć, jak legenda mogła odpowiedzieć na tyle pytań, a jednocześnie stworzyć nowe.
– To, przecież wyjaśnia, jak powstali Cieniowładcy – szepnęła. – I to znajdowało się wśród tych książek, wszyscy mieli to na wyciagnięcie ręki.
– Nikt nie wziąłby tego za prawdę, bo to legenda, ale jeśli widziałaś ten kamień, to jest w niej więcej prawdy niż wszyscy myśleli – Wzruszył ramionami. – Powstało wiele historii o pojawieniu się Cieniowładców, trudno było znaleźć tę, która byłaby najbliższa prawdy.
– Chyba masz rację, ale zastanawia mnie jedno, skoro są Cieniowładcy, to dlaczego nie ma Blaskowładców, przecież według tego powinni istnieć, a nigdy nawet o nich nie słyszałam.
– Na podstawie tej historii powiedziałbym, że musiał zostać zniszczony jasny kamień – stwierdził. – Nie widzę innego wyjścia.
– To miałoby sens, o ile oczywiście wierzyć tej historii, chyba jednak powinniśmy pamiętać, że to legenda i raczej niewielka jej część jest prawdą, nawet jeśli widziałam kamień z tej opowieści.
– I myślisz, że to właśnie on został skradziony?
– Tak myślę, nie mogę mieć pewności.
– Właściwie to, gdzie go widziałaś? – zapytał zainteresowany. Lumina pokręciła głową.
– Wybacz, ale nie ufam ci na tyle. Przepraszam, Kasprze.
Chłopak kiwnął głową. Lumina spuściła wzrok, widziała w jego oczach żal, ale nie mogła powiedzieć mu prawdy.
– Nie musisz mnie za to przepraszać, sam pewnie na twoim miejscu postąpiłbym tak samo.
Lumina uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
– Chyba powinnam poszukać Seweryna, nie widziałam go już od dłuższego czasu.
– Ale wcześniej chciałbym ci coś pokazać, proszę – powiedział.
– Co takiego? – zapytała zaciekawiona.
– To niespodzianka, ale zapewniam, że się nie zawiedziesz. Ciesz się, że ci nie zawiązuję oczu.
– Chodźmy, chcę zobaczyć, co to za niespodzianka, ale potem pójdę do Seweryna.
– Zapewniam cię, że wcześniej on przyjdzie do nas.
Lumina poczekała aż Kasper odłoży książkę na półkę. Wyszli razem z biblioteki. Dziewczyna podążała tuż obok niego.
– Już nie boisz się, że zobaczą nas razem? – zapytał zaczepnie.
– Chyba przestało mnie to obchodzić, wiesz skoro już nawet w kuchni byłam, to raczej widok mnie z tobą, nie będzie jakimś szczególnym zaskoczeniem, chociaż pewnie babci się to nie spodoba.
– Jestem w szoku, ale cieszę się, że zrobiłaś ten krok. Teraz tym bardziej zasługujesz na niespodziankę.
Nagle za rogu wyszedł Seweryn.
– Szukałem was, a właściwie ciebie, Lumino – powiedział z szerokim uśmiechem.
– Jeszcze będzie okazja – zapewnił Kasper, łapiąc wzrok dziewczyny.
– Okazja do czego? – zapytał książę. Patrząc raz na przyjaciela, raz na narzeczoną.
– Nie bądź taki ciekawski – odparł. – Do zobaczenia. Ja was już zostawiam.
Lumina popatrzyła, jak Kasper odchodzi. Spojrzała na Seweryna, który podał jej swoje ramię.
– Chodźmy, chciałbym ci coś pokazać – rzucił.
Lumina uśmiechnęła się lekko.
– Mam ci wiele do opowiedzenia, ale lepiej nie tutaj – stwierdziła.
– Mam idealne miejsce do rozmowy, właśnie tam zmierzamy, mam nadzieję, że ci się spodoba.
– Pewnie tak – odpowiedziała. Między nimi zapanowała niezręczna cisza, kiedy przemierzali kolejne korytarze. Lumina popatrzyła na Seweryna, który patrzył przed siebie. Wydał jej się zamyślony. – Co robiłeś? – przerwała ciszę.
– Za chwilę się przekonasz, już niedaleko.
– Mam pewne podejrzenia, Kasper miał mnie zająć na czas przygotowywania niespodzianki, prawda?
– Tak, zgadza się, potrzebowałem trochę czasu, by ją przygotować, ale myślę, że efekt jest tego wart – rzekł, kiedy weszli do ogrodu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro