Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział*21

Damonie coraz bardziej dłużyła się droga przez las. Kopnęła niewielki kamień, patrzyła, jak toczy się po ziemi. Zwykle cieszyły ją spacery po lesie, ale tym razem atmosfera sprawiała, że chciała, aby wreszcie dotarły na miejsce. Drzewa wydawały się nie mieć końca. Nie spodziewała się, że ten las jest tak wielki. Stanęła jak wryta, kiedy zobaczyła skałę w kształcie przewróconego serca. Mogła przysiąc, że już ją mijały. Spojrzała na babcię, która szła dalej przed siebie, nie przejmując się, że Damona się zatrzymała. Dziewczyna postanowiła zaznaczyć miejsce i ustawiła z gałązek na ziemi kształt strzałki. Skierowała się dalej za starszą kobietą. Nie zwalniały nawet na chwilę. Słońce znajdowało się coraz wyżej nad horyzontem. Cienie stawały się krótsze. Maszerowały dalej, aż Damona zobaczyła po raz kolejny skałę w kształcie przewróconego serca. Spojrzała na ziemię, dostrzegła strzałkę.

– Babciu! – zawołała.

Morgana odwróciła się w jej stronę.

– Słucham? Coś nie tak?

– Nie, to znaczy tak. Mijamy po raz trzeci tę skałę, wygląda tak samo. Nawet gałęzie dalej są obok. To jakaś iluzja czy kręcimy się w kółko?

– Masz rację, to iluzja, ale ona nie jest tu – wskazała dookoła.

– Jak to nie? To dlaczego wydaje się, że kręcimy się w kółko?

– Tym razem jest to związane z umysłem. To może lekko cię zaskoczyć, ale Cieniowładcy w pewnym stopniu potrafią nagiąć umysł innych.

– Tak, jak zrobiłaś ze strażnikami? – zapytała niepewnie.

– Tak, właściwie tak. Jest to jednak dużo trudniejsze od tworzenia iluzji – zaczęła tłumaczyć.

Damona usiadła na ziemi, szykując się na dłuższe wyjaśnienia. Patrzyła na starszą kobietę, która usiadła na zwalonym pniu.

– Pamiętasz, jak mówiłam ci, że cień jest między iluzją a rzeczywistością?

– Tak, pamiętam – zapewniła.

– Cienie są przepełnione magią, ale mają też głosy...

– W to trudno mi uwierzyć. Jak to mają głosy? – przerwała kobiecie, czego od razu pożałowała, kiedy babcia spojrzała na nią karcąco. Jednak nie zwróciła jej uwagi, lecz tłumaczyła dalej:

– Może nie jest to do końca dźwięk, bardziej jest to związane z przeczuciem. Musisz wiedzieć, że w każdym cieniu znajduje się cząstka osoby, do której należy i właśnie to się wykorzystuje przy naginaniu umysłów – powiedziała.

Damona dalej niewiele rozumiała ze słów babci, to wszystko wydawało jej się na granicy logiki. Czuła, jakby umykał jej jakiś ważny element, który pozwoliłby pojąć sens dziewczynie. Patrzyła lekko zagubionym wzrokiem na Morganę.

Kobieta westchnęła. Lekko pokręciła głową.

– Widzę, że dalej nie rozumiesz. Wyobraź sobie morze. Cienie są jak morze, z wierzchu nie widać wiele, ale pod powierzchnią znajdują się... skrawki lęków, marzeń, pragnień, myśli. Cieniowładcy niejako potrafią sprawić, że jakiś lęk czy myśl wypłynęły na powierzchnię. Przykładowo wśród cieni strażników znajdowała się potrzeba snu, więc delikatnie pomogłam im zrozumieć, że chcą spać i że mogą to zrobić.

Damona dopiero teraz zaczynała rozumieć, o co chodzi babci.

– Czyli tym razem strach przed zgubieniem wypłynął na powierzchnię i dlatego kręcimy się w kółko.

– Ty kręcisz się w kółko, dla mnie teren się zmienia – stwierdziła. Wstała z drzewa i spojrzała z góry na wnuczkę.

– To, co mam zrobić, żeby się od tego uwolnić?

– Lepszym pytaniem byłoby, czego nie możesz robić. Musisz oczyścić umysł. Niech myśli swobodnie przelatują, lecz żadna nie zostaje na dłużej. Początkowo to może być dość trudne, więc skup się na tym, co rzeczywiste. Na przykład bólu, to pomoże ci przestać myśleć o innych rzeczach – stwierdziła. Dziewczyna nie była zachwycona przykładem z bólem, czuła, że babcia nie wybrała go bez przyczyny. Lekko zadrżała, ale na szczęście wiedziała, o co chodzi babci.

Galon w czasie nauki szermierki nie raz kazał jej oczyścić umysł, by żadne emocje czy myśli nie przeszkodziły jej w skupieniu się na walce. Miała wtedy głównie polegać na intuicji wyćwiczonej w czasie ćwiczeń. Jedynymi myślami, jakie akceptował, były te związane z samą walką. Jednak głównie chciał, aby pozwoliła nieść się walce i zaufała swoim umiejętnościom. Chwila wahania to było coś, czego nie pochwalał. Za każdym razem, kiedy zauważył, że dziewczyna zaczyna się rozpraszać, musiała powtarzać podstawowe ruchy w sekwencji, jednocześnie śpiewając dzieciną piosenkę Miała sroka dwa ogony. Dziwnie się wtedy czuła, ale nie była w stanie jednocześnie myśleć i śpiewać.

– Nie będzie z tym problemu – zapewniła. Zaczęła śpiewać piosenkę. Do ręki wzięła jeden sztylet i zaczęła nim obrać w dłoni. Znajome ruchy ją uspokajały. Nie zwracała uwagi na zaskoczone spojrzenie Morgany, która po chwili się uśmiechnęła.

Skierowały się w dalszą drogę. Towarzyszył im śpiew Damony. Rytmiczna i prosta melodia niosła się wśród drzew. Damona dostrzegała, że wokół las się zmienia. Stawał się coraz gęstszy, pomiędzy gałęziami przechodziło mniej światła.

***

Senton wraz z Lilią szli już od dłuższego czasu po śladach końskich kopyt. Przez dłuższy czas nie odzywali się do siebie. Mężczyzna zacisnął usta w wąską kreskę. Nie chciał przeszkadzać Lilii, która była skupiona na swoim zadaniu. Miał nadzieję, że wkrótce dotrą na miejsce. Miał serdecznie dość przedzierania się między drzewami i krzakami. Jakoś nie szczególnie przepadał za naturą. Strzepnął kolejną mrówkę, która wędrowała po jego nodze. Spojrzał na Lilię, która zatrzymała się gwałtownie. W pierwszej chwili nie wiedział dlaczego, lecz kiedy spojrzał trochę niżej, zauważył ciernie, które ciągnęły się przez wiele metrów.

– To nie wygląda normalnie – zauważył.

– I nie jest. Zdziwię cię jeszcze bardziej, one przeszły przez środek tych krzewów – powiedziała. – Ślady kopyt na to wskazują.

– Czyli podejrzenia się potwierdziły. Naprawdę są Cieniowładczyniami – zauważył.

– Niekoniecznie, do przejścia przez te krzewy nie potrzeba mocy – zapewniła. Senton uniósł zaskoczony brwi.

– Skąd o tym wiesz? – zapytał. Nie spodziewał się, że Lilia ma wiedzę na temat magii. Zaskoczyło go też, że kobieta zasłania oczy koniom.

– Kiedyś może ci powiem, ale teraz musisz mi zaufać. – Wyciągnęła w jego kierunku dłoń. – Zamknij oczy i pod żadnym pozorem ich nie otwieraj, dopóki ci nie powiem.

Senton miał do niej wiele pytań, ale wiedział, że Lilia mu nie odpowie. Podał dłoń kobiecie, dotyk jej skóry napełnił go spokojem. Zamknął oczy, na powiekach czuł przyjemne ciepło promieni słońca przebijających się między koronami drzew. Zaczęli iść. Senton zrozumiał, że przeprowadza go przez krzewy, nie potrafił pojąć, dlaczego nic nie czuje. Myślał, że nadejdzie ból, lecz szedł, jakby to była zwykła ścieżka. Nie wiedział, ile już tak idą. Wydawało mu się, że minęło kilka minut. Z trudem powstrzymywał się, by nie otworzyć oczu. Czekał na znak od Lilii. Zatrzymali się.

– Możesz już otworzyć oczy – stwierdziła.

Senton pierwsze, co zauważył to twarz kobiety. Znajdowała się tuż przy nim. Odgarnęła niesforny blond kosmyk z czoła.

– Widzę, że nie wszystkie twoje sekrety odkryłem.

– Nie odkryłeś nawet ich małej części, Sentonie. Ruszajmy dalej.

Senton nie wiedział, jak powinien zareagować na słowa kobiety. Uznał, że nie ma sensu prosić, by coś mu zdradziła. Zaczął się zastanawiać, czy cokolwiek, co o niej wie, jest prawdą. Oczywiście, że ją sprawdzał jak każdego, kto dla niego pracował, ale teraz miał wątpliwości, czy nie dostał informacji, które chciał znaleźć. Wszystko wydawało mu się teraz zbyt idealnie do siebie pasować. Trudna przeszłość, umiejętności, nawet umowa z bogami. Zarabiał na informacjach, a teraz czuł się, że przegrał. Jak cierń utkwiło w nim to przekonanie i rosło z każdą chwilą.

– Jesteś dobry, ale nie dość dobry – usłyszał jej głos.

– Mówiłaś coś? – zapytał skołowany.

– Nie, musiało ci się przesłyszeć – zapewniła. Szła dalej bez słowa.

Senton podrapał się po głowie, ale nie skomentował tego. Może to sobie wyobraził, a może nie? Wątpliwości kotłowały się w jego głowie. Może głos miał rację i nie był dość dobry? Może powinien zrezygnować ze zleceń i wycofać się z tego biznesu? Miał przecież dość pieniędzy, by na spokojnie oddać władzę w ręce Lilii, a samemu wreszcie się ustatkować i wieść spokojne życie.

– To dlaczego tego nie zrobisz? – usłyszał szept.

Popatrzył na Lilię, która szła przed nim. Nie zamierzał znowu przyznawać się do omamów. Chciał jak najszybciej opuścić to miejsce, bo czuł, że to przez ten las słyszy głosy w swojej głowie. Jednak przyznał ze zgrozą, że się nie mylą. Dlaczego miałby tego nie zrobić? Nic go nie powstrzymywało. Zostawiłby Lilii swój interes, wiedział, że da radę go poprowadzić. Zadanie dla Królowej Matki mógł oddać w jej ręce. Widać, że już nie był w najlepszej formie. Przyznawał to, skoro nawet proste zadanie sprawiało mu problem. Zatrzymał się. Wątpliwości coraz bardziej kotłowały się w jego myślach. Patrzył na oddalającą się postać kobiety. Z każdą chwilą coraz bardziej utwierdzał się, że się już do tego nie nadaje. Podjął decyzję. Może powinien powiedzieć Lilii? Nie, lepiej, żeby się nie rozpraszała, stwierdził w myślach. Już i tak znikła z jego oczu. Skierował się w kierunku zamku.

Nawet nie zauważył, kiedy znalazł się na oświetlonej słońcem polanie. Dotknął swojej głowy, która zaczęła go boleć. Nie miał pojęcia, jak się tutaj znalazł, jedynie uczucie chęci porzucenia wszystkiego nie dawało mu spokoju. Zaczynał sobie przypominać, że ruszyli po śladach kobiet, ale natrafili na krzewy i Lilia go przez nie przeprowadziła, lecz co się stało dalej, nie wiedział. Usiadł na trawie i zaczął myśleć, co powinien zrobić. Wątpił, żeby dał radę sam przejść przez krzewy i trafić do Lilii. Nie chciał jej zostawiać z tym samej, ale teraz wiedział, że byłby w stanie jej nawet pomóc. Podrapał się po głowie, która dalej pulsowała bólem. Miał nadzieję, że kobieta sobie poradzi. Przeszły go dreszcze, kiedy spojrzał na las, który namieszał mu w głowie. Skierował się w stronę zamku, jedyne co teraz mógł zrobić dla Lilii, to modlić się, by bogowie pomogli jej opuścić ten przeklęty las. On sam postanowił udać się do Królowej Matki, by złożyć raport.

***

Lilia uśmiechnęła się lekko, kiedy usłyszała pytanie od Sentona. Nie musiała długo czekać, aż zawróci. Wiedziała, że już nie podąży po jej śladach. Nie byłby w stanie. Cieszyła się, że Senton nie odkryje prawdy o Damonie.

Usłyszała śpiew. Lekko się zdziwiła, słysząc dziecięcą piosenkę. Przyśpieszyła, liczyła za chwilę zobaczy Damonę. Jej śpiew trochę ją uspokoił. Wyglądało na to, że dziewczyna radzi sobie w zaskakujący sposób z zaklęciem panującym nad tą częścią lasu. Nagle śpiew umilkł. Podejrzewała, że musiały dojść na miejsce. Między drzewami ujrzała niewielką chatę, która z zewnątrz wyglądała na zniszczoną. W kilku miejscach odpadły dachówki, a zgniłe liście leżały na dachu. W oknach brudne szyby oblepione były pajęczynami.

Spojrzała na Damonę. Nie uszły jej uwadze ślady na nogach. Zauważyła krwawe plamy na tkaninie. Później swój wzrok skierowała na Morganę. Zamknęła oczy na chwilę, usiłując odpędzić od siebie smutne wspomnienia. Dotknęła dyskretnie nadgarstka. Wyczuła pod palcami cienką bliznę, pamiątkę po dawnym życiu. Zauważyła, że wiek nie wpłynął na Morganę najlepiej. Liczne zmarszczki szpeciły jej twarz, ale spojrzenie miała równie szalone jak przed laty.

– Już nic ci nie zrobi – szepnęła cicho do siebie.

Przyjrzała się ponownie Damonie, która weszła do środka chaty. Dostrzegała jej ruchy przez brudną szybę. Domyśliła się, że sprząta. Wiedziała, że zajmie to kilka godzin. Wspięła się powoli na drzewo. Ostrożnie stawiała nogi na kolejnych gałęziach, by w końcu usiąść wygodnie i obserwować kobiety. Musiała czekać na zapadnięcie zmierzchu. Nie wiedziała, ile jeszcze mocy zostało w Morganie, ale nie odważyłaby się zbliżyć do niej za dnia. 

Hejka, Słodziaki! Tym razem rozdział krótki, ale myślę, że się nie zawiedliście. Miłego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro