Rozdział*7
Lumina usłyszała pukanie do drzwi. Niechętnie odłożyła książkę o dyplomacji. Wstała ze swojego miejsca. Za drzwiami zauważyła postać mężczyzny, który przybył do zamku z Damoną. Przybrała uprzejmy wyraz twarzy, który używała w ostatnim czasie rzadko.
– W czym mogę pomóc?
– Wybacz, że przeszkadzam, ale muszę z tobą porozmawiać, królewno. Moja córka, znaczy twoja siostra podejrzewa, że stoisz za otruciem jej sukni. Czy wiesz coś w tej sprawie?
– Ależ skąd. Nie wiem, dlaczego myśli, że to ja za tym stoję. Proszę, wejdź – zaprosiła go do środka.
Patrzyła na jego reakcję. Nie zdziwił jej zachwyt w jego oczach na widok pokoju. Komnata była ogromna, złotych ozdób nie brakowało. Dodatkowo w rogach pokoju stały rzeźby przedstawiające zwierzęta. Królewna posiadała również łoże z baldachimem. Pod oknem stało olbrzymie biurko z setką ozdób, oświetlone przez światło słoneczne.
– Musiała odnieść wrażenie, że jej nie lubisz, a wręcz nienawidzisz – wyjaśnił, siadając we wskazanym miejscu przez Luminę. Sofa ugięła się pod jego ciężarem.
– Możliwe, że to moja wina, nasze pierwsze spotkanie nie należało do najlepszych. Trafiła na zły dzień, a pierwsze wrażenie robi się tylko raz. – Uśmiechnęła się do niego. – Wszystko z Damoną w porządku?
Obserwowała w skupieniu jego twarz, szukając jakiejkolwiek oznaki, że coś jest nie tak. Jednak nic takiego nie zauważyła.
– Tak, przynajmniej fizycznie. Widać, że dla niej ta cała sytuacja jest dosyć ciężka. Dopiero tutaj przybyła, a już ktoś próbował jej zaszkodzić. To bardzo mnie martwi.
Kiwnęła głową w wyuczony sposób. Widziała, że jej rozmówca coraz bardziej się rozluźnia.
– Na pewno znajdziemy osobę odpowiedzialną za ten atak, a jeśli chodzi o Damonę, to liczę, że z czasem się do mnie przekona. W końcu jesteśmy siostrami – rzekła, ścierając ostatnie wątpliwości Galona, co zauważyła po jego reakcji. Uśmiechnął się z wdzięcznością i kiwnął głową.
– Cieszę się, że tak uważasz, królewno.
– Taka jest prawda. Do wczoraj nie wiedziałam, że istnieje, ale bardzo chciałabym bliżej ją poznać – skłamała.
– Na pewno się uda, tylko trzeba dać Damonie trochę czasu. – Galon wstał ze swojego miejsca i pokłonił się królewnie. – Pozwól, że się oddalę. Niestety obowiązki wzywają.
– To zrozumiałe. Dziękuję za rozmowę, moje drzwi są dla ciebie, panie, zawsze otwarte. Przyjaciele mojego ojca są moimi przyjaciółmi – zapewniła, niemal nie mijając się z prawdą. Istotnie przyjaciół ojca traktowała w miły sposób, owijając ich wokół palca jak marionetki. Tego od niej oczekiwano, tworzenia kontaktów i to właśnie robiła. Każdy bal był idealną planszą do gry pozorów, którą opanowała już lata temu.
***
Galon wyszedł z komnaty Luminy. Nie rozumiał jeszcze bardziej awersji córki względem niej, wydała mu się całkiem miła. W czasie drogi do króla analizował przebieg rozmowy, która przebiegła w sposób, który go pozytywnie zaskoczył. Liczył, że Damona da drugą szansę Luminie. Dalej nie mógł pojąć, jak mogła spróbować zemścić się na siostrze i to bez dowodów. Zastanawiało go, czy taka zmiana w jej zachowaniu jest spowodowana emocjami. Sam z trudem sobie z nimi radził, powrót do miejsca, którego nie widział od lat i strach, że sekret Damony zostanie odkryty, sprawiał, że coraz częściej marszczył brwi. Teraz jeszcze ten atak na nią. Nie potrafił zrozumieć, kto chciałby zranić jego córkę. W pierwszej chwili, gdy dowiedział się, że Damona została zaatakowana, chciał wraz z nią wyjechać z zamku. Jednak po rozmowie z królem zdecydował się jednak zrezygnować z tego pomysłu, licząc, że odnajdą winowajcę.
Zapukał do drzwi gabinetu.
– Proszę! – usłyszał znajomy głos.
Wszedł do środka. Król spojrzał na Galona.
– Coś nie tak?
– Martwię się. Damona była przekonana, że to Lumina stoi za otruciem. Jednak nie sądzę, by tak było, a skoro tak, to kto mógłby to zrobić? Boję się, że ktoś odkrył jej sekret – wyraził swój niepokój.
– Lumina? Nie sądzę, żeby zaatakowała Damonę. Nie miała powodu. – Zamilkł na chwilę. – Jednak również nie wydaje mi się, by ktoś odkrył jej sekret. Wie o nim tylko kilku ludzi i to najbardziej zaufanych. Żaden by nie zdradził, zapewniam cię, Galonie.
– Jednak nie możesz zaprzeczyć, że ktoś zaatakował moją... twoją córkę.
– Moi ludzie już zajęli się tą sprawą. Znajdziemy winowajcę, nie musisz się martwić.
– Martwię się jeszcze jedną rzeczą. – Spojrzał w oczy przyjaciela. – Damona pytała o drzwi. TE drzwi – rzekł.
– Postawię pod nimi straże. Nie dostanie się do środka. Lepiej, żeby nie dowiedziała się o niej.
– Dziękuję. Znam Damonę na tyle, by wiedzieć, że ciekawość potrafi u niej zwyciężyć ze zdrowym rozsądkiem. Podobnie było u ciebie.
– Tak, to ty byłeś tym rozsądniejszym z naszego duetu. – Podrapał się po szyi.
Galon delikatnie się ukłonił i skierował się do wyjścia, gdy tylko dotknął klamki, usłyszał pytanie:
– Galonie, myślisz, że powinienem z nią porozmawiać?
– Jeśli chcesz, żeby przestała cię traktować jak obcą osobę, to wręcz powinieneś. Radzę ci jednak unikać tematu Luminy.
– Może sytuacja z czasem się unormuje. Wiedziałem, że nie będzie prosto, ale tego się nie spodziewałem. Może powinienem Luminie wcześniej powiedzieć, to by się przyzwyczaiła do tej myśli.
– Nie ma co gdybać przyjacielu. Od gdybania sytuacja się nie zmieni.
– Już cytujesz powiedzonka naszego nauczyciela. Zdecydowanie się zestarzeliśmy. Ach, Galonie, zerknij, proszę, do dowódcy straży. Z tego, co wiem, to chciał omówić nowe strategie obronne.
– Oczywiście, a ty idź do Damony – rzekł, wychodząc.
***
Władca wstał od biurka, po czym ruszył do córki. Liczył, że dziewczyna zrozumie jego uczucia i decyzje, którą podjął już wiele lat temu. Musiał przed sobą przyznać, że przez ten czas ciągle o niej myślał i zdarzały się dni, gdy żałował, że wybrał takie, a nie inne wyjście. Przez głowę ciągle mu przechodziły myśli Co by było gdyby..., miał nadzieję, że uda mu się to pokazać Damonie. Chciał, żeby zaakceptowała go jako ojca, nawet jeśli przez większość jej dotychczasowego życia go nie było. Wziął głębszy oddech, próbując uspokoić serce.
Cały drżał, gdy pukał do jej drzwi. Nie musiał długo czekać na otwarcie ich. Ujrzał twarz Damony. Zauważył, że się zdziwiła jego obecnością. Nie mógł jej za to winić.
– Coś się stało? – zapytała.
– Nie, oczywiście, że nie. Chciałbym po prostu z tobą porozmawiać. Poznać cię lepiej – rzekł niepewnie. Czuł, jak wkracza na grząski grunt, po którym nie wie, jak się poruszać. Potrafił prowadzić rady, pertraktacje, przemawiać, a teraz gdy miał przeprowadzić rozmowę, bał się, że popełni błąd.
– Dobrze, proszę, siadaj, Wasza Wysokość. – Usiadła obok mężczyzny. – Co chciałbyś wiedzieć?
Lekko się skrzywił, gdy usłyszał swój tytuł. Nie sądził, że córka będzie go nazywać od razu tatą, ale już wolał panie czy królu.
– Może to głupio za brzmi, ale wszystko. Wiem, że to niemożliwe, ale liczę, że poznam, cię choć trochę.
– Masz rację, nie dowiesz się wszystkiego. Nie da się nadrobić dziesięciu lat.
Władca nie spodziewał się innej odpowiedzi. Jednak cieszył się, że zareagowała dosyć spokojnie.
– Wiem, że to niczego nie zmieni, ale myślałem o tobie każdego dnia. Zastanawiałem się, czy dobrze zrobiłem.
– Słowa nie znaczą tyle, co czyny, ale miałam szczęśliwe życie. Galon jest dla mnie dobrym ojcem. Nie wiem, czy odnajdę się w tym świecie pełnym zasad, ale próbuję, by odzyskać, co straciłam.
Król poczuł igłę w sercu, gdy nazwała tatą Galona. Miał przeczucie, że nigdy nie usłyszy, jak Damona nazywa go w ten sposób.
– Bardzo ci za to dziękuję. Na razie jak się czujesz w zamku?
– Nie jest jak w domu, ale odnajdę się, chociaż przy Luminie to trudne – wyznała.
Władca pamiętał o ostrzeżeniu Galona, by nie rozmawiać o drugiej córce z Damoną, jednak był ciekawy jej stosunku do niej.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Nie uwierzysz mi, królu, przecież dla ciebie Lumina jest ideałem córki – powiedziała z ironią.
Władca delikatnie się zmieszał. Czyżby chodziło o zazdrość?
– Wiem, że nie jest idealna. Nikt nie jest.
– A czy wiesz, królu, jak traktuje służbę?
Mężczyzna przez chwilę milczał, zdawał sobie sprawę, że czasami Lumina potrafi być dla nich wredna, ale przymykał na to oko. Nie raz słyszał plotki, ale nigdy żadna oficjalna skarga do niego nie przyszła. Nie reagował, bo uważał, że w ten sposób Lumina się od niego nie odsunie, chociaż ich kontaktu też nie nazwałby idealnym.
– Nie traktuje ich najlepiej, ale nie dzieje im się żadna krzywda – zapewnił.
– Poniżanie to nie krzywda? Popychanie to nie krzywda? To ja nie wiem, co według ciebie, Wasza Wysokość, nią jest – uniosła się.
Władca popatrzył na dziewczynę. Chciał zaprzeczyć, ale wiedział, że ma rację i to go tak bardzo zabolało. Przez lata był ślepy i pobłażliwy w stosunku do Luminy, ale myślał, że tak jest lepiej. Zawsze robiła to, czego od niej oczekiwał, z dumą mógł nazywać ją córką i przedstawiać ważnym gościom. Jednak zignorował problem, który narastał przez lata. Westchnął.
– Masz rację. To jest krzywda, a ja pozwalałem, żeby Lumina raniła ludzi.
– Dobrze, że do tego doszliśmy. Jednak jeśli ty nic z tym nie zrobisz, Wasza Wysokość, ja to zrobię. Nie będę tolerować jej okrutnego zachowania wobec służby, ty również nie powinieneś.
– Porozmawiam z nią – zapewnił. – Wiem, że myślisz, że jest zła, ale ona potrafi być inna.
– Jeśli to udowodni, to może w to uwierzę. Mógłbyś z nią także porozmawiać o firelisie. Gdybym nie miała pewności, że to ona za tym stoi, nie prosiłabym o to.
Król westchnął, ale się zgodził. W głowie miał kompletny chaos. Słowa Damony wydawały mu się rozsądne, ale na myśl o poważnej rozmowie z Luminą wygiął usta w grymas. Wiedział, że wcześniej był dla niej zbyt pobłażliwy, ale jego druga córka miała absolutną rację, im wcześniej ukróci jej zachowanie, tym lepiej będzie dla nich.
***
Lumina zdziwiła się pukaniem do drzwi. Drugi raz w ciągu godzin przerwała lekturę. Otworzyła drzwi i ze zdziwieniem ujrzała ojca. Nie spodziewała się go. Rzadko ja odwiedzał, o rozmowie mogła pomarzyć. Wpuściła mężczyznę do środka.
– Witaj, tato. Coś nie tak?
– Nie, ależ skąd. Przyszedłem z tobą porozmawiać.
Lumina się nie uśmiechnęła. Od dawna czekała na te słowa, ale tym razem wiedziała, że rozmowa nie będzie przyjemna. Domyśliła się, że to przez jej siostrę chce z nią porozmawiać. Odkąd Damona przybyła do zamku, tylko zaginiona córka króla była w centrum uwagi.
– Tylko nie mów, że o Damonie – rzekła.
– Po części tak, ale tu chodzi o ciebie.
– Coś ci naopowiadała na mój temat, tato? Wiesz, że mi zazdrości – skłamała.
– Uświadomiła mi, że ci pobłażałem. Nie nauczyłem cię szacunku do drugiego człowieka i chcę to zmienić.
Lumina z trudem opanowała spokojny wyraz twarzy. Nie potrafiła uwierzyć w to, co słyszy. Kiedyś liczyła, że usłyszy te słowa, lecz teraz, gdy się pojawiły przez Damonę, czuła tylko złość. Chciała powiedzieć, że to była gra, ale nie potrafiła, bo już dawno przestała wiedzieć, co jest prawdą a co kłamstwem. Właśnie dlatego tylko pokręciła głową i odpowiedziała:
– Oczywiście, że mam szacunek do innych ludzi.
– To kiedy ostatnio powiedziałaś dziękuję i proszę? Do służby?
Z trudem powstrzymała łzy, które cisnęły jej się do oczu. Zauważył ją przez siostrę, ale teraz Damona była najważniejsza. Widziała po jego oczach, że jest tu tylko przez nią. Czuła, że chciałby mieć tę rozmowę za sobą i znowu dostrzegać tylko jej wizerunek idealnej królewny.
– Możliwe, że zapomniałam, ale ja szanuję tych ludzi i pracę, którą dla nas wykonują – odpowiedziała. – Założę się, że to Damona próbowała ci wmówić, że jest inaczej. Jest tu ledwie dzień... ona nie ma o niczym pojęcia.
– Nie próbowała, w czasie rozmowy z nią sam doszedłem do tego wniosku. Chciałbym, żebyś nauczyła się, że to iż jesteśmy z rodziny królewskiej, nie czyni nas lepszymi.
Lumina kiwnęła głową. Chciała mu wykrzyczeć, że jakoś jej zachowanie nie przeszkadzało mu przez ostatnie lata. Spojrzała na twarz króla, próbując dostrzec cień emocji, lecz widziała tylko, że ojciec chce zakończyć tę rozmowę i uznać, że wszystko jest w porządku.
– Chciałbym porozmawiać o jednej rzeczy – zaczął niepewnie – chodzi o firelis. Masz coś z tym wspólnego?
– Ależ skąd – skłamała.
– Na pewno? – Patrzył wprost w jej oczy.
– Tak, na pewno. Może ktoś zrobił jej żart na powitanie w zamku – zaproponowała.
– Tak, możliwe. – Król przyjrzał się uważnie Luminie, która spuściła wzrok. – Lumino, może spróbujecie znowu ze sobą porozmawiać. Nie chcę, żebyście były sobie wrogami.
– Postaram się.
Spojrzała, jak ojciec wychodzi z komnaty. Opadła na kolana. Pierwszy raz od lat poczuła ból w sercu, którego od lat tak bardzo chciała uniknąć. Pragnęła, by wreszcie ją zauważył, lecz teraz nie miała na to szans, bo wróciła Damona. Opatuliła kolana rękami. Jej jedyną towarzyszką była samotność.
Hejka, tym razem krótszy rozdział, za to można trochę lepiej poznać Luminę (mam nadzieję, że wyszła naturalnie). Sporo zmieniłam w tym rozdziale, mam nadzieję, że na lepsze. Właśnie przez poprawki dodaję ten rozdział tak późno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro