Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział*29

Damona nie mogła uwierzyć, że Morgana nie pozwoliła jej zjeść śniadania. Głodna i wściekła dziewczyna przystąpiła do próby związania się z cieniem. Tym razem babcia postanowiła ją obserwować. Damonę to tylko bardziej stresowało.

Morgana wygodnie usiadła na pniu i patrzyła na zmagania Damony. Na je twarzy nie było nawet cienia uśmiechu, a zimne spojrzenie nie pozwalało dziewczynie się skupić na zadaniu. Minęła już godzina, kiedy bezskutecznie próbowała połączyć się z cieniem. Strach, jak kobieta może chcieć ją zmotywować, tylko utrudniał jej zadanie. Z każdą chwilą czuła, że Morgana nie wytrzyma. Wyczuwała to.

– Widocznie głód nie jest wystarczającą motywacją – odezwała się w końcu. Pod wpływem jej głosu Damona zadrżała.

Dziewczyna popatrzyła na kobietę. Zauważyła cienie, które się do niej zbliżały. Cofnęła się o kilka kroków. Te wyglądały jak węże. Doskonale widziała ich łuski. Złapała za sztylet. Szukała jakiegoś szczegółu, by móc uznać je za nieprawdziwe. Strach tego nie ułatwiał.

– Odwołaj je – zażądała.

– Nie mogę, musisz się uczyć, skoro twoja taktyka nie poskutkowała, czas na moją. Dałam ci dostatecznie dużo czasu.

Damona wzięła zamach i odcięła jednemu wężowi głowę. Ten jednak złączył ją ponownie z resztą ciała i sunął dalej w kierunku dziewczyny. Drugi również się zbliżał. Damona cofnęła się jeszcze bardziej. Rozejrzała się za drogą ucieczki, lecz tą zagrodziły jej cierniste krzewy. Nie wiedziała, czy da radę je pokonać. Z trudem mogła zebrać myśli. Starała się uspokoić i dojrzeć, że to iluzja, lecz wtedy poczuła ostry ból w okolicy kostki. Opadła na kolano i złapała się za ranne miejsce. Węże znikły, podobnie jak ciernie. Ściągnęła buta. Popatrzyła na swoją kostkę. Zauważyła dwa ślady, a od nich odchodziły dziwne ciemne ślady. Morgana podeszła do niej.

– Odejdź ode mnie! – rozkazała Damona, a jej serce biło szybciej ze strachu.

– Nie mogę, nie zostawiłabym cię. Jesteś moją wnuczką – powiedziała, a jej głos złagodniał.

– Boję się ciebie. Zostaw mnie w spokoju – poprosiła, trzymając się za ranne miejsce.

Patrzyła z przerażeniem na kobietę, która zbliżyła się jeszcze bardziej.

– Strach tylko przyśpieszy przepływ trucizny. Jad pomoże ci nawiązać kontakt z cieniami, kiedy ci się uda, usunę toksynę – powiedziała spokojnie.

Damona otworzyła szerzej oczy. Pokręciła głową. W oczach kobiety widziała czyste szaleństwo. Jak żałowała, że nie posłuchała Lilii, kiedy jeszcze miała ku temu okazję.

– A jeśli mi się nie uda? – zapytała ze strachem. Jej głos lekko zadrżał.

– Lepiej o tym nie myśleć – stwierdziła i pogładziła dziewczyne po głowie. – To potrwa kilka godzin, radziłabym ci się postarać, ból się zwiększa w miarę upływu czasu.

Damona patrzyła przerażona na cienie wędrujące wzdłuż jej nogi. Usiłowała skupić się na zadaniu, ale ból ją rozpraszał. Popatrzyła na kobietę, która spokojnie zaczęła obierać ziemniaki. Nie mogła w to uwierzyć. Prosiła w myślach, by Lilia była w pobliżu. Przed oczami latały jej ciemne plamy, a w głowie słyszała szum. Oparła się plecami o drzewo.

***

Lilia ocknęła się, nawet nie wiedziała, kiedy udało jej się zasnąć. Jej serce na chwilę zamarło, kiedy dostrzegła Damonę trzymającą się za kostkę. Nie mogła uwierzyć, że Morgana użyła Cienistego Węża.

Widziała, że Morgana obserwuje Damonę. Nawet na chwilę nie spuszczała z niej wzroku. Lilia czuła, że nie powinna czekać, ale nie poradziłaby sobie z nią, nawet jeśli kobieta była wyczerpana po stworzeniu Cienistego Węża, który był trudnym zaklęciem ze względu na jad, złożony z cienia. Tak bardzo chciała pomóc Damonie, ale nie odważyłaby się użyć cienia.

***

Damona nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Domyśliła się, że musi być to sprawka Lilii. Patrzyła na nieprzytomną kobietę. Szybko ubrała buta. Spróbowała wstać, musiała się od niej oddalić, ale ból przeszył jej nogę. Opadła na ziemię. Nie mogła się dziwić, gdyż przez ostatnią godzinę na skórze, która nabrała niezdrowego szarego odcienia, czarne rozgałęzienia się rozwinęły. W głowie zaczęła słyszeć jakieś szmery, których nie potrafiła zrozumieć.

Rozejrzała się dookoła, szukając czegoś, co mogłoby stanowić dla niej laskę. Niedaleko ujrzała gałąź. Przesunęła się do niej i przy jej pomocy próbowała ponownie wstać. Nie mogła tu zostać, domyślała się, że Morgana za niedługo się ocknie. Nie wiedziała, jak opuści to przeklęte miejsce. Miała nadzieję, że w drodze powrotnej nie będzie żadnych iluzji.

Kuśtykała powoli w kierunku konia. Wiedziała, że bez niego daleko nie zajdzie. Kilka razy się zatrzymywała, bo czarne plamy krążyły przed jej oczami. Wiedziała, że zwykle po ukąszeniu nie powinno się dużo ruszać, ale nie miała wyboru. Odwiązała cugle i przygotowała konia do podróży. Z trudem wsiadła na konia. Kiedy usiadła na nim, ruszyła powoli w kierunku zamku. Przytuliła się do szyi wierzchowca. Tkwiła na granicy świadomości. Głowa bolała ją coraz bardziej, podobnie jak noga. Przed oczami pojawiały się obrazy ciemnego miejsca. Nie rozumiała, co się dzieje, ale czuła, że chcą by ruszyła w ich stronę. Przyzywały ją, nie chciała tam pojechać, ale w miarę upływu czasu jej opór słabł, podobnie jak ona. Z trudem trzymała się konia. Skręciła w na północ, skąd wzywał ją mrok. Widziała cienie, które łapały ją. Nie wiedziała dlaczego, ale przez to czuła okropny ból. Jęknęła, kiedy na jej ręce powstała krwawa pręga od cienia, który złapał ją. Ból ją uprzytomnił. Musiała zawrócić, ale kiedy chciała to zrobić, nie utrzymała się na grzbiecie wierzchowca i opadła na ziemię. Cienie otoczyły ją, początkowo się szamotała, starając się wyrwać, ale nie miała na to siły. Nie miała siły na nic. Zamknęła oczy.

***

Wczesnym rankiem Galon po napisaniu listu do króla, który liczył, że kobieta wyśle, wyszedł z domu Kasandry. Wcześniej długo dziękował jej za pomoc. Nie sądził, że jeszcze tak bezinteresowni ludzie istnieją na świecie. Pomachał kobiecie, zanim idąc bocznymi drogami, ruszył na wschód w kierunku, który wcześniej wskazała mu Kasandra. Miał nadzieję, że Ksenon wraz ze swoimi ludźmi przestali kręcić się po mieście. Na wszelki wypadek nadsłuchiwał niepokojących dźwięków i od czasu do czasu rozglądał się w poszukiwaniu zagrożenia.

Wyjście z miasta nie stanowiło dla niego większego problemu. Bardziej obawiał się, że zobaczą go, kiedy będzie zmierzał do ukrytej ścieżki. Wziął większy wdech, zanim opuścił cień, który go ukrywał. Niemal biegiem skierował się na wschód. Liczył, że nikt go nie dostrzeże. Torba obijała się o jego biodro. Zobaczył wspomniane wcześniej drzewo z ogromna dziuplą, nie był w stanie go przegapić. Skręcił przy nim. Ścieżka faktycznie była dobrze ukryta. Gdyby nie wiedział, że tam jest, przegapiłby ją. Cześciowo porastały ją paprocie, jednak w miarę zagłębianie się w las była lepiej widoczna. Na razie nie zauważył nic niepokojącego. Nie wiedział, o co chodziło Kasandrze. Szedł coraz dalej. Robił kolejne kroki, nie zatrzymywał się.

Minęło kilka minut, zanim zauważył subtelną zmianę w otoczeniu. Gdyby nie wiedział, jak rozpoznawać iluzję najpewniej przestraszyłby się. Obok wydawało się coś się skradać. Liście poruszały się, zbliżając do niego. Umysł dodawał swoje dźwięki. Galon zatrzymał się na chwilę i wziął głębszy oddech. Przyjrzał się poszczególnym liściom, widział ich brak koloru, ruchy różniące się od tych naturalnych. Uśmiechnął się lekko. Nawet kiedy dostrzegł ślepia między drzewami nie przestraszył się. Ruszył dalej przed siebie. Zaczął się zastanawiać, czy w okolicy nie ukrywają się Cieniowładcy.

Dostrzegł Cieniotwór zdecydowanie groźniejszy od poprzedniej iluzji. Była to pajęczyna z olbrzymim pająkiem. Ten stwór był bardziej dopracowany. Widział nawet włoski na jego odnóżach, osiem oczu, które patrzyły na niego. Jego ruchy do złudzenia przypominały prawdziwego pająka.

Z trudem szukał różnic, które pozwoliłyby mu uznać go za iluzję. Nawet myślał o nim jak o pająku, na czym się przyłapał. Uratowała go pajęczyna, której poświęcono zdecydowanie mniej czasu. Była zbyt równa, by wyglądać na prawdziwą. Pewnie ruszył w jej kierunku, skupiając się właśnie na niej. Nie poczuł nic, kiedy przeszedł przez pająka. Uśmiechnął się z satysfakcją do siebie. Musiał przyznać, że mimo upływu lat, lekcje od Morgany pamiętał do tej pory. Zastanawiał się, jak Damona sobie radzi. Zdawał sobie sprawę, że Morgana jest surową nauczycielką, a jego córka bywała czasami rozkojarzona, ale liczył, że się dogadują.

Poczuł, na swoich plecach ostrze.

– Coś za jeden? – usłyszał pytanie. Głos należał do mężczyzny.

– Galon z Deanu, chciałem tylko przejść przez las – odpowiedział spokojnie, unosząc ręce do góry, chcąc pokazać, że nie ma złych intencji.

– No to nie przejdziesz, zapraszam – powiedział męski głos.

Galon nie zamierzał się wykłócać z mężczyzną, to też posłusznie ruszył przed nieznajomym. Zorientował się, że prowadził go do obozowiska, kiedy zauważył je między drzewami. Kiedy wszedł na jego teren, ludzie patrzyli na niego ze zdziwieniem. Starał się wyglądać w miarę swobodnie, ale nie wiedział, czego się spodziewać.

Trafił do ukrytego w lesie obozowiska Cieniowładców. Doskonale dostrzegła ich szkarłatne oczy, które niejednego potrafiły przerazić.

– Kto to jest? – usłyszał pytanie.

Lekko się zdziwił, kiedy dostrzegł właścicielkę głosu. Była to piękna kobieta z blond włosami i szkarłatnymi oczami. Jej twarz była pokryta niewielkimi zmarszczkami, a kiedy dokładniej się jej przyjrzał, dostrzegł bladą blizną na jej szyi.

– Znalezłem go niedaleko, przeszedł przez iluzje bez problemu – wyjaśnił.

– Myślę, że muszę z nim porozmawiać – powiedziała, po czym podeszła do Galona. – Zapraszam do środka.

Galon niepewnie ruszył za kobietą. Trochę go dziwiło, ze nie odebrali mu miecza, ale nie zamierzał im o tym przypominać. Wszedł do niewielkiego namiotu za kobietą, która wskazała mu miejsce naprzeciwko siebie.

– Jestem Deina – przedstawiła się.

– Galon. – Usiadł we wskazanym miejscu. – Przepraszam za to najście, chciałem tylko dostać się na granicę.

– Rozumiem, ale byłbyś tak miły i wyjaśnił, dlaczego nie szedłeś główną drogą?

– To ciekawa historia – zaczął. Opowiedział Deinie, jak poznał Ksenona i o zasadzce na niego. Ta nie przerywała jego historii, tylko od czasu do czasu kiwała głową. Dopiero kiedy skończył, przerwała milczenie.

– Teraz pojmuję, dlaczego zdecydowałeś się na ten ruch. Niestety już poznałam Ksenona. Razem ze swoimi ludźmi podszywają się pod nas. – W jej słowach ukryty był gniew. Głos delikatnie się uniósł. – Porywają dzieci, zaczęli od granicy, ale teraz przenieśli się także w te rejony. – Zatoczyła ręka półkole, by podkreślić swoje słowa. – Kontrolują przejście, przez co informacje nie mogą przechodzić poza tymi, które oni rozprzestrzeniają.

Galon kiwnął głową. Od początku wydawało mu się mało prawdopodobne, że Cieniowładcy porywają dzieci. W jego głowie pojawiło się jednak kilka pytań. Liczył, że Deina mu na nie odpowie.

– Co z nimi później robią?

– Z tego co wiem, to sprzedają za granicą. Jednak to, że oskarżyli nas, to nie jest przypadek. Na granicy od wielu lat zaczęliśmy żyć w zgodzie z tamtejszymi ludźmi, a potem pojawili się oni. Całe lata budowania zaufania prysły.

Zawahał się, czy powiedzieć Deinie prawdę o celu swojego przyjazdu. Odetchnął, zanim rzekł:

– Właściwie nie przyznałem się do jednej rzeczy. Król mnie tu wysłał, żebym zbadał tę sprawę. Dzięki tobie już część wątpliwości rozwiałem, ale dalej nie pojmuję, skąd wiedziano, że przyjadę. To od początku było zaplanowane.

– To musiała być ta sama osoba, która stała za tym pomysłem. Nie widzę innego wyjaśnienia. Mnie bardziej zaskakuje, że chcieli cię załapać, a nie zabić. Widać to po ich działaniu – stwierdziła aksamitnym głosem. Potarła dyskretnie brodę.

– Także mnie to dziwi, jednak skoro zależy im na bogactwie, to może chodziło o okup.

– Całkiem możliwe, przy okazji zyskaliby na czasie, by się ulotnić. Zauważyliśmy, że zaczęli się przygotowywać do podróży i to dalekiej. Najpewniej jadą, by sprzedać dzieci.

– Nie zdziwiłbym się, zaczęło być głośno o całej sprawie.

– Oni by się ulotnili, a wina spadłaby na nas. Idealne rozwiązanie dla nich. Teraz jednak muszę cię zapytać o inną sprawę. Skąd wiedziałeś, jak pokonać Cieniotwory? – zmieniła temat.

– No tak, zagalopowałem się z pytaniami. Nauczyła mnie jedna z was. Morgana.

– Morgana?! Wypluj to imię! – uniosła się. Wstała ze swojego miejsca. – To najgorsze zło. Kradła naszym moce. Kiedy się zorientowaliśmy, chcieliśmy ja złapać, lecz uciekła wraz z córkami. Anastazją i Mariolą – wyjaśniła, a w jej głosie słyszalne było poruszenie. Odetchnęła, zanim kontynuowała swoją wypowiedź. – Musisz wiedzieć, że kiedyś nie była taka. Jako potomkini Rodu Połączonych, władała blaskiem i cieniem, ale to jej nie starczało. Skierowała się w stronę cienia i chciała jeszcze więcej mocy. Zawarła nawet układ z Krainą Cieni. Jej dusza została skażona cieniem.

– Szlag! A ja zostawiłem pod jej opieka Damonę! Jak mogłem być tak głupi?! – wykrzyknął. Przeczesał włosy zdenerwowany.

– Damonę? A kto to jest? – zapytała zaciekawiona.

– Moja córka, no może nie tak do końca. Opiekowałem się nią, a Morgana to jej babcia. Miała ją nauczyć władania nad cieniami. Muszę tam wracać, może nie jest jeszcze za późno. – Podniósł się ze swojego miejsca.

– O nie, Galonie! Zostajesz tutaj! – zaprotestowała gwałtownie Deina, łapiąc go za ramię.

Galon pokręcił głową. Wyrwał się kobiecie. Widział, że Deina nie rozumie, jak ważna jest dla niego Damona. Nie mógł jej zostawić na pastwę Morgany. Wyrzucał sobie, że uwierzył, że kobieta chce pomóc wnuczce, tymczasem robiła to z czysto egoistycznych powodów. Co więcej była gotowa skrzywdzić Damonę dla mocy!

– Nie rozumiesz! – podniósł głos. Popatrzył na twarz Deiny, szukając na niej śladu zrozumienia. – To moja córka, nie mogę jej tak zostawić, kiedy wiem, co jej grozi.

– Nic nie poradzisz! Morgana jest niebezpieczna, radziła sobie z wieloma przeciwnikami. Wielu naszych zginęło z jej ręki, kiedy uciekała.

– I dlatego mam nic nie robić? Wolę zginąć, próbując – rzekł twardo. Patrzył prosto w oczy Deiny.

– Muszę chronić swoich ludzi, nie mogę ci pozwolić opuścić obozu. Przykro mi.

– Nikomu nie powiem, słowo rycerza – rzekł, dotykając prawą ręką piersi na wysokości serca.

– Wybacz, ale nie mogę na to pozwolić – powtórzyła stanowczo.

Galon z żalem w oczach patrzył na kobietę. Wyszedł z namiotu. Kopnął ziemię, po czym ruszył biegiem. Musiał coś zrobić! Musiał chociaż spróbować! Nie dotarł daleko, gdyż już po pięciu metrach przewrócił się na ziemię, kiedy wokół jego kostki owinął się Cieniotwór. Usiadł na ziemi, starając się poluźnić chwyt cienia.

– Zwiążcie go – rozkazała. – Przykro mi, Galonie. Musisz się uspokoić.

– Co mi ze spokoju? Zostawiłem córkę w łapach potwora i teraz nie mogę jej pomóc! – wykrzyczał.

Cieniowładcy patrzyli na niego. W ich oczach był żal. Współczuli mu.

Uderzył pięścią o ziemię.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro