Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie no on też?

Hejka, przepraszam was za tak długą nieobecność, ale nie miałam weny, no i teraz byłam na wyjeździe pięciodniowym, a raczej na weselu. Ale już jestem i wrzucam wam rozdział, mam nadzieję ze wam się spodoba.



Nie spałam całą noc, następnego ranka byłam strasznie ospała. - Rose, co ci sie dzieje? Jesteś jakby... - Zaczął Rasta - Jakbyś była, ale ciebie nie było - Powiedział El Matado wskazując na mnie widelcem na którym miał kawałek kiełbasy. - Martwię się o chłopaków - Mruknęłam w odpowiedzi - Może i ich porwano, ale komandosi już przeszukują wyspę. Na pewno ich znajdą - Powiedział  Meda, siedział z obok nas wraz ze swoją drużyną. - Boje się o nich - Powiedziałam, poczułam jak ktoś mnie obejmuje, był to Shaker - Na pewno nic im nie jest - Powiedział i pocałował mnie w czoło, wtuliłam się w niego.

Po śniadaniu które spędziliśmy nawet w miłej atmosferze mimo całej tej sytuacji. Poszliśmy w małej grupce na skryte boisko, a bardziej na halę. - Zagrajmy w coś żeby nie myśleć o tych porwaniach - Powiedział Meda, było z nami jeszcze kilkanaście osób z innych drużyn. Riano, Liquido, Dingan i wiele innych. Graliśmy w jedno podanie, na bramce stał El Matador. Około godziny 14 dołączyła do nas Narina oraz Timber. Nie wiedziałam ze potrafią tak dobrze grać. - Zaraz obiad, trzeba się zbierać - Powiedziała Narina. - Racja, zgłodniałam - Przyznałam jej rację, zaczęliśmy się zbierać, po pół godziny wszyscy byliśmy już na obiedzie, no nie powiem, znacznie mi się humor poprawił. Narina siedziała z nami, jednak nie było Timbera. - Ej chłopcy, Timber ma pokój ook was, nie widzieliście go? Miał przyjść zaraz po mnie... Przecież miał siedzieć z nami... - Powiedziała - To twój chłopak? - Spytałam - Narzeczony - Poprawiła mnie - Poszukajmy go - Zaproponowałam. 

Spotkaliśmy sie po godzinie szukania, bez skutków. - Go też porwali! - Krzyknęła Narina przybiegając do nas - Co? Jak to?! - Oburzył się mój brat - W naszym pokoju było wybite okno i ślady krwi - Powiedziała i rozpłakała się, przytuliłam ją. Płakała mi w ramie - Musimy coś zrobić, przecież oni wszyscy mogą zginąć. - Powiedziałam - Ale co? Komandosi ich nie znajdują! - Krzyknął Meda - Nie chciałam was martwić, ale uprzedniej nocy wyszłam z ośrodka... To był okropny pomysł, spotkałam grupkę ludzi... Chyba ludzi, bladzi, zgarbieni i prawie nadzy, wydawali dziwne odgłosy... jęki i chichoty... Później zaczęłam biec szybko do bazy, kiedy wpadłam zamknęłam drzwi, drapali je... - Powiedziałam. - To juz nie przelewki - Powiedział Scarra, on też szukał z nami. Teraz miał jakiś taki dziwnie przejęty głos. - Co masz na myśli? - Spytał Shaker - Zacznijmy ich szukać i spierdalajmy z tej nawiedzonej wyspy - Powiedział - Ale przecież komandosi.. - Nie dał dokończyć Narinie - Komandosi srosi, przed dwa dni ich nie znaleźli, kolej na nas. Mam wujka, co dziwnie brzmi ale umie wytriopić każdego, za dwie godziny tu będzie. - Powiedział - Wiesz... Nie myślałam ze to kiedyś powiem, ale... Dziękuję - Powiedziałam i lekko go przytuliłam. To takie dziwne, jeszcze dwa tygodnie temu klnęliśmy na siebie na boisku,a  teraz go przytulam. Odsunęłam się już od niego, Shaker podał mu rękę. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro