36
---Rose---
Wstałam o tej samej godzinie co zawsze, robiłam to co zawsze, nawet ubrania wybrałam takie same jak w środę tylko spódniczka była czarna, tak wiem to dziwne. Do szkoły pojechałam razem z Lukiem, o 16 mamy być w siedzibie i przygotować się do akcji. Z tego co wiem to Sky dzisiaj również nie będzie w szkole, szczerze powiem że trochę mnie to zaniepokoiło, jednak skoro tak postanowiła no to okej, po co mam się zamartwiać na zapas. Na lekcjach siedziałam w ławce z siostrą mojego chłopaka, dzień był spokojny aż do przerwy obiadowej, na której przyczepił się do mnie James.
-Witam, jak się ma nasza gruba świnia - widziałam jak Luke zacisnął pięści
-Witam, to odpowiesz jak się masz?
-Ty idiotko, myślisz ze jak zmienisz styl ubierania to będziesz popularna, zniszczę ci marzenia takie osoby jak ty nigdy nie będą ich mieć
-Zwisa mi popularność, wreszcie mogę być tym kim chcę, a jeśli ci to przeszkadza to wypierdalaj z tej szkoły
-Pożałujesz suko
-Masz rację jestem skromną, utalentowaną, kreatywną osobą
Mówiąc to usłyszałam śmiech na stołówce, a następnie trzask drzwi, usiadłam i zaczęłam jeść swoje jedzonko, usłyszałam jak Sofia mówi:
-Dobrze mu powiedziałaś
-Wiem
O 16 byłam już w siedzibie wraz z Lukiem i resztą, dostawaliśmy kamizelki kuloodporne, broń i takie tam, ja jak zawsze oczywiście powiedziałam ze nie założę tego gówna i nie założyłam. Jakieś 30 minut przez rozpoczęciem akcji, omówiliśmy jeszcze raz cały plan, który był bardzo prosty otóż podzieliśmy się na dwie grupy po 5 osób pierwsza grupa ma zająć kierowców, a druga przejąć ciężarówkę, nie chciałam niczego mówić ale miałam złe przeczucia, które niestety ale zazwyczaj się sprawdzają.Wracając do planu zajęcie się kierowcami jest trudniejsze dlatego w pierwszej grupie jestem ja Will, Nick, Patrick,Mike. Za torowaliśmy drogę ciężarówce i wyszliśmy w tym momencie co oni, chcieliśmy ich tylko zastraszyć, gdy wyciągnęli broń i zaczęli strzelać, my również tak zrobiliśmy, w całym tym zamieszaniu ciężarówka w spokoju zniknęła. Zobaczyłam jak jeden z nich celuje we mnie, nie miałam szans na ucieczkę więc spokojnie czekałam na to co nieuniknione zamknęła oczy i czekałam na śmierć, usłyszałam strzał jednak nie poczułam bólu, otworzyłam oczy i zobaczyłam Patricka z raną postrzałową w okolicach serca, moim zdaniem jakieś 3 centymetry od niego. Will zabił resztę i natychmiast pojechaliśmy do siedziby, gdzie mamy prywatny szpital. Nie wiem czy wam mówiłam, ale Luka z nami nie było ponieważ miał ważny telefon i nie mógł. Po akcji wróciłam do domu, chciałam zostać tam i czekać na jakieś wieści, ale mój przyjaciel mnie odesłał, mówiąc że zadzwoni w razie jakiś wieści. Do domu wróciłam w niezbyt dobrym humorze, postanowiłam trochę porysować, narysowałam jakieś kwiatki w wazonie. Potem obejrzałam kilka odcinków różnych seriali, żaden mnie nie zaciekawił więc tylko zmarnowałam czas, potem poszłam spać. Obudziłam się w nocy i usłyszałam grzmot, wiem że to dziwne, ale boję się burzy od kiedy skończyłam 10 lat wtedy piorun walnął w drzewo, które prawie na mnie spadło. Postanowiłam pójść do Luka, zapukałam i czekałam aż usłyszę:
-Proszę
-Cześć, czy mogłabym spać u ciebie
-Coś się stało Rose?
-Nie, ja po prostu boję się burzy
-Ty tak na serio? -śmiał się ze mnie idiota jeden, uderzył piorun, a ja podskoczyłam do góry, on widząc to powiedział -Och, wskakuj
Usnęłam przytulana przez Luka, który był zajebistym grzejnikiem.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Mam nadzieję ze rozdział się spodoba, życzę miłego powrotu do szkoły.
--Autorka--
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro