[11]
hey, hey,
hell is what you make, make,
rise against your faith, faith
Klatka piersiowa promieniowała bólem.
Miał dzień wolny i był to dzień nieprzyjemny. Zbyt cichy, zbyt przytomny, zbyt refleksyjny. W końcu, zamiast zapić sumienie, rzucił butelką o ścianę. Ściana była jeszcze bardziej brudna, on też czuł się brudny. Zużyty. Zbezczeszczony.
Przez okno wpadały promienie słońca.
Zapocona koszulka kleiła mu się do ciała, a czas przeciekał przez lepkie palce. Naczynie z wodą rozbiło mu się u stóp. Elegancki zegarek na jego pulsującym nadgarstku wskazywał piątą rano, zanim powinien.
Wbrew swojej woli znalazł się na kolanach, upadł, zmęczony całonocnym krążeniem, zmęczony życiem.
- Zabiję cię, skurwysynu! – przysięgał sufitowi, drżąc. – Zabiję.
Upadłszy na twarz, żalił się poduszce i znów groził.
this is gonna hurt
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro