Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

56 po raz drugi

Dodaje rozdział 56 drugi raz, ponieważ niektórym nie wyświetliło


Dwa dni temu wracając z uczelni dopadł mnie ulewny i zimny deszcz. Teraz leżę w łóżku i umieram. Koszmarnie boli mnie gardło, głowa i ogólnie wszystko. Na dodatek mam 39 stopni gorączki. Zebrałam się w sobie i postanowiłam pojechać do lekarza. Nigdy nie byłam osobą, która gdy naprawdę źle się czuła leczyła się sama, wolę pójść do lekarza i wyleczyć się raz a porządnie.

Dojechanie na miejsce zajęło mi jakieś dwadzieścia minut. W poczekalni od razu usiadłam na krzesło, ponieważ okropnie kręciło mi się w głowie, czułam jak robi mi się niedobrze, szybko podniosłam się i pobiegłam do toalety zwrócić resztki mojego śniadania.

Gdy wróciłam, ledwo idąc, jakaś miła pani przepuściła mnie w kolejce. Byłam jej naprawdę wdzięczna, ponieważ nie wiem jak długo bym tu wytrzymała. Zostałam przebadana i odesłana na dziesięć minut z powrotem na korytarz. Po upłynięciu tego czasu znów zostałam przywołana do gabinetu.

Usiadłam przy biurku na przeciwko Pani doktor.


- Dlaczego nie powiedziałaś, że jesteś w ciąży? - zapytała, a ja zaniemówiłam. Przecież nie jestem w ciąży! Robiłam test, a potem nie uprawiałam już seksu. - Na szczęście jedno z badań umożliwiło mi dowiedzenie się tego, muszę przepisać pani inne leki, te zaszkodziłyby dziecku. - nadal nie wiedziałam co mam powiedzieć. Lekarka chyba zauważyła, że jestem w ciężkim szoku.


- Nie wiedziała pani? - zapytała, a ja pokręciłam przecząco głową. - Nie zauważyła pani braku miesiączki? Lub nie miała pani innych objawów jak wymioty czy zachcianki? - znów pokręciłam głową. Oczywiście zauważyłam brak miesiączki, ale zwaliłam to na stres, którego miałam naprawdę dużo.


- Miałam ciężki miesiąc. - powiedziałam w końcu.


- Rozumiem. - pokiwała głową pisząc nową receptę - Proszę leżeć i nie wychodzić z domu do póki pani nie wyzdrowieje, mogłoby to się źle skończyć dla malucha. - powiedziała podając mi receptę. - I gratulacje. - Powiedziała z ciepłym uśmiechem, gdy ja już byłam przy drzwiach. Nie potrafiłam odwzajemnić pokiwałam tylko głową i powiedziałam ciche "dziękuję" i "Do widzenia" po czym opuściłam gabinet.

Wstąpiłam jeszcze tylko do apteki, aby wykupić leki po czym zamówiłam taksówkę, nie miałam ochoty tłuc się autobusami. Przez całą drogę do domu miałam w głowie tylko jedno zdanie ; "Jestem w ciąży." - Nie przecież to nie możliwe, to musi być jakieś nieporozumienie. Ale jeśli to prawda... Nie wiem co zrobię, mam już wystarczająco dużo problemów. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu, wygrzebałam go z kieszeni kurtki, spojrzałam na wyświetlacz, ale numer był nieznajomy, odebrałam z lekkim wahaniem.


- S-słucham. - wyjąkałam.


- Pani Monroe? - zapytał męski głos.


- Tak. - odpowiedziałam.


- Nazywam się Benjamin Fllyn, jestem komendantem policji. - Trochę się uspokoiłam, ale nie na długo, ponieważ miał jakiś powód aby do mnie dzwonić. - Chciałem poinformować panią, że wpadliśmy na trop Adama Martin, pojawił się w mieście, jesteśmy już bardzo blisko znalezienia go, byłbym bardzo wdzięczy jeśli przez następny tydzień nie wychodziła pani sama z domu. - Jeszcze tego brakowało, oparłam głowę o zagłówek fotela ciężko wzdychając, to za dużo na dziś.

- Dobrze, postaram się. - odpowiedziałam po krótkiej chwili. - Dziękuję za informację.

- Nie ma za co. Do widzenia, miłego dnia. - Nie odpowiedziałam tylko się rozłączyłam.

Taksówka zatrzymała się pod moim tymczasowym lokum. Na ile szybko się dało udałam się do mieszkania. Nadal nie było Nicka, który wyszedł wczoraj rano z kumplami, potem napisał, ze idzie na imprezę i będzie nocował u któregoś z nich. Cieszę się, ze przynajmniej on ma jakieś życie.



***


Leżałam na kanapie i wpatrywałam się w sufit. Wyjątkowo nie było słychani ani telewizora, ani radia. Byłam tylko ja i moje myśli. Nie dawno było prawie idealnie, a teraz wszystko się posypało. Kilka razy przez moją głowę przemknęło kilka myśli samobójczych, ale szybko je odrzuciłam. Jestem w ciąży, dziecko nic nie zrobiło, nie mogę go zabić. Nadal nie przyswoiłam tej informacji. Noszę w sobie dziecko Zayna, ale on prawdopodobnie nigdy się o tym nie dowie. Gdy tylko urodzę i Adam nie będzie już mi zagrażał, wyjadę stąd jak najdalej. Zastanawiałam się nad Australią, tam prawie zawsze jest słonecznie, a najlepsze jest to, że nikt mnie tam nie zna. Będę mogła rozpocząć nowe życie.

Usłyszałam szczęk kluczy i kilka głosów. Nick wrócił, ale najwidoczniej nie sam.

Zdziwiłam się, gdy chwile potem zobaczyłam Liama, Lucy i Nialla. Co oni tu robili?


- Hej słonko. - czarnoskóra podeszła do mnie mocno mnie przytulając. -Jak się czujesz?


- Okropnie. - powiedziałam zgodnie z prawdą.


-Cześć Sue. - przywitał się Niall. dawno go nie widziałam, ale on zapewne też uwierzył w ten stek bzdur. - Już wszystko wiem, przepraszam, że się nie odzywałem.

- W porządku - odpowiedziałam. Nawet cieszę się, że nie miałam z nimi kontaktu, potrzebowałam samotności.


- Wyglądasz jak gówno. - powiedział Nick.


- Dziękuję. - burknęłam do niego.


- Ale mamy, coś przez co wyzdrowiejesz. - wyszczerzył się po czym pobiegł do kuchni, by po chwili wrócić z kieliszkami, wódką, colą i szklankami. Wszyscy zdążyli już się rozsiąść. Dziwiło mnie to, że Liam nic nie mówił.


- Nie będę piła. - powiedziałam, gdy przede mną wylądował kieliszek z przeźroczystą cieczą.


- Wyluzuj trochę Sue! - powiedziała Lucy.


- Nie mogę pić, mam antybiotyk. - powiedziałam tylko część prawdy. Nie chciałam mówić o ciąży gdy byli tu Liam z Niallem, zbyt duże ryzyko, ze wygadają się Zaynowi.

Siedziałam tak pochłonięta własnymi myślami, nie zauważyłam nawet gdy na dworze zrobiło się ciemno, a goście opuścili nasze mieszkanie. Udałam się do swojego pokoju, siedząc na łóżku wpatrywałam się w okno, przez które widziałam latarnię i inny budynek.


- Powiesz mi ci się dzieje? - Do pokoju wszedł Nick, zajął miejsce obok mnie kładąc rękę na moim ramieniu.


-Ja tak dłużej nie mogę - powiedziałam, a mój głos zaczął się łamać. - Nie mogę. - poczułam na swojej twarzy łzy.


- Susanne co się stało? - zapytał zmartwiony.

Opowiedziałam mu w skrócie o telefonie od komendanta. Nie dawno postanowiłam wyjawić mu prawdę o mojej przeszłości, więc doskonale orientował się w sprawie.


- Złapią go, naprawdę nie masz się czym martwić. - próbował mnie pocieszyć.


- To nie wszystko. - powiedziałam spuszczając głowę, zaczęłam dławić się własnymi łzami. - J-j-jestem w -c-ciąży. - ledwie wypowiedziałam to zdanie.

Nick zamarł, pewnie teraz analizował całą tą sprawę.


- Kiedy się dowiedziałaś? - wyszeptał.


- Dziś, przez przypadek. - ukryłam twarz w dłoniach. - Ja mam już dość, co rusz pojawia się nowy problem, a stare wcale nie znikają. Nawet nie wiesz jak bardzo chcę teraz umrzeć.


- Nie możesz tak mówić! Masz mnie, Lucy, Jade, Alexa. Pomożemy Ci przez to przejść. Nie powinnaś się poddawać, jesteś silna, przetrwałaś tak wiele, wytrzymaj jeszcze trochę. Po nocy zawsze wschodzi słońce.


________________________________________________________


Przybijający rozdział, wiem. Ehhh, ale to nie jest jeszcze to wielkie BUM! Do tego jeszcze kilka rozdziałów.


Trochę was chyba zaskoczyłam z tą ciążą? :D


Przepraszam, ze rozdziały tak rzadko, ale wattpad na telefonie mi w ogóle nie działa, a głównie korzystam tylko z telefonu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro