43
Postanawiam zignorować wiadomość. Nie mam zamiaru iść na żadne ognisko i ryzykować, że będzie tam Adam. Co do zaproszenia, że mam tam się pojawić z nim, to moi straży przyjaciele o niczym nie wiedzą i jak widać nadal myślą, że spotykam się z Adamem. Nie widzieliśmy się od zakończenia szkoły, więc nie dziwię im się. Po jakich dwóch godzinach dostaję jeszcze dwie wiadomości. Najwidoczniej Carmen nie poddaje się tak łatwo, ponieważ zaczyna do mnie wydzwaniać.
-Słucham? - Odbieram, ponieważ wiem, że i tak nie da mi spokoju.
- Hej Susanne!
- Cześć Carmen - odpowiedziałam trochę mniej entuzjastycznie.
- Dlaczego nie odpisujesz?
- Zapomniałam zasilić konto - kłamię.
- Aha, więc jak z ogniskiem, przyjdziecie?
- Słuchaj, nie spotykam się z Adamem od kilku lat.
- Ohh, nie wiedziałam, to przyprowadź kogoś innego lub przyjdź sama, dawno się nie widzieliśmy.
- Przepraszam, ale mam już plany.
- Spokojnie, przesunęliśmy je na następny tydzień, ponieważ ma padać.
- Właśnie, nie za zimno trochę? Za tydzień święta.
- Spokojnie, ognisko będzie w podgrzewanej altance Toma.
- Zobaczę, co da się zrobić. Będzie Adam?
- Wątpię, zmienił numer i nie możemy się z nim skontaktować myśleliśmy, że przez ciebie się z nim skontaktujemy, ale cóż, trudno. Trzymaj się, muszę zadzwonić do Tessy.
- Pa. - pożegnałam się z dziewczyną.
To, że na ognisku nie będzie Adama trochę mnie przekonało, ale mimo to nie chcę ryzykować. Adam jest niepoczytalny i Bóg wie co może wymyślić. Mam szczerą nadzieję, że policja się nim zajmie, bo inaczej będzie ze mną źle, nawet nie chcę o tym myśleć.
Gdy sprzątałam stoliki nagle uświadomiłam sobie, że nie mam co włożyć na wystawę, więc musze kupić sobie sukienkę, a to wiąże się z zakupami, których szczerze nie nawiedzę. Chyba, że to spożywczak. Za to Lucy, może chodzić po sklepach cały dzień, a nawet w nich spać i nigdy jej się nie znudzi. Z ciężkim bólem serca dzwonię do przyjaciółki, aby umówić się na zakupy.
***
Rzucam się na kanapę wykończona, nogi wchodzą mi do tyłka i jedyne o czym marzę to iść spać, ale sypialnia jest stanowczo za daleko. Jestem też okropnie głodna, ale kiedy pomyślę sobie, że muszę wstać i iść do kuchni od razu mi się odechciewa. Słyszę kroki dochodzące z góry, ale moje powieki są zbyt ciężkie żeby je otworzyć. Powoli zaczynam zapadać w sen, po chwili czuję jak ktoś,a raczej Zayn, ponieważ wyczuwam jego perfumy podnosi mnie. Wtulam głowę w jego klatkę piersiową rozkoszując się bijącym od niego ciepłem.
- Co oni Ci tam zrobili? - chichocze, gdy kładzie mnie na łóżku w sypialni. Nie odpowiadam, tylko przekręcam się na drugi bok.
- Dobra, daje ci spokój i idę do pracowni. Dobranoc kochanie - całuje mnie w czoło i wychodzi. To my tu mamy jakąś pracownie? Nie ważne. Po kilku minutach zapadam w sen.
Budzę się w środku nocy słysząc tuczące się szkło. Niechętnie wstaję z łóżka by sprawdzić co się stało. W całym mieszkaniu jest ciemno i niczego nie słychać. Może mi się coś przesłyszało? Tylko gdzie Zayn, dam sobie głowę uciąć, że jest już około trzeciej w nocy. Słyszę jęk bólu przez co szybko zbiegam do salonu. Po omacku szukam włącznika światła. To co widzę mrozi mi krew w żyłach. Zayn nieprzytomny z zakrwawioną głową leży na podłodze, a wokół niego pełno drobnego porozbijanego szkła. Kiedy chcę do niego podejść, ktoś chwyta mnie za rękę i załania usta dłonią.
- Siedź cicho, albo go zabiję - warczy głos, rozpoznaję Adama przez co nogi mam jak z waty i zaczynam się trząść. Co robić? W zasięgu wzroku dostrzegam drewnianego kota, wygląda na solidnego, muszę coś zrobić żeby się do niego zbliżyć.
- Czego chcesz? - pytam, gdy po jakimś, kiedy upewnił się, że będę cicho odetkał mi usta. Niestety obie moje ręce nadal są zablokowane za moimi plecami.
- Jak to czego cukiereczku? Musisz mi za wszystko zaplacić.
- Pieprz się - warczę.
- O tak wy pieprzę Cię bardzo solidnie.
- Jesteś chory! - za każdym wypowiedzianym słowem staram zrobić jakiś ruch by zbliżyć nas do potencjalnej broni.
- Nadal zadziorna? - parska. - Na całe szczęście długo nie pożyjesz i nie będę musiał oglądać twojej zasranej gęby.
- Do się ode mnie odpierdol, wtedy nie będziesz musiał mnie widywać.
- To by było zbyt pro... - nie dokańcza, ponieważ kopię go w krocze, poczym wyrywam się i chwytam w dłoń narzędzie. Zanim zdążę coś zrobić słyszę tylko jedno zdanie, które wali moje życie w gruzy.
- Sama tego chciałaś. - Adam celuje pistoletem do Zayna, po czym pada strzał,a z moich ust wydobywa się żałosny bezsilny krzyk.
- Niee!!
- Sue, obudź się to tylko koszmar. - Słyszę głos Zayna. Chwilę zajmuje mi przeniesienie się do rzeczywistego świata, a gdy to się dzieje od razu wpadam w ramiona chłopaka. To tylko sen, tylko głupi sen.
••••••••••••••••
Hej misie!
Chyba zaczyna się robić trochę nudno, ale jeszcze chwilę wytrzymajcie :)
Rozdziały od następnej środy powinny wrócić do normy :p
Dobranoc :**
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro