Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

05

Rano z westchnieniem zwlekłam się z łóżka. Coś czuję, że jednak nie wytrwam. Bo jakim cudem w każdy weekend mam wstawać tak wcześnie? To jest normalnie nie wykonalne. Na dodatek modlę się, aby nie natknąć się na Zayna. Mam nadzieję, że kiedy skonczy zajęcia u nas już nigdy go nie spotkam. Znam go ledwie dzień i już go nie znoszę. Oczywiście niektorzy pewnie powiedzieliby, że powinnam go najpierw poznać, a nie oceniać książki po okładce. Być może jego wczorajszy wybryk spowodowany był tym, że lubi drażnić ludzi, ale to nie zmienia faktu, że jest zboczeńcem. Odrzucam myśli o mulacie i pakuję świeże rzeczy do torby. Chwytam do ręki kanapkę i idę założyć buty. Wstałam trochę później, ponieważ cały czas włączałam drzemkę skutkiem czego straciłam pól godziny.

Cudem zdążam na autobus. Siadam obok jakiejś nastolatki, która przegląda coś na swoim telefonie z słuchawkami w uszach. Jakże bym chciała mieć znów takie problemy jak oni. Smucić się, że twój crush cię nie zauważa, że jakaś dziewczyna ma taką samą bluzkę jak ty, że rodzice cię nie rozumieją... Gdy autobus zatrzymuje się na moim przystanku, niechętnie wysiadam. Chętnie spędziłabym cały dzień jeżdżąc po mieście. Mam dziś wyjątkowo kiepski dzień. Jestem dziwnym czlowiekiem, jednego dnia mogę śmiać się z niczego, następnego użalam się nad swoim losem.

Przekraczam próg budynku, odbieram klucz do szafki i od razu kieruje się do szatni. Szybko przebieram się w leginsy i bokserkę po czym kieruję się do sali, w której powinien być Harry. Oczywiście jest tam, ale nie sam. Jest z nim Zayn. Przez chwilę się wącham czy nie wrócić do domu, ale postanawiam nie być tchórzem i wchodzę do środka. Chłopcy niemal od razu mnie zauważają. Wymijam ich bez słowa, odkładam telefon i butelkę wody na parapet.

- Ciche dni? - pyta Harry ze śmiechem.

Rzucam mu mordercze spojrzenie po czym podchodzę do bieżni.

- Ustaw to cholerstwo. - rzucam chyba zbyt ostro.

- Tak jest proszę Pani. - Harry składa mi ukłon na co Zayn chichocze.

- A właśnie, to mój przyjaciel Zayn.

- Taa, my się już znamy. - na mojej twarzy pojawia się grymas.

- Przemyślałaś moją propozycję?

- Odpowiedź nadal brzmi NIE.

Staję na bierzni, którą Harry po chwili ustawia. Jestem aż za bardzo świadoma obecności Zayna, który teraz za pewne gapi się na mój tyłek. Mam ochotę powiedzieć mu żeby spierdalał, ale wiem, że i tak tego nie zrobi. Po pięciu minutach wyłączam urządzenie, a Styles patrzy na mnie zdezorientowany.

- Czemu przerwałaś?

- Potrzebuję czegoś mocniejszego. Podobno jesteś trenerem boksu, więc chcę trochę poćwiczyć.

- Okres masz? - Loczek marszczy nos.

- Uwierz, że jeślibym go miała nie wytrzymalibyście ze mną pięciu minut.

Chłopak wzdycha i z rozbawioną miną prowadzi nas do innej sali. Oczywiście Zayn idzie za nami. Mam tak parszywy humor, że mam go totalnie w dupie. Do póki się nie odzywa nie obchodzi mnie jego obecność.

Harry podchodzi do jakieś szafki i wyciąga z niej rękawice bokserskie. Sobie bierze te specjalne do przyjmowania uderzeń [1].

- Jesteś pewna?

- Tak. - warczę.

Chłopak zakłada mi rękawice, które są trochę za duże, ale to nie moja wina, że mam takie małe ręce.

- To może być ciekawe. - odzywa się Zayn wygodnie usadawiając się na jedym z krzeseł.

- Albo się zamkniesz, albo stąd wypierdalasz. - warczę na niego przez co unosi ręce w obronnym geście.

- Okej, teraz podstawy, ruchy musisz kierować tak...

- Wiem co mam robić. - przerwałam mu.

Spojrzał na mnie zdziwiony, ale zaraz ustawił się w wygodnej pozycji i wyciągnął przed siebie ręce. Zaczęłam wymierzać ciosy, byłam jak w transie, w końcu mogłam się na czymś wyładować. W liceum trenowałam trochę boks, ponieważ mój chłopak też to robił, ale gdy z nim zerwałam rzuciłam i to, ponieważ nie jest to coś co mogłabym robić codziennie.

- Wow. - powiedział Harry, który był pod dużym wrażeniem moich umiejętności.

- Nie chciałbym być wrogiem tej dziewczyny. - powiedział szczerze Zayn.

- Jesteś nim, więc miej się na baczności.

- Gdzie się tego nauczyłaś? - zaciekawił się zielonooki.

- Od byłego. - wzruszyłam ramionami.

Zayn tylko parsknął na moje słowa. Postanowiłam, że pójdę już do domu. Nie ma sensu już tu siedzieć. Szybko udałam się do szatni i zabrałam swoje rzeczy. Niestety przy wyjściu stał Zayn, który jak się później okazało czekał na mnie.

- Podwieźć Cię? - zapytał

- Nie. - burknęłam

- Daj spokój Sue, proponuję Ci podwózkę, a nie randkę.

- Ale do tego też dojdzie.

- Nie dziś, widzę, że jesteś podminowana.

- Przynajmniej raz wiesz jak się zachować.

- To jak, zgadzasz się?

- Dobra.

Wychodzimy na zewnątrz i kierujemy się do czarnego Audi Q7, nie wnikam skąd ma kasy na takie auto.

Otwiera mi drzwi niczym dżentelmen, gdybym nie miała tak parszywego humoru pewnie byłabym pod wrażeniem, niestety ma dziś pecha. Wsiadam na miejsce pasażera i czekałam aż zajmie swoje miejsce za kierownicą.

- Dlaczego jesteś taka zła? To przeze mnie?

-Nie. Po prostu mam zły humor.

Westchnął zrezygnowany i skierował się w kierunku mojego mieszkania. Jechaliśmy w ciszy. Teraz nie byłam zła tylko smutna. Serio zachowuję się jakbym miała okres. Zayn zaparkował pod moim blokiem nie gasząc silnika, nie wiem co mnie,podkusiło żeby zapytać.

- Chcesz wejść? - popatrzył na mnie jakby mi druga głowa wyrosła.

- Na pewno dobrze się czujesz? - zmarszczył brwi.

- Nie to nie. - parsknęłam.

- Nie powiedziałem, że nie skorzystam. - powiedział szybko - Po prostu jestem zaskoczony.

Wzruszyłam ramionami i wysiadłam z auta. Chłopak zgasił silnik i szybko znalazł się obok mnie po drodze blokując auto pilotem. Wpuściłam nas do środka i zaczęłam wspinać się po schodach. Po przejściu pięciu pięter chłopak westchnął.

- Na którym piętrze mieszkasz?

- Dziesiątym.

- Żartujesz sobie ze mnie? - wytrzeszczył oczy.

- Nie.

- Nie ma tu windy? - jęknął.

Pokręciłam przecząco głową.

- Współczuję Ci, chociaż nie, bardziej współczuję tym wszystkim staruszką, które wicznienie taszczą te wielkie torby, serio każda takie nosi i za cholerę nie wiem co one w nich mają. - Pokręciłam głową rozbawiona.

Gdy wtaszczyliśmy się w końcu do mojego mieszkania, opadłam na kanapę.

- Przytulenie. - powiedział chłopak, siadając obok mnie.

- Taaa - mruknęłam. - Idę wziąć prysznic, ale tym razem upewnię się, że drzwi są zamknięte. - Zayn zaśmiał się.

- Przepraszam za tamto, po prostu czasem spadam na głupie pomysły.

- Spoko. - odpowiedziałam.

- Serio?

- Tak, ale to niczego nie zmienia, nadal Cię nie lubię.

- Ja ciebie tak. - Nie wiem czemu, ale przez to zrobiło mi się ciepło na sercu.

Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w czarne rurki z dziurami na kolanach oraz bordowy top. Nie była to do końca przemyślana decyzja, ale trudno. Gdy weszłam do pokoju Zayn gorączkowo rozmawiał z kimś przez telefon.

- Jesteś idiotą Niall. - warknął Zayn.

-Gówno mnie to obchodzi, gdzie mam teraz spać?

- Jak wrócisz licz się z tym, że stracisz głowę.

Rozłączył się i rzucił telefon na kanapę, jego do tej pory ułożone włosy sterczały w każdym kierunku.

- Co się stało? - zapytałam.

- Mój współlokator, zabrał ze sobą moje klucze od mieszkania bo zapomniałem ich dzisiaj wziąć, a on nigdy nie wie które są które. Wróci dopiero jutro po południu, a ja nie mam gdzie spać.

Trwaliśmy chwilę w ciszy, aż w końcu wpadłam na głupi pomysł.

- Możesz spać tutaj. - Chyba mimo wszystko mam dzień dobroci.

- Jesteś na sto procent pewna, że nie masz gorączki czy coś? - Uniósł brwi. 

- Czy coś. - przewróciłam oczami - Staram się być miła, może jednak wzięłam sobie do serca żeby lepiej cię poznać.

- Jestem w ciężkim szoku.

- Uwierz, ja też.

- Mogę wziąć prysznic?

- Tak, tylko nie mam dla ciebie ubrań.- zaśmiałam się.

- Ja mam jakieś w samochodzie, ale perspektywa przebycia drugi raz tych dziesięciu pięter nie jest kusząca.

- Rób co chcesz, ja idę zrobić coś do jedzenia.

Pól godziny później śniadanie jest gotowe. Zayn wychodzi z pod prysznica, jego włosy są wilgotne i ma na sobie tylko dresy dzięki czemu mogę oglądać jego wytatuowany i umięśniony tors. Coś mi się wydaje, że zrobił to specjalnie, a wywnioskowałam to po jego uśmieszku.

Usłyszałam szczęk kluczy co nie bardzo mnie dziwiło, ponieważ Lucy miała klucze do mojego mieszkania. Wyszłam do salonu, żeby się z nią przywitać, ale stanęłam jak wryta, gdy zobaczyłam osobę, która stała obok niej. Narodziła się we mnie rządza mordu.

•••••••••••••••••

Trochę spieprzylam ten rozdział, ale mam nadzieję, ze mi to wybaczycie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro