Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Hejo ;)
Witam w rozdziale siedemnastym, a do końca już bliżej niż dalej kochani ❤️
Tutaj pojawi się coś co nie jest nam obce, ale niestety jest już częstym zjawiskiem wśród młodych ludzi ;(
Zapraszam do czytania i komentowania :*

Nowy etap w moim życiu rozpoczął się nadzwyczaj dynamicznie, a to za sprawą mojej przyjaciółki – Minsun. Czułam się, jakbym była na jakiejś szalonej imprezie, a nie pierwszego dnia w pracy, gdzie miałam podjąć nowe działania. Na początku, odczuwałam lekki niepokój, a myśli były niespokojne: Jak się odnajdę na stanowisku i czy podołam nowym obowiązkom, które zostaną mi powierzone? Jednak gdy tylko przekroczyłam próg kliniki i spojrzałam na przyjazne oblicza moich przyjaciół, obawy zostały rozwiane tak szybko jak dmuchawce na wietrze. Co więcej, w ogóle się nie stresowałam, wręcz przeciwnie, byłam zrelaksowana, ponieważ myśl o tym, że będę pracowała wśród znajomych twarzy, napawała mnie pozytywną energią do podjęcia nowych wyzwań. Cieszyłam się, że przy sobie miałam Minsun i Minrana, bo z nimi zawsze było wesoło. Dzięki tej dwójce szybko przyuczyłam się nowych obowiązków, więc coraz swobodniej i śmielej czułam się na tym stanowisku. Przez pryzmat pewnych sytuacji, bardziej darzyłam też sympatią Sojoona – zmieniłam zdanie o tym mężczyźnie, który okazał się być pomocny i wspierający przy bliższej znajomości. Był także dobrym i wyrozumiałym pracodawcą. Zanim się obejrzałam, minął niespełna tydzień pracy w klinice weterynaryjnej. Upłynął spokojnie, choć nie zabrakło momentów, gdzie w pomieszczeniu socjalnym rozbrzmiewały nasze serdeczne śmiechy podczas rozmów przy porannej kawie.


Siedziałam za kontuarem w recepcji i porządkowałam karty dzisiejszych pacjentów, a Minsun przeglądała z nudów media społecznościowe. Cieszyłam się, że miałam obok siebie Koreankę, ponieważ we dwie było nam raźniej, gdy każda z nas wykonywała swoje zajęcia, w międzyczasie nie miałyśmy żadnych oporów, aby ze sobą pogawędzić lub pożartować. Hol pomalowany na ciepły beż, tętnił życiem. Ludzie ze swoimi czworonogami wchodzili i wychodzili. Niektórzy woleli poczekać przed wejściem, by nie męczyć zbyt mocno swoich pupili. Dzięki obserwacji mojej kotki wiedziałam, że taka wizyta u weterynarza bywa dla zwierzaka stresująca, lecz, powiedzmy sobie szczerze, nawet człowiek jest lekko poddenerwowany przed wizytą u lekarza rodzinnego. Skończywszy pracę nad kartami pacjentów, wstałam z krzesła, by oddać je Sojoonowi, gdy niespodziewanie zatrzymała mnie Minsun ze smutnym wyrazem twarzy. Zauważyłam, że od rana była nie dzisiejsza, ale nie chciałam jej nadskakiwać jak kwoka nad pisklakami, bo wiedziałam, że prędzej, czy później opowie mi o przyczynie swoich zmartwień.

– Jak oddasz to mojemu bratu, chciałabym ci coś wyznać – powiedziała z powagą, lekko marszcząc przy tym brwi.

– Jasne, zaraz wracam. – Uniosłam pokrzepiająco kącik ust i pomknełam z papierami w stronę gabinetu.

Gdy weszłam do środka, Sojoon, obrócony w stronę okna, spoglądał na okoliczny park. Usłyszawszy trzask zamykanych drzwi, obrócił się w moim kierunku z nikłym uśmiechem. Musiałam przyznać, że w uniformie pracowniczym o odcieniu głębokiego błękitu wyglądał jak model z katalogów, więc powinien pomyśleć o tym w ramach dodatkowego zajęcia. Sama chętnie kupowałabym takie czasopisma z nim, ale oczywiście nikomu bym się do tego nie przyznała. Od kiedy tu byłam, nie jeden raz słyszałam szepty kobiet, które pochlebnie wypowiadały się na temat wyglądu mojego pracodawcy. 

Podeszłam z szerokim uśmiechem do biurka i położyłam na nim uprzednio uporządkowane teczki.

– Przyniosłam ci karty dzisiejszych pacjentów – odezwałam się pewnie, a Sojoon przysiadł do biurka, przeglądając stos.

– Jedna pani musiała odwołać wizytę kontrolną ze swoim szczeniakiem i poprosiła o przełożenie na inny termin. Zaproponowałam jej jutrzejszy dzień, na godzinę jedenastą, ponieważ w tym czasie masz okienko. Sojoon spojrzał na mnie, a druciane złote oprawki lekko opadły mu na nos. Miałam ochotę je poprawić. Zarumieniłam się na tę myśl, bo ostatnio coraz częściej przychodziły mi podobne pomysły do głowy.

– A gdzie Minran? – Rozejrzałam się, chowając twarz. Nie chciałam, aby zobaczył coś, nad czym nie miałam aktualnie kontroli. Od tej niezręcznej sytuacji, która miała miejsce przed kawiarnią, czułam, że dystans między nami powoli się zacierał. Przypominał teraz linie napisane długopisem, które ktoś kawałek po kawałku zamazywał korektorem.

– Szykuje salę zabiegową. Pani Park w końcu postanowiła wysterylizować swoją suczkę, ponieważ kolejny miot dla tej maltanki byłby zagrożeniem życia – odparł rzeczowo i potarł dłonią czoło.

Zerknęłam z ukosa na Sojoona. Gdy pracował, zawsze był taki skupiony i rzeczowy, a swoje obowiązki wykonywał skrupulatnie. Zerknęłam na zegar ścienny.

– Pani Park powinna zaraz być – powiedziałam i już miałam wyjść z gabinetu, gdy usłyszałam słowa Sojoona:

– Cieszę się, że tu jesteś, Nano. To wszystkim wyszło na dobre. – Spojrzał na mnie, lecz nie mogłam odczytać znaczenia jego mimiki twarzy.

– Ja też – mruknęłam rozbawiona, po czym wyszłam z pomieszczenia i skierowałam swoje kroki w stronę Minsun. Usiadłam na krześle, gdy dziewczyna kończyła rozmowę telefoniczną.

Minsun, odłożywszy słuchawkę, z roztargnieniem wygładziła ręką swoje włosy. Zerknęła na mnie, po czym przeniosła spojrzenie na rząd pustych krzeseł, ustawionych pod ścianą. Siedziałam cicho, ponieważ podejrzewałam, że moja przyjaciółka potrzebowała jakoś uporządkować informacje, które chciała mi przekazać. W momencie, gdy Minsun otwierała swoje usta, do kliniki jak burza wpadła kobieta w średnim wieku z białym maltańczykiem na rękach. Była wyraźnie zaniepokojona i zmartwiona, wręcz zawiedziona, jakby kogoś chciała bardzo ujrzeć, ale jej się to nie udało. Rozejrzała się niepewnie, a następnie podeszła do nas ze zniesmaczoną miną. Minsun ukryła się za monitorem komputera. Nie miałam jej tego za złe, bo sama miałam ochotę odwrócić się od tej kobiety, która emanowała negatywną aurą. Przybrałam swój najładniejszy uśmiech, a kobieta zerknęła na mnie przelotnie i wykrzywiła się w nieładnym grymasie.

– Przyszłam do doktora Sojoona, żeby zostawić Momo na zabieg – powiedziała wyniośle.

Miałam ochotę wywrócić oczami na jej zachowanie pod tytułem ,,Widzę tylko czubek własnego nosa”, ale zamiast tego powiedziałam grzecznie:

– Już powiadamiam doktora... – Ale nie było to konieczne, bo Sojoon wyszedł na korytarz. Kobieta zwróciła się przymilnym tonem do mężczyzny, z którego twarzy nic nie mogłam wyczytać. Znowu był dla mnie zamkniętą księgą.

– Panie doktorze, przyniosłam Momo – wręczyła Sojoonowi psa z kokieteryjnym uśmiechem. – Jutro po nią wrócę.

Koreańczyk wziął zwierzaka i spojrzał na nią chłodno.

– Dobrze, jutro z rana będzie Minran, więc może pani spokojnie przyjechać i ją zabrać – odpowiedział formalnie Sojoon, po czym obrócił się na pięcie i wrócił do gabinetu z psem w ramionach.

– Hmm… w takim razie nic tu po mnie – oznajmiła zawiedziona kobieta i zniknęła z kliniki tak szybko, jak się w niej pojawiła.

Westchnęłam i spojrzałam na Minsun zdekoncentrowana postawą mężczyzny. Ona tylko wzruszyła ramionami, jakby mówiła: Mnie nie pytaj. Sojoon nigdy się tak nie zachowywał, zawsze odnosił się grzecznie do właścicieli swoich pacjentów. 

– No dobra to teraz możemy porozmawiać. – Pochyliłam się w stronę przyjaciółki. 

Minsun uśmiechnęła się smutno, a jej oczy się zaszkliły. Zamrugała i pociągnęła nosem, powstrzymując się od płaczu. Serce mi się krajało na ten widok.

– Pojedź  ze mną po pracy w jedno miejsce, a wszystkiego się dowiesz – wyszeptała tylko i wstała, po czym ruszyła powolnym krokiem w stronę łazienki.

– Przecież wiesz, że pojadę – powiedziałam w pustą przestrzeń i zabrałam się za uzupełnianie grafiku wizyt, aby zająć czymś ręce.

                                  ***

Po skończonym dniu pracy, wzięłyśmy auto Sojoona, żeby udać się w miejsce, o którym wspominała Minsun. Tym miejscem miało być napgol dang, czyli kolumbarium. Niestety samochód mojej przyjaciółki był w naprawie i musiałyśmy się posiłkować samochodem jej brata. Zdążyłam polubić to auto, unosił się tu zapach lawendy i perfum właściciela pojazdu. 

Zaparkowałyśmy na dużym parkingu przed szarym budynkiem, który kształtem z przodu przypominał trapez równoramienny. W czasie jazdy Minsun była zanurzona w swoich myślach, a ja ze zrozumieniem nie chciałam jej przeszkadzać. Słuchałam radia, gdzie uspokajające dźwięki brzmiały w eterze. Wysiadłyśmy z auta. Minsun westchnęła z nostalgią, gdy zerknęła na budynek przed nami. Wiedziałam, co to za miejsce, ale nie wiedziałam, w jakim konkretnym celu tu jesteśmy. Milczałam, bo nawet nie wiedziałam, jak zagaić do Koreanki. Minsun od rana była milcząca, tak niedostępna, jakby zamknęła się w jakiejś bańce, a ja bałam się wejść tam za nią i ją z niej wyciągnąć. Nie wiedziałam, jaki jest tego powód i przyczyna, więc czułam się nieswojo. Choćbym chciała, nie wiedziałabym, jak pomóc Koreance, nie znając podłoża jej izolacji. 

Minsun pokonywała stopnie, by jak najszybciej znaleźć się na tarasie przy wejściu, po czym przystanęła, by na mnie poczekać. Razem weszłyśmy do środka, mijając się na przestronnym korytarzu z osobami, które właśnie opuszczały budynek. Mimo chłodu Koreanka rozpięła swój beżowy płaszcz, po czym wygładziła granatową sukienkę. Podeszłyśmy do sklepiku z rozmaitymi rzeczami: bukiecikami, misiami, kwiatami ciętymi oraz innymi pamiątkami, gdzie Minsun kupiła mały bukiecik z białych margaretek przewiązany fioletową wstążką.

W ciszy pozwoliłam się prowadzić przyjaciółce, która mijała liczne korytarze, a gdy trafiła na ten odpowiedni, skręciła i weszła do sektora. Znalazłyśmy się w pomieszczeniu, gdzie od ściany do ściany ciągnęły się oszklone witryny z urnami oddzielonymi od siebie drewnianymi półkami. Zerknęłam na przyjaciółkę, która właśnie naklejała zakupiony bukiecik na szkło. Podeszłam do niej i zaciekawiona spojrzałam na kwadratowe pudełko za szybą. Były tam również dwa zdjęcia – portrecik uśmiechniętej dziewczyny, która, ubrana w letnią sukienkę, wdzięcznie pozowała do obiektywu, i fotografia, na której ta sama dziewczyna obejmowała młodszą wersję Minsun. Obie były ubrane w mundurki szkolne. Tryskały radością, że aż miło się na ten kadr patrzyło. Uśmiechnęłam się mimowolnie, choć to nie był odpowiedni czas i miejsce na takie gesty. Minsun patrzyła jak zahipnotyzowana na portrecik dziewczyny, a różne emocje krążyły po tej twarzy, ale najbardziej przebijał się z niej smutek.

– To już dziesiąta rocznica – odezwała się smutno Minsun. – Wiesz, Nano, nadal boli mnie ta strata, choć tyle czasu minęło. – Dotknęła palcem szyby i obrysowała kontur portretu.

–  Chyba nigdy nie przestanie – odpowiedziałam cicho, po czym zapatrzyłam się na zdjęcia i małe misie otaczające białą urnę.

– Tak, bardzo mi jej brakuje. – Zerknęła na mnie. – Nano, przyprowadziłam cię tutaj, bo chciałam, abyś poznała moją najlepszą przyjaciółkę z licealnych czasów. – Uśmiechnęła się smutno. – Shin Hye Jin, ale mówiłam na nią Jinjin. Była wspaniała, na pewno byś ją polubiła. Radosna i pełna energii, taka właśnie była. – Jej uśmiech się poszerzał, gdy wspominała Hyejin.

– Jak zmarła? Była na coś chora? Na twarz Minsun zawitał brzydki grymas.

– Popełniła samobójstwo. – Wbiła we mnie spojrzenie pełne bólu. Wzdrygnęłam się i podeszłam do Minsun, aby ją przytulić. Nie spodziewałam się takiej wiadomości. Podprowadziłam Koreankę w stronę ławki.

– Jak to się stało? – zapytałam, gdy siadałyśmy. Dziewczyna z fotografii nie wyglądała, jakby była skłonna popełnić tak drastyczny czyn.

Minsun sapnęła rozżalona i trochę za mocno ścisnęła moją dłoń, zanim wycedziła z nienawiścią:.

– To przez Jeehee, to przez nią.

Zmarszczyłam brwi w odpowiedzi.

– Hyejin była dobrą dziewczyną, ale też naiwną, łatwo dawała się wykorzystywać. W szkole były dziewczyny, które upatrywały sobie kogoś nad kim się pastwiły i nie odpuszczały tak łatwo. No, chyba że ktoś się umiał postawić. Wiesz, kiedy zaczęły nękać Jinjin? Kiedy mnie nie było, ponieważ wyjechałam na roczny obóz sportowy. Nie chciałam tam jechać, bo wiedziałam, że jak pojadę to przyjaciółka stanie się łatwym celem, ale ona się uparła, abym pojechała. Może gdybym była przy niej, to udałoby mi się ją ochronić. – Schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. – Jeehee była rozpuszczoną dziewczyną, która krzywdziła dla własnej zabawy, ponieważ uważała, że wszystko jej wolno i wyjdzie z tego bez żadnych konsekwencji… Tu się nie myliła. – Prychnęła ironicznie moja przyjaciółka.

– Ale jak to? Nie bardzo rozumiem – szepnęłam.

Jeehee przy pierwszym spotkaniu nie zrobiła na mnie pozytywnego wrażenia i raczej mój stosunek do niej się nie zmieni. Jednak nie mieściło mi się w głowie, że mogłaby się nad kimś znęcać.

– Jeehee wrobiła Jinjin w kradzież, choć nic takiego nie zrobiła. Prędzej dałaby się pokroić na kawałki, niż coś komuś zabrać. Wredne usta Jeehee rozsiały w szkole plotkę, że Jinjin ukradła jej coś i jest złodziejką. A uwierz, ciężko coś odkręcić, gdy masz przypisaną łatkę. Najgorsze, że Jinjin nie broniła się. To tak, jakby przyjęła całą winę na siebie, a nawet nie było dowodów, nie było kradzieży. – Pociągnęła nosem. – Gdybym tylko tam była... - Przytuliła się do mnie.

– To nie twoja wina – powiedziałam twardo, gładząc ją po plecach i kołysząc nas obie. – Nic ci nie powiedziała, jak się ze sobą kontaktowałyście?

– Nie, zapewniała, że wszystko jest w porządku – zaszlochała. – Tyle razy ją pytałam... Może jakby się z kimś spróbowała zakolegować, to byłabym spokojniejsza. Dowiedziałam się o wszystkim od dziewczyny z paczki Jeehee. Sprzątaczka znalazła nieżywą Jinjin w łazience, całą we krwi z podciętymi żyłami. Musiała się przestraszyć, że to poszło już za daleko. Dlatego tak nienawidzę Jeehee. To przez nią. Zachowywała się, jakby była w tym wszystkim ofiarą, a to była tylko ułuda, bo osoba, która w tym wszystkim ucierpiała, to właśnie była Jinjin.

– Ale ja nadal nie mogę pojąć, dlaczego Jeehee uwzięła się na twoją przyjaciółkę. Kompletnie tego nie rozumiem. – Zmarszczyłam czoło.

– Zazdrość – prychnęła Minsun. – Jinjin była śliczną dziewczyną, jak sama widziałaś, a do tego lubianą. Jeehee nie potrafiła tego strawić – dodała ze złością. – Wiesz, zanim w naszym liceum pojawiła się Jeehee, wszystko było lepsze, bardziej harmonijne, nikt sobie nie dokuczał, nikt nie wchodził sobie w drogę. Zaprzyjaźniłam się z Jinjin w pierwszej klasie liceum, byłyśmy do siebie bardzo podobne. Jednak pojawienie się Jeehee zburzyło ten porządek. Powstała wielka klika. Już wcześniej obrała sobie za cel Jinjin, ale się bała, bo, co jak co, ale ja nie dawałam sobą pomiatać, więc nie chciała się kompromitować przed całą szkołą. – Zacisnęła dłonie w pięści. – Dlatego jej nienawidzę i gdybym mogła, zraniłabym ją tak, aby zapamiętała dobrze to, co uczyniła. Niech nie liczy na przebaczenie... Wiesz, chciałabym wrócić do tamtego momentu, by wcisnąć guzik RESET i zapobiec temu wypadkowi. – Jej łzy leciały ciurkiem.

– Nie wiem, Minsun, co ci powiedzieć. Nie wiedziałam, że Jeehee kryje w sobie tak paskudne wnętrze. – Zagryzłam wargę. – A czy ktoś jeszcze o tym wie...?

– Oprócz ciebie nikt, ale niech tak już zostanie – odparła. – Jeszcze bardziej Jeehee mnie rozsierdziła, gdy zaczęła się kręcić koło mojego brata, ale na to nie miałam już wpływu. Wiedziałam, że ona mu się podoba, omamiła go. Później, gdy zniknęła, bo się zaręczyła z jakimś bogatym biznesmenem, poczułam ulgę, że wyjechała. Teraz znów wróciła, a moja nienawiść do niej jest podwójna... Nano, musisz mi wybaczyć, ale chciałabym zostać chwilę sama z Jinjin. – Odsunęła się delikatnie ode mnie.

– Jasne, poczekam. – Uśmiechnełam się do niej pokrzepiająco. – Będę czekać na korytarzu. 

Minsun kiwnęła głową, a ja obróciłam się i cicho wyszłam.

Oparłszy się o ścianę, westchnęłam smutno. Ta utrata zostanie z Minsun na zawsze. Nigdy nie zrozumiem, jak można być tak podłym wobec drugiego człowieka. Jednak Jeehee była tego czystym przykładem. Ukryłam swoją złość do niej w sercu i postanowiłam być skałą dla Minsun, aby zawsze miała we mnie silne oparcie, gdy znowu coś się stanie.

Dziękuję AlliceaWonder ❤️❤️


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro