Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 78


Parę minut później już siedziałem w salonie z kakao w dłoni i czekałem za Jungkookiem, oglądając telewizję, ponieważ chłopak jeszcze musiał wysuszyć swoje mokre włoski. Nie moja wina, że nie założył czapki. No przynajmniej teraz zapamięta, że jego koteczek potrafi pokazać pazurki na śniegu. Wiedziałem jednak, że mimo tego i tak mnie bardzo kocha. A ja go kochałem równie mocno.

~***~

Następnego dnia okazało się, że zasnąłem na kanapie czekając za ukochanym. Jungkook spał koło mnie, trzymając moje ciało w swoich ramionach. Domyśliłem się, że nie chciał mnie przypadkiem obudzić podczas przenoszenia do swojego pokoju, dlatego wolał okryć nas kocem i zasnąć koło mnie oglądając telewizję. Był taki kochany. Mój misio.

Spędziliśmy ten cudny świąteczny dzień całą czwórką. Ja z mamą Jungkooka przy pomocy jej syna i męża, kończyliśmy potrawy, które miały pojawić się na stole podczas świątecznej kolacji. Pierwszej rodzinnej w moim życiu. Dlatego robiłem też to wszystko z sercem i nieograniczonym szczęściem. Już nawet nie myślałem o swojej rodzinie, która zapewne dobrze bawiła się w domu beze mnie. Ja też się wspaniale bez nich bawiłem. Jungkook mi wystarczył do pełni szczęścia, a jego rodzice, którzy zaczęli mnie traktować jak własnego syna oddawali mi poczucie, że mam rodzinę. Taką prawdziwą. Może nie biologiczną, ale jednak prawdziwą.

- Kookie zjesz to za chwilę. - uderzyłem ukochanego lekko w dłoń, gdy chwilę przed kolacją wigilijną starał się coś przekąsić. Dałbym mu troszkę, ale jego mama zabroniła.

- Głodny jestem - jęknął cicho, wciągając smakowity zapach. - A to mi nie pomaga.

- Jungkook, nie utrudniaj tego. - westchnąłem, łapiąc chłopaka za szyję.

- Okej, okej - mruknął niezadowolony, wzdychając. - Możemy stąd wyjść? Przestanę o tym myśleć.

- Myśl o mnie. - uśmiechnąłem się delikatnie i cmoknąłem wargi chłopaka. - Nakarmiłeś kotki jak prosiłem?

- Tak i jeszcze się z nimi pobawiłem i pogłaskałem - wyznał, przytulając się do mnie. - Pieszczochy.

- Trochę je tego nauczyłem. Polubiły gilanie po brzusiu. I to nawet bardzo. - oddałem przytulasa.

- Tak jak ty to kochasz - zaśmiał się, nosem przejeżdżając po mojej szyi. - Mój koteczek.

- Twój na zawsze. - wymruczałem zadowolony, odchylając nieco szyję. - Kocham cię, wiesz?

- Wiem, wiem - złapał mnie za biodra i westchnął, zaraz całując pojedynczo moją skórę. - Ja też cię kocham.

- Wiem, wiem. - zachichotałem. - Ale i tak nie dam ci na razie jedzenia.

- Nie to miałem na myśli mówiąc ci to - spomiędzy jego warg wydobył się wesoły śmiech. - Wiem, że cię nie przekupię.

- To dobrze, że wiesz o mnie tak podstawowe rzeczy. - pocałowałem jego policzek.

- Nie mógłbym się wtedy nazwać twoim chłopakiem - puścił mi oczko, kiedy minimalnie się ode mnie odsunął. - A wiesz dobrze, że bardzo tego chciałem i nadal chcę.

- Oczywiście. Dlatego planujemy ze sobą przyszłość i wyparłem się dla ciebie rodziny. - uśmiechnąłem się lekko.

- Cśś... - uciszył mnie, odwzajemniając ten gest. - Nie rozmawiamy o nich, tak? Dzisiaj są święta. Czas radości.

- Jestem szczęśliwy, bo czuję się w tym domu bardzo swobodnie. - pokręciłem głową ze śmiechem. - Może kiedyś nawet będę latał po nim nago?

- Wow, czekam - poruszył zabawnie brwiami, wzdychając. - Ale nie po tym domu. Wątpię, że moi rodzice będą dobrze wspominać ten moment. Raz mnie skrzyczeli, bo siedziałem nago w swoim pokoju.

- Nie dziwię się twoim rodzicom. Dla kogo się rozebrałeś, hm? - zmarszczyłem pytająco brwi.

- Dla siebie - wzruszył ramionami. - Było lato i naprawdę gorąco. Myślałem, że ich nie ma w domu.

- Ah, rozumiem. - pokiwałem głową z uśmiechem. - Dobra, idę się odpowiednio ubrać na wigilię.

- Leć, pójdę po tobie - musnął moje czoło. - Chyba, że mogę iść z tobą... - zaśmiał się pod nosem.

- Możesz, ale jak nie będziesz patrzył. - pstryknąłem go w nosek.

- Oczywiście, jakże bym śmiał - mruknął rozbawiony. - Nie no, nie spojrzę. A tak to zaoszczędzimy czas.

- No dobrze... - westchnąłem, obracając się na pięcie i pociągnąłem go w kierunku schodów, prowadzących do góry.

- Wiesz co ubierzesz, kruszyno? - spytał, kiedy już weszliśmy do jego... naszego pokoju i zaczął przeszukiwać swoją szafę, w której i również były moje ubrania. Udostępnił mi połowę miejsca.

- Em... Tak i tobie też już wyprasowałem i uszykowałem ubrania. Są powieszone w szafie. - oznajmiłem, głaszcząc kotki, które domagały się pieszczot.

- Jesteś cudowny, Jiminnie - poczułem jak składa na moich włosach słodki pocałunek. - Dziękuję bardzo - powiedział, po czym podał mi wieszak, gdzie wisiał mój dzisiejszy strój na kolację. - I proszę.

- Dziękuję, misiu. - posłałem mu słodki uśmiech i wstałem z łóżka, żeby przenieść się na drugi kraniec pokoju. - Tylko proszę... Nie patrz, Jungkookie.

- Nie zrobię tego bez twojej zgody, okej? Umówiliśmy się na coś, a ja ci coś obiecałem - posłał mi uśmiech, po czym odwrócił się w stronę szafy. - Jak już się przebierzesz to mi powiedz.

- Kocham cię i dobrze. - zachichotałem cicho, a następnie zacząłem się pomału rozbierać z ubrań, zakładając ostrożnie na siebie wyprasowane rzeczy.

W chwili gdy byłem gotowy, poskładałem swoje poprzednie odzienie w kostkę i dołożyłem na łóżko, podchodząc do Jungkooka, którego przytuliłem od przodu. 

- Wygrałeś z pokusą... Gratuluję, Kookie.

- To nie było specjalnie trudne - wyznał, wzruszając ramionami. - Wiedziałem, że nie chcesz, więc jakoś przez to nawet nie kusiło mnie, żeby się odwrócić.

- Jesteś taki kochany... - stwierdziłem rozczulony i wtuliłem się w niego mocniej.

- Ty jesteś bardziej - zaczął przeczesywać moje kosmyki włosów, sprawiając, że uśmiechnąłem się pod nosem. Uwielbiałem jak to robił. - O wiele.

- Przestań. Obaj jesteśmy kochani. - poszedłem na kompromis, unosząc się na palcach stóp, żeby pocałować usta chłopaka. - To jak? Idziemy na wigilię?

- Mam nadzieję, że twoja pierwsza będzie jak najlepsza - posłał mi lekki uśmiech. - Idziemy. Ale i tak będziemy chwile musieli poczekać, bo mama mnie zazwyczaj wołała.

- No dobrze. - uśmiechnąłem się szeroko, czekając jeszcze chwilkę za tym aż chłopak się przebierze w swoje ubrania, po czym trzymając się za dłonie, zeszliśmy na dół i zasiedliśmy na kanapie, czekając za krzykiem mamy Jungkooka, która miała nas przywołać na ucztę.

------------------

Sorka, ze wczoraj nie było rozdziału, ale jedna z autorek (FunnyAlienGirfriend - ja) miała urodziny ;---;

No i brak siły po takim czymś XD

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro