Rozdział 72
- Dobrze. - wyszeptałem i pobiegłem na górę, zaczynając po drodze cicho płakać. Nie dość, że z bólu psychicznego to jeszcze tego fizycznego, ponieważ policzek naprawdę mnie bardzo szczypał po tym uderzeniu, ale moje serce bolało bardziej... Nie sądziłem, że z tego powodu uda im się mnie wyprzeć, a mama... nawet się nie odezwała. Czułem się jak najgorsza osoba na świecie i nie sądzę, że Jungkook był zdolny zmienić po tym wszystkim moje zdanie o sobie. Moja samoocena ponownie ucierpiała...
~***~
Kiedy znalazłem się u siebie w pokoju, od razu wyciągnąłem spod łóżka torbę Jungkooka i moją walizkę. Zacząłem wkładać do nich ubrania, zanosząc się cicho płaczem. Pomieściłem w swojej walizce prawie wszystkie ubrania, ale sprzęty typu laptop i tablet musiałem schować do oddzielnej torby, żeby przypadkiem się nie zbiły ułożyłem je pomiędzy bluzami, których nie udało mi się upchać do tej większej walizki. Następnie spakowałem torbę Jungkooka, a na sam koniec zająłem się pakowaniem wszystkich książek potrzebnych mi do szkoły, albo po prostu do czytania....
W chwili gdy spakowałem ostatnią z ważniejszych dla mnie rzeczy, wziąłem plecak jak i dwie torby na ramiona, a walizkę w rękę i wyszedłem z pokoju, oczywiście w razie czego zamykając go na klucz, który zabrałem ze sobą. To nadal był mój pokój. Nie chciałem, żeby zaczęli go przeszukiwać.
- Kochanie... - po chwili poczułem jak usta Jungkookiego lądują na mojej skroni. - Moi rodzice powiedzieli, że chętnie cię przyjmą tak jak na długo trzeba. Przepraszam, że to przeze mnie tak wyszło.
- Ja im powiedziałem prawdę. - pociągnąłem cicho noskiem. - Jungkookie, weźmiesz jedną torbę?
- Ja też mówiłem prawdę - powiedział, zabierając ode mnie wszystkie torby. - Tata zaraz przyjedzie i nam pomoże.
- Ale to ja zacząłem, bo nie chciałem żenić się z Somin. - spróbowałem mu odebrać swoje rzeczy. - Jungkook, proszę, nie chcę się teraz o to kłócić.
- Daj mi wziąć te torby i tak zaraz je włożymy do samochodu - spojrzał się na mnie zmartwiony. - Chodź już na dół.
- No dobrze. - wyszeptałem i poprawiłem plecak na swoich ramionach, po czym tak jak radził chłopak, zszedłem na dół za sobą słysząc jego kroki.
W holu stała już moja rodzina, dlatego Jungkook dla mojego bezpieczeństwa przyciągnął mnie do siebie w taki sposób, że byłem bliżej ściany niż nich. Wiedziałem, że po tym jak zobaczył mocne uderzenie mojego ojca w moją twarz będzie teraz miał na niego oko.
Moja mama nawet nie spojrzała w naszą stronę, patrzyła za to na swoje buty. Moja siostra uśmiechała się podle, ale widziałem w jej oczach zazdrość, bo w końcu Jungkook jej się bardzo spodobał. Szkoda, że przy mnie się tak marnował... Za to mój ojciec miał grobową i poważną minę. Patrzyłem mu w oczy przez ułamek sekundy i dopiero wtedy zobaczyłem w nich odrazę. Ale nie taką mało widoczną. Oczy mu nią aż błyszczały. Lecz nic nie powiedział. Otworzył nam za to drzwi na oścież i wziął pod ramiona resztę mojej rodziny, wracając we trójkę do salonu. Tak łatwo im to przyszło...
Czując mocny uścisk w sercu, kiedy byliśmy już w samochodzie ojca Jungkooka, po prostu oparłem głowę o szybę i starałem się stłumić jakoś ten ból, ale na darmo. Nawet tam panowała głucha cisza. Wszyscy bali się odezwać, a ja nie miałem ochoty. Jungkook usiadł na miejscu obok kierowcy, za to koło mnie był mój plecak. Nie miałem siły, żeby chociaż go otworzyć i sprawdzić czy zabrałem wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Na nic już dzisiaj nie miałem siły.... A kto by miał na moim miejscu?
Nawet się nie obejrzałem, a moje oczy się przymknęły sprawiając, że odleciałem. Przydałoby mi się trochę odpoczynku po tym, dlatego nawet nie próbowałem protestować. Dopiero się przebudziłem kiedy zostałem podniesiony do góry. - Śpij, Jiminnie. Śpij.
- Zostaw... pójdę sam. - wyszeptałem nieprzytomnie, otwierając minimalnie oczy i spojrzałem na twarz Jungkooka.
- Nie, kochanie, proszę, odpocznij - cmoknął mnie w czoło. - Zrób to dla mnie.
- Masz jeszcze torby. - wyszeptałem, zastając się wydostać z jego ramion.
- Tata wziął większość, ja wziąłem tylko jedną, Jimin-ssi, proszę.
- A gdzie mój plecak? - zapytałem cichutko, wtulając się w pierś starszego i ponownie przymknąłem oczy.
- Na moich plecach, nie przeszkadza ci to? - szepnął, poprawiając mnie leciutko na swoich rękach.
- Nie, ale... na pewno jest ci ciężko. - oznajmiłem, wzdychając cicho. - Ja nie jestem lekki, więc może lepiej mnie jednak odstaw.
- Nie jesteś ciężki - zaprzeczył od razu. - Wtul się i pośpij sobie jeszcze. Zaraz cię przykryję kocykiem.
- Yhym . -pokiwałem niezauważalnie głową i po chwili ponownie zapadłem w sen, ale tym razem bardziej głęboki...
Obudziłem się dopiero, kiedy za oknami było już naprawdę ciemno, ale Jungkooka przy mnie nie było. Zaspany przetarłem piąstką swoje oczy, rozglądając się wokoło siebie. To nie był mój pokój... Czyli jednak to nie był sen. - Naprawdę nie mam już rodziny... - wyszeptałem cichutko i podniosłem się do siadu, przybierając pozycję embrionalną, a następnie pociągnąłem głośno nosem i nie mogąc wytrzymać zacząłem cicho płakać. Nie wiedziałem już nawet, który raz tego dnia.
Po paru chwilach usłyszałem jak ktoś wchodzi do pokoju. Pierwszą myślą był Jungkook i niewiele się pomyliłem, ponieważ wszedł razem z jego mamą oraz tatą do środka. Mieli w rękach kubki, zapewne z herbatą albo czekoladą jak zawsze.
- Jimin-ah, nie płacz, proszę - usłyszałem cichy szept mojego chłopaka, który zaraz się znalazł za moimi plecami. Jego rodzice zapewne usiedli na samym końcu łóżka.
Zapłakałem głośniej, wtulając się w rówieśnika, ale nie mogłem powstrzymać szlochu. Tak bardzo mnie zabolało wyparcie rodziny. Byłem urodzonym pechowcem. Dlaczego musiałem być taki, a nie inny.
- Jimin, nie płacz... - usłyszałem głoś matki mojego chłopaka. - Wszystko z czasem się ułoży. Twoja rodzina po prostu nie była ciebie warta...
- Nie należysz do naszej rodziny oficjalnie, ale uważamy, że jednak jest inaczej, jak coś zawsze możesz liczyć na nas i na Jungkooka - tym razem odezwał się tata Kookiego.
Pokiwałem ledwo widocznie głową i pociągnąłem nosem, oddychając bardzo niespokojnie. - Tata chciał cię uderzyć... - załkałem, wtulając się bardziej w ukochanego. - Tak bardzo mi przykro...
- Nie powinno, trochę byłem niegrzeczny - zaśmiał się cicho. - A jak coś oddałbym mu dwa razy mocniej.
- Chciał ciebie uderzyć? - zdziwiła się matka Jungkooka. - Ale mu się nie udało, tak?
- Stanąłem przed Jungkookiem. - wyznałem ze ściśniętym gardłem.
- Nie powinieneś, kochanie, wiesz dobrze, że się nie dałbym - mruknął, całując mnie w głowę. - Przepraszam, że mu nie oddałem za ciebie.
- Nie chciałem tego... Nie lubię patrzeć na ból innych... - wyznałem ze szlochem.
- Kochany, a nie boli cię nic? - zmartwiła się mama Jungkooka, odciągając mnie od niego, żeby przyjrzeć się mojej twarzy. - Opuchnął ci policzek. - westchnęła, wstając z łóżka. - Pójdę po lód. Zaraz wracam.
- Zajmę się sprawą twojego ojca, kiedy tylko wrócę do pracy - powiedział starszy. - Aż mi się wierzyć nie chcę, że ktoś mógł tak potraktować takie dobre dziecko.
- Proszę, nie... Mój ojciec się tylko zdenerwuje... - spojrzałem na ojca Jungkooka z błaganiem w załzawionych oczach. - On nie chciał mnie uderzyć, a na Jungkooka się tylko zamachnął.
- Pomyślę co zrobić, żeby ci nie zaszkodzić bardziej, dobrze? - spytał.
- Panie Jeon... Niech pan na niego nigdzie nie donosi. - poprosiłem.
- Teraz wiesz po kim odziedziczyłem tą upartość - parsknął Jungkookie. - Chcesz kakao?
- Nie, dziękuję... Jest pewnie za ciepłe... - wyszeptałem, patrząc na drzwi, w których znów stanęła matka Jungkooka, ponownie do nas podchodząc i podała mi lód. - Dziękuję, pani Jeon.
- Nie ma sprawy, kochany. - pogłaskała mnie po głowie, a ja przyłożyłem sobie lód do policzka.
- Przykryj się trochę, skarbie, bo zimno jest - powiedział, po czym sięgnął po kocyk i owinął nas nim. - Mogę tu siedzieć?
- Yhym... - przytaknąłem i ponownie się w niego wtuliłem, uważając na to, żeby nie zmoczyć mu koszulki lodem.
- To my już może pójdziemy. - zabrała głos mama Jungkooka. - W razie czego będziemy na dole i pamiętajcie, że jutro rano wyjeżdżamy w delegację.
- Okay, w razie czego będę do was dzwonić - wymamrotał Kook, który zaczął przeczesywać moje włosy. - A jak nie będę odbierać to znaczy, że Somin znowu mi uprzykrza życie.
- Jasne, jasne. Dobranoc wam. - zaśmiało się małżeństwo i wyszli z pokoju mojego chłopaka.
- Ja też ci teraz będę uprzykrzał życie. - wyszeptałem, czując się bardzo słabo. - Bardzo przepraszam...
- Uwierz mi, że pomimo tego co się stało, jestem naprawdę szczęśliwy, bo zaczęliśmy w pewien sposób ze sobą mieszkać - wyznał cicho. - Nie będziesz mi uprzykrzał życia.
- Ja to odczuwam inaczej... - pociągnąłem noskiem. - Tak bardzo przepraszam, że mnie poznałeś. Naprawdę bardzo mi przykro.
- A ja jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie z tego powodu, więc cichutko.
- Nie mogę sobie wymazać z pamięci widoku ręki mojego ojca, która prawie cię uderzyła... - wyznałem cicho. - To wszystko z mojej winy. Mogłem po prostu zgodzić się na ślub z Somin w przyszłości...
- Ale Somin by się nie zgodziła, bo nie jest za taką taktyką swatania ludzi - powiedział. - Zresztą należało mi się.
- A czy gdyby mi się należało to pozwoliłbyś, żebym dostał od twojego ojca po twarzy?
- Oczywiście, że nie - westchnął. - Spryciula. Tylko ty umiesz mnie zagiąć.
- Dobrze wiedzieć. - zawtórowałem mu westchnięciem. - Chyba pójdę dalej spać. W końcu jutro do szkoły.
- Możesz jutro wstać troszkę później, mój tata powiedział, że cię podwiezie, bo ma po drodze do pracy - odparł, całując mnie w skroń. - Więc nie wstawaj tak wcześnie i odpocznij, dobrze?
- Yhym. - pokiwałem lekko głową i wstałem z łóżka. - Jeszcze tylko na szybko pójdę zanieść lód do kuchni. Gdzie będę spał?
- U mnie w łóżku, to jest raczej oczywiste - również się podniósł z mebla. - I daj ten lód i tak chciałem iść po wodę. A z resztą się rozgość.
- Pójdę może lepiej się umyć... - wyznałem cicho swoje plany. - Gdzie są moje rzeczy?
- Tam pod szafą - wskazał palcem na tamto miejsce. - Jeśli mi pozwolisz to potem cię rozpakuje, w porządku?
- Nie musisz. Jeżeli zrobiłeś mi miejsce w szafie to sam sobie radę. - oznajmiłem, spuszczając z niego wzrok, który wlepiłem w podłogę.
- Ty masz, skarbie, odpocząć, ja i tak się jeszcze nie kładę, więc to nie jest najmniejszy problem - podniósł mimo wszystko mój podbródek do góry i się uśmiechnął. - To pozwolisz mi?
- Jak tak bardzo chcesz to proszę. - odwróciłem się na pięcie w stronę wyjścia z pokoju chłopaka. - To ja idę ten lód odnieść i wrócę po piżamę...
- Kochanie, miałeś mi dać ten lód i tak schodzę na dół, ty od razu możesz się pójść umyć.
- No już dobra.... - wymruczałem cichutko, wracając do chłopaka i oddałem mu lód, po chwili smętnym krokiem idąc w wskazane przez niego miejsce i ze swojej torby wciągnąłem swoją piżamę, bez zbędnych słów ruszając w kierunku łazienki, gdzie się bardzo szybko umyłem, ponieważ chciałem przed chłopakiem znaleźć się w łóżku i na całe szczęście mi się to udało.
- Odgrzałem ci trochę to kakao, żebyś mógł jeszcze sobie wypić przed snem - usłyszałem cichy głos Jungkooka, który zanim się spostrzegłem, wszedł do pokoju. - Śpisz?
Nie odpowiedziałem... Wolałem udawać, że śpię niż znów zostać obdarowanym jego pocieszeniami. Przecież Jungkook chciał dobrze i zapewne raniłem go tym, że jestem taki przybity, ale nie potrafiłem inaczej. Tym bardziej, że czułem, iż czegoś zapomniałem z domu... - Boże! - krzyknąłem, podnosząc się gwałtownie z łóżka. - Wychodzę. - oznajmiłem Jungkookowi i podbiegłem do mojej torby, zakładając na siebie przydługą bluzę.
- Gdzie, gdzie, poczekaj! - zatrzymał mnie, uprzednio odkładając kakao na stolik. - Co się stało? Gdzie chcesz wyjść?
- Miki. Mój kotek został w domu. - wyszeptałem panicznie, wyrywając się Jungkookowi.
- Stój - powiedział stanowczo przez co się na niego spojrzałem. - Zostajesz tutaj w domu. Ja po niego pójdę. Ty byś musiał przejść przez drzwi. Ja umiem przez okno.
- To mój kot, więc idę po niego. - oznajmiłem twardo. Pierwszy raz użyłem takiego tonu w kierunku Jungkooka. - Nie masz prawa mi cały czas rozkazywać. - wybiegłem z pokoju, zaraz ruszając na dół.
- Jimin, czy ty nie rozumiesz, że może ci się coś stać? - Jungkook wyprzedził mnie i zablokował przejście. - Martwię się do cholery o ciebie. Ja mu się nie dam uderzyć, a nawet jeśli to oddam. Ty nie. Proszę, odpuść.
- Tobie też na mnie nie zależy. Martwisz się tylko o to, że nie będziesz miał kogo całować! - wykrzyczałem pod wpływem chwili. Nie panowałem nad tym co mówiłem. Nawet tak nigdy nie myślałem. - Nikomu na mnie nie zależało! Jestem przez wszystkich do czegoś zmuszany! Nawet ty mnie teraz zmuszasz do tego, żebym nigdzie nie wychodził! Wszyscy mnie ograniczają i potem mają pretensje, a ja chce się po prostu dopasować! - zacząłem płakać, wbiegając ponownie na górę i zamknąłem się w łazience na klucz, zanosząc się głośnym płaczem. Może to i były objawy po prostu puszczenia moich nerwów. Śmierć babci... przyjazd znęcającej się nade mną siostry... wyparcie rodziców. Żałowałem tych słów, ale przez te wszystkie lata przez nieśmiałość tłumiłem w sobie to wszystko. Kiedy już z tego prawie wyszedłem musiałem z siebie wyrzucić ból, ale miałem przez to wyrzuty sumienia... Powracał ten sam cichy Jimin, który bał się odezwać do każdego. Czułem to samym sobą. Błagałem w duszy na wszystko, żeby ktoś mnie uratował z powrotu do tamtego stanu.
----------------------------------
Rozdzialik ^^
Kochani wbijamy na jakieś miejsce w fanfiction na wattpadzie, więc wielkie dzięki dla was <3333
Kochamy was bardzo i przesyłamy wam wszystkim całuski i uściski ^^ ❤️💛💚💙💜💓💞💗💘💖❤️💛💚💙💜💓💞💗💘💖❤️💛💚💙💜💓💞💗💘💖❤️💛💚💙💜💓💞💗💘💖❤️💛💚💙💜💓💞💗💘💖❤️💛💚💙💜💓💞💗💘💖❤️💛💚💙💜💓💞💗💘💖❤️💛💚💙💜💓💞💗💘💖❤️💛💚💙💜💓💞💗💘💖❤️💛💚💙💜💓💞💗💘💖❤️💛💚💙💜💓💞💗💘💖
PS. Jutro zapraszam na next'a ^^
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro