Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 52

- Nie dziękuj tylko bywaj tutaj częściej. - rzuciła na koniec, po czym Jungkook pobiegł pędem dana górę.

~***~

- Jesteś słodki jak boisz się, że twoja mama powie mi coś czego nie powinna. - zachichotałem całując chłopaka w policzek.

- Nawet nie wiesz ile było za mną sytuacji, które nie powinny ujrzeć światła dziennego - wyznał, wzdychając.

- Właśnie podałeś mi na tacy pretekst do odwiedzania cię, gdy jesteś nieobecny w domu, a twoja mama akurat tak. - uśmiechnąłem się, podskakując na jego plecach. - Kocham cię. - dodałem słodkim głosikiem wtulając policzek we włosy mojego rycerza.

- Nie przychodź tutaj jak nie ma w domu - poprosił, a jego głos wskazywał na to, że się uśmiechał. - Proszę. Ja też cię kocham.

- Zastanowię się, ciasteczko. - zaśmiałem się. - Ale masz pokój... - zeskoczyłem z jego pleców po przekroczeniu progu jego królestwa i poleciałem do kolekcji nagród chłopaka. - Ile złota... Jestem w związku z gwiazdą...

- Czy ja wiem - wzruszył ramionami. - To że wygrałem kilka nagród to nic nie znaczy.

- Ja nie mam żadnej, więc jednak coś znaczy. - oznajmiłem, biorąc jeden puchar w ręce. - Jaki duży. Za co?

- Mistrzostwa kraju - wyjaśnił. - Udało mi się wygrać.

- Ludzie, to może lepiej to odłożę, bo ze mnie niezdara - zrobiłem tak jak powiedziałem. - A teraz tuli misiu koteczka. - uśmiechnąłem się szeroko, wskakując na stojącego chłopaka i zamknąłem go w szczelnym uścisku.

- Mój kochany - pocałował mój policzek. - Mogę nas położyć?

- Już nie jestem taki lekki, co? - zachichotałem kiwając głową na tak.

- Nie, po prostu chcę troszkę odpocząć - wyznał. - A ty i łóżko pomożecie mi w tym - dodał kiedy zauważył, że chcę coś powiedzieć.

- No dobrze. - odparłem głowę o jego czoło i musnąłem jego nos.

- Moja kochana kruszynka - zaśmiał się cicho, przytulając mnie do siebie.

- Mam nowy przydomek. - ucieszyłem się. - Kocham cię bardzo mocno, wiesz?

- Tak samo jak ja, skarbie - musnął moje usta, a potem policzek oraz czoło. - I nigdy się to nie zmieni.

- Nigdy przenigdy? - spojrzałem mu głęboko w oczy.

- Nigdy przenigdy - potwierdził z uśmiechem. - Nie umiem się ciebie pozbyć z mojego serca. A nawet nie chcę.

- Potrafisz być jednak romantyczniejszy niż ja. - zacząłem skakać. - Kookie. Na łóżko. Zrobię Ci masaż.

- Nie musisz tego robić - mruknął, wzdychając. - Naprawdę.

- Ale ja chce. - wydąłem dna wargę. - I gdzie masz Minnie?

- To skoro chcesz, nie krępuj się - zdjął z siebie bluzę i położył się wygodniej. - Śpi w salonie.

- O ludzie... - mruknąłem pod nosem i zarumieniłem się, gdy ujrzałem umięśnioną klatkę piersiową chłopaka, ale mimo wszystko usiadłem na jego plecach zaczynając robić masaż. - Jest dobrze?

- Jest bardzo dobrze - wymruczał, rozluźniając się pod moim dotykiem. - Chodziłeś gdzieś na jakiś kurs?

- Robię to pierwszy raz w życiu - zaśmiałem się, ciesząc się z możliwości dotykania jego cudzej skóry.

- Twoje paluszki działają cuda - stwierdził cicho. - Ty jesteś cudny.

- Mogę coś spróbować? - spytałem niepewnie.

- Proszę bardzo - pozwolił mi, kładąc ręce pod podbródek.

Słysząc zgodę z pomiędzy jego warg, pochyliłem się i zacząłem w rytm ruchu moim rąk, muskać ustami jego szyję.

- Gdzie ty byłeś moje całe życie? - zapytał, uśmiechając się pod nosem. - Moja idealna kruszynka.

- Cały czas byłem u siebie w domu. - wyszeptałem w jego skórę. - Wystarczyło poszukać i zapukać.

- Jeśli wiedziałbym, że ktoś taki jak ty mieszka w tym samym miejscu - zaczął. - To byłbym desperatem, który chodzi po domach nie tylko w Halloween.

- Ale porównanie. - zaśmiałem się. - Ważne, że trafiłeś do szkoły, w której się uczę i zawalczyłeś o mnie. Reszta nie jest ważna...

- Jestem wdzięczny sobie - z jego ust również wyleciał śmiech. - Naprawdę.

- To, że jesteśmy razem jest tylko twoją zasługą. - pocałowałem tym razem skroń chłopaka. - Dzięki tobie też zaczynam odrzucać od siebie natarczywą nieśmiałość. Ale no nie jesteś aż takim cudotwórcą by się jej całkowicie pozbyć...

- Ty jesteś cudotwórcą, Jiminnie - wymruczał. - Moim cudotwórcą.

- Niby co mi daje taki status? - spytałem, ponownie zaczynając pieścić wargami jego skórę na szyi.

- Wyznam ci, że przed poznaniem ciebie niewiele się uśmiechałem w innym towarzystwie niż Somin. Nie czułem, że to będzie dobre - westchnął. - Kiedy zjawiłeś się ty od tamtej pory miałem ochotę skakać ze szczęścia, śpiewać i pokazywać moją radość. Zmieniłeś mnie na lepsze. No i przyjemność, którą mi sprawiasz. To niesamowite, że twoje towarzystwo daje mi tyle dobrych rzeczy.

- Masz też ze mną bardzo ciężko...- spostrzegłem - Trochę trudne jest ogarnięcie takiego człowieka jakim jestem ja. Dziękuję sobie, że wywołuje twój częstszy uśmiech i radość, ale... Jesteś pewny, że to kiedyś nie zniknie i nie zacznę cię wkurzać, mimo że mnie kochasz?

- Mogę ci obiecać, że to nie zniknie i nie zaczniesz mnie denerwować, bo mam zbyt duże doświadczenie z Somin i nikt mnie nie irytuje tak jak ona - zaśmiał się cicho.

- Nie wiem o wielu rzeczach w tym świecie.... Tłumaczenie mi wszystkiego może zacząć irytować - stwierdziłem, zaczynając muskać jego kręgi szyjne.

- Cieszę się, że dzięki mnie poznajesz nowe rzeczy, nie irytuje mnie to - wzruszył delikatnie ramionami, żeby nie przerywać mojej pracy.

- Jesteś bardzo kochany. - zachichotałem. - I masz pyszną skórę.

- Z tego też się cieszę - uśmiechnął się szeroko. - Zasmakowała ci, co?

- Bardzo... Kiedyś cię ugotuję i całego zjem z mlaskaniem. - zaśmiałem się głośniej.

- Brzmi z jednej strony dobrze, a z drugiej przerażająco - mruknął rozbawiony.

- Nie chciałbyś poznać mnie od środka? Dobrze wiedzieć... - mruknąłem udając niezadowolenie.

- Chciałbym, chciałbym, przecież powiedziałem, że brzmi dobrze - odparł cicho.

- Słyszałem jak raz rozmawiałeś na próbie z Somin... Mogę się o coś spytać? - zjechałem z jego placów i położyłem się obok, żeby mieć lepszy widok na jego twarz.

- Tak, koteczku, pytaj - miał przymknięte powieki. Najwyraźniej było mu naprawdę przyjemnie.

- Somin powiedziała "Już niedługo spenetrujesz tyły, Jungkook. Mówię Ci" - zacytowałem dziewczynę. - o co chodziło i co to znaczy, misiu?

- Chodziło jej o seks bo ona chce, żebyśmy to zrobili - wyjaśnił, wzdychając. - Nie przejmuj się. To jest nasza wspólna decyzja. A tyły to twój tyłek.

- Dlaczego gadasz z nią o takich rzeczach? - zarumieniłem się mocno, odwracając w stronę ściany. - Co to niby penetracja tyłka?

- To ona zaczyna zawsze ten temat, ale ja go szybko kończę. Staram się - wyjawił. - Nie wiem jak to ci wytłumaczyć. W skrócie seks.

- Ale, że niedługo? - poczułem szybsze bicie serca. Po naszym ostatnim spotkaniu, wiedziałem, że mimo wszystko ten seks musi być przyjemny.

- Ona tak tylko gada, po prostu nie może się doczekać aż jej cokolwiek powiem, ale to się nie stanie - wytłumaczył, przytulając mnie do siebie. - To jest nasza wspólna decyzja kiedy to zrobimy. Nie jej sprawa.

- A chcesz tego? - odwróciłem swoją głowę, napotykając jego błyszczący wzrok.

- Kocham cię i chcę być koło ciebie blisko - odparł. - Ale to nieważne czy ja chcę. Najważniejsze jest to czy my razem tego chcemy.

- Więc się pytam. Chcesz tego, Jungkookie? - położyłem dłoń na jego policzku, lekko pocierając kciukiem jego skórę.

- Nie odpowiem na to pytanie, ponieważ nie chcę, żebyś się do czegoś zmuszał - powiedział, ponownie przymykając powieki.

- Rozumiem. - posmutniałem nico. - Co robimy?

- Nie smuć się, kochanie - wyszeptał, wplątując palce w moje włosy. - Chcesz znać odpowiedź na to pytanie? Jeśli tak to mogę ci jej udzielić.

- Yhym. - wtuliłem się w jego pierś.

- Tak, chciałbym tego - potwierdził cicho. - Ale poczekam aż będziesz na to zupełnie gotowy.

- A co jak powiem, że jestem? - wyszeptałem cicho.

- Masz jakieś wątpliwości? - spytał, podnosząc moją głowę do góry. - Ale powiedz szczerze.

- Nie, bo wiem, że nie zrobisz mi krzywdy. - przymknąłem oczy. - Ostatnio zaczynało się przyjemnie. Wiem, że dalszy ciąg mógł być jeszcze lepszy.

- Może i tego nie robiłem, masz rację, może być lepiej, ale na początku może zaboleć - ostrzegł mnie. - No i nie chciałbym ci zrobić krzywdy.

- Wiem, że nie zrobisz mi krzywdy. - objąłem go nogą. - Kocham cię, bardzo, Jungkookie. Wiem, że krzywdy mi nie zrobisz, a... Takie zbliżenie może zacieśnić nasze więzi.

- W porządku - musnął moje usta. - Przygotuje dobrze ten moment, żeby był magiczny.

- Wierzę w to. - zachichotałem. - Naprawdę bardzo cię kocham.

- Ja też cię kocham, skarbie - wyszeptał z tym cudownym uśmiechem. - Moja kruszyna.

- Kocham, kocham, kocham, bardzo mocno. - ścisnąłem go jeszcze bardziej, chichocząc pod nosem. - Mój aniołek stróż. - zawiesiłem się na nim niczym małpka na drzewie.

- Uwielbiam to słyszeć - zaśmiał się cicho. - I uwielbiam mówić ci to samo.

- Zadaję sobie z tego sprawę. - zaciągnąłem się jego zapachem. - Po kolacji mnie odprowadzisz?

- Jeśli chcesz to mogę cię odprowadzić, a jeśli chcesz to możesz zostać - wzruszył ramionami.

- J-jutro miałem z ojcem zacząć poszukiwania dobrej uczelni w Nowym Jorku... - posmutniałem bardzo. - Więc jak zostanę u ciebie to nigdzie nie pojadę...

- Ouh - westchnął, spuszczając swój wzrok. - Musisz naprawdę tam jechać?

- J-ja nie chcę... - wyszeptałem złamanym tonem. - A-ale skoro mam studiować w tamtym mieście to wypadało by mi już wybierać, gdzie będę kontynuował naukę...

- Nie musisz tam studiować - mruknął, ściskając mnie mocniej. - Wiesz o tym?

- Muszę, bo ojciec mnie wydziedziczy . Nie chcę by się mnie wyparł, a... wiem, że jest do tego zdolny. - oznajmiłem mu. - Nie chcę się z tobą rozstawać, a-ale chyba będziemy do tego zmuszeni, wiesz o tym? - nabrałem głęboko powietrza w płuca by nie zacząć płakać.

- Już, spokojnie - wyszeptał ciepłym głosem. - Znajdę jakiś sposób, żebyśmy nie musieli tego robić.

- A co jak ci się nie uda i naprawdę wylecę do Nowego Jorku? - spytałem cicho.

- Nie wiem - powiedział po chwili zastanowienia. - Bo nie biorę pod uwagi tego, że mi się nie uda.

- Ja w ciebie wierzę, ale nie wiem jak to sobie wyobrażać... - westchnąłem bezgłośnie. - Ze mną nie polecisz, bo tutaj jest Somin, z którą tańczysz i pewnie kiedyś coś wielkiego razem osiągniecie, a ja nie będę mógł zostać Korei, ponieważ mój tata zrobi wszystko bym przejął jego firmę. Więcej opcji nie widzę...

- Mimo że Somin jest moją partnerką teraz, nie znaczy, że będzie później. I nie wiadomo czy ona będzie chciała iść w tym samym kierunku co ja. Jeśli nie to będę kontynuował sam - stwierdził. - Polecę za tobą. Ale zrobię wszystko, żebyś nie musiał stąd wylatywać.

- Czyli nasze "na zawsze" jest wieczne, tak? - spojrzałem mu w oczy z nadzieją.

- Tak - przytaknął. - Na wieczność, koteczku.

- Pocałujesz mnie? - spytałem, przejeżdżając palcem po jego klatce piersiowej.

- Jak chcesz, kochanie? - jego wzrok podążał za nim, a on sam uśmiechnął się pod nosem.

- Daje ci wolną rękę... - dotknąłem jego mięśni, lekko je macając.

- Kruszynko - wyszeptał, przybliżając moją twarz do swojej, żeby musnąć moje wargi, z każdym momentem pogłębiając nasz pocałunek. - Jesteś taki piękny...

- Nie przesadzaj... - zawiesiłem ręce na jego szyi, otwierając lekko usta.

- Nie przesadzam - wymruczał, wypuszczając spomiędzy swoich warg ciche westchnięcie, a on sam przeniósł nas tak, żebym ja leżał na plecach, a on wisiał nade mną. Jego dłonie głaskały z czułością mój bok chcąc pewnie, żeby było mi jak najlepiej. - Kocham cię.

- Ja ciebie też... - oplotłem go nogami na biodrach. - Jest mi tak przyjemnie...

- Mi też, kochanie, mi też - spojrzał się na mnie z uśmiechem. - Nie wiesz jak bardzo szaleje przez ciebie.

- Oj wiem.... - zachichotałem, czując narastający problem w jego spodniach. - Ja przez ciebie też....

- Cieszysz się z tego powodu, hm? - wyszeptał, zaczynając obcałowywać moją twarz. - Że tak na mnie działasz?

- Bardzo... – wysapałem z uśmiechem.

Resztę tej godziny robiliśmy to samo, a przerwała nam dopiero mama Jungkooka, która zapukała w drzwi oznajmiając naszej dwójce, że kolacja czeka na stole. Wraz z moim ukochanym szybko się ogarnęliśmy, ale i tak zejście na dół przedłużyło się, bo nie chciałem mu oddać koszulki. Odzyskał ją dopiero, gdy wyłaskotał mnie całego na swoim łóżku, ponieważ za nic nie chciałem mu oddać ubrania. W końcu jednak zaczęliśmy jeść przy jednym stole z rodzicami Jungkooka. Jego mama mimo obecności syna, opowiedziała mi kilka interesujących faktów z jego życia, przez co z całej siły starałem się nie wybuchnąć śmiechem, a to tylko z tego powodu by bardziej nie załamywać już zawstydzonego ukochanego. Podziękowałem w następnej kolejności za pyszną kolację i zaoferowałem, że kiedyś to ja się odwdzięczę równie pysznym daniem, na co kobieta machnęła ręką i powiedziała, że nie muszę tak jej wychwalać, bo i tak mnie polubiła. Nie pojmowałem tego co do mnie powiedziała, ponieważ mówiłem prawdę, lecz zrozumiałem, gdy Jungkook widząc moje zakłopotanie wytłumaczył zarówno mi jak i swojej matce, że rzadko kiedy kłamię i jego mamie chodziło o przypodobanie się jej komplementami. Zawstydziłem się bardzo ze swojej głupoty, na co rodzina się zaśmiała, a potem wraz z Jungkookiem udaliśmy się do jego pokoju, gdyż w trakcie kolacji zostało ustalone, że u niego zostaje. Napisałem do mojego taty wiadomość, że jutro nie możemy nigdzie jechać, ponieważ nocuje u kolegi z powodu projektu, na co niechętnie przystał i resztę wieczoru spędziłem z moim chłopakiem na wygłupach, całowaniu, mizianiu i przytulaskach, których było zdecydowanie najwięcej, a po całym dniu emocji zasnęliśmy w swoich objęciach, lecz ta noc nie była spokojna...

----------------------------------

Prosz, prosz, wasz next  ^^

Podobało się i w ogóle? <3

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro