Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 51

  Jungkook całą drogę do jego domu starał się mnie pocieszyć, ale nie umiałem jakoś wypędzić z siebie złych emocji. Przytulał mnie do siebie ramieniem i całował co jakiś czas w głowę, mówiąc pocieszające i słodkie słówka, lecz na mojej twarzy cały czas gościł smutny grymas.  

~***~

Po przekroczeniu progu domu mojego ukochanego, z jego pomocą rozebrałem się z kurtki i samodzielnie już ściągnąłem sobie buty. Następnie pojawiły się w mojej głowie kolejne niepewności, ale pozostawiłem je dla siebie by nie zdenerwować Jungkooka, który i tak już się o mnie martwił. Patrzyłem się jak zawsze w podłogę, objęty ramieniem przez mojego chłopaka i pocierając swoje ramię z niepewności oraz ruszyliśmy w kierunku salonu.

- Mamo! Tato! Jesteście?! - krzyknął zanim weszliśmy do pomieszczenia.

- Tak, synku! - do moich uszu dotarł kobiecy krzyk.

- Jiminnie, nie panikuj. Oni są w porządku - pocieszył mnie, całując w usta. Posłał mi jeszcze pocieszający uśmiech i ścisnął moją dłoń. - Mamo, tato. To Jimin, mój chłopak - powiedział od razu po wejściu do salonu.

- Nie mówiłam? - odezwała się matka Jungkooka, patrząc na męża z uśmiechem, po czym wstała i podeszła w naszą stronę. - Witaj Jimin. - przytuliła mnie. - Tak się cieszę, że mój synek w końcu nie jest sam. Pokaż mi się. - oderwała się ode mnie, a po tym poczułem na sobie jej wzrok. - Ale skarbie, nie ma się czego bać. Możesz na mnie spojrzeć? Chciałabym zobaczyć twoją twarz.

- Moja żona nie gryzie, nie martw się - zaśmiał się tym razem ojciec mojego chłopaka.

- Jimin jest nieśmiały - wyjaśnił Jungkookie moje zachowanie. - Dlatego się tak zachowuje.

- Oh, rozumiem. - westchnęła matka Jungkooka. - To w takim razie... - podniosłem na nią wzrok nie chcąc robić zamętu. - Nosisz soczewki?

- Mamo - mruknął Kookie, kręcąc głową, żeby zwrócić jej uwagę, że nie powinna o to pytać.

- Spokojnie, Jungkookie. - uśmiechnąłem się uspokajająco w jego kierunku. - To twoi rodzice. Normalne jest to, że są ciekawi tego z kim się umawia ich syn. - podrapałem się po policzku, powracając wzrokiem do starszej kobiety. - To mój naturalny kolor oczu. Urodziłem się z jakąś wadą i nikt nie wie dlaczego są lazurowe, dlatego też ich nie lubię. - potarłem sobie dłonią ramię.

- Czemu ich nie lubisz? - zdziwiła się kobieta. - Są wyjątkowe. I to nie jest wada. Jak dla mnie to zaleta.

- Może i są wyjątkowe, ale nie wydają się naturalne... Mają swoje wady i widzę ich więcej niż zalet. Jungkook, niestety uważa tak jak pani, więc często mówi, że gadam bzdury. - spojrzałem na niego z uroczym uśmiechem

- No bo gadasz - odparł prosto z mostu starszy mężczyzna. - Nigdy takiej bzdury nie słyszałem.

- Każdy ma swoje zdanie na ten temat, ale nie sądzę, że ja zmienię swoje. Nie potrafię. - wyznałem ponownie spuszczając wzrok. Nie lubiłem słuchać takiego czegoś.

- W porządku - odezwał się ponownie. - Uszanujemy twoje zdanie. Oprócz Jungkooka. On nie odpuści.

- Tato - burknął wspomniany. - Nie mów tak.

- Tata mówi rację, skarbie. - zaśmiała się rodzicielka Kooka. - Jesteś uparty.

- Jest kochany w każdej wersji. - zachichotałem, przytulając się do niego. - Chociaż mówi, że to ja jestem uparty...

- Bo jesteś - mruknął, obejmując mnie ramieniem. - I to bardzo.

- Nie aż tak bardzo. Potrafię ulec. - cmoknąłem go w policzek. - I nie zaprzeczaj, bo gdyby nie to byśmy nadal tylko widywali się przelotnie na próbach.

- Dobra - westchnął, uśmiechając się. - Niech ci będzie. Jesteś średnio uparty.

- Niech będzie. - wplątałem palce w jego włosy, przecierając je delikatnie. - Wiesz, że jako mój chłopak nie powinieneś zbytnio wypominać mi wad, co? - wydąłem dolną wargę.

- Kochanie, ja nie mówię, że to wada - wzruszył ramionami. - A wręcz przeciwnie.

- Ah, czyli lubisz moją upartość? - uśmiechnąłem się uroczo. - Więc będziesz jeszcze częściej się z nią spotykał.

- Nie - powiedział od razu. - Bo nie będziesz mi ulegał w przytulaskach.

- Niby w jaki sposób ulegał? - zaśmiałem się. – To ja stawiam lepsze oferty.

- Przepraszam? - uniósł brwi. - Ty stawiasz lepsze? Stawiamy obydwaj dobre.

- Podaj jeden przykład. - wzruszyłem ramionami.

- Teraz ci tego nie wymyślę - mruknął, całując mnie w skroń. - Jak mi coś przyjdzie do głowy to ci powiem.

- Czyli już nigdy się tego nie dowiem. - westchnąłem rozbawiony. - Zdarza Ci się o wszystkim zapominać.

- To prawda - potwierdził ojciec Kookiego, śmiejąc się. - Jesteście uroczą parą.

- Jaka szkoda, że z tego związku nie będzie wnuków, bo by były najukochańsze na świecie. - zarumieniłem się mocno. - Tak się cieszę, że mój syn znalazł sobie kogoś bez tatuaży i przeszłości kryminalnej.

- Czy ty sądziłaś, że będę chciał kogoś takiego? - Jungkookie zmarszczył swój nosek w niezrozumieniu. - Nie w tym wcieleniu, mamo.

- Brałam ciebie za tego na dole, a tu taka miła niespodzianka. - mój rumieniec przybierał na sile, ale uśmiechnąłem się pod nosem na słowa mamy chłopaka.

- Mamo - jęknął niezadowolony. - Nie byłoby żadnej szansy na to. Nie nadaję się.

- Ja tam uważam inaczej. - odparłem zaczepnie i wzruszyłem ramionami.

- Mam się obrazić? - spytał, spoglądając na mnie z góry. - Nie ma problemu.

- Skoro tak. Do widzenia państwu - zwróciłem się do jego rodziców i się ukłoniłem. - Do zobaczenia na próbie, Jeongguk.

- Przecież żartowałem - westchnął. - Przepraszam. Zapominam się.

- Nie lubię jak żartujesz... Dobrze wiesz, że nie rozumiem tych żartów. - skrzyżowałem ręce na piersi, spuszczając wzrok.

- Przepraszam, aniołku - musnął moją głowę. - Przy Somin weszło mi to w nawyk i nie umiem się odzwyczaić.

- Naucz się, że ja to nie Somin, bo jeszcze zaczniesz ją całować, a nie potrzebne mi to. - mruknąłem, przytulając się do niego.

- Fuj - skrzywił się. - Ona mnie brzydzi momentami. Może skończmy ten temat i chodźmy do mojego pokoju?

- Jak sobie, misiu, życzy. - zaśmiałem się, łapiąc go za dłoń.

- Życzę sobie jeszcze przytulaska i milion pocałunków - uśmiechnął się do mnie. - Mam nadzieje, że da się coś zrobić z tym.

- Oj! Tak nie można! Wykorzystujesz moją dobroć. - stwierdziłem z udawanymi wątami.

- Nigdy nie mógłbym tego zrobić, kochanie - mruknął, spoglądając na swoich rodziców. - To my już pójdziemy.

- Jasna sprawa. - oznajmiła rozbawiona matka Jungkooka. - Jimin, zjesz z nami kolacje?

- Jak Jungkook mi powoli - wskoczyłem na plecy ukochanego.

- Czemu miałbym ci to zakazać? - spytał, łapiąc mnie za uda. - To co? Zjesz z nami kolację?

- Tak, chętnie zjem. - zawiesiłem ręce na jego szyi.

- Cieszę się - cmoknął mnie w policzek. - W takim razie zawołajcie nas kiedy będzie gotowe albo będziecie potrzebować pomocy. My już pójdziemy.

- Dobrze, synku, ale ja dziś gotuje. - oznajmiła kobieta na co mój Kookie się skrzywił. Raz mówił, że jego mama to dobre tylko ciasteczka robi. - Spokojnie. Ty możesz zostać w pokoju. Nie zmuszę cię do jedzenia, ale fajnie mi się będzie plotkowało z Jiminem.

- Wiesz co, mamo? - rzucił entuzjastycznie. - Skuszę się na twoją kuchnie. Jednak.

- Ale mam teraz sposób na syna! - rzuciła szczęśliwa. - Witaj w rodzinie Jimin.

- Em... - zmieszałem się trochę. - Dziękuję pani.

- Nie dziękuj tylko bywaj tutaj częściej. - rzuciła na koniec, po czym Jungkook pobiegł pędem dana górę.

-----------------------

Przepraszam, że rozdział tak późno, ale naprawdę źle się dziś czuję ;-;

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro