Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

- No mimo wszystko musisz się jednak trochę do mnie zbliżyć, inaczej nie dam rady ci pomóc - westchnąłem, zdając sobie sprawę, że inaczej się nie da. - Wiem, że najchętniej ominąłbyś ten wątek, ale nic nie poradzę...

~***~


- Nie będziesz się śmiał? Nie uciekniesz jak zobaczysz jakim jestem wybrykiem natury? - spytał, siadając na ławce odwrócony w moją stronę, nadal mając spuszczony wzrok.

- Ze mnie też natura zaszydziła - wyznałem. - Jeśli dobrze się przyjrzysz, a nawet nie to można zauważyć bliznę na moim policzku. Nie ucieknę, spokojnie.

- To coś kompletnie innego niż blizna, Jungkook. -westchnął - Ze mnie zaszydziła bardziej i widoczniej...

- Nawet jeśli - przewróciłem w myślach oczami. - To nie ucieknę, nie musisz się tego obawiać.

- Ale z pewnością obrzydzi cię to. Koreańczycy nie powinni tak wyglądać... - wyszeptał, prostując się - Ale no cóż. Muszę się do ciebie zbliżyć, wiec zdradzę ci mój sekret... - nabrał głęboko powietrza w płuca, po czym podniósł na mnie pierwszy wzrok...

W tamtej chwili pierwszy raz spojrzeliśmy sobie w oczy. Wtedy zrozumiałem dlaczego ukrywał je. Miał najpiękniejsze, najbardziej wyjątkowe oczy jakie w życiu widziałem. Zaparło mi niemal dech w piersiach kiedy zobaczyłem te lazurowe tęczówki. Nie spodziewałem się czegoś takiego.

- Wow.. - wyszeptałem, nie mogąc oderwać od nich wzroku. - Jak ty mogłeś pomyśleć, że mnie to obrzydzi. One są najpiękniejsze jakie widziałem, naprawdę.

- Serio tak sądzisz? - spytał niepewnie - Ty masz ładniejsze oczy. Takie typowe, normalne, ale i magiczne. Czarne jak węgiel, ale błyszczące jak diament... Moje są tylko pomyłką biologiczną. Nie powinienem posiadać takiego koloru oczu. Jak patrzę na ludzi to z reguły uważają, że nosze soczewki albo źle myślą na temat mojej rodziny. Nienawidzę tych oczu.

- Serio - posłałem mu uśmiech, mający potwierdzić tylko moje słowa. - Moje są zwyczajne, a to twoje są magiczne. Naprawdę, są genialne. Nie powinieneś ich nienawidzić, dodają ci jeszcze bardziej uroku.

- Masz piękny uśmiech - skomplementował mnie, lekko się rumieniąc. - I dziękuję za podniesienie na duchu, ale mylisz się. Wolę twoje oczy. Ludzie widząc je nie uciekają. Wyrażają one dużo emocji dzięki, którym zaczynają błyszczeć. Moje błyszczą cały czas i trudno w nich zobaczyć iskierki czy jak to się tam nazywa.

- I tak uważam, że twoje są piękniejsze - usiadłem tak samo jak on, bo szyja zaczęła mnie pobolewać. - A ludzie uciekają, bo boją się prawdziwego piękna. Nie widzieli go jeszcze, a kiedy już go zobaczą, boją się, ponieważ to jest coś nowego dla nich.

- Ty nie uciekłeś - zauważył trafnie, a jego kąciki ust niepewnie uniosły się do góry, lecz zaraz je opuścił, patrząc na mnie ze zdziwieniem - Jak to zrobiłeś? - dotknął swoich ust.

- Nie uciekłem, bo ich piękno mnie przyćmiło - wytłumaczyłem, uśmiechając się jeszcze szerzej. - Nie wiem, ale jestem z siebie dumny.

- Przestań... To nieprawda. Nie chciałeś mi zrobić przykrości - wymruczał, odpychając mnie żartobliwie - Jesteś cudotwórcą. Wszyscy próbowali wywołać u mnie inne emocje, a tylko twojej osobie się to udało. Jak to zrobiłeś, Jungkook? - zapytał zaciekawiony, nadal dotykając swoje wargi

- Ej, nie chciałem ci zrobić przykrości to fakt, ale naprawdę też nie chciałem uciekać, bo serio mi się bardzo podobają - odparłem, wzruszając ramionami. - Nie wiem jak to zrobiłem, ale może fakt, że przeszedłem to samo, jakoś w pewnym stopniu cię do mnie przekonało. Będę chciał robić to częściej, bo masz cudowny uśmiech.

- Nie mów tak. - zarumienił się jeszcze bardziej- Nie mam ładnych oczu i uśmiechu. To zwykłe ludzkie rzeczy, których duża część ludzi nie widzi. Dziękuję za wywołanie u mnie radości, Jungkookie... Przepraszam! Nie chciałem zdrobnić twojego imienia.

- Ależ nie szkodzi, Jiminnie, to jest urocze - powiedziałem, a mój uśmiech wywołał ból w policzkach, ale postanowiłem to olać. - I nie dziękuj, dla mnie to sama przyjemność i radość.

- Nie powinieneś być z siebie dumny. Na serio - przegryzł swoją dolną wargę by ukryć mały uśmieszek na jego ustach - Jiminnie brzmi bardzo słodko i uroczo. Nie sądzę, że taki jestem.

- A ja uważam, że tak - stwierdziłem szczerze, siadając nieco wygodniej na ławce. - Mimo że znamy się krótko, mogę powiedzieć, że taki właśnie jesteś.

- Zaraz będziesz mówił, że jestem bezbronny i delikatny - wywrócił oczami - Tak samo jak Jin. Zacytuje - odchrząknął - "Jimin! Jesteś najbardziej delikatną istotą na tym świecie. Musisz się pilnować, bo porcelanę bardzo łatwo stłuc" Rozumiem co to znaczy być delikatnym, ale bezbronny? Przecież to normalne, że nie noszę ze sobą broni, nie?

Zaśmiałem się, słysząc jego słowa.

- Tak, zdecydowanie jesteś uroczy i słodki. Takie właśnie osoby są zazwyczaj delikatne, bezbronne. A znaczy to, że potrzebujesz kogoś, żeby mógł cię obronić. On jest właśnie twoją taką "bronią".

- A kto jest najczęściej taka osobą? - spytał zaciekawiony, wlepiając we mnie hipnotyzujące spojrzenie lazurowych oczek.

- Tą osobą jest ktoś kto chcę cię bronić przed wszelkim złem - wytłumaczyłem, drapiąc się po policzku. - Można powiedzieć, anioł stróż.

- Oh, to Jin ma rację. Jestem bezbronny - wzruszył ramionami - Nie posiadam swojego anioła stróża i chyba nie będę takowego miał do końca swych dni.

- Mylisz się - na mojej twarzy ponownie pojawił się uśmiech. - Każdy ma swojego anioła stróża. Tylko anioły nie lubią się pokazywać, ale wiedz, że ty też masz takiego.

- Chyba ci wierzę, że mam takiego kogoś. - westchnął, przymykając swoje oczy - W końcu po tych wszystkich wydarzeniach zesłał mi osobę do mnie podobną, czyli ciebie - posłał mi półuśmiech, a jego oczy, które otworzył tryskały wdzięcznością.

- Miło mi, że tak mówisz - odparłem radosnym głosem, ciesząc się z jego słów. - I bardzo się cieszę, że pozwoliłeś mi sobie pomóc.

- Nie ma sprawy. Przyda mi się pomoc, więc to bardziej ja muszę podziękować tobie, Jungkookie, że chcesz mi pomóc - spojrzał mi w oczy, a chwilę później jego telefon zadzwonił - Muszę wracać do domu. Mama mi pisze, że zajęcia już dawno temu się skończyły, a mieliśmy jechać po nich do babci, bo jest w szpitalu – oznajmił, wstając ze z ławki - Dziękuję za to, że pomożesz mi walczyć.

- Jak mówiłem, nie dziękuj - również podniosłem się z drewnianego podłoża. - A, no i chciałbym ci coś zaproponować, od razu mówię, że nie musisz się zgadzać.. Może dałbyś mi swój numer? W razie czego gdybyś chciał pogadać czy coś, zawsze odbiorę.

- J-jasne - zająknął się, a ja od razu z uśmiechem wyciągnąłem telefon z kieszeni, podając mu go - Proszę. - oddał mi po chwili urządzenie. - Napisz, a ja sobie zapiszę twój numer - wyszeptał niepewnie, nogą bawiąc się kamyczkiem.

Pokiwałem głową, od razu robiąc to o co mnie poprosił, a mój uśmiech poszerzył się, widząc, jak się nazwał. "Jiminnie" chyba mu się spodobało.

- Dzięki, Jiminnie - schowałem swój telefon do kieszeni kurtki, a moje dłonie powędrowały do tych z przodu moich spodni. - W takim razie widzimy się na następnej próbie, tak?

- Yhym... - pokiwał głową, patrząc mi ostatni raz w oczy - Do zobaczenia, Jungkookie - posłał mi mały uśmiech, następnie się odwracając, ale zanim odszedł, odwrócił się szybko i podbiegł do mnie, przytulając się na moment - Jeszcze raz dziękuję, za wszystko. - wyszeptał, po czym mnie puścił i nawet nie oglądając się za siebie, uciekł do wyjścia z parku

Pokręciłem głową, dziękując sobie w myślach, że jednak zdecydowałem się pójść za nim, a nie zostawić go w spokoju. Nigdy nie sądziłem, że bycie natrętem mogłoby komuś pomóc. No cóż, pomogło. Pomogło Jiminowi, który uśmiechnął się, który odważył się wyznać swój sekret jakim były jego przepiękne oczy, który na pożegnanie przytulił mnie. Mimo że znaliśmy się krótko, byłem bardzo z niego dumny, że pokonał chwilowo lęk.

----------------------------------------------------------

Jak ja kocham to ff ^^

Do następnego, ludziki ^*^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro