Rozdział 36
- Dobrze - odłożyłem kociaki na moje łóżko i udałem się za dziewczyną na dół.
~***~
W kuchni tak jak było wcześniej ustalone, zrobiliśmy dla Jungkooka kokosowe ciasto z polewą waniliową. Kookie zdążył w tym czasie wyjść z toalety, więc jak zabroniliśmy mu wchodzić do kuchni to usiadł w salonie, przeglądając coś w telefonie. Jego mina była bardzo słodka, gdy ciasto postawiłem na stoliku przed nim - To na przeprosiny.
- Za moje wspaniałe żarty - dodała Somin, siadając koło Kooka.
- Tobie wybaczę, jak przestaniesz tak okrutnie żartować - powiedział do swojej przyjaciółki, a potem spojrzał się na mnie z uśmiechem. - A na ciebie się gniewać nie umiem.
- Somin twierdzi, że mnie kochasz. To dużo wyjaśnia - zachichotałem, odwzajemniając uśmiech chłopaka.
- Pierwszy raz się z nią zgodzę - jego wzrok zwrócił się ku przyjaciółce. - Zapamiętaj ten moment, bo drugiego razu może nie być.
- Tak po prostu mu to mówisz, patafianie? - walnęła chłopaka w ramię - Jesteś idiotą i skończysz we friendzone.
- Ja nie jestem tobą - zauważył będąc zadowolonym ze swojego spostrzeżenia. - I tak. Po prostu mu to mówię, bo wiem, że nasze relacje się przez to nie popsują. Prawda, Jiminnie?
- Nie wiem. Zastanowię się. - zrobiłem słodką minkę, by nie był zły.
- To cios prosto w moje serce - złapał się teatralnie, gdzie ten narząd się znajdował. - Jak możesz tak zwlekać?
- Nie chciałem cię zranić. Przepraszam - wyszeptałem skruszony, a moje oczy zaszły łzami - Wiesz, że ja tego nie robię specjalnie. Tylko żartowałem. - dodałem złamanym tonem.
- Jiminnie, przepraszam - od razu wstał by mnie mocno przytulić. - Ja też sobie tylko żartowałem. Wiem, że żartowałeś. Koteczku, nie płacz, proszę - wyszeptał, gładząc moje plecy. - Zapomniałem się. Przepraszam.
- Nie lubię jak tak żartujesz - wtuliłem się w niego - Dobrze wiesz, że ja nie wiem, kiedy mówisz tak na serio, a kiedy nie. Nie znam się na tym - pociągnąłem nosem.
- Dobrze, już nie będę tak żartował - westchnął. - Naprawdę cię przepraszam.
- Wszystko już dobrze - oderwałem się od niego, przypominając sobie o Somin siedzącej na kanapie - Pójdę zmienić dla was pościel...
- Dobrze - chłopak pokiwał lekko głową, siadając z powrotem na kanapie koło swojej przyjaciółki.
Chciałem jeszcze coś dodać, lecz w ostatniej chwili zrezygnowałem z tego i pobiegłem na górę. Tak jak mówiłem, zmieniłem materiał i zabrałem się za ściąganie podartych firan, uważając cały czas na bawiące się kotki. Miałem już schodzić z podstawionego wcześniej krzesła, ale przez nieuwagę moja noga zaplątała się w materiały, więc straciłem równowagę, spadając z hukiem na twardą podłogę, parę centymetrów od dywanu. Podniosłem się z jękiem bólu. Bolały mnie strasznie plecy i czułem, że bez siniaków się nie obejdzie. Moja oszpecona ręka również ucierpiała co dodawało mi kolejne dawki bólu. Postanowiłem pójść do kuchni, gdzie były tabletki i różnorakie maście. Jungkook i Somin rozmawiali na kanapie, ale nie wiedziałem, czy mnie zauważyli, bo nie zwracałem na to zbytnio uwagi. W kuchni zacząłem szukać leków, lecz gdy je w końcu znalazłem, okazało się, że były w górnej szafce na samej górze. Usiadłem ociężale na krześle z całej siły starając się nie popłakać, bo wiedziałem, że Jungkook to może usłyszeć, a już wystarczająco popsułem mu dzień.
- Jiminnie? - ciepły głos mojego chłopaka odciągnął na chwilę od skupieniu się na bólu. - Wszystko w porządku?
- Tak, tylko chciałem się napić wody - skłamałem cicho.
- Przecież widzę, że się krzywisz - wyszeptał, kiedy uklęknął na przeciwko mnie. - I zdecydowanie nie umiesz kłamać. Co cię boli?
- N-nic - uśmiechnąłem się lekko, by potwierdzić swoje słowa - Dobrze się czuję.
- Koteczku, nie lubię jak ktoś mnie kłamie, a ty ewidentnie to robisz - westchnął, gładząc moje kolano. - Chcę twojego dobra. Powiedz mi o co chodzi.
- Spadłem z krzesła i uderzyłem w podłogę - przestałem patrzeć mu w oczy. - Nie dosięgam po tabletki, a bolą mnie plecy i ręka.
- Trzeba było tak od razu, powiesz mi gdzie są tabletki? Sięgnę ci po nie i jak znajdę jakąś maść to też ci to pomogę wmasować, dobrze? - zapytał, łapiąc mnie za dłoń.
- Tam - wskazałem palcem odpowiednią szafkę - I dziękuję z góry.
- Nie dziękuj - wstał do pozycji pionowej, kierując się od razu w odpowiednim kierunku, żeby sięgnąć leki, które miały uśmierzyć mój ból. Przeszukał szafkę, wyciągając wszystko co według niego wydało się słuszne i otworzył lodówkę, w której znalazł maść, która miała za zadanie wspomóc tylko zagojenie się siniaków powstałych w skutek upadku. - Proszę - podał mi szklankę z wodą i odpowiednią tabletkę. - To ci trochę złagodzi ból, a zaraz ci wysmaruję plecy.
- Mhm... - wziąłem tabletkę i szybko ją połknąłem. - Ale uważaj dobrze?
- Obiecuję być delikatny - przysunął bliżej drugie krzesło, żebym mógł tam położyć swój tyłek oraz nogi, a sam usiadł za moimi plecami. - Muszę ci podnieść koszulkę, mogę?
- Tak, możesz, misiu - spojrzałem na niego kątem oka, widząc jego szeroki uśmiech, a po chwili poczułem zimną maść na swojej skórze, przez co cicho jęknąłem - Gdyby nie twoje ciepłe paluszki bym tutaj chyba zamarzł - zachichotałem.
- Nie dziwię się wcale - westchnął, będąc w stu procentach skupionym na swojej pracy. - Cały czas to było trzymane w lodówce, więc to nie jest zaskakujące.
- Będą kotki mogły ze mną spać? Ogrzeją mnie trochę, bo w salonie jest dość chłodno o tej porze roku - spytałem, gdy kończył swoją robotę.
- Jesteś pewien, że mamy u ciebie spać? - odpowiedział mi pytaniem. - Damy sobie radę w salonie.
- Tak, jestem pewien - uśmiechnąłem się na potwierdzenie - Jak to wygląda?
- W sensie plecy? - spytał, a ja pokiwałem głową. - Nie ma jeszcze siniaków, ale na pewno się pojawią. Będę ci smarował codziennie, żeby ci szybciej zeszły.
- Nie spotykamy się codziennie... - wyszeptałem, spuszczając swoją bluzkę - Sam sobie z tym poradzę - wstałem z krzesła, podchodząc do szafki, w której był mój zapas soczków w kartonikach - Też chcesz?
- Ale mam u ciebie spać przez dłuższy czas, tak? - spytał, obserwując moje poczynania. - Nie, nie chcę.
- Ale to nie znaczy, że musisz się mną zajmować w dzień. Masz prawo wychodzić z kolegami czy koleżankami - westchnąłem, zamykając mebel.
- Jakbym spotykał się z kimś innym oprócz Somin poza szkołą - mruknął cicho. - Ale dobrze, jeśli ci to przeszkadza, nie będę tego robił.
- Nieprzeszkadza mi tylko już dość cię wykorzystuje - wypowiedziałem swoje myśli nagłos, po czym wyszedłem z kuchni.
----------------------------------------------------
Co dalej, jak myślicie? xD
Do następnego, ludziki ^*^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro