Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

- Mhm - splotłem nasze dłonie i podniosłem się ze swojego miejsca, kierując się z chłopakiem do jego kuchni, gdzie bez zbędnego gadania zaczęliśmy robić omlety tak jak zażyczył sobie mój koteczek. Nie obyło się od zabaw, które wywołały na mojej jak i na jego twarzy. Mimo że nie lubiłem gotować, Jimin sprawił, że zmieniłem na ten temat zdanie.

~***~

Kiedy już jedzenie było gotowe, a my bardziej ogarnięci, zasiedliśmy do stołu w jadalni chłopaka, próbując się jakoś zebrać do zjedzenia tego.

- Nie dam rady - patrzyłem na danie z małym przerażeniem bo wiedziałem, że Jimin mówił, że będą ogromne, ale nie sądziłem, że aż tak. - Może ja się od razu poddam?

- Nie bądź baba - zachichotał słodko - Muszę cię jakoś zmobilizować, ale nie wiem czym... - westchnął, chwilę się zastanawiając - MAM! PAMIĘTASZ TEN... dziwny film, KTÓRY OGLĄDAŁEM PARĘ DNI TEMU?!

Zmarszczyłem brwi, starając sobie przypomnieć to co on oglądał przy mnie, ale nic przez chwilę nie przychodziło na myśl. Potem pomyślałem o tym nieszczęsnym pierwszym filmie pornograficznym jaki obejrzał Jimin. - Pamiętam, czemu pytasz?

- No bo tam uprawiali seks, tak? Mieli na siebie chęć? - wstał by nalać nam wody do szklanek.

- Tak - przytaknąłem, nie wiedząc zbytnio do czego zmierza.

- Byli parą? - przymrużył oczy.

- Nie wiem - wzruszyłem ramionami, mówiąc szczerze. Teraz to nic nie było wiadome w Internecie. - Może tak, może nie.

- Dobra przejdę do konkretów. Powiedziałeś, że my też będziemy to robić, a w filmie jeden facet musiał być u góry, a drugi na dole. Jak wygrasz to będziesz mógł wybrać - oznajmił, czerwieniąc się na twarzy - W końcu jesteśmy parą, a ja wiem, że skoro pary to robią to my też kiedyś będziemy musieli. - lekko drżącymi dłońmi podał mi szklankę z powrotem siadając na miejscu

Podziękowałem mu za napój, uśmiechając się do niego lekko. - Koteczku, zrobimy to jeśli będziesz chciał - odparłem, biorąc łyka. - No i ja w razie czego nie dam ci być u góry. Takie słodziaki jak ty trzeba pieścić i robić wszystko, żeby się nie przemęczały.

- A-ale j-ja chcę być u góry... - wbił we mnie stanowczy wzrok - I-i lubię się męczyć, a pieszczenie nie jest mi potrzebne - jego twarz przybrała kolor pomidora.

- Naprawdę? - spytałem, opierając się wygodniej o krzesło z uniesioną brwią. - Zmienisz jeszcze zdanie. Obiecuję ci to.

- N-niby jak? - ukrył twarz w dłoniach, starając się ukryć rumieńce.

- Kotkom zawsze są potrzebne pieszczoty - stwierdziłem. - Nawet jeśli się zapierają, że nie. Zupełnie jak ty. Mizianie, głaskanie, przytulenia i pocałunki to jedne z przykładów.

- T-to ja już nie chcę byś robił te rzeczy - skrzyżował ręce na piersi - W-w razie czego p-pójdę do kogoś innego. - spojrzał na mnie spod byka z wydętą wargą.

Spuściłem wzrok z niego na stół, bo mimo wszystko nie wyobrażałem sobie, żeby ktokolwiek inny dotykał mojego Jimina. - Zacznijmy może już jeść, co? - zaproponowałem, zmieniając temat bo nie chciałem już go ciągnąć. W głębi duszy wiedziałem, że on sobie żartuje, ale jednak ta niepewność pozostawała.

- No dobrze, ale to jaka jest nagroda? - spojrzał na mnie tym razem pytająco.

- Wybierz sobie co chcesz w nagrodę - wzruszyłem ramionami. - Ja tak jak powiedziałeś wybiorę.

- Jak wygram, chcę... - zamyślił się - byś zrobił dla mnie ciasto.

Zachłysnąłem się napojem, który właśnie miałem w buzi, próbując odkaszleć to. - Co? - wydukałem po dłuższej chwili. - Czy ty chcesz się otruć? Nie chcesz naprawdę czegoś innego?

- Daj przykład to zobaczę - uśmiechnął się słodko, siadając na krzyż - Jak nic ciekawego nie wymyślisz to robisz mi ciasto.

- Dam ci wszystko, ale nie ciasto - oznajmiłem. - Proszę. Tylko nie ciasto.

- Jiminnie, chce ciasto - zachichotał, wstając z krzesła, po czym usiadł mi na kolanach - Jesteś zły? Niemrawy nagle się stałeś.

- Um... - westchnąłem, łapiąc go za dłoń. - Troszkę mi się przykro zrobiło jak powiedziałeś, że pójdziesz do kogoś innego, ale to nieważne. Nie jestem zły.

- Jungkookieś~ - usiadł na mnie okrakiem, wtulając się w moją szyję - Przepraszam, misiu... Jak chcesz to będę kiedyś na dole i możesz mnie tulić i miziać i tak dalej... - musnął mój policzek - A jak sobie nie życzysz by ktoś inny mnie dotykał to tego kogoś przegoń, bo jesteś moim chłopakiem.

- Zrobiłbym to gdybyś mi nawet nie pozwolił - zacząłem całować jego delikatną skórę na szyi. - Nie oddam mojego koteczka nikomu.

- A jak mnie przestaniesz kochać to chyba mnie oddasz, tak? - spytał niepewnie.

- Skarbie mój - spojrzałem się na niego z ciepłym uśmiechem. - Nigdy cię nie przestanę kochać. Prawdziwie w życiu można zakochać się tylko raz. Ja właśnie to zrobiłem. Nie oddam cię.

- To miłe - zachichotał ciepło - A co jakbym umarł?

- Wtedy naprawdę byłoby mi ciężko - westchnąłem, kładąc podbródek na jego ramieniu. - Ale nadal byłbyś mój, a ja twój.

- Ale wtedy mógłbyś się zakochać drugi raz, co? - podniósł na mnie pytające spojrzenie.

- Wtedy to już nie byłoby to samo co z tobą - przyznałem, przytulając go mocniej do siebie. - Tylko przy tobie czuję takie szczęście.

- Lecz dałbyś radę. To jest najważniejsze - uśmiechnął się - Nie chce by ktoś bardzo cierpiał po mojej śmierci, wiesz? Pragnę by nikt po mnie nie płakał, bo to bez sensu. Wolę by ludzie uśmiechali się. Ja całe życie byłem smutny, a uśmiech jest o wiele milszy.

- Nie wymagaj ode mnie niemożliwego - mruknąłem cicho. - Nie da się nie cierpieć po utracie bliskiej osoby.

- Wiem o tym, dlatego na to nie liczę, ale wcześniej czy później byś się pozbierał - wzruszył ramionami - Ale płakać nie musisz. Przecież przy mnie zawsze się uśmiechasz, a jak to zawsze mówisz osoby nie żyjące pilnują te, które żyją i są przy nich. Ja będę w razie czego przy tobie, więc chce patrzeć na twój uśmiech, bo łzy u nikogo nie są miłe.

- Nie rozmawiajmy o tym, dobrze? - zaproponowałem, nie chcąc ciągnąc tego tematu. - To jeszcze nie czas, żeby się nad tym zastanawiać.

- Chciałem umrzeć jak moja babcia odeszła. - wyszeptał - Bóg może być za to pragnienie na mnie zły i je spełnić, dlatego poruszyłem ten temat - przytulił się mocno.

- Spokojnie, koteczku - zacząłem gładzić jego plecy czule oraz delikatnie. - Bóg nie jest na ciebie zły i nie zabierze cię do niego. Spokojnie.

- Przyrzekasz? - wyszeptał drżącym głosem.

- Tak - pokiwałem głową. - Bóg nas wszystkich kocha. Bez względu na wszystko.

- Czyli pozwoli mi z tobą zostać na zawsze? - zapytał, znów na mnie spoglądając.

- Tak, pozwoli - musnąłem jego słodziutkie usteczka. - Tylko los może zepsuć nam te plany - dopowiedziałem w myślach, uśmiechając się lekko do mojego słońca.

- Jedzenie stygnie - uśmiechnął się, schodząc z moich kolan - I jak wygram to czekam na ciasto, więc módl się byś to ty wygrał - zachichotał biorąc do ręki sztućce - Omlety wyglądają smakowicie, więc ja zjem na pewno całego.

- Ale zdajesz sobie sprawę, że skoro już mi obiecałeś, że będziesz na dole - zacząłem z uniesionym kącikiem ust. - To mogę zażądać innej nagrody jeśli wygram?

- A-a co byś c-chciał? - zaczął się jąkać.

- Spokojnie, nic strasznego - zaśmiałem się na jego reakcję. - Spróbujemy innego pocałunku.

- A można inaczej? – zadał kolejne pytanie z widocznym zaciekawieniem tym tematem.

- Można - potwierdziłem, kiwając głową. - Ale przekonasz się o tym jak wygram. A teraz smacznego, skarbie.

- S-smacznego... - wyszeptał z jęknięciem.

Uśmiechnąłem się lekko, zaczynając jeść. Na szczęście zdążyłem trochę zgłodnieć przez ten czas, więc miałem szansę na wygraną. Nie patrzyłem się w ogóle na swojego chłopaka w przeciwieństwie do niego, ponieważ czułem jego wzrok na mnie, ale nie przejmowałem się tym, żeby się nie zdekoncentrować i skończyć przed nim. Nie mogłem przegrać.

I tego nie zrobiłem. Z nieskrywaną satysfakcją po zjedzeniu swojej porcji obserwowałem jak Jimin męczy się ze swoją. Po kilku minutach zrobiło mi się go szkoda, więc postanowiłem skończyć jego katorgi. - Koteczku, nie musisz już tego jeść. I tak wygrałem.

- Ja i tak to zjem. Nie jestem tchórzem. - wydukał, biorąc do buzi kolejnego kęsa - W razie czego pojedziemy na ostry dyżur, żeby zrobili mi operacje ściany żołądka...

- Nie, koteczku, nie masz się potem źle czuć - powiedziałem, zabierając mu talerz. - Zaraz przyjdziesz do mnie na kolanka i wymasuję ci brzusio, żeby ci się ułożyło tam wszystko.

- Przytul mnie. Chce tulić - wydął dolną wargę - A potem weź mnie na rączki i posadź na swoich kolankach, bo nie mam siły wstać.

- Moje malutkie kociątko - wstałem, będąc kompletnie rozczulonym jego zachowaniem i podniosłem go z jego miejsca, biorąc na ręce moje słońce oraz usiadłem na jego miejscu, sadzając go na moich kolanach. - Wtul się we mnie.

- Miałeś pomiziać po brzusiu - ułożył głowę na moim obojczyku.

- Pomiziam, spokojnie - pocałowałem go z szerokim uśmiechem i włożyłem dłoń pod jego koszulkę, zaczynając masować skórę chłopaka. - Przyjemnie?

- Mhm... - wymruczał niczym kotek - Bardzo. Masz cieplusią rączkę - zachichotał cicho.

- A ty masz delikatną skórę - musnąłem przeciągle jego policzek. - Będę mógł cię masować częściej? To bardzo przyjemne i dla mnie, Jiminnie.

- Oczywiście, że będziesz mógł - uśmiechnął się lekko - A może przenieś nas do mojej sypialni, co? Nie chce się natknąć na rodziców, bo padły by głowie pytania z ich strony, a nie potrzebne mi to.

- Mhm - podniosłem się z krzesła jednocześnie podnosząc również mojego koteczka do góry. Poprawiłem go sobie na rękach, kierując się od razu do jego sypialni by tam się nim zająć

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro